
Burżuazyjna teoria wartości po Ricardo
Jak wyjaśniłem w zeszłym miesiącu, rosnąca fala walki brytyjskiej klasy robotniczej zmusiła burżuazyjnych następców Ricardo do porzucenia koncepcji wartości opartej na ilości pracy przeciętnie potrzebnej do wyprodukowania towaru o danej jakości i wartości użytkowej. Byli do tego zmuszeni, ponieważ każda koncepcja wartości oparta o pracę zakłada, że zyski i renty – wartość dodatkowa – są wytwarzane przez nieodpłatną pracę klasy robotniczej. Wyzwaniem, przed którym stanęli burżuazyjni następcy Ricardo, było stworzenie spójnej teorii ekonomicznej, która nie używałaby wartości opartej o pracę. Przyjrzyjmy się niektórym z dostępnych im opcji.
Malthus, zapożyczając pewne fragmenty z Adama Smitha, twierdził, że kapitaliści po prostu dodają zysk do kosztów płac. Podobnie jak Smith i Ricardo, Malthus zakładał, że to, co Marks miał nazwać kapitałem stałym, można zredukować do płac, jeśli cofniemy się wystarczająco daleko. Dlatego kapitał stały w rzeczywistości składał się z płac o wydłużonym okresie rotacji – co XX–wieczny «neorikardianin» Pierro Sraffa (1898–1983) miał nazwać «pracą datowaną»1 w swojej pracy «Production of Commodities by Means of Commodities».
Malthus twierdził, że skoro kapitaliści działają dla zysku, to po prostu dodają zysk do swoich kosztów – ostatecznie sprowadzając je do ceny «pracy datowanej», używając terminologii Sraffy.
Koncepcja, zgodnie z którą zyski są po prostu dodawane do kosztu wytworzenia towaru, jest znana jako «zysk ze sprzedaży» [profit upon alienation]2. Koncepcja ta została po raz pierwszy wysunięta przez merkantylistów w najwcześniejszych czasach ekonomii politycznej. W tym okresie, poprzedzającym rewolucję przemysłową, kapitał kupiecki nadal dominował nad kapitałem przemysłowym. W końcu, czyż kupcy nie osiągają zysków, kupując tanio i sprzedając drogo?
Ale co decydowało o wysokości opłaty, która wykraczała poza koszt towaru dla kapitalisty? Co jeszcze bardziej druzgoczące dla Malthusa, każdy kapitalista pobierał zawyżone opłaty od każdego innego kapitalisty – a także od konsumentów z klasy robotniczej, którzy kupowali od kapitalistów środki utrzymania – czy kapitaliści jako klasa mogliby osiągnąć zysk? Gdyby Malthus miał rację, średnia stopa zysku wynosiłaby zero!
Ale może w ogóle nie potrzebujemy pojęcia «wartość»? Dlaczego nie powiedzieć po prostu, że naturalne ceny towarów są określane przez koszt produkcji, który zawiera zysk? Ale co w takim razie decyduje o cenach towarów, które weszły w skład kosztów produkcji danego towaru? Podążając za tą logiką do końca, naturalne ceny towarów są określane przez naturalne ceny towarów. To się nazywa rozumowanie okrężne.
Nie posunęliśmy się ani o centymetr do przodu w stosunku do miejsca w którym zaczeliśmy. Aby uniknąć zatoczenia koła, musimy określić ceny towarów za pomocą czegoś innego niż cena. W końcu nie da się uciec od jakiegoś pojęcia wartości.
Paradoks «wody i diamentu»
Może wartość towaru jest naprawdę określana przez jego wartość użytkową? Jeśli uda nam się znaleźć sposób na wyprowadzenie ceny z wartości użytkowej, nie będziemy potrzebowali wartości opartej o pracę, ze wszystkimi jej implikacjami w postaci zysków wynikających z nieodpłatnej pracy najemnej. Czysta teoria wartości użytkowej lub użyteczności napotyka jednak na coś, co w ekonomii znane jest jako paradoks «wody i diamentu».
Nasze zapotrzebowanie na wodę jest o wiele większe niż na diamenty. Bez wody nie możemy długo żyć, ale wielu z nas bardzo dobrze radzi sobie w życiu, nigdy nie posiadając diamentu. Nasze zapotrzebowanie na powietrze jest nawet mocniejsze niż zapotrzebowanie na wodę. Bez powietrza, którym można oddychać, umieramy w ciągu kilku minut.
Jeśli wartość towaru jest określana przez siłę naszego zapotrzebowania na jego wartość użytkową, cena wody powinna być znacznie wyższa niż cena diamentów, a cena powietrza jeszcze wyższa. W rzeczywistości cena wody jest znacznie niższa od ceny diamentów, a cena powietrza jest zazwyczaj równa zeru. Najwyraźniej naiwna teoria wartości oparta o użyteczność jako wyznacznik ceny nie działa.
Teoria wartości z rzadkości i powstanie teorii użyteczności krańcowej3
Ale może wartość towarów nie jest określana przez ich wartość użytkową jako taką, lecz przez dostępność ich wartości użytkowej? Można to sformalizować i wyrazić matematycznie, jeśli pytanie to sformułujemy jako intensywność naszego zapotrzebowania na dodatkową jednostkę danego rodzaju towaru.
Na przykład, jeśli umieram z pragnienia na pustyni, moje zapotrzebowanie na dodatkową szklankę wody może być większe niż na dodatkowy diament. Jednak w normalnych warunkach wody jest tak dużo, że mogę z łatwością zdobyć dodatkową szklankę wody za bardzo niską cenę. Jeśli nie jestem spragniony, nie będę potrzebował dodatkowej szklanki wody, a zatem nie zapłacę za nią ani grosza. Jeśli chodzi o powietrze, jestem nim otoczony. Moje zapotrzebowanie na dodatkową jednostkę powietrza ponad to, co już mam, jest zerowe.
Diamenty, w przeciwieństwie do powietrza i wody, są bardzo rzadkie. Gdybyśmy mieli do wyboru posiadanie diamentów lub wody, wybralibyśmy wodę. Ale gdybyśmy mieli do wyboru dodatkową szklankę wody lub dodatkowy diament, większość ludzi wybrałaby diament.
W rezultacie – rozumowali ekonomiści, którzy stworzyli teorię użyteczności krańcowej – to nie intensywność zapotrzebowania na daną wartość użytkową decyduje o jej wartości. To raczej intensywność zapotrzebowania na dodatkową jednostkę danej wartości użytkowej decyduje o jej wartości. Ta koncepcja miała przynajmniej tę zaletę, że pozwalała określić ceny na podstawie czegoś innego niż sama cena4.
O ile wskazówki dotyczące koncepcji użyteczności krańcowej można znaleźć już wcześniej, o tyle od 1870 roku cała rzesza ekonomistów, takich jak William Stanley Jevons (1835–1882) i Alfred Marshal (1842–1924) w Wielkiej Brytanii oraz Leon Walras (1834–1910) i Carl Menger (1840–1921) w Austrii, zaproponowała i rozwinęła teorię użyteczności krańcowej. Do końca XIX wieku teoria użyteczności krańcowej stała się dominująca wśród ekonomistów burżuazyjnych. Zwrot ekonomii w kierunku teorii użyteczności krańcowej i analizy marginalistycznej w ogóle nazywany jest «rewolucją marginalistyczną».
Kuszące jest upatrywanie w publikacji pierwszego tomu «Kapitału» w 1867 roku przyczyny tej «rewolucji» w burżuazyjnej myśli ekonomicznej. W «Kapitale» ruch robotniczy dysponował teorią ekonomiczną o wiele potężniejszą niż teoria wysuwana przez ricardiańskich socjalistów czy wręcz przez samego Ricardo. Jeśli idea marginalistyczna mogłaby doprowadzić do stworzenia teorii bardziej spójnej pod względem logicznym i matematycznym niż ta, którą opracował Marks, to wykazałoby, że kapitalizm nie opiera się na wyzysku klasy robotniczej.
Porównanie dwóch teorii
Te dwie teorie wartości – udoskonalona wersja laborystycznej teorii wartości Marksa i marginalistyczna teoria wartości oparta na dostępności wartości użytkowych – toczą ze sobą pojedynek od tamtego czasu. Zanim zbadam, w jaki sposób podstawowa idea użyteczności krańcowej została rozszerzona w celu wyjaśnienia działania gospodarki jako całości, powinniśmy porównać teorię użyteczności krańcowej z koncepcją wartości opartą na ilości pracy, jaką trzeba przeciętnie włożyć w wytworzenie towaru o danej wartości użytkowej i jakości.
Podejście oparte na wartości pracy, stosowane zarówno przez klasycznych ekonomistów burżuazyjnych, jak i Marksa, rozpoczyna się od wytworzenia produktów dzięki pracy ludzi, a następnie bada, w jaki sposób ludzie wymieniają się produktami swojej pracy. Natomiast podejście oparte na użyteczności krańcowej zaczyna się od konsumenta.5 I faktycznie, ekonomiści marginalistyczni stosują swoją teorię wartości do wszystkich rzadkich produktów pożądanych przez ludzi, niezależnie od tego, czy są to produkty pracy ludzkiej, czy produkty przyrody.
Wartość pracy jest obiektywna, podczas gdy marginalistyczne podejście do wartości jest subiektywne. W każdym ruchu, w panujących warunkach produkcji, towar reprezentuje pewną ilość (abstrakcyjnej) pracy. W przeciwieństwie do tego, w podejściu opartym na użyteczności krańcowej konsument subiektywnie wycenia przedmiot, który może, ale nie musi być produktem ludzkiej pracy.
Na przykład dla palacza uzależnionego od nikotyny papieros będzie miał dodatnią użyteczność krańcową, chyba że nie występuje deficyt papierosów. Jednak dla osoby niepalącej papierosy nie mają absolutnie żadnej wartości użytkowej, a zatem nie mają użyteczności krańcowej. Byłoby to prawdą, nawet gdyby papieros był ostatnim papierosem na całym świecie. Każda osoba będzie zatem subiektywnie inaczej wyceniać towar o danej wartości użytkowej i jakości. Jednak w istniejących warunkach produkcji wyprodukowanie papierosa zawsze będzie wymagało średnio w dowolnym momencie pewnej określonej ilości ludzkiej (abstrakcyjnej) pracy.
Marks wyjaśnił, że kiedy producenci wymieniają się produktami swojej konkretnej pracy, w efekcie abstrahują wszystkie różnice, które odróżniają tę pracę od siebie nawzajem, sprowadzając ją do pracy jako takiej, czyli pracy abstrakcyjnej. Jako wartości – ale nie jako wartości użytkowe – towary są «zrobione» z tej samej rzeczy – wartości. To sprawia, że na rynku można porównywać ze sobą ilościowo różne towary o całkiem różnych wartościach użytkowych.
Koniec użyteczności krańcowej
Wyzwaniem dla ekonomistów zajmujących się subiektywną użytecznością krańcową było zredukowanie użyteczności krańcowej do jakiejś jednorodnej substancji społecznej, tak jak zrobił to Marks ze swoją koncepcją pracy abstrakcyjnej. Zaproponowano, że użyteczność można zredukować do «użytków» («utils»). Ale jaka dokładnie byłaby to jednostka miary? Czy «użytki» mierzy się wagą, jak złoto, czy baryłkami, jak ropę naftową? Nie. Czy «użytki» można mierzyć czasem, jak abstrakcyjną pracę ludzką? Również nie.
Ostatecznie nie udało się rozwiązać tego problemu i ekonomiści burżuazyjni byli zmuszeni zrezygnować z użyteczności krańcowej w swoich «zaawansowanych» pismach, zachowując ją jedynie w podręcznikach dla początkujących studentów.
Była to pierwsza poważna porażka marginalizmu. Zamiast tego ekonomiści musieli zadowolić się graficznymi reprezentacjami «preferencji konsumentów», które są matematycznymi modelami tego, jak konsumenci o różnych subiektywnych potrzebach będą wybierać spośród różnych rzadkich dóbr. Na przykład, czy dany konsument w supermarkecie wyda ostatniego dolara na dodatkową pomarańczę czy dodatkowe jabłko?
Od «formuły trójjednej» do produktu krańcowego czynników produkcji
Ekonomia post–ricardiańska w dużym stopniu wykorzystywała to, co Marks w III tomie «Kapitału» nazwał «formułą trójjedną». Adam Smith podzielił wszystkie dochody na trzy kategorie pokrywające się z trzema podstawowymi klasami społeczeństwa kapitalistycznego. Te trzy formy dochodu to renta gruntowa, płaca robocza i zysk z kapitału.
Formuła trójjedna opiera się na zdroworozsądkowym założeniu, że ziemia wytwarza czynsz, kapitał wytwarza zysk, a praca wytwarza wartość swojej płacy. Ekonomiści marginalistyczni rozwinęli to najbardziej pospolite i naiwne pojęcie w matematyczną teorię produktywności krańcowej, która jest dziś wykładana na uniwersyteckich wydziałach ekonomicznych.
Załóżmy – rozumuje marginalista – że do sadu jabłoniowego należącego do kapitalistycznego rolnika dodamy dodatkową jednostkę ziemi danego typu. Ile dodatkowych jabłek otrzymamy w wyniku tego działania? Te dodatkowe jabłka są produktem krańcowym ziemi, a wartość tych dodatkowych jabłek – twierdzą marginaliści – określa wartość, jaką ziemia wnosi do wartości jabłek wyprodukowanych w sadzie rolnika. Wartość wytworzona przez ziemię trafia do właściciela ziemi – czy to rolnika, jeśli jest on właścicielem ziemi, czy też do innego właściciela ziemi – w postaci czynszu. Czy może być coś bardziej sprawiedliwego?
Przypuśćmy, że zamiast tego dodamy dodatkową jednostkę kapitału. Ile dodatkowych jabłek otrzymamy? Dodatkowe jabłka będą produktem krańcowym kapitału, a ich wartość będzie określała wartość, jaką kapitał rolnika wniósł do jabłek. Rolnik jako właściciel kapitału otrzymuje tę wartość w postaci odsetek od tego kapitału6.
Kapitalistyczny właściciel sadu może też zatrudnić dodatkowego pracownika. Ile dodatkowych jabłek zostanie wyprodukowanych w takim przypadku? Wartość dodatkowych jabłek to krańcowy produkt pracy. Wartość tych dodatkowych jabłek – twierdzą marginaliści – określa wartość, jaką robotnicy wytwarzają dzięki swojej pracy, a ta z kolei określa ich płacę. Marginaliści wyjaśniają następnie, że za pomocą rygorystycznego rozumowania matematycznego udowodnili, iż robotnicy otrzymują wynagrodzenie dokładnie równe wartości, jaką ich praca wnosi do produktów. Nie ma tu mowy o żadnej nieodpłatnej pracy robotników.
Jak długo panuje wolna konkurencja – twierdzą ekonomiści marginalistyczni – tak długo żaden z trzech «czynników produkcji» – ziemia, kapitał czy praca – nie będzie wyzyskiwał innego, a przynajmniej nie przez bardzo długi czas. Tylko jeśli płace z jakiegoś powodu będą niższe od wartości krańcowego produktu pracy – twierdzą marginaliści – praca będzie wyzyskiwana.
Jednak w tych warunkach kapitaliści chętnie zatrudnią dodatkowych pracowników, aby osiągnąć «zysk ekonomiczny» przewyższający stopę procentową ich kapitału. Popyt na pracę wzrośnie, a cena pracy – płace – wkrótce powróci do poziomu jej krańcowego produktu. Sam wolny rynek szybko położy kres wyzyskowi siły roboczej i zlikwiduje «zysk ekonomiczny», który kapitaliści wypracowali dzięki wyzyskowi siły roboczej, pozostawiając jedynie odsetki od kapitału. Po co tworzyć związki zawodowe lub ruch robotniczy!
A jeśli przypuścimy, że płace są wyższe od wartości krańcowego produktu pracy? W takim przypadku, wyjaśniają marginaliści, praca będzie wyzyskiwać kapitał! Ale i w tym przypadku wolna konkurencja przyjdzie z pomocą wyzyskiwanym kapitalistom. Kapitaliści poniosą straty, jeśli będą płacić pracownikom więcej, niż wynosi wartość, którą wytwarza praca. Robotnicy albo będą musieli zaakceptować niższe płace, albo zostaną zwolnieni. Wolna konkurencja sprawi, że właściciele ziemscy otrzymają pełną wartość wytworzoną przez ich ziemię, ale ani grosza więcej.
Ekonomiści marginalistyczni argumentują, że praca nie zawsze jest taka przyjemna. Kto, na przykład, lubi wystawiać oceny lub wykładać studentom o chwale wolnego rynku?7 Dla pracowników zawsze istnieje więc kompromis. Mogą oni albo zdecydować się na dostarczenie kapitalistom dodatkowej jednostki pracy i w zamian otrzymać płacę dokładnie równą wytworzonej przez nich wartości dodatkowej, albo mogą wybrać czas wolny i ponieść koszt alternatywny rezygnacji z dodatkowej płacy. Jest to wybór pracowników.
Jak marginaliści tłumaczą ogromne dochody kapitalistów
Jak zatem wytłumaczyć niezwykle wysokie dochody kapitalistów, takich jak John D. Rockefeller, Henry Ford, Bill Gates czy Steve Jobs, by wymienić tylko kilku z nich? Jakich wyborów dokonują, które uprawniają ich do tak ogromnych dochodów?
Marginaliści uważają, że przedsiębiorca jest tak naprawdę pracownikiem, którego szczególne umiejętności są bardzo deficytowe. Różne rodzaje pracy mają różną produktywność krańcową i dlatego można wypracować sobie różną pensję, proporcjonalną do względnego niedoboru danej pracy. Na przykład produkt krańcowy jubilera będzie znacznie wyższy niż produkt krańcowy kopacza rowów, ponieważ jubilerzy są «rzadsi» niż kopacze rowów. W końcu – rozumują marginaliści – każdy może wykopać rów, ale opanowanie rzemiosła jubilerskiego wymaga lat treningu i nie każdy jest w stanie to zrobić.
A produkt krańcowy pracy Steve’a Jobsa, a zwłaszcza Billa Gatesa jest znacznie wyższy niż produkt krańcowy pracy jubilera. Rockefeller, Ford, Jobs i Gates byli «geniuszami», a zatem ich szczególny rodzaj pracy jest znacznie rzadszy niż zwykłych jubilerów8.
Produkt krańcowy pracy tych miliarderów, nazywanych w XIX wieku «baronami–rabusiami», nie był – jak wyjaśniają ekonomiści marginalni – po prostu kilkoma dodatkowymi rowami, jak w przypadku zwykłego kopacza rowów. Kilkoma dodatkowymi pierścionkami z diamentami, jak w przypadku wykwalifikowanego jubilera, ale całymi nowymi gałęziami przemysłu. Na przykład ropa naftowa w przypadku Rockefellera, tanie samochody produkowane masowo w przypadku Forda oraz nowoczesne «urządzenia» komputerowe i związane z nimi oprogramowanie, takie jak system operacyjny Windows firmy Microsoft czy iSprzęty firmy Apple.
A co z kapitalistami finansowymi, którzy w ogóle nie wykonują pracy? Jeśli masz wystarczająco dużo kapitału – a najbogatsi kapitaliści nim dysponują – możesz zarobić setki milionów dolarów rocznie, nie wymyślając nowych gałęzi przemysłu ani nie angażując się w żadną pracę. Co uprawnia tych kapitalistów finansowych, którzy nie wykonują żadnej pracy, do uzyskiwania znacznych dochodów z odsetek? Zapożyczając od przedmarksistowskiego ekonomisty brytyjskiego Nassu Seniora (1790–1864), marginaliści twierdzą, że to «powstrzymywanie się» lub «czekanie» przez kapitalistów powoduje powstawanie odsetek.
Marginaliści wyjaśniają, że każdy człowiek ma wybór: albo natychmiast skonsumować swoje dochody, albo je zaoszczędzić. Bez względu na to, czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, angażujemy się w proces subiektywnej wyceny, na przykład różnicy między wartością filiżanki kawy dzisiaj a wartością dwóch filiżanek kawy za 20 lat. Gdyby wszystko było takie samo, wolałbym wypić filiżankę kawy dziś rano. Ale jeśli powiedziano mi, że poczekawszy 20 lat, dostanę dodatkową filiżankę kawy, muszę dokonać wyboru. Czy filiżanka kawy dzisiaj jest naprawdę warta dwóch filiżanek kawy za 20 lat? Mam wolny wybór.
Podczas gdy większość ludzi wybiera filiżankę kawy dzisiaj, nieliczni oszczędni decydują się na dwie filiżanki kawy za 20 lat. Ludzie, którzy dokonują tego ostatniego wyboru, to kapitaliści – wyjaśniają ekonomiści. Kapitaliści deponują swoje pieniądze na kawę na koncie oszczędnościowym w banku.
Kiedy – wyjaśniają marginaliści – ja, kapitalista, decyduję się zdeponować pieniądze na kawę w banku zamiast kupić filiżankę kawy dzisiaj, dyskontuję9 wartość dwóch filiżanek kawy, które planuję spożyć za 20 lat, do wartości pojedynczej filiżanki, którą mógłbym wypić dzisiaj. Różnica – rozumują ekonomiści marginalistyczni – między subiektywną wyceną filiżanki kawy, którą mogę spożyć dzisiaj, a niższą wartością filiżanki kawy, na której spożycie będę musiał poczekać 20 lat, to odsetki od mojego kapitału.
Kapitał ludzki
Według Marksa, siła robocza robotników staje się (zmiennym) kapitałem, gdy zostaje zakupiona przez kapitalistę przemysłowego. Jest to w pewnym sensie «kapitał ludzki». Jednak ekonomiści marginalistyczni nie używają tego terminu w tym znaczeniu. Zamiast tego twierdzą, że to robotnik, który «inwestuje» w zdobywanie umiejętności, jest kapitalistą. I tak jak wszyscy kapitaliści, robotnicy zarabiają na swoim kapitale ludzkim odsetki, które przybierają formę dodatkowej pensji ponad to, co zarobiłby robotnik niewykwalifikowany.
Zgodnie z rozumowaniem marginalistycznym robotnicy wykwalifikowani, decydując się na zdobywanie umiejętności zamiast zarabiać pensję regularną, którą mogliby zarabiać dzisiaj, podobnie jak wszyscy kapitaliści decydują się konsumować więcej w przyszłości, konsumując mniej dzisiaj. Ci oszczędni pracownicy, powstrzymując się od bieżącej konsumpcji, «produkują odsetki» i są prawdziwymi kapitalistami. Dlatego – wyjaśniają marginaliści – wszyscy poza najbardziej niewykwalifikowanymi pracownikami są w rzeczywistości kapitalistami!
Od stopy zysku do stopy procentowej
Współcześni ekonomiści, w przeciwieństwie do ekonomistów klasycznych czy Marksa, nie używają w swoich pismach teoretycznych terminu «stopa zysku». Zamiast tego posługują się terminem «stopa procentowa». Zysk ekonomiczny przewyższający stopę procentową – wyjaśniają współcześni burżuazyjni ekonomiści marginalistyczni – odzwierciedla po prostu chwilowe zachwiania równowagi na rynku. Jeśli weźmiesz udział w kursie ekonomii na poziomie uniwersyteckim, dowiesz się, że kiedy gospodarka jest w stanie równowagi, nie ma żadnych zysków. Właśnie tak, żadnych zysków!
Resztę bardzo wysokich dochodów kapitalistów, których nie można wyjaśnić jako odsetki, można wyjaśnić, jak widzieliśmy powyżej, jako wynagrodzenie za pracę kapitalistów, które uzyskują oni dzięki bardzo wysokiej wartości produktu krańcowego swojej pracy.
Wynajmujący i dziedziczenie
Marginaliści twierdzą, że to gotowość kapitalistów do poświęcenia swojej dzisiejszej konsumpcji, aby móc konsumować więcej w przyszłości, sprawiła, że nasze dzisiejsze społeczeństwo jest o wiele bogatsze niż jakiekolwiek inne wcześniejsze. Ale co z ostatnim członkiem trójcy, właścicielem ziemskim? Przecież ziemia w żaden sposób nie jest produktem czegokolwiek, co robi właściciel, ponieważ (nieuprawiana) ziemia jest z definicji produktem natury. Ani ludzka praca, ani ludzkie «czekanie» czy «powstrzymywanie się» nie odgrywają tu żadnej roli. Niektórzy marginaliści, tacy jak Leon Walras, faktycznie sprzeciwiali się prywatnej własności ziemi. Jednak większość marginalistów zakłada, że właściciele ziemscy w jakiś sposób zasługują na korzystanie z wartości krańcowego produktu ich ziemi w postaci renty gruntowej.10
Pieniądz i teoria marginalistyczna
Marginaliści przejęli klasyczną teorię ilościową pieniądza, która istniała już w klasycznej ekonomii politycznej. W czasach Ricardo pieniądz był definiowany jako obiegowe złote (lub srebrne) monety oraz banknoty i drobne monety z metali nieszlachetnych – pieniądz kruszcowy. Ricardo zakładał, że ogólny poziom cen odzwierciedla stosunek ilościowy między pieniędzmi a towarami (niepieniężnymi). Jeśli ilość towarów jest stała, to podwojenie ilości pieniądza spowoduje podwojenie cen towarów, natomiast zmniejszenie ilości pieniądza o połowę obniży ogólny poziom cen do połowy poprzedniego poziomu. Ricardo założył, że zmiany cen spowodowane zmianami ilości pieniądza w stosunku do ilości towarów następują szybko i bez tarcia.
Ze względu na tę zależność Ricardo nie widział możliwości wystąpienia «powszechnego niedoboru» towarów. Jeśli kapitaliści nie mogą bezpośrednio inwestować pieniędzy w swoje firmy, pożyczają je innym kapitalistom, aby otrzymać odsetki od swojego kapitału – na przykład deponując pieniądze w banku. Z pewnością, argumentował Ricardo, kapitaliści nie będą gromadzić pieniędzy, ponieważ tylko poprzez wprowadzanie ich do obiegu mogą się wzbogacić.
Ricardo zakładał, że wartość złota i srebra – towarów–pieniędzy – jest określona, podobnie jak wartość wszystkich dóbr, przez średnią pracę niezbędną do ich wytworzenia. Jeśli ogólny poziom cen, liczony według cen rynkowych, przekroczyłby ogólny poziom cen, liczony według cen naturalnych – cen produkcji – złoto (materiał pieniężny) byłoby wymieniane z towarami poniżej swojej wartości. Ogólna stopa zysku byłaby więc wyższa od średniej stopy zysku w górnictwie i rafinacji złota. Kapitał odpływałby więc z wydobycia i rafinacji złota do bardziej dochodowych gałęzi produkcji.
Z czasem oznaczałoby to spadek produkcji złota, a ilość pieniądza wzrastałaby wolniej niż produkcja towarów jako całość. W rezultacie stosunek ilości pieniądza do ilości towarów zmniejszyłby się, a ogólny poziom cen uległby obniżeniu. Odwrotna sytuacja miałaby miejsce, gdyby ogólny poziom cen w kategoriach cen rynkowych spadł poniżej cen naturalnych.
Tak więc w skali rynku światowego ogólny poziom cen byłby regulowany przez względną wartość roboczą złota lub srebra z jednej strony, a wszystkich innych towarów z drugiej. Ricardo uważał jednak, że takie wzrosty i spadki cen wpływają jedynie na nominalne bogactwo, a nie na realne bogactwo społeczeństwa kapitalistycznego. Prawdziwe bogactwo składa się z towarów, których wartości użytkowe służą innym celom niż środki cyrkulacji towarów – w teorii Ricardo zapewnia je pieniądz.
Marginaliści przejęli teorię ilościową pieniądza stosowaną przez Ricardo, a także teorię handlu międzynarodowego11 Ricardo (dziś znaną jako teoria przewagi komparatywnej, która w dużym stopniu zależy od teorii ilościowej pieniądza), odrzucając jednocześnie teorię wartości Ricardo opartą na pracy ludzkiej.
Dla marginalistów pieniądz składa się z żetonów wartości. Wartość monetarnych żetonów, zdaniem marginalistów, odzwierciedla wartość rzadkich towarów, które te pomagają wprowadzić w obieg. Według marginalistów, rzadkość występowania żetonów monetarnych w stosunku do wartości towarów, które znajdują się w obiegu, określa ogólny poziom cen. Im mniejsza jest rzadkość żetonów monetarnych w stosunku do wartości całej masy towarów, tym wyższy będzie ogólny poziom cen. Jednak – wyjaśniają marginaliści – wpływa to jedynie na nominalne bogactwo społeczeństwa, ponieważ żetony pieniężne nie mają wartości same w sobie. Jaką wartość miałby banknot stuzłotowy, gdyby nie można było za niego nic kupić?
Marginalizm a standard złota
W klasycznym standardzie złota głównym zadaniem banku centralnego lub innych władz monetarnych było dbanie o to, by cena złota w walucie nigdy się nie zmieniała. W tym celu władze monetarne utrzymywały rezerwę złota i były w każdej chwili gotowe do kupna i sprzedaży złota po oficjalnej cenie waluty. Wszystkie inne kwestie, takie jak zapobieganie ogólnym inflacjom i deflacjom cen czy zwalczanie recesji i związanych z nią masowych zwolnień, były ignorowane lub podporządkowane konieczności utrzymywania stałej ceny złota.
Teoria marginalistyczna sugeruje, że polityka stabilizacji złota jest błędem. Złoto, zgodnie z teorią marginalistyczną, jest przecież tylko kolejnym towarem, który ma bardzo ograniczone zastosowania, poza tym, że służy jako surowiec do produkcji żetonów monetarnych (złotych monet). Jednak zgodnie z teorią marginalistyczną nie ma potrzeby produkowania żetonów monetarnych ze złota. Równie dobrze można je produkować z papieru i atramentu, co będzie działało równie dobrze, o ile żetonów będzie wystarczająco mało.
To prawda, że jeśli żetony monetarne są wykonane ze złota, to gwarantuje to, że same żetony pozostaną rzadkie. W ten sposób – zgadzają się marginaliści – standard złota zwiąże ręce nieodpowiedzialnemu rządowi lub władzom monetarnym, które w przeciwnym razie mogłyby prowadzić lekkomyślną politykę zawyżania ilości żetonów monetarnych w celu wyjścia z kłopotów finansowych. Jednak marginalizm sugeruje, że dopóki władze monetarne są odpowiedzialne, standard złota nie ma żadnych zalet. W istocie logika marginalistyczna prowadzi do wniosku, że idealnym systemem pieniężnym nie jest standard złota, lecz dobrze zarządzany system pieniądza papierowego.
Marginalizm prowadzi do sterowania inflacją
Marginaliści nie mogli nie zauważyć, że wahaniom cyklu przemysłowego – choć marginalizm nie potrafił wyjaśnić, dlaczego w ogóle istnieje cykl przemysłowy – towarzyszyły wahania ogólnego poziomu cen. Marginaliści skłonni byli sądzić, że cykl przemysłowy jest zatem przede wszystkim zjawiskiem związanym ze zmianami ogólnego poziomu cen, a nie cen poszczególnych towarów. Dokładnie taki pogląd rozwijał wczesny amerykański ekonomista marginalistyczny Irving Fisher (1867–1947), którego można uznać za bezpośredniego poprzednika Miltona Friedmana.
Stabilizując cenę jednego konkretnego towaru – złota – Fisher wyjaśniał, że gospodarka była skazana na deflację, gdy podaż złota spadała w stosunku do innych towarów, a na inflację, gdy podaż złota rosła w stosunku do innych towarów. Takie wahania cen zaburzały z kolei system kredytowy – doprowadzając do bankructwa wielu dłużników, gdy ceny spadały, lub krzywdząc wierzycieli, gdy rosły. Jednak – rozumował Fisher – można by łatwo uniknąć tego zła, gdyby władze monetarne, zamiast stabilizować cenę złota, stabilizowały ogólny poziom cen.
Fisher twierdził, że jeśli ceny rosną, szkodząc wierzycielom, władze monetarne powinny zmniejszyć stopę wzrostu emitowanych przez siebie żetonów monetarnych, dopóki ceny nie przestaną rosnąć. Jeśli zaś ceny spadają, władze monetarne powinny zwiększać stopę wzrostu emitowanych żetonów monetarnych do czasu, aż ceny przestaną spadać. W ten sposób, rozumowali marginaliści, tacy jak Fisher, można ustabilizować ogólny poziom cen, zapobiegając inflacji i depresji deflacyjnej, natomiast ceny poszczególnych towarów będą mogły swobodnie rosnąć i spadać w stosunku do ogólnego poziomu cen12.
Dzisiejsi «fanatycy złota»13 często obwiniają Keynesa za stworzenie teoretycznych podstaw do porzucenia standardu złota. W rzeczywistości dokonał tego marginalizm.
«Monetaryzm» nagrodzonego Nagrodą Nobla marginalistycznego «fundamentalisty»14 Miltona Friedmana, który stał się popularny w okresie inflacji w latach 70. ubiegłego wieku, był po prostu odmianą idei Fishera. Friedman zgadzał się z Fisherem, że władze monetarne nie powinny kierować się «ceną złota», które po 1933 roku nie było już w obiegu w Stanach Zjednoczonych jako waluta. Ponieważ Friedman postrzegał pieniądz jako środek cyrkulacji, uważał, że z chwilą gdy złoto przestało być używane do produkcji żetonów monetarnych w postaci złotych monet będących prawnym środkiem płatniczym – w Europie od 1914 r., a w Stanach Zjednoczonych od 1933 r. – przestało być pieniądzem.
Friedman twierdził, że Skarb Państwa Stanów Zjednoczonych, sprzedając i kupując złoto po stałej cenie 35 dolarów za uncję zagranicznym władzom monetarnym – do czego był zobowiązany w ramach systemu Brettona Woodsa po II wojnie światowej – jest winny utrzymywania «ceny złota» na sztucznie zawyżonym poziomie. Gdyby Skarb Państwa przestał to robić, jak uważał Friedman, cena złota w dolarach spadłaby znacznie poniżej sztucznie zawyżonego poziomu 35 dolarów za uncję.
Friedman argumentował, że zamiast wspierać cenę złota, władze monetarne powinny ustalać roczną stopę wzrostu podaży pieniądza – zdefiniowanego jako żetony będące prawnym środkiem płatniczym oraz depozyty bankowe podlegające czekom – w pewnej stałej relacji do potencjalnego tempa wzrostu produkcji towarowej jako całości. Friedman zdefiniował potencjalny wzrost produkcji towarowej jako tempo wzrostu populacji – liczby potencjalnych dodatkowych pracowników – plus tempo wzrostu wydajności pracy.
Na przykład, jeśli liczba ludności wzrasta w tempie 2%, a wydajność pracy w tempie 1,5% rocznie, władze monetarne powinny zwiększać podaż pieniądza w tempie 3,5%, jeśli chcą utrzymać stabilny ogólny poziom cen. Jeśli władze monetarne zdecydowałyby się na 2–procentową stopę inflacji, co jest celem na dzień dzisiejszy, to po prostu dodałyby 2% do stopy wzrostu ilości tworzonych przez siebie żetonów monetarnych. Taka polityka, polegająca na dążeniu do osiągnięcia ogólnego poziomu cen, a nie ceny złota, jak to miało miejsce w standardzie złota, jest nazywana «sterowaniem inflacją»
Sterowanie inflacją
Z technicznego punktu widzenia sterowanie inflacją nie sprawdza się, ponieważ władze monetarne musiałyby kontrolować cztery zmienne potrzebne do osiągnięcia konkretnego poziomu inflacji, podczas gdy w rzeczywistości kontrolują tylko jedną. Po pierwsze, musiałyby kontrolować tempo wzrostu ilości towarów, co jest całkowicie poza kontrolą władz monetarnych.
Po drugie, władze monetarne musiałyby kontrolować tempo przyrostu żetonów monetarnych, jedynej zmiennej z tych czterech, którą kontrolują. Po trzecie, władze monetarne musiałyby kontrolować stosunek pieniądza kredytowego kreowanego przez system bankowości komercyjnej do tworzonych przez niego żetonów monetarnych, zwany bazą monetarną lub «pieniądzem o dużej mocy». Po czwarte, władze monetarne musiałyby kontrolować prędkość obiegu zarówno kreowanych przez siebie żetonów monetarnych, jak i pieniądza kredytowego kreowanego przez komercyjny system bankowy.
Jak władze monetarne mogą osiągnąć «cel inflacyjny», skoro kontrolują tylko jedną zmienną – ilość monetarnych żetonów – z czterech zmiennych, które musiałyby kontrolować, aby osiągnąć cel inflacyjny? Friedman odpowiedział na to zastrzeżenie, że teoria marginalistyczna «udowodniła», iż gospodarka kapitalistyczna jest niezwykle stabilna zarówno pod względem potencjału wzrostu z roku na rok, jak i pod każdym innym względem.
Ponieważ Friedman wyjaśnił, że ta «głęboka stabilność» kapitalizmu została udowodniona przez teorię marginalistyczną, pozostałe trzy zmienne – potencjalne tempo wzrostu produkcji, stosunek monetarnych żetonów emitowanych przez władze monetarne do ilości kredytów kreowanych przez banki komercyjne oraz prędkość obrotu pieniądza w obiegu – są również «głęboko» stabilne. Osiągnięcie celu inflacyjnego jest zatem dość łatwe. Władze monetarne muszą jedynie utrzymywać stopę wzrostu emitowanych przez siebie monetarnych żetonów monetarnych na stałym poziomie.
Friedman twierdził, że praktycznie wszystkie rzeczywiste epizody niestabilności w historii gospodarki kapitalistycznej – boomy, inflacje i recesje – można przypisać zmianom stopy wzrostu żetonów monetarnych – jedynej zmiennej, którą kontrolują władze monetarne. W systemie standardu złota, w którym produkcja złota była bardzo niestabilna ze względu na odkrywanie nowych kopalń, wyczerpywanie się starych, zmiany technologiczne i tym podobne, nie można było uniknąć znacznych wahań koniunktury między inflacyjnymi boomami a deflacyjnymi recesjami.
Jednak w systemie «pieniądza papierowego» – twierdził Friedman – w którym żetony monetarne są wykonane z papieru i atramentu, monety z tanich metali lub jako zwykłe zapisy księgowe, można ustabilizować tempo wzrostu ilości żetonów monetarnych. Jeśli tak się stanie, Friedman przewidywał, że «cykl koniunkturalny» praktycznie zniknie.
Obecny dylemat w polityce pieniężnej i sterowaniu inflacją
Sterowanie inflacją, zainspirowane marginalistyczną teorią ekonomii, stoi obecnie przed wielkim dylematem. Od czasu kryzysu w 2008 roku – którego wystąpienie było zaprzeczeniem teorii marginalistycznej – System Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych (FED), pełniący funkcję banku centralnego całego świata w systemie dolarowym, zwiększył tempo wzrostu wartości tworzonych przez siebie żetonów pieniężnych denominowanych w dolarach do około 30% rocznie. Zgodnie z teorią marginalistyczną, skoro wzrost produktywności i tempo wzrostu populacji nie są bliskie temu poziomowi, lecz zbliżają się do 3 procent, to takie tempo wzrostu powinno wkrótce doprowadzić do globalnej inflacji dolarowej na poziomie około 27 procent, czyli mniej więcej o kilka punktów procentowych. Taka stopa inflacji, gdyby się pojawiła, sprawiłaby, że Wielka Inflacja z lat 70. ubiegłego wieku wyglądałaby bardzo łagodnie.
Problem polega na tym, że mimo bardzo szybkiego wzrostu monetarnych żetonów – bazy monetarnej – inflacja w dolarach utrzymuje się znacznie poniżej celu inflacyjnego FEDu, który wynosi około 2 procent. Biorąc pod uwagę niską stopę inflacji, a nawet lekką deflację, System Rezerwy Federalnej powinien – zgodnie z obowiązującą teorią marginalistyczną – przyspieszyć tempo wzrostu swoich monetarnych żetonów, aż inflacja osiągnie poziom 2 procent.
Jeśli jednak FED spojrzy na tempo wzrostu swoich monetarnych żetonów od czasu kryzysu w 2008 roku, wydaje się, że inflacja wkrótce przyspieszy i osiągnie poziom dwucyfrowy. FED nie bez powodu obawia się, że jeśli utrzyma tempo wzrostu swoich monetarnych żetonów na poziomie zbliżonym do tego, jaki utrzymuje od 2008 roku, kiedy inflacja wzrośnie, przekroczy poziom 2% rocznie i osiągnie wartość dwucyfrową. Jeśli tak się stanie, doświadczenia z lat 70. ubiegłego wieku wskazują, że obniżenie inflacji do docelowych 2% będzie kosztowne, co zagrozi istnieniu międzynarodowego dolarowego systemu finansowego, który stanowi podstawę globalnego imperium Stanów Zjednoczonych.
W chwili, gdy to piszę, giełda z dnia na dzień się zmienia, ponieważ spekulanci z Wall Street próbują ustalić, jak dokładnie FED poradzi sobie z tym dylematem. Dla nas ważne jest uświadomienie sobie, że sam fakt istnienia tego dylematu świadczy o tym, że coś jest nie tak nie tylko z teoriami monetarnymi Fishera i Friedmana, ale także z marginalistyczną teorią ekonomiczną, na której te teorie monetarne się opierają.
Kontrowersje wokół kapitału15 teoretycznie obalają marginalizm
Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku miała miejsce «Kontrowersja wokół kapitału» dotycząca natury kapitału. Ekonomiści z Uniwersytetu Cambridge w Anglii16 pod kierownictwem Piero Sraffy przeciwstawili się ekonomistom z Massachusetts Institute of Technology w Cambridge, Massachusetts, kierowanym przez Paula Samuelsona (1915–2009). Samuelson był uważany za jednego z najzdolniejszych matematycznie ekonomistów marginalistycznych swoich czasów.
Poniżej, kiedy mówię o pracy, czynszu i odsetkach, o ile nie zaznaczam inaczej, używam tych terminów w sensie, w jakim używają ich współcześni (burżuazyjni) ekonomiści, a nie w sensie, w jakim używał ich Marks.
Ekonomiści, którzy uczestniczyli w Kontrowersji wokół kapitału, pominęli ziemię, redukując trzy «czynniki produkcji» do zaledwie dwóch: pracy i kapitału. Jak wyjaśniłem powyżej, zgodnie z marginalistyczną teorią ekonomii dwa pozostałe czynniki produkcji mają ceny. Ceną pracy jest płaca, a ceną kapitału – stopa procentowa.
Co, zgodnie z teorią marginalistyczną, decyduje o cenach kapitału i pracy? Odpowiedź marginalistów brzmi: rzadkość pracy i kapitału względem siebie. Im rzadszy jest kapitał w stosunku do pracy, tym wyższa jest stopa procentowa. I odwrotnie, im bardziej obfity jest kapitał w stosunku do pracy, tym niższa jest stopa procentowa. Dlatego wraz ze wzrostem płac stopy procentowe spadają i odwrotnie.
Wycena jednostki pracy nie nastręcza większych trudności. Najpierw należy zredukować pracę wykwalifikowaną do pracy niewykwalifikowanej. Następnie mierzy się wartość użytkową pracy za pomocą odpowiedniej jednostki miary. W przypadku pracy właściwą jednostką miary jest czas. Następnie obliczamy, ile dokładnie kapitalista musi zapłacić wynagrodzenia, aby zatrudnić daną ilość pracy, powiedzmy godzinę. Na przykład godzina pracy może kosztować kapitalistycznego nabywcę 10 dolarów. Tę samą procedurę możemy zastosować do określenia ceny dowolnego towaru.
Weźmy za przykład słodką ropę naftową17. Ropę naftową mierzy się w baryłkach, tak jak pracę w godzinach. W dniu 6 marca 2015 r. cena słodkiej ropy naftowej wynosiła 49,78$ za baryłkę. Bierzemy określoną ilość wartości użytkowej słodkiej ropy naftowej – mierzoną w odpowiedniej jednostce – i porównujemy ją z określoną sumą pieniędzy – 49,78$ – w określonym momencie – 6 marca 2015 r.
W jaki sposób można zastosować tę procedurę do jednostki kapitału?
Po pierwsze, jaką jednostkę miary powinniśmy stosować dla kapitału? Ups! Problem polega na tym, że w przeciwieństwie do niewykwalifikowanej siły roboczej czy słodkiej ropy naftowej, kapitał składa się z wielu różnych wartości użytkowych, które mają najróżniejsze jednostki miary. Samuelson zaproponował, że możemy przyjąć, iż cały «kapitał» składa się z jednego rodzaju towaru – być może baryłek ropy. Ale to właśnie Marks nazwał «brutalną abstrakcją». Samuelson został zmuszony do przyznania racji w tej kwestii i zrezygnował ze swojego modelu «jednego towaru».
Jak porównać wartości użytkowe – baryłkę ropy, tokarkę, phillipsowski śrubokręt18 czy wiertarkę ze stopą magnetyczną, żeby wymienić tylko niewielki procent z ogromnej liczby rodzajów towarów, które składają się na kapitał? Jak zatem można określić ilość kapitału? Aby obliczyć ilość kapitału, musielibyśmy dodać do siebie tokarki, śrubokręty i wiertarki. Ekonomiści wymyślili nawet termin na określenie tego problemu. Nazwali go «problemem agregacji»19.
Ale czy nie możemy rozwiązać tego problemu tak, jak kapitaliści rozwiązują go w świecie rzeczywistym, używając pieniędzy? Wystarczy zsumować ceny śrubokręta krzyżakowego, wiertarki magnetycznej itd. Pamiętajmy jednak, że zgodnie z teorią marginalistyczną pieniądze to po prostu sterta żetonów, które same w sobie nie mają wartości20. Zamiast tego żetony pieniężne odzwierciedlają wartość towarów, którymi te żetony obracają. A jak widzieliśmy powyżej, wszystkie próby stworzenia wspólnej substancji wartości na podstawie założeń marginalistycznych zakończyły się niepowodzeniem. Spróbujmy jednak użyć pieniądza do zdefiniowania «ceny kapitału».
Odsetki zawsze mierzy się w procentach. Załóżmy, że stopa procentowa wynosi 3 procent rocznie. Teraz możemy skapitalizować roczny dochód z odsetek, na przykład 1 000 dolarów, dzieląc go przez cenę kapitału – stopę procentową – (1 000 / 0,03), co daje 33 333,33 dolara. Czy powinniśmy powiedzieć, że cena kapitału wartego 33 333,33 dolara jest równa 1000 dolarów? To znaczy, czy powinniśmy powiedzieć, że liczba 33 333,33 równa się liczbie 1 000? Nie, to nie działa.
Może powinniśmy powiedzieć, że 33 333,33 USD kapitału wynajmuje się za 1000 USD rocznie. Tak jest lepiej. Ale to nadal nie rozwiązuje problemu. Jeśli mamy do czynienia z czynszem gruntowym, to przynajmniej porównujemy ilość ziemi – na przykład akr21 – z sumą pieniędzy. To już lepiej. Jednak w przypadku «dzierżawy» kapitału mierzonego w pieniądzu nadal porównujemy jedną sumę pieniędzy z inną sumą pieniędzy. Z kolei cena musi zrównywać jakiś obiekt użyteczny inny niż pieniądz z daną ilością pieniądza. Dla marginalistów od tego momentu wszystko idzie coraz gorzej.
Jak obliczyć roczną stopę oprocentowania kapitału? Po pierwsze, musimy podzielić ilość odsetek wyrażoną w jakiejś jednostce czegoś – nie wiemy czego – przez ilość kapitału zdefiniowaną jako ilość tego samego czegoś. I na tym nasze trudności się nie kończą!
Ponieważ marginaliści stosują prawa fikcyjnego kapitału do kapitału realnego, okazuje się, że ilości kapitału w przeliczeniu na coś nie da się określić niezależnie od samej stopy procentowej! W istocie ceny poszczególnych «dóbr» kapitałowych okazują się po prostu formą odsetek, tak jak cena ziemi jest inną formą renty gruntowej. Bez jakiejś koncepcji wartości pracy nie ma po prostu sposobu na zmierzenie ilości kapitału niezależnie od stopy procentowej. Utknęliśmy w doskonałym kole, w którym stopa procentowa jest określana przez stopę procentową.
Marks rozwiązał wszystkie te problemy – zarówno problem agregacji, jak i problem określania ilości kapitału niezależnie od stopy zysku (co współcześni ekonomiści błędnie nazywają stopą procentową) – dzięki swojej koncepcji abstrakcyjnej pracy ludzkiej jako społecznej substancji wartości. Kapitał, wyjaśniał Marks, nie jest substancją fizyczną, taką jak ropa naftowa, tokarki, budynki fabryczne itd. Substancją społeczną, z której «zbudowany» jest kapitał, jest wartość – abstrakcyjna praca ludzka mierzona w jakiejś jednostce czasu.
Kiedy agregujemy tokarki, wiertarki, linie montażowe i budynki fabryczne jako kapitał, nie dodajemy tokarki do wiertarki, robota przemysłowego i tak dalej. W istocie nie możemy tego robić, ponieważ prawa arytmetyki wymagają, aby dodawać do siebie tylko obiekty identyczne pod względem jakościowym. Zamiast tego dodajemy do siebie określone ilości jakościowo identycznych ilości abstrakcyjnej pracy ludzkiej mierzonej w kategoriach czasu. Jest to całkowicie poprawna procedura arytmetyczna.
Podobnie, gdy obliczamy stopę zysku, dzielimy całkowitą wartość zysku – dodatku mierzonego w kategoriach określonej ilości abstrakcyjnej pracy ludzkiej – przez całkowitą ilość kapitału, również mierzoną w kategoriach określonej ilości abstrakcyjnej pracy ludzkiej.
Ale czy nie dziwnie jest używać jednostek czasu? Czy nie wygodniej jest używać jednostek pieniężnych, takich jak dolary, funty, euro itd. Jak wiemy, dolary, funty i euro w danym momencie reprezentują daną ilość złota mierzoną wagowo. Cena złota ustalana w Londynie22 stanowi dzienną miarę tej ilości dla dolarów. (Wystarczy podzielić 1 przez cenę przelicznikową, by obliczyć, jaką ilość złota w ułamkach uncji reprezentuje jeden dolar w danym dniu).
Możemy pójść na skróty, używając jednostek pieniężnych – Marks często to robił w «Kapitale». Ale jeśli chcemy uzyskać matematycznie dokładne wyniki, stosując ceny, a nie wartości – to znaczy usunąć wszelki wpływ stopy zysku na ilość kapitału – możemy stosować tylko ceny bezpośrednie. W przeciwnym razie nie da się w pełni uciec od tego koła, ponieważ jeśli zastosujemy jakikolwiek inny rodzaj ceny niż cena bezpośrednia, nie będzie można określić wartości kapitału niezależnie od stopy zysku.
Marginalizm obalony matematycznie
Włosko–brytyjski ekonomista Pierro Sraffa obalił matematycznnie teorię marginalistyczną w swojej książce «The Production of Commodities by Means of Commodities» (Produkcja towarów za pomocą towarów), opublikowanej w 1960 roku, która zapoczątkowała słynną Kontrowersję wokół kapitału.
Obalenie marginalizmu przez Sraffę wiązało się z «podwójnym przestawieniem technik»23. Przypomnijmy, że marginaliści zakładają, że gdy kapitał staje się coraz rzadszy w stosunku do pracy, stopa procentowa rośnie i odwrotnie – gdy kapitał staje się coraz bardziej obfity w stosunku do pracy, stopa procentowa spada. W świecie teorii marginalistycznej płace i odsetki zmieniają się odwrotnie. Im wyższy jest poziom płac, tym niższa jest stopa procentowa, a im niższe są płace, tym wyższa jest stopa procentowa24.
Zgodnie z teorią marginalistyczną, w miarę jak kapitał staje się coraz rzadszy w stosunku do pracy, ceny dóbr kapitałowych rosną. W pewnym momencie kapitaliści przemysłowi przestawią się na technikę bardziej pracochłonną, ponieważ jest ona tańsza. Podobnie, gdy dobra kapitałowe stają się coraz bardziej zasobne w stosunku do pracy, stają się tańsze i następuje przejście od pracy do bardziej «kapitałochłonnych» technik produkcji. Ma to kluczowe znaczenie dla teorii produktywności krańcowej.
Sraffa pokazał jednak, że pod pewnymi warunkami – pamiętajmy, że korzystamy z założeń, które przyjmują sami marginaliści – gdy płace rosną, a stopy procentowe spadają, może nastąpić przejście z kapitału z powrotem do pracy. Nazywa się to podwójnym przestawieniem technik.
Podwójne przestawienie skutecznie obala matematycznie całą teorię wartości i podziału między kapitalistów i robotników według krańcowych produktów pracy i kapitału. Sraffa doszedł do tego matematycznego obalenia teorii marginalistycznej, posługując się arytmetyką powszechnie stosowaną w transakcjach handlowych i prostą algebrą. W ten sposób doprowadził do upadku całej pseudonauki ekonomii marginalistycznej z całym jej zapleczem w postaci wyższej matematyki!25
Niektórzy marginaliści słusznie zauważyli, że «neo–ricardianie», jak często nazywa się zwolenników Sraffy, nie są w stanie zastąpić marginalności niczym więcej niż arytmetyką handlową. Jest to całkiem słuszne. W gruncie rzeczy neo–ricardianie proponują zastąpienie ekonomii arytmetyką handlową. W końcu arytmetyka handlowa całkiem dobrze służy codziennym biznesmenom! Ale ten argument, sam w sobie słuszny, w żadnym sensie nie ratuje marginalizmu.
Z dwóch wielkich szkół ekonomicznych, które wyrosły z tego, co Marks nazwał w «Teoriach wartości dodatkowej» «rozpadem szkoły ricardiańskiej», tylko jedna – szkoła marksistowska – jeszcze się ostała. Druga, marginalistyczna, została zredukowana do masy logicznych i matematycznych ruin.
Ekonomia naukowa kontra ekonomia wulgarna
Widzimy tu różnicę między tym, co Marks nazywał «ekonomią wulgarną» – która obejmuje zarówno krytykę marginalistyczną, jak i «neo–ricardiańską» – a ekonomią naukową. Ekonomia naukowa rozpoczęła się od ekonomistów klasycznych i była kontynuowana przez krytykę burżuazyjnej ekonomii politycznej dokonaną przez Marksa. W przeciwieństwie do klasyków i Marksa, ekonomiści wulgarni myślą tak samo jak praktyczni ludzie biznesu. Wulgarni ekonomiści zajmują się cenami, płacami, stopami procentowymi i kapitalizacją przepływów dochodów według stopy procentowej. Wulgarna ekonomia nie interesuje się tym, co leży u podstaw tych powierzchniowych zjawisk – rzeczywistymi społecznymi stosunkami produkcji – i w najgorszym razie robi wszystko, by je ukryć – na przykład zaprzeczając wyzyskowi robotników przez kapitalistów.
Rozwój marginalizmu od lat 30.
Wielki Kryzys lat trzydziestych XX wieku wywrócił do góry nogami marginalistyczne założenia dotyczące funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej. Skutki były jeszcze większe w Wielkiej Brytanii, gdzie kryzys faktycznie rozpoczął się w 1920 roku, niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie rozpoczął się dopiero w 1929 roku.
Bardziej wrażliwi studenci ekonomii byli zszokowani, kiedy ich profesorowie powtarzali, że «pełne zatrudnienie» jest jedyną możliwą równowagą w gospodarce kapitalistycznej, podczas gdy tuż za oknami sali lekcyjnej trwał kryzys. Wielu młodych studentów ekonomii zaczęło szukać odpowiedzi u Marksa. To skłoniło Johna Maynarda Keynesa do stworzenia zmodyfikowanego marginalizmu, którego celem było zwrócenie radykalizujących się studentów ekonomii z powrotem ku ekonomii burżuazyjnej.
Keynes twierdził, że marginalizm był zasadniczo zdrowy, ale jego twórcy popełnili jeden poważny błąd. Przeanalizowali tylko jeden przypadek równowagi gospodarczej – równowagę przy «pełnym zatrudnieniu». W rzeczywistości, jak twierdził Keynes, równowaga była możliwa na każdym poziomie zatrudnienia, od zera do stu procent. Keynes uważał, że pozostawiona sama sobie gospodarka kapitalistyczna, ze względu na malejący niedobór kapitału, coraz bardziej dąży do równowagi ze znacznym bezrobociem.
Keynes jednak upierał się26, że jeśli rząd i bank centralny będą prowadzić właściwą politykę fiskalną i monetarną, zawsze będzie można przywrócić gospodarce kapitalistycznej równowagę «zbliżoną do pełnego zatrudnienia». Dokładne określenie, w jaki sposób rząd powinien to osiągnąć w konkretnych warunkach gospodarczych, stało się przedmiotem nowej «makroekonomii».
Keynes jednak nigdy nie zakwestionował poglądu, że wolna konkurencja jest przybliżeniem kapitalistycznej rzeczywistości. W latach trzydziestych XX wieku młodzi ekonomiści, tacy jak Paul Sweezy, który z konserwatywnego ucznia ekonomii marginalistycznej, jakim był wcześniej, stał się założycielem tego, co miało się stać interpretacją marksizmu według Monthly Review, zaczęli modyfikować marginalistyczną teorię cen, aby uwzględnić monopole.
W warunkach wolnej konkurencji marginaliści zakładają, że poszczególne firmy kontrolują tak niewielki procent całkowitej produkcji towarów o danej wartości użytkowej i jakości, że ich upadek nie miałby praktycznie żadnego wpływu na ceny.
Firmy te są zatem zmuszone presją konkurencji do wybierania takich poziomów produkcji, przy których ich koszty krańcowe są równe dominującej cenie. Według marginalistów, przy danym poziomie techniki, w równowadze koszty krańcowe równają się kosztom przeciętnym i są równe najniższym możliwym kosztom. W rezultacie, jak twierdzili marginaliści, «wolna konkurencja» – nieokiełznany kapitalizm – nie tylko zapewnia «pełne zatrudnienie» i brak wyzysku jednego «czynnika produkcji» przez «inny czynnik produkcji», lecz także gwarantuje, że stosowane są tylko najbardziej efektywne metody produkcji. Dlatego wszyscy, a zwłaszcza «konsumenci», są zwycięzcami.
Podczas kryzysu dla studentów ekonomii, takich jak młody Paul Sweezy, było oczywiste, że marginalistyczny obraz wolnej konkurencji był daleki od dominującej kapitalistycznej rzeczywistości. W latach trzydziestych XX wieku wiele sektorów przemysłu było zdominowanych przez kilka firm, z których każda kontrolowała znaczną część całkowitej produkcji. Jeśli któraś z tych firm zdecydowałaby się zwiększyć lub zmniejszyć produkcję, miałoby to znaczący wpływ na ceny. Im większy był wpływ pojedynczej firmy na ceny, tym wyższy był «stopień monopolu».
Dlatego też «szkoła cen monopolowych» twierdziła, że podejmując decyzje o poziomie produkcji, firmy działające w branżach o znacznym stopniu monopolizacji będą wybierać takie poziomy produkcji, przy których ich ceny sprzedaży będą równe ich przychodom krańcowym, a nie kosztom krańcowym. Wynikiem tego byłoby znaczne chroniczne bezrobocie, nadwyżka mocy produkcyjnych i nieefektywny poziom produkcji.
To właśnie w wysokim stopniu monopolizacji, jaki osiągnięto w latach trzydziestych, ci młodsi ekonomiści wykształceni w duchu marginalistycznym znaleźli podstawową przyczynę kryzysu. W przeciwieństwie do «ortodoksyjnych» marginalistów, ci «nieortodoksyjni» marginaliści uważali, że rola rządu w gospodarce musi się ciągle zwiększać, jeśli chce się uniknąć katastrofy gospodarczej i społecznej.
Z kolei bardziej tradycyjni marginaliści – tacy jak Milton Friedman, obecnie nazywani «neoliberałami» – twierdzą, że rola monopoli we współczesnym kapitalizmie jest znacznie wyolbrzymiona, a model doskonałej konkurencji jest wciąż dość bliskim przybliżeniem dzisiejszej kapitalistycznej rzeczywistości. Dlatego też nie mają oni wiele pożytku ze zmian, jakie «szkoła cen monopolowych» wprowadziła do teorii cen marginalnych począwszy od lat trzydziestych XX wieku. Podobnie jak dawni liberalni ekonomiści polityczni, neoliberałowie nalegają, aby rząd trzymał ręce z dala od gospodarki.
Dzisiejsi bardziej «postępowi» ekonomiści burżuazyjni, tacy jak Paul Krugman, pozostają pod wpływem zarówno Keynesa, jak i szkoły cen monopolowych. Zapożyczają się oni, często ukradkiem, od szkoły Monthly Review, która najbardziej konsekwentnie rozwijała zarówno Keynesa, jak i szkołę cen monopolowych, aż do jej logicznych wniosków. Jednak w przeciwieństwie do Monthly Review, postępowi ekonomiści burżuazyjni twierdzą, że kapitalizm może działać w interesie wszystkich ludzi, jeśli tylko znajdzie się odpowiednie połączenie interwencji rządu i «wolnego rynku».
W następnym miesiącu przyjrzymy się roli, jaką ekonomia marginalistyczna odegrała w krajach socjalistycznych oraz krytyce Che Guevary wobec rosnącego wpływu idei marginalistycznych zarówno w zawodach ekonomicznych, jak i w partiach rządzących krajów socjalistycznych.
1W originale «Dated labor». – Przyp. tłum.
2Termin nietłumaczony na język polski do tej pory. U Marksa w pracy «Teorie wartości dodatkowej» chodzi o zysk zrealizowany przy wyzbywaniu się towaru przy sprzedaży. – Przyp. tłum.
3Tzw. marginalizm. – Przyp. tłum.
4W przeciwieństwie do poprzednich nieopartych na pracy teorii wartości. – Przyp. tłum.
5Rosyjski ekonomista marksistowski i później jeden z przywódców Związku Radzieckiego N.I. Bucharin (1888–1938) w swojej «Teorii klasy pracującej» – nie mylić z książką o tym samym tytule autorstwa amerykańskiego ekonomisty Thorsteina Veblena – wyjaśnił powstanie teorii użyteczności krańcowej rosnącym znaczeniem warstwy klasy kapitalistów całkowicie odsuniętej od sfery produkcji.
6Marks wykazał, że odsetki stanowią jedynie ułamek zysku, który z kolei jest ułamkiem całkowitej wartości dodatkowej. Zysk dzieli się na dwie części: zysk przedsiębiorstwa i odsetki.
Marginaliści robią wszystko, co w ich mocy, by wyjaśnić, że zysk przedsiębiorstwa jest albo wynikiem pracy aktywnych kapitalistów, albo «nagrodą» za dodatkowe ryzyko, jakie ponoszą kapitaliści, gdy decydują się inwestować swój kapitał we własne przedsiębiorstwa zamiast pożyczać go innym kapitalistom lub rządowi. W istocie za «czystą» stopę procentową uważa się stopę oprocentowania obligacji rządowych, które uważa się za pozbawione ryzyka, ponieważ są płatne w walucie emitowanej przez rząd lub jego władze monetarne.
Największym problemem dla teorii marginalistycznej jest jednak wyjaśnienie tej części wartości dodanej, której nie da się w żaden sposób uzasadnić «pracą przedsiębiorcy» czy «ryzykiem».
7Wielu marginalistów to profesorowie uniwersyteccy, więc ten rodzaj pracy jest im dobrze znany.
8Marginaliści twierdzą również, że bardzo wysokie dochody uzyskiwane przez przedsiębiorców są «nagrodą» za ryzykowanie pieniędzy na własne przedsięwzięcia, które mogą się nie udać i mogą doprowadzić do utraty wszystkich pieniędzy. To oczywiście prawda, że niedoszli potentaci codziennie ryzykują i tracą swoje pieniądze. Czy zatem ryzyko ma być czwartym czynnikiem produkcji obok trójcy: ziemi, pracy i kapitału, czy też ma przyczyniać się do zwiększenia wartości krańcowego produktu pracy przedsiębiorców, czyniąc ten rodzaj pracy deficytowym ze względu na stosunkowo niewielką liczbę osób skłonnych do podejmowania takiego ryzyka? Przypuszczalnie to drugie, ponieważ w podręcznikach mówi się o trzech czynnikach produkcji – świętej trójcy – a nie o czterech czynnikach produkcji.
9Dyskontowanie to proces, w którym pomniejsza się przyszłą wartość, aby otrzymać wartość bieżącą. – Przyp. tłum
10W starożytności, kiedy składano bogom w ofierze zwierzęta, to właśnie kapłani reprezentowali bogów. Musieli oni spożywać mięso ofiarowanych zwierząt, ponieważ sami bogowie nie byli w stanie dokonać aktu konsumpcji. Być może marginalistom chodzi o to, że skoro natura, która wyprodukowała ziemię, nie może w rzeczywistości konsumować czynszu gruntowego, to obowiązek konsumowania czynszu w naturalny sposób spada na właścicieli ziemskich i ich rodziny.
11https://critiqueofcrisistheory.wordpress.com/ricardos-theory-of-international-trade/
12Podobnie jak wszystkie inne szkoły ekonomiczne, marginaliści zdają sobie sprawę, że w gospodarce rynkowej tylko zmienne ceny umożliwiają produkcję towarów w odpowiednich proporcjach.
13Angielskie «gold bugs», chodzi o osoby, które uważają, że system pieniądza fiducjarnego zapadnie się i powrócimy do złota jako głównego ekwiwalentu. Zjawisko w naszym kraju praktycznie nieobecne – Przyp. tłum.
14Mówię «fundamentalisty», ponieważ – w przeciwieństwie do bardziej pragmatycznych ekonomistów skłonnych przyznać, że w realnym świecie gospodarka z jej monopolami i innymi «niedoskonałościami» nie będzie w rzeczywistości działać tak, jak przewidują marginalistyczne modele oparte na «wolnej konkurencji», a przynajmniej nie bez znacznej pomocy ze strony rządu – Friedman uparcie twierdził, że modele marginalistyczne będą ściśle odpowiadać rzeczywistości, jeśli tempo wzrostu żetonów monetarnych będzie utrzymywane na stałym poziomie, a rząd będzie trzymał ręce z dala od gospodarki.
15«Cambridge Capital Controversy» – Przyp. tłum.
16Pod względem politycznym ekonomiści z Cambridge w Anglii byli zazwyczaj reformatorskimi socjalistami, zbliżonymi do lewego skrzydła Partii Pracy i Socjaldemokratów lub prawego skrzydła Partii Komunistycznej, nazwanymi później «eurokomunistami». Z kolei ekonomiści z Cambridge w stanie Massachusetts popierali liberalne skrzydło amerykańskiej Partii Demokratycznej, które odrzucało nawet reformatorski socjalizm. Ekonomiści z Cambridge w Anglii nie lubili marginalizmu, choć niechętnie przyjmowali marksistowską alternatywę, natomiast ekonomiści z Cambridge w Massachusetts, jako zwolennicy kapitalizmu, byli mocno przywiązani do marginalizmu i robili wszystko, co w ich mocy matematycznej, aby go ocalić.
17Ropa naftowa której zawartość siarki wynosi poniżej 0.5% – Przyp. Tłum.
18tzw. krzyżak
19Marks rozwiązał problem agregacji na samym początku «Kapitału», jeszcze zanim wprowadził pojęcie «kapitału», zadając pytanie, co mają ze sobą wspólnego towary o różnej wartości użytkowej, które wymieniają się między sobą. Odpowiedź znalazł w abstrakcyjnej pracy ludzkiej mierzonej w jakiejś jednostce czasu. Z kolei wszystkie próby rozwiązania problemu agregacji na podstawie marginalności zakończyły się niepowodzeniem.
20Jak widzieliśmy, wielu współczesnych marksistów uparcie broni tego punktu widzenia, stojąc w bezpośredniej opozycji do Marksa. To właśnie utrzymuje przy życiu problemy transformacji i agregacji. Poprawna teoria pieniądza – formy wartości – jest zatem konieczną, a nie opcjonalną częścią teorii marksistowskiej.
21Akr to powierzchnia prostokąta, którego długość to jeden furlong i którego szerokość to jeden łańcuch – Przyp. tłum.
22http://www.lbma.org.uk/pricing-and-statistics
23ang. «double re–switching of techniques»
24Pamiętajcie, że używam tu słowa «odsetki» w znaczeniu marginalistycznym, które wyjaśniam w tym wpisie, a nie w znaczeniu marksistowskim, które wyjaśniam w innym miejscu tego bloga.
25Jak uniwersyteckie wydziały ekonomiczne mają wytłumaczyć swoim nieostrożnym studentom, że teoria marginalistyczna, której ich uczą, została obalona zarówno logicznie, jak i matematycznie, nie tylko przez Marksa, ale i przez samych ekonomistów w Kontrowersji wokół kapitału? Podążają oni jedyną możliwą drogą. Uciszają sprawę!
«Z drugiej strony, w Stanach Zjednoczonych główny nurt ekonomii działa tak, jakby kontrowersje nigdy nie miały miejsca. Podręczniki makroekonomii omawiają «kapitał» tak, jakby był on dobrze zdefiniowanym pojęciem – a nie jest nim, z wyjątkiem bardzo szczególnego świata, w którym występuje jedno dobro kapitałowe (lub w innych nierealistycznie restrykcyjnych warunkach). Problemy związane z heterogenicznymi dobrami kapitałowymi zostały również zignorowane w «rewolucji racjonalnych oczekiwań» i praktycznie we wszystkich pracach ekonometrycznych». (Burmeister 2000, cytowany w artykule Wikipedii na temat Cambridge Capital Controversy)
26https://critiqueofcrisistheory.wordpress.com/the-ideas-of-john-maynard-keynes-pt-1/