
za: Nowe drogi. Czasopismo społeczno-polityczne, Nr 8, Marzec 1948.
Dnia 18 i 19 lutego br. odbyło się pod przewodnictwem tow. Premiera Józefa Cyrankiewicza zebranie dyskusyjne czołowych działaczy politycznych i gospodarczych PPS i PPR nt. „Metody planowania w Polsce“. Dyskusję, w której głos zabierało 20 mówców, zapoczątkowały referaty tow. Hilarego Minca i tow. Tadeusza Dietricha. Zamieszczamy poniżej obszerne fragmenty z referatu i przemówienia końcowego tow. Minca. (Red.)
Ogromne znaczenie problemu metod planowania w Polsce jest zbyt jasne i widoczne, by trzeba je było specjalnie podkreślać. W pełnej świadomości wagi tego zagadnienia uznaliśmy za celowe i niezbędne wspólne przedyskutowanie błędnych metod, zastosowanych w Centralnym Urzędzie Planowania przy opracowaniu projektu ustawy o Narodowym Planie Gospodarczym na rok 1948. Metody te znalazły jaskrawy wyraz w tzw. schemacie koordynacyjnym, który według słów autorów projektu jest „narzędziem kontroli treści planu i podstawą budowy zarówno planów szczegółowych, jak i planu narodowego, czyli ustawy”.
W memorandum, rozesłanym uczestnikom dyskusji, zwróciliśmy uwagę na szereg zasadniczych, teoretycznych błędów, zawartych w schemacie koordynacyjnym (i co za tym idzie w całym projekcie ustawy), błędów, które posiadają, rzecz jasna, poważne konsekwencje praktyczne. U źródeł tych błędów tkwią niesłuszne, niemarksowskie koncepcje ekonomiczne, na których oparto budowę projektu ustawy.
Zarzuty nasze dotyczyły następujących zasadniczych zagadnień:
- błędnej metody obliczania dochodu narodowego, która daje nie tylko fałszywe wyniki liczbowe, lecz również zaciera klasową strukturę naszej gospodarki;
- błędnego ujęcia problemu współzależności pomiędzy dochodem, spożyciem i produkcją, co zaciera centralną przesłankę planowania, że przede wszystkim wzrost produkcji warunkuje wielkość spożycia i wielkość dochodu narodowego;
- utożsamienia w projekcie wielkości planowanych bezpośrednio i pośrednio z wielkościami, które możemy jedynie przewidywać, co doprowadziło w konsekwencji autorów projektu do zupełnego zaciemnienia problemu walki o plan, do pominięcia wszystkich najbardziej istotnych zagadnień, stojących przed naszą gospodarką, a tym samym do pominięcia środków stanowiących podstawę wykonania planu;
- podania wszystkich wielkości jedynie w cenach bieżących z pominięciem cen niezmiennych, co uniemożliwia jakiekolwiek porównanie z wynikami roku ubiegłego i stanem przedwojennym, a więc uniemożliwia zobrazowanie dynamiki, postępu naszej gospodarki;
- fałszywego podziału ludności Polski na trzy „grupy społeczne” — klasę pracowników najemnych, pozostałą ludność rolniczą i pozostałą ludność nierolniczą — co oznacza pomieszanie elementów kapitalistycznych i elementów niekapitalistycznych w mieście i na wsi.
Takie były najważniejsze zarzuty zawarte w naszym memorandum, które stało się punktem wyjścia dzisiejszej dyskusji. Chciałbym rozwinąć niektóre z wymienionych punktów.
Przechodzę do omówienia pierwszego problemu — metody obliczania dochodu narodowego.
Na wstępie trzeba krótko chociażby uprzytomnić sobie podstawowe zasady marksowskiej teorii dochodu narodowego. Można tego dokonać z jednej strony na podstawie dzieł klasyków marksizmu, z drugiej zaś na podstawie literatury radzieckiej, która wiele uwagi poświęciła zagadnieniom obliczania i planowania dochodu narodowego.
Ustalmy marksowską terminologię w zakresie zagadnienia dochodu narodowego.
Marksowska terminologia rozróżnia, po pierwsze, produkt globalny albo produkt społeczny, rozumiany jako całość dóbr materialnych, wyprodukowanych w ciągu danego roku. Produkt globalny albo produkt społeczny jest sumą produkcji brutto poszczególnych gałęzi gospodarki narodowej.
W symbolicznym przedstawieniu produkt ten ujmujemy formułą C + V + M, tzn. C jako wartość elementów kapitału stałego, zaangażowanego w produkcji, a więc zużycia maszyn, budynków, surowców, paliwa, materiałów pomocniczych, V — wartość elementów kapitału zmiennego w procesie produkcji, czyli zużytej siły roboczej, i M — wytworzona w tym okresie przez siłę roboczą wartość dodatkowa.
Pierwszy element terminologii mamy ustalony — produkt globalny, albo produkt społeczny, stanowiący sumę produkcji brutto poszczególnych gałęzi gospodarki narodowej. Jedna część tego produktu globalnego, stała (c), wykorzystywana jest dla restytucji wydatkowanych w procesie produkcji środków wytwarzania, a więc dla restytucji surowców, paliwa i innych materiałów, zużycia maszyn i budynków. Druga część produktu globalnego albo produktu społecznego, część wyprodukowana pracą danego roku, inaczej mówiąc stworzona w danym roku nowa wartość, stanowi dochód narodowy.
Mamy więc drugi element terminologii — dochód narodowy, jako część produktu globalnego powstała w rezultacie pracy danego roku, jako suma nowych wartości, stworzonych w danym roku. W symbolicznym przedstawieniu dochód narodowy będzie się równał V + M. Praktycznie otrzymać można dochód narodowy przez odjęcie od produkcji brutto poszczególnych gałęzi gospodarki narodowej, całości wydatków materialnych danych gałęzi gospodarki narodowej i całości administracji.
Wprowadzimy jeszcze trzeci element terminologiczny, mianowicie tzw. czystą produkcję albo produkcję netto.
Nie będziemy nazywali nowej wartości, wyprodukowanej np. w przemyśle włókienniczym, dochodem narodowym przemysłu włókienniczego; nową wartość wyprodukowaną w przemyśle włókienniczym będziemy nazywali czystą produkcją przemysłu włókienniczego. Suma czystych produkcji poszczególnych gałęzi gospodarki narodowej da nam dochód narodowy całości gospodarki narodowej.
Reasumując, mamy produkt globalny jako całość dóbr materialnych, wyprodukowanych w danym roku; dochód narodowy jako nową wartość, stworzoną w danym roku; czystą produkcję jako składniki dochodu narodowego w poszczególnych gałęziach gospodarki narodowej.
Po ustaleniu terminologii przejdziemy do problemu tworzenia dochodu narodowego.
Powiedzieliśmy, że dochód narodowy jest sumą nowych wartości stworzonych w danym roku, w rezultacie wydatkowania pracy w danym roku Powstaje pytanie — czy w rezultacie wydatkowania wszelkiej pracy, a jeżeli nie wszelkiej, to tylko jakiej? Czy w rezultacie zastosowania pracy we wszystkich sferach działalności człowieka czy tylko w niektórych, a jeżeli w niektórych sferach, to w jakich?
Dochód narodowy powstaje nie w rezultacie wydatkowania wszelkiej pracy, lecz w rezultacie wydatkowania pracy produkcyjnej w sensie marksowskiej ekonomii politycznej. Dochód narodowy powstaje w rezultacie wydatkowania pracy nie we wszystkich jej gałęziach, lecz tylko w gałęziach produkcji materialnej i usług materialnych. Pojęcia produktu globalnego i dochodu narodowego w doktrynie marksowskiej odnoszą się tylko i jedynie do sfery materialnej produkcji.
Co to jest praca produkcyjna, a co to jest praca nieprodukcyjna?
— Oto pytanie, na które trzeba odpowiedzieć.
Praca produkcyjna — to jest praca w sferze produkcji materialnej. Marks zaś określa produkcję materialną jako bezpośrednie przyswajanie przez człowieka dóbr przyrody. Praca, która jest bezpośrednim przyswajaniem dóbr przyrody, jest w terminologii marksowskiej pracą produkcyjną, praca zaś, która nie polega na bezpośrednim przyswajaniu dóbr przyrody — niezależnie od tego czy jest konieczna, czy nie — jest tylko idealnym odbiciem pracy produkcyjnej. Praca, która nie realizuje stosunku człowieka do przyrody, lecz realizuje stosunek człowieka do społeczeństwa, nie jest pracą produkcyjną — jest w sensie terminologii marksowskiej pracą nieprodukcyjną.
Bardzo ciekawy, kształcący i pozwalający wiele zrozumieć w tym zakresie jest słynny marksowski przykład, dotyczący pracy w zakresie prowadzenia ksiąg handlowych. Marks podkreśla znaczenie i wagę tej pracy, ale jednocześnie mówi, że praca ta polega na idealnym uogólnianiu procesów produkcji i tylko odbija realny, bezpośredni proces materialnej produkcji, skierowanej na przyswajanie dóbr przyrody. Ponieważ jest to tylko odbicie realnego procesu i tylko idealne uogólnienie tego realnego procesu, w terminologii marksowskiej praca prowadzenia ksiąg handlowych jest pracą nieprodukcyjną.
Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną nie ma nic wspólnego z podziałem na pracę umysłową i pracę fizyczną. Marks mówi:
„Dlatego, żeby praca była produkcyjna, nie ma konieczności bezpośrednio przykładać swoich rąk do pracy. Wystarczy być organem kolektywnego robotnika i wypełniać jedną z jego funkcji“.
Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną nie może być również przeprowadzany według kryterium przedmiotowego. Mianowicie, nie można uważać, że pracą produkcyjną jest tylko taka praca, która materializuje się w jakimś przedmiocie, w jakiejś rzeczy. I z kolei nie można uważać za pracę nieprodukcyjną każdej pracy która nie materializuje się w jakimś przedmiocie lub w jakiejś rzeczy.
Żeby tę sprawę bliżej wyjaśnić, chciałbym zacytować wyjątek z pracy poważnego radzieckiego badacza tego zagadnienia, Kronroda: „Podstawowe problemy marksowsko-leninowskiej teorii pracy produkcyjnej“:
„Obraz, rzeźba, książka są to przyswojone i przekształcone, stosownie do potrzeb społecznych, dobra przyrody. W tym charakterze są one jednak rezultatem pracy wydatkowanej w procesie produkcji płótna, farb, ramy, materiału rzeźbiarskiego, pracy drukarza, robotnika fabryki papieru itd. Natomiast rezultat pracy pisarza, malarza, rzeźbiarza występuje w książce jedynie w swej idealnej treści, jako suma idei wyrażonych za pomocą przedmiotu. Forma przedmiotowa nie zmienia charakteru pracy malarza, pisarza, rzeźbiarza. Tak samo nie zmieni charakteru pracy muzyka, niezależnie od tego, czy gra on bezpośrednio przed słuchaczami, czy też nagrywa płytę. Forma przedmiotowa oznacza tu tylko, że za pomocą materii, wydartej przez pracę produkcyjną przyrodzie, na bazie tej materii, realizuje się proces twórczości duchowej, którego treść nie polega na bezpośrednim oddziaływaniu człowieka na otaczającą go przyrodę, lecz na odbiciu i transformacji świata materialnego w głowie ludzkiej.“
Nie przedmiotowa materializacja pracy stanowi więc kryterium podziału na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną. Nie każda praca, która produkuje rzeczy i realizuje się w rzeczach, jest pracą produkcyjną. Z drugiej strony istnieje szereg rodzajów pracy, które nie wytwarzają bezpośrednio przedmiotów, ale są niewątpliwie rodzajami pracy produkcyjnej i są stosowane niewątpliwie w sferze produkcji materialnej. Taką pracą jest praca transportu, komunikacji, łączności. Jest to praca produkcyjna, polegająca na oddziaływaniu człowieka na zewnętrzną przyrodę, praca produkcyjna, choć nie tworzy ona oderwanych od procesów produkcji przedmiotów. Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną nie odbywa się więc ani według mechanicznego kryterium przedmiotowego, ani według mechanicznego kryterium podziału na pracę umysłową i pracę fizyczną, lecz odbywa się według dialektycznego kryterium stosunku do przyrody.
Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną nie ma również nic wspólnego z podziałem na pracę użyteczną i nieużyteczną, czy na pracę użyteczną społecznie i nieużyteczną społecznie. Praca nieprodukcyjna — trzeba to podkreślić z całą siłą — to nie znaczy praca nieużyteczna społecznie. W sumie prac nieprodukcyjnych mamy prace, które moglibyśmy wulgarnie nazwać niepożytecznymi, pasożytniczymi, ale istnieje cały szereg prac pożytecznych społecznie, jak np. praca nauczyciela, artysty, pisarza, lekarza, urzędnika, wojskowego itp.
Pewne rodzaje pracy nie funkcjonują ani w sferze produkcji materialnej, ani w sferze produkcji duchowej. Pewna część pracy funkcjonuje w sferze konsumpcji, jak np. praca gospodarstwa domowego, którą Marks przyrównuje do wydatków konsumpcyjnych.
Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną stanowi podstawowy element materializmu dialektycznego.
„Produkcyjni pracownicy stwarzają materialną bazę dla utrzymania, a więc dla istnienia nieprodukcyjnych pracowników.” (Marks).
Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną jest ważnym elementem badania ekonomicznej podstawy ustroju społecznego. Podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną jest ważnym elementem marksowskiego rozróżnienia między podstawą i nadbudową.
W ten sposób podział na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną — niezbędny element teorii tworzenia dochodu narodowego — stanowi jednocześnie podstawową część składową marksowskiej teorii wartości i materializmu dialektycznego.
Dochód tworzy praca produkcyjna; praca produkcyjna funkcjonuje w gałęziach materialnej produkcji. To jest żywe, dialektyczne kryterium, ale to jest kryterium, które nie rozstrzyga i nie może rozstrzygać automatycznie. Powstaje poważne zagadnienie — zagadnienie klasyfikacji, która musi rozstrzygać co jest a co nie jest gałęzią materialnej produkcji. Klasyfikacji tej w Związku Radzieckim poświęcono tomy, studiując poszczególne przedsiębiorstwa oraz poszczególne przejawy czynności gospodarczych i klasyfikując je tak czy inaczej.
W klasyfikacji tej jest szereg jasnych i bezspornych punktów. Jasne jest, że przemysł stanowi gałąź produkcji materialnej, że gałęzią produkcji materialnej jest rolnictwo, budownictwo, transport, łączność. Z drugiej strony jasne jest również, że nie można zaliczyć do gałęzi materialnej produkcji obrony narodowej, bezpieczeństwa, administracji, lecznictwa, szkolnictwa, finansów, oświaty, kultury, sztuki, nauki itd.
Oczywiście, można z łatwością wymienić szereg granicznych wypadków i, rzecz jasna, w szeregu granicznych wypadków rozstrzygnięcie będzie tak czy inaczej sporne. Oto przykład takiego spornego problemu, rozwiązanego przy pomocy umownego „przecięcia.“
Administracja publiczna w Związku Radzieckim należy do gałęzi produkcji niematerialnej. Ale jak postąpić z administracją publiczną w ministerstwach, które zajmują się bezpośrednio zarządem produkcji? Tu klasyfikacja radziecka stosuje „przecięcie“ . Pracę w rożnych ogniwach ministerialnych do Centralnego Zarządu włącznie uważa się za pracę produkcyjną, powyżej Centralnego Zarządu za pracę w sferze działalności niematerialnej. To jest oczywiście „przecięcie“ . Takich spornych spraw jest wiele, ale w sumie stanowią one drobną cząstkę całości zagadnienia. Słusznie ktoś kiedyś powiedział, że między zoologią i botaniką również trudno przeprowadzić ścisłą granicę. Zawsze jednak bez trudności zaliczymy do świata zwierzęcego krowę, a do świata roślinnego różę.
W dziedzinie ekonomii istnieje szereg spornych i trudnych spraw, które wymagają szczegółowej klasyfikacji. Taką trudną, wielką sprawą, wymagającą szczegółowej klasyfikacji jest zagadnienie handlu. Funkcje, spełniane przez handel, można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej grupy należą funkcje, które są bezpośrednim przedłużeniem materialnej produkcji w sferze cyrkulacji, przechowywanie towarów, pakowanie, sortowanie, ważenie itd. Te funkcje tworzą nową wartość, którą należy doliczyć do wartości, wytworzonej w przemyśle.
Istnieje jednak szereg innych funkcji, funkcji, które dominują w handlu, zwłaszcza kapitalistycznym, funkcji, które wynikają z zadania przekształcenia formy wartości z towarowej na pieniężną lub na odwrót z pieniężnej na towarową. Wykonanie tych funkcji wymaga oczywiście nakładu pracy, ale praca ta nie jest pracą produkcyjną. Marks pisał o niej w następujący sposób:
„Ani trudności tej metamorfozy, ani rozmiary operacji nie mogą przekształcić tej pracy nie stwarzającej wartości, lecz obsługującej jedynie zmianę formy wartości, w pracę tworzącą wartość”.
W Związku Radzieckim w ostatnich latach całość handlu jest zaliczana do gałęzi materialnej produkcji. Uważa się, że funkcje handlowe polegają tam głównie na funkcjach materialnych, że funkcje materialne w zakresie handlu stanowią olbrzymią, przeważającą część w stosunku do funkcji formalnych, wynikających z metamorfozy towaru w pieniądz i pieniądza w towar.
W Związku Radzieckim handel w stosunku do dochodu narodowego w całości stanowi jednak zaledwie 5%. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie według statystyki amerykańskiej wartość tej części dochodu narodowego, która przypada na rolnictwo, wynosi 14 miliardów dolarów, wartość zaś części dochodu narodowego, która przypada na handel, wynosi 17,4 miliarda. Jasną jest rzeczą, że olbrzymia, przeważająca część tych 17,4 miliarda dolarów, to nie są materialne funkcje handlu, dodawanie nowych wartości do wartości stworzonej w sferze produkcji przemysłowej, lecz są to funkcje, wynikające z formalnej metamorfozy towaru w pieniądz i pieniądza w towar.
Wielkie, ważne, nietknięte wprost zagadnienie, bez którego nie można planować w Polsce, to jest zagadnienie, jakie miejsce zajmuje handel w warunkach polskiej gospodarki mieszanej, jak klasyfikować handel, jak wyłonić z niego materialne procesy dodawania wartości z jednej strony i nieprodukcyjne, formalne funkcje, z drugiej.
Istnieją jeszcze inne zagadnienia klasyfikacyjne. Podział gałęzi produkcji na materialne i niematerialne nie wyczerpuje sprawy. Wewnątrz gałęzi produkcji, uznanych za materialne, trzeba również zdecydować, co odnosi się do dochodu, do nowo-stworzonych wartości, a co do wartości stworzonych dawniej.
W Związku Radzieckim tym zagadnieniom poświęcona jest olbrzymia literatura. Na podstawie szczegółowo opracowanego planu kont, a nawet pod-pozycji planu kont, dla każdej gałęzi odpowiednio inaczej, w specyficzny sposób rozstrzyga się tę sprawę.
Do dalszych zagadnień klasyfikacyjnych należy racjonalny podział na gałęzie produkcji i konieczny z marksowskiego punktu widzenia podział na klasy społeczne, mający na celu określić udział poszczególnych klas społecznych w tworzeniu dochodu narodowego. Według teorii marksowskiej wielkość dochodu narodowego w poszczególnych latach musi być ułożona w dynamiczny szereg. Przedstawienie dynamiki dochodu narodowego wymaga bezwarunkowo stosowania cen niezmiennych.
Stwierdziliśmy, że dochód narodowy powstaje w rezultacie pracy produkcyjnej w materialnych gałęziach produkcji. Stwierdziliśmy jednocześnie, że zysk handlowy, usługi administracji, finanse, dochód wynikający z usług wolnych zawodów, pensje urzędnicze, milicyjne, bezpieczeństwa, obrony narodowej itd. — to nie są elementy tworzenia dochodu narodowego. Jeżeli to nie są elementy tworzenia dochodu narodowego, to cóż to jest?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: to nie jest tworzenie dochodu narodowego, to jest akt konsumpcji, rozchodowanie dochodu narodowego.
W ten sposób, po omówieniu zagadnienie tworzenia dochodu narodowego, dochodzimy do zagadnienia podziału dochodu narodowego.
Marksowska teoria tworzenia i podziału dochodu narodowego rozróżnia pierwotny rozdział dochodu narodowego i wtórny rozdział dochodu narodowego i równolegle do tego — podstawowe dochody, które powstają w rezultacie pierwotnego rozdziału dochodu narodowego, i wtórne dochody, które powstają w rezultacie wtórnego rozdziału dochodu narodowego. W rezultacie pierwotnego rozdziału wypłacane są płace robotnicze, inkasowane są zyski kapitalistyczne, renty, dochody rzemieślnika, dochody chłopa. Później następuje wtórny rozdział albo, mówiąc ściślej, wtórne rozdziały. Z jednej strony dokonywują się one poprzez budżet, w drodze podatków i przelewów, z drugiej zaś, zwłaszcza w społeczeństwach kapitalistycznych, poprzez opłatę usług indywidualnych. Robotnik opłaca np. ze swoich zarobków lekarza, kapitalista ze swego zysku opłaca nauczyciela, malarza, rzeźbiarza; państwo przez wtórny rozdział dochodu narodowego za pośrednictwem budżetu opłaca administrację, obronę itp. W rezultacie wtórnych dochodów, w wyniku wtórnego rozdziału dochodu narodowego, otrzymuje się ostateczny rezultat. Ten ostateczny rezultat sprowadza się do pomniejszenia dochodów pierwotnych o dochody wtórne. Ten ostateczny rezultat musi być według zasad marksizmu podzielony według kryterium klasowego — musi być ułożony w szereg dynamiczny (a więc ujęty w niezmiennych cenach). Sumą wszystkich tych operacji w zakresie dochodu narodowego, koroną i zamknięciem, musi być zestawienie dochodu i rozchodów, musi być jasna odpowiedź na pytanie — ile kto stworzył dochodu narodowego i ile w rezultacie ostatecznego procesu rozdziału z tego otrzymał.
Tak można byłoby przedstawić marksowską teorię tworzenia i rozdziału dochodu narodowego.
Nie będzie od rzeczy przedstawić teraz, choćby z grubsza i ogólnie, burżuazyjne teorie tworzenia dochodu narodowego. Podstawą wszystkich tych burżuazyjnych teorii jest jedno stwierdzenie, jedna zasada: dochód tworzy się tam, gdzie się realizuje. Na podstawie tej ogólnej najbardziej rozpowszechnionej zasady, niemarksowskie, burżuazyjne sformułowanie brzmi: dochód narodowy jest to suma dochodów indywidualnych plus nierozdzielone zyski przedsiębiorstw.
Rzecz jasna, że po tym, co powiedzieliśmy, łatwo stwierdzić, że miesza się tu tworzenie dochodu z jego rozdziałem, miesza się tu dochód pierwotny z dochodem wtórnym.
Rzecz jasna, że w myśl tych zasad, cały handel, finanse, administracja, oświata, kultura itd. — są to wszystko gałęzie, które tworzą dochód narodowy.
Klasyczny przykład takiego właśnie ujmowania problemu znajdujemy u jednego z koryfeuszy burżuazyjnej ekonomii politycznej, Alfreda Marshalla: jeżeli np. dochód właściciela rolnego wynosi 10.000 funtów i jeżeli ten właściciel rolny ze swego dochodu opłaca sekretarza dając mu 500 funtów, a ten sekretarz utrzymuje z kolei służącego domowego za 50 funtów, to łączny dochód wynosi według Marshalla 10.550 funtów.
„Przypuśćmy, że ta część produktu społecznego, której wartość równa się dochodowi, zmniejsza się w rezultacie tego, że w ciągu ostatniego roku dodana została mniejsza ilość nowej pracy i ta nowo dodana praca była mniej wydajna. Jeśliby kapitaliści i robotnicy chcieli, jak dotąd, konsumować w postaci dóbr rzeczowych taką samą wartość, to musieliby nabywać mniej usług lekarza, nauczyciela itd., a jeśli byliby zmuszeni wydatkować na te usługi tyleż co i dotąd, to musieliby zmniejszyć konsumpcję innych rzeczy. Jest więc rzeczą jasną, że praca nauczyciela. czy lekarza nie stwarza bezpośredniego funduszu, z którego otrzymują oni wynagrodzenie”. 1
Tak mówił Marks o niektórych kategoriach, szacownych kategoriach. pracy nieprodukcyjnej, mianowicie o pracy nauczyciela i lekarza. A przecież można — i Marks czyni to z właściwą mu ironią — wymienić dziesiątki pasożytniczych, zbędnych i szkodliwych z punktu widzenia społecznego kategorii pracy nieprodukcyjnej. Absurdalność podobnych metod obliczania dochodu narodowego wychodzi wówczas na jaw w całej swej okazałości.
Skutki stosowania tych burżuazyjnych zasad w zakresie obliczania dochodu narodowego są jasne. Z jednej strony mamy apologię kapitalizmu, ukrywanie wszystkich pasożytniczych, nieprodukcyjnych funkcji za parawanem rzekomego tworzenia dochodu narodowego, z drugiej strony mamy pomniejszenie roli rzeczywiście produkcyjnej pracy. Poza tym — biorąc już czysto praktycznie — mamy tutaj typowo podwójny rachunek, bowiem dochody wtórne, powstałe z dochodów pierwotnych, liczone są jeszcze raz.
W Ameryce, o której można powiedzieć, że z burżuazyjnych państw posiada stosunkowo najdokładniejsze metody obliczania dochodu narodowego, usiłuje się wprowadzić pewną korektę do podwójnego rachunku. Mianowicie, Amerykanie bardzo starannie potrącają ze sfery materialnej produkcji podatki i procenty, i w ten sposób np. przynajmniej części usług administracji publicznej, opartej na podatkach, nie liczą podwójnie. Ale, rzecz jasna, nie mogą i nie potrafią oni wyeliminować ze sfery materialnej produkcji wartości usług indywidualnych, bowiem wartość usług indywidualnych w żadnym razie nie może się mieścić w różnicach między ceną hurtową i detaliczną. Z tego względu w amerykańskich metodach obliczania dochodu narodowego, poza merytorycznymi błędami i przewłaszczeniem dochodu z gałęzi produkcyjnych do nieprodukcyjnych, istnieje również podwójny rachunek.
Według oceny szeregu autorytatywnych znawców problemu, nadwyżka obliczanego w Stanach Zjednoczonych tzw. „dochodu produkcyjnego” nad prawdziwym dochodem narodowym wynosiła w roku 1943, na skutek podwójnego rachunku, co najmniej 14%.
W rezultacie takiego sposobu obliczania następuje z konieczności błędna interpretacja wielkości dochodu narodowego. Wyobraźmy sobie, że w rezultacie spekulacji rynkowej, zaburzeń na rynku towarowym, dochód wykazany według amerykańskiej, burżuazyjnej metody, w rubryce „handel” będzie wzrastał, czytelnikowi nasunie się następujący wniosek: im większy wzrost marży handlowej, w rezultacie zjawisk spekulacyjnych, tym większy wzrost dochodu narodowego.
Weźmy inny moment — wojnę. W czasie wojny wydatki na obronę narodową wykazują gwałtowny wzrost. Dochody wojskowych, wliczane przez burżuazyjnych ekonomistów do dochodu narodowego zwiększają się. Interpretacja musi więc być taka: im większe wydatki na obronę, im większe wydatki na armię, tym większy wzrost dochodu narodowego. Amerykanie znaleźli się konkretnie w obliczu takiego absurdalnego wniosku, co zmusiło ich nawet do wprowadzenia pewnych zmian w ujmowaniu dochodów członków sił zbrojnych jako elementu dochodu narodowego.
Marks ujmuje cały ten problem jasno i wyraźnie:
„Liczba żyjących z dochodu może być znaczna dzięki temu, że wysoka jest wydajność produkcyjnych robotników, a więc wielki jest produkt dodatkowy, z którego żyją pieczeniarze. W tym wypadku nie dlatego praca robotników produkcyjnych jest wydajna, że wielu pieczeniarzy żywi się z produktu dodatkowego, lecz na odwrót, dlatego mój że być wielu pieczeniarzy, że praca robotników produkcyjnych jest wydajna”.2
Jakie są teoretyczne podstawy tej burżuazyjnej metody obliczania dochodu narodowego? Podobnie, jak podstawą marksowskiej metody obliczania dochodu narodowego jest marksowska teoria wartości, tak też podstawą burżuazyjnej metody obliczania dochodu narodowego jest subiektywna teoria wartości, według której dochód jest wynagrodzeniem za usługi tzw. czynników produkcji — kapitału, ziemi, administracji, pracy. Burżuazyjna ekonomia polityczna nie może przyjąć innej podstawy dlatego, że przyjąwszy inną podstawę musiałaby wyjaśnić zagadnienie wartości dodatkowej. Dlatego musi ona operować czynnikami produkcji, musi między dochodem a wyświadczoną usługą stawiać znak równości.
Widzieliśmy, że u podstaw marksowskiej teorii dochodu narodowego leży materializm dialektyczny, że podział pracy na produkcyjną i nieprodukcyjną oraz samo kryterium pracy produkcyjnej — to kategorie poznania bazy ekonomicznej społeczeństwa i rozróżnienia między podstawą i nadbudową. W ostatecznym rezultacie u podstaw burżuazyjnych teorii dochodu narodowego leży idealizm filozoficzny, zasadnicza negacja rozróżnienia pomiędzy bazą i nadbudową.
Różnica między marksowską a niemarksowską teorią tworzenia dochodu narodowego jest więc różnicą pomiędzy marksowską teorią wartości a burżuazyjną teorią wartości, między marksowskim materializmem a burżuazyjnym idealizmem filozoficznym.
Scharakteryzowaliśmy burżuazyjne metody obliczania dochodu narodowego i marksowskie metody obliczania dochodu narodowego. Z kolei trzeba teraz odpowiedzieć na pytanie, do jakich z tych dwóch kategorii należy zaliczyć tę metodę obliczania, która została zastosowana w Centralnym Urzędzie Planowania.
Pierwszy najogólniejszy rzut oka świadczy o tym, że w CUP-ie zastosowano niemarksowskie metody obliczania dochodu narodowego. Cały handel, usługi indywidualne, usługi administracji publicznej są wykazane oddzielnie jako elementy dochodu narodowego. W ten sposób dochód wytworzony w sferach materialnej produkcji — w przemyśle i rolnictwie — został pomniejszony. Ale to nie wszystko. Przy bliższej analizie można z łatwością przekonać się, że metody obliczania dochodu narodowego stosowane w CUP-ie stanowią pewien krok wstecz, nawet w porównaniu z metodami zastosowanymi w Ameryce.
Na czym polega ten krok wstecz?
W metodzie CUP-u mamy rolnictwo policzone w cenach płaconych wytwórcy, przemysł — o ile można się zorientować — policzony wraz z podatkami, handel – policzony wraz z podatkami, a z drugiej strony mamy wykazane wydatki administracji publicznej opartej na tych samych podatkach. Jeżeli w metodzie amerykańskiej podwójnie liczone są właściwie tylko usługi indywidualne, usługi indywidualne opłacane — to w metodzie zastosowanej w CUP-ie mamy podwójne liczenie całego szeregu innych elementów, jak np. administracji.
Po drugie, w amerykańskiej metodzie uwzględnione jest oczywiście budownictwo, jako element tworzenia dochodu narodowego. W schemacie CUP-u budownictwa nie znajdujemy. Wynika z tego, że spekulant tworzy dochód narodowy, a robotnik budowlany nie tworzy dochodu narodowego.
Po trzecie, w amerykańskiej metodzie zyski handlowe są oddzielone od elementów tworzących dochód narodowy, a więc od transportu. W metodzie CUP-u mamy połączone marże handlowe i transport w jednej rubryce, jako tworzenie dochodu narodowego. Nie tylko „przewłaszczono” robotników przemysłowych na rzecz kapitalistów handlowych, lecz nie pozostawiono również w spokoju kolejarzy i ich produkcyjnej pracy, starając się przypisać ją handlowi.
Po czwarte, w zakresie rolnictwa w amerykańskiej metodzie oblicza się produkt rolniczy globalny — za cały dany rok kalendarzowy. W CUP-ie zaliczono do dochodu narodowego w roku 1948 65% produkcji rolniczej 1947 r. i 35% produkcji 1948 r., argumentując, że tak się układa podaż rynkowa artykułów rolniczych. Mamy tu więc zupełne pomieszanie zagadnienia produkcji z zagadnieniem konsumpcji. Jeżeli w tym roku zlikwidujemy odłogi, to wolno nam policzyć to tylko w 35%, bo w takim procencie produkcja rolna występuje rzekomo na rynku.
Reasumując, mamy w CUP-ie uwstecznienie nawet w stosunku do metody amerykańskiej, uwstecznienie, polegające 1) na znacznie większym zakresie podwójnego rachunku, 2) na pominięciu budownictwa, 3) na połączeniu zysków handlowych z produkcją transportu, 4) na zaliczeniu tylko części produkcji rolnej do dochodu narodowego, wyprodukowanego w ciągu danego okresu kalendarzowego.
Warto przy tym zauważyć, że niezależnie od błędności metod również technika obliczania dochodu narodowego w CUP-ie budzi poważne wątpliwości. Tak np. w CUP-ie przyjęto a priori, że produkcja netto przemysłu wynosi 55% produkcji brutto. Procent ten przyjęto bez jakichkolwiek poważnych badań, bez uwzględnienia specyfiki poszczególnych gałęzi, przyjęto go generalnie dla całości przemysłu. Oparto się na przedwojennych pracach statystycznych Wiśniewskiego, który badał — bardzo starannie i szczegółowo — konkretne dziedziny przemysłu i z badań tych wyciągał konkretne wnioski. Jest rzeczą jasną, że w obecnych, zupełnie nowych warunkach, stosowanie wskaźników Wiśniewskiego, bez ich skontrolowania, jest — określając łagodnie — dużą lekkomyślnością.
CUP nie zrobił dotąd niczego, by stworzyć przynajmniej wstępne warunki dla prawidłowego obliczania dochodu narodowego. Do tego trzeba mieć przemyślaną i skoordynowaną statystykę i długofalowo pracujący aparat, obliczony na tysiące osób, które dostarczą materiałów statystycznych. Takich materiałów statystycznych u nas nie ma. Koordynacji statystyki nie przeprowadzano, formularzy odpowiednich nie wypracowano, instrukcji właściwych nie wydano — dlatego też materiału, którym szanujący się ekonomista może w tym zakresie operować, nie ma.
Nie ma również rozstrzygnięcia podstawowych, teoretycznych zagadnień, które warunkują prawidłowe obliczanie dochodu narodowego. Pierwsze takie zagadnienie, podstawowe w warunkach demokracji ludowej, to jest zagadnienie handlu: jaka część handlu może być uważana za tworzenie wartości materialnych, jaka część handlu musi być uważana za konsumowanie dochodu, tworzonego w gałęziach produkcji materialnej?
To zagadnienie w warunkach gospodarki mieszanej, w warunkach demokracji ludowej, to jest zagadnienie handlu. W ustroju kapitalistycznym kapitalista przemysłowy ustępuje część swego zysku kapitaliście handlowemu. Źródłem zysku kapitalisty przemysłowego i kapitalisty handlowego jest wartość dodatkowa wytworzona przez robotników w materialnej sferze produkcji przemysłowej. Analogicznie, choć w bardziej skomplikowanych formach, przedstawia się problem w rolnictwie.
W ustroju kapitalistycznym, opartym na wolnej konkurencji, cena detaliczna grawituje ku wartości: zawiera ona w sobie rozszczepioną wartość dodatkową, zawiera w sobie koszty transportu i pewne koszty materialne handlu, ale odpowiada mniej więcej wartości. Jeżeli jednak zamiast ustroju wolnej konkurencji, mamy do czynienia z monopolem (a w naszych warunkach mamy często do czynienia z monopolem, z jednej strony — z monopolem państwa na niektóre artykuły przemysłowe, z drugiej strony zaś z chwilowym monopolem na niektóre artykuły rolne, wobec ich braku) — to możliwe jest, oczywiście, że cena detaliczna poważnie i na długo odchyla się od wartości. Poprzez cenę odbywa się więc przewłaszczenie, przepompowywanie dochodu z jednej gałęzi gospodarki do drugiej, od jednej klasy do drugiej. I wprawdzie suma cen wszystkich towarów rolnych i przemysłowych równa się sumie wartości wyprodukowanych w rolnictwie i przemyśle, ale możliwe są wszelkiego rodzaju przelewy np. z przemysłu do rolnictwa itp.
Podstawowy centralny problem teoretyczny naszego planowania polega na zbadaniu tego mechanizmu. Zrozumienie i opanowanie tego mechanizmu pozwala na właściwy podział dochodu narodowego i na właściwe kierowanie całym procesem reprodukcji.
Pomimo to, nie mamy ani materiałów statystycznych, ani teoretycznego opracowania tych zagadnień. W Centralnym Urzędzie Planowania nie widzi się w ogóle tego problemu i jakże można go widzieć, jeśli cały handel razem z transportem stanowi w planach CUP-u jedną pozycję zakwalifikowaną jako tworzenie dochodu narodowego.
Reasumując, przyjęcie przez CUP fałszywych podstaw metodologicznych prowadzi do pomniejszenia roli klasy robotniczej i mas chłopskich w tworzeniu dochodu narodowego, do pomniejszenia udziału, jaki w rzeczywistości posiada w dochodzie narodowym produkcja przemysłu państwowego, do wielokrotnego liczenia tych samych wartości, do zaciemnienia struktury gospodarczej kraju, do policzenia zysków handlowych w sektorze prywatnym, pochodzących w dużej części z przewłaszczenia produktu dodatkowego wytworzonego w sektorze państwowym, jako usług handlowych, będących elementem tworzenia dochodu narodowego.
Na tym można byłoby skończyć, gdyby do szeregu argumentów, odnoszących się do tej sprawy, nie doszło jeszcze kilka innych dodatkowych argumentów, usiłujących podważyć wysunięte tu tezy.
W skrócie ta dodatkowa argumentacja sprowadza się do następujących punktów: po pierwsze stwierdza się, że bilans, zestawiony przez CUP, jest w rezultatach swoich prawidłowy, chociaż tablica dochodu narodowego ułożona została według schematu niemarksowskiego. Dochód wypłacony równa się bowiem — zdaniem obrońców schematu CUP-u — dochodowi wyprodukowanemu.
Nie trudno stwierdzić, że takie postawienie zagadnienia stanowi typowy eklektyzm, który prowadzi do zasadniczych teoretycznych i politycznych błędów.
Załóżmy na chwilę (co nie jest prawdą), że formalne wyniki liczbowe są jednakowe przy obu metodach. Wyobraźmy sobie, że robotnik zarobił 1000 złotych, jednakże następnie 500 mu ukradziono, 500 zaś pozostało. Według schematu marksowskiego napiszemy: tworzenie dochodu 1000 zł; rozdział tego dochodu, wtórny rozdział, bo kradzież jest wtórnym rozdziałem, 500 złotych; pozostało u robotnika 500 zł. A według niektórych naszych oponentów trzeba zsumować 500 + 500 i wyrazić radość, że suma jest taka sama. Oczywiście, oznaczałoby to pełne fałszowanie rzeczywistości.
Oponenci nasi powiadają dalej, że wartość produkcji przemysłu i rolnictwa należy obliczać w cenach detalicznych, płaconych przez konsumenta, co w formule wyrażałoby się przez C + V + M. Wobec tego, że w tablicy CUP-u produkcja — według oponentów — jest obliczona po cenach hurtowych, bez wliczenia podatków i wynosi C + V1 + M1, należy dodać pozycję usług i administracji publicznej, tzn. dodać M2 + V 23. Inaczej mówiąc, oponenci nasi uważają, że burżuazyjna ekonomia liczy dochód narodowy w rolnictwie czy przemyśle po cenach hurtowych, i jeżeli się do tego doda usługi bankowe, handlowe, finansowe oraz podatki, to suma będzie identyczna z sumą obliczoną według cen detalicznych. Wszystkie usługi sprowadzone są tu więc do różnicy między ceną hurtową i ceną detaliczną.
Można się zgodzić — niezależnie od błędności samego ujęcia — że w różnicy między ceną hurtową i ceną detaliczną tkwią usługi bankowe, usługi finansowe, podatki. Ale jakim sposobem — i tego nie wytłumaczy nikt — można odnaleźć w różnicy między ceną hurtową a ceną detaliczną usługi, które stanowią dochód nauczyciela, dentysty, malarza, rzeźbiarza, masażysty? Nie można ich tam odnaleźć, gdyż dochody lekarza, nauczyciela, artysty, urzędnika itp. powstają w rezultacie wtórnego podziału dochodu narodowego, w procesie wydatkowania przez robotnika jego płacy zarobkowej, przez kapitalistę — jego zysków itd.
A więc mamy tu nie tylko eklektyzm teoretyczny, lecz również błąd liczbowy.
Reasumując, w zakresie obliczania dochodu narodowego trzeba przyjąć następujące wnioski:
1) odrzucić niemarksowskie, burżuazyjne metody obliczania dochodu narodowego, w tej liczbie również metodę, zastosowaną w Centralnym Urzędzie Planowania,
2) rozpocząć poważne prace teoretyczne nad klasyfikacją gałęzi pracy na gałęzie materialnej produkcji i gałęzie niematerialnej produkcji,
3) rozpocząć poważne prace teoretyczne nad klasyfikacją wydatków materialnych i wydatków niematerialnych wewnątrz gałęzi produkcji materialnej,
4) rozpocząć poważne prace teoretyczne nad zagadnieniem handlu w aktualnych warunkach polskich, a w szczególności nad zagadnieniem funkcjonowania w naszej gospodarce systemu przewłaszczenia dochodu narodowego poprzez ceny,
5) przemyśleć i skoordynować statystykę, która jest niezbędna dla obliczania dochodu narodowego.
Drugie zagadnienie, które trzeba poruszyć w obecnej dyskusji, to zagadnienie prymatu produkcji w planie narodowym.
Stosunek wzajemny produkcji i konsumpcji to poważny problem teoretyczny, który wymaga, rzecz jasna, odrębnego, szczegółowego omówienia. Tu chciałbym jedynie bardzo ogólnie wskazać na marksowski sposób ujęcia tego problemu.
Produkcja i konsumpcja — to nie oderwane od siebie zjawiska, to zjawiska pozostające ze sobą w ścisłym, dialektycznym związku. W ostatecznym rezultacie produkcja ma na celu konsumpcję. Ale to nie znaczy, że konsumpcja i jej rozmiary są w procesie gospodarki społecznej czymś pierwotnym w stosunku do produkcji, jako elementu wtórnego. Wprost przeciwnie. Od tego, ile i jak produkujemy, zależy ile i jak konsumujemy. „Określona produkcja warunkuje w ten sposób określone spożycie, rozdział, wymianę i określone wzajemne stosunki tych momentów“ – mówi Marks. Produkcja warunkuje spożycie, rozdział wymianę. Produkcja jest podstawowym faktem gospodarczym.
Według teorii burżuazyjnych, opartych na teorii tzw. „użyteczności krańcowej“, czy też w najmodniejszym wariancie tzw. preferencjach konsumenta, podstawowym faktem gospodarczym jest fakt konsumpcji, fakt popytu. Konsumpcja, popyt oto co warunkuje według ekonomii burżuazyjnej, produkcję i rozdział dochodu między poszczególne gałęzie produkcji.
Szkoła klasyczna, która dominowała w ekonomii burżuazyjnej w okresie, gdy burżuazja była jeszcze klasą postępową, rewolucyjną — inaczej traktowała ten problem i wychodziła, rzecz jasna, od produkcji. W miarę tego, jak burżuazja przestawała być klasą rewolucyjną, zaczynały brać górę teorie „konsumpcyjne”.
Ta ewolucja nie jest zjawiskiem przypadkowym. Wynika ona logicznie z postępującego zaostrzenia się właściwych ustrojowi kapitalistycznemu przeciwieństw wewnętrznych. Jako jeden z rezultatów działania zasadniczego przeciwieństwa kapitalizmu — przeciwieństwa pomiędzy społecznym charakterem produkcji a prywatną formą przywłaszczania — zaostrza się przeciwieństwo pomiędzy produkcją a konsumpcją.
Rezultaty są wiadome: koszmarem kapitalistów i ekonomistów burżuazyjnych jest kryzys zbytu, kryzys produkcji. Ten przejaw zasadniczych sprzeczności wewnętrznych znajduje swoje irracjonalne odbicie w postaci uznania prymatu konsumpcji nad produkcją. Ekonomistom burżuazyjnym, nad którym i wiecznie wisi damoklesowy miecz kryzysów, wydaje się wciąż, że konsumpcją warunkuje produkcję. Stąd absurdalna teza o prymacie konsumpcji w stosunku do produkcji, teza, przy pomocy której ekonomia burżuazyjna zamazuje istotne przyczyny katastroficznego charakteru gospodarki kapitalistycznej.
Trzeba stwierdzić, niestety, że również i w tym zagadnieniu CUP zastosował krzywe zwierciadło burżuazyjnej ekonomii. W schemacie koordynacyjnym CUP-u czytamy:
„Naczelne miejsce zajmuje plan dochodu narodowego. Bezpośrednio podporządkowany planowi dochodu narodowego jest plan spożycia i inwestowania. Planowi spożycia i inwestowania jest bezpośrednio podporządkowany plan zaopatrzenia, z kolei zaś planowi zaopatrzenia plan wytwórczości rolnej i przemysłowej“.
Jak wygląda prawidłowe rozwiązanie tego problemu? Czy istnieje, zwłaszcza w naszych warunkach, jakaś sprzeczność między produkcją, a dochodem narodowym? Jasne, że nie. Czym jest bowiem dochód narodowy? Jest częścią produkcji, jest nową wartością wytworzoną w danym roku.
Jeżeli więc rozwijamy produkcję, to zwiększamy równocześnie dochód narodowy. Wzrost dochodu narodowego jest równoległy i nie mai równoznaczny ze wzrostem produkcji. Plan spożycia wynika więc z planu produkcji jako jego rezultat. Jeżeli chcemy zwiększyć konsumpcję szerokich mas — a to jest jednym z naszych zasadniczych celów od pierwszej chwili odbudowy gospodarki polskiej — to potrafimy tego dokonać tylko wówczas, gdy właściwie postawimy zagadnienie współzależności między produkcją a konsumpcją. „Teoria“ prymatu planu konsumpcji w stosunku do planu produkcji, teoria, w której zwolennicy usiłują często stroić się w pseudohumanistyczne piórka, prowadzi do zatarcia tych współzależności, a przy praktycznym jej zastosowaniu oznaczałaby zahamowanie procesów rozwoju gospodarki polskiej, zahamowanie procesów wzrostu dobrobytu mas ludowych.
Trzeba więc odrzucić fałszywe teorie prymatu konsumpcji nad produkcją w planie narodowym. Za podstawę planowania trzeba przyjąć realny plan produkcji, którego pochodną jest plan dochodu narodowego jako planowych wartości stworzonych w danym roku.
Trzecie zagadnienie w obecnej dyskusji, to zagadnienie różnic pomiędzy prognozą ekonomiczną a planowaniem. Problem bardzo ważny, zwłaszcza w naszych warunkach.
W naszej gospodarce istnieją elementy planowane bezpośrednio (przemysł, budownictwo państwowe itp.), istnieją również elementy planowane pośrednio (np. układ cen), istnieją jednak elementy, których my jeszcze nie planujemy, których planować nie potrafimy. Jeżeli pomieszamy w jednych i tych samych wskaźnikach elementy planu bezpośredniego z elementami, co do których możemy stawiać tylko prognostyki, to całą teorię planowania ustroju w demokracji ludowej zamienimy w burżuazyjną teorię prognozy, w „teorię“ koniunktury.
W projekcie, opracowanym w CUP-ie, mamy właśnie pomieszanie wszystkich tych jakościowo różnych elementów, mamy pomieszanie elementów planowanych w drodze obowiązujących dyrektyw (w stosunku do sektora uspołecznionego) z danymi szacunkowymi (odnośnie gospodarki prywatnej).
Błędność takiego ujęcia problemu jest oczywista — dyskredytuje się tu po prostu samą ideę planowania. Niemniej jednak próbowano post factum bronić tego stanowiska. Zdaniem tych obrońców należy rozróżnić gałęzie planowane i przewidywane, ale nie można stwierdzić a priori, które z nich — planowane czy przewidywane — będą ściślej odpowiadać pierwotnym zamierzeniom. Według tych poglądów nie wiadomo więc z góry, co jest dokładniejsze — czy planowanie w państwie socjalistycznym lub w państwie demokracji ludowej, w państwie, które posiada w swym ręku aparat produkcji, czy też burżuazyjna prognoza, oparta na abstrakcyjnych, nierealnych najczęściej założeniach.
Myślę, że na to nie trzeba nawet odpowiadać. Odpowiedź dało życie.
Z jednej strony mamy bankructwo barometrystów amerykańskich, którzy w roku 1929, w przededniu największego dotychczasowego kryzysu ekonomicznego, przewidywali okres prosperity; bankructwo stało się symbolem klęski burżuazyjnego „przewidywania”.
Z drugiej strony mamy doświadczenie Związku Radzieckiego, mamy również nasze skromne, trzyletnie doświadczenie, które jasno wskazują, co jest dokładniejsze — planowanie czy „przewidywanie”.
Wniosek jest prosty: nie wolno mieszać planu z prognozą. Jeśli się stoi na stanowisku przewidywania, to wówczas „planowanie kończy się z chwilą zapisania pewnej ilości arkuszy papieru — wykonanie planu traktuje się jako samoczynny proces mniej lub bardziej ścisłego sprawdzania się przewidywań. Przy takim ujęciu problemu pomija się, rzecz jasna, zagadnienie środków wykonania planu, pomija się takie sprawy, jak np. współzawodnictwo pracy, walkę o jakość towarów, kontrolę społeczną itd. — pomija się zagadnienie walki o plan, zagadnienie mobilizacji mas dla wykonania planu. Autorzy projektu CUP-u pomieszali planowanie z przewidywaniem, stając przez to samo na gruncie tego ostatniego. Dlatego w pierwotnym projekcie ustawy ani jednym słowem faktycznie nie wspomnieli o środkach wykonania planu, o kontroli wykonania, o konkretnych formach mobilizacji mas wokół wykonania planu.
Jeżeli natomiast stoi się na stanowisku planowania, jeżeli odróżnia się obowiązujące zadania, dyrektywy od prognostyków, to wtedy uchwalenie planu jest tylko początkiem planowania. Planować — to znaczy stawiać konkretne dyrektywy i wskazywać środki dla ich wykonania, to znaczy systematycznie, codziennie kontrolować przebieg realizacji, korygować ewentualne pomyłki i czynnie przezwyciężać przeszkody, to znaczy walczyć o plan, to znaczy przede wszystkim mobilizować masy, których energia twórcza i entuzjazm są najważniejszym czynnikiem realizacji planu.
Tak wygląda różnica pomiędzy planowaniem a przewidywaniem, do tego sprowadza się różnica pomiędzy stanowiskiem planisty, a stanowiskiem koniunkturzysty.
Jest jeszcze wiele rzeczy, o których można by mówić w zakresie spraw poruszonych w naszym memorandum. Nie będę się jednak nad nimi zatrzymywał. Już z powiedzianego wyżej wynika bowiem jasno, że u podstaw błędnego stanowiska CUP-u w takich czy innych zagadnieniach (podział dochodu społecznego, rola handlu, budownictwo, tzw. autonomia sektorów, tempo i stopień inwestycji itd.) — tkwiły błędne, antymarksowskie koncepcje teoretyczne. Wydaje mi się, że dyskusja nasza powinna spowodować zasadniczy przełom w tej dziedzinie.
***
Reasumując dyskusję tow. Minc powiedział m. in.:
Co zostało stwierdzone w tej dyskusji w sposób bezsporny?
1 — dochód narodowy należy obliczać metodą marksistowską i w tym celu należy wszcząć poważne prace przygotowawcze.
2 — należy odrzucić fałszywe teorie o prymacie planu konsumpcji, a budować plan narodowy na podstawie planu produkcji.
3 — nie wolno mieszać elementów planowanych bezpośrednio z elementami planowanymi pośrednio, a tym bardziej z elementami tylko przewidywanymi.
4 — trzeba pisać ustawy, które mobilizują, a nie takie, które demobilizują.
5 — nie wolno odrzucać wskaźników porównawczych, trzeba stosować ceny niezmienne, wypracować metodę ustalania tych cen, a dopóki ich nie ma, stosować ceny z roku 1937.
6 — trzeba stosować właściwy podział klasowy, gdyż, jeśli się nie stosuje właściwych podziałów klasowych, to dochodzi się do takich nonsensów, że spożycie na głowę robotnika wynosi 65.000 zł a klas pośrednich nie więcej niż 72.000 zł rocznie.
7 — trzeba przystąpić do twórczej pracy nad zastosowaniem marksizmu do polskich warunków i w pracy tej uwzględnić skomplikowane zagadnienia mechanizmu gospodarczego, zwłaszcza w zakresie przechwytywania dochodu.
8 — trzeba zwrócić główną uwagę na zagadnienie metodologii, a w tym zakresie na zagadnienie statystyki.
9 — punkt ciężkości prac Centralnego Urzędu Planowania trzeba przenieść ze spraw operatywnych na sprawy teorii planowania i metodologii planowania.
10 — trzeba radykalnie odrzucić absurdalne teorie o przeciwstawności inwestycji i konsumpcji w długich okresach czasu.
11 — i na tośmy się wszyscy zgodzili — trzeba rozwijać marksizm, szerzyć marksizm, szeroko przed marksizmem otworzyć drzwi rozmaitych instytucji, w których już dawno nie wietrzono, trzeba wpuścić marksizm do uniwersytetów — dlatego że marksizm jest słuszną, rewolucyjną ideologią partii robotniczych, które stoją u władzy i ponoszą za nią współodpowiedzialność.
Cieszy mnie niezmiernie, że do wszystkich tych wniosków doszliśmy wspólnie, że nie była to dyskusja PPR contra PPS, że wielu towarzyszy z PPS stało razem z nami na słusznym, marksowskim stanowisku. Wierzę głęboko, że prawda marksizmu jest tak silna, iż wszystkich nas skupi wokół siebie, wokół programu, który jest naszym wspólnym programem.
Jest rzeczą jasną, że realizacja tego programu będzie oznaczała przełom w dotychczasowych metodach planowania w ogóle i w pracy Centralnego Urzędu Planowania w szczególności.
—————————————————————————————-
Przypisy:
1 Marks – Teorie wartości dodatkowej, t 1.
2 Tamże.
3 W tym ujęciu oczywiście V= V1 + V2; M = M1 + M2 (Red.)