
Od redakcji: tekst ten stanowi przedruk jednego z esejów K. Mijala, którego źródło znaleźć można w naszej biblioteczce pod tytułem «Główna przyczyna klęski rewolucyjnego socjalizmu»
Społeczna gospodarka rynkowa
Społeczna gospodarka rynkowa to wyższy szczebel «dzikiego kapitalizmu», burżuazyjne tzw. «państwo opiekuńcze», a nawet «dobrobytu», a więc kapitalizmu, jak mówią współcześni rewizjoniści, który «da się lubić». Prawdziwy «dziki kapitalizm», który wyrósł i ukształtował się w Europie w okresie czterech wieków (XVI–XIX), jako metropolii światowego kapitału, traktował siłę roboczą jako towar bez odrobiny humanitaryzmu. Płacił robotnikowi najemnemu gołą dniówkę bez żadnych świadczeń. Nie istniało wówczas żadne ustawowe uregulowanie czasu dnia pracy. Robotnik traktowany był jako niewolnik pracy najemnej, na równi z bydłem roboczym, a nawet gorzej. Cena siły roboczej wynikała z żywiołowego działania konkurencji, a więc ślepego prawa podaży i popytu. Pierwsze formy organizowania się robotników w grupy, a następnie w związki zawodowe wysuwały na czoło obronę i poprawę warunków materialnych oraz konieczność ustawowego ograniczenia czasu dnia pracy.
Pierwszy 12–godzinny dzień pracy został częściowo wprowadzony w życie w Anglii w 1833 r. W okresie Wiosny Ludów w 1847 r. we Francji i w Anglii wprowadzono 10–godzinny dzień pracy, a w 1886 r. robotnicy kilku stanów federalnych w Ameryce Północnej wywalczyli 8–godzinny dzień pracy, jednak nadal nie istniało ustawowe prawo do płatnego urlopu czy zasiłku dla bezrobotnych, nie mówiąc już o służbie zdrowia, oświaty, opieki społecznej czy prawie do emerytury. Pojawiały się jedynie doraźnie organizowane filantropijne towarzystwa opieki społecznej.
Dopiero na przełomie XIX i XX wieku zaczęło coraz powszechniej obowiązywać prawo 8–godzinnego dnia pracy, prawo do krótkiego urlopu i pomocy lekarskiej (Kasy Chorych), stopniowo rozwijało się szkolnictwo zawodowe dla zaspokojenia potrzeb przemysłu, powstawały biura pośrednictwa pracy. Do tego rodzaju stopniowych ustępstw kapitalistycznych zmuszało zwycięstwo rewolucji socjalistycznej w Rosji i szybki rozwój gospodarczy Związku Radzieckiego, szczególnie po drugiej wojnie światowej, kiedy jego potencjału militarnego już nikt nie mógł kwestionować. Fala nastrojów rewolucyjnych w Europie i w świecie wzrastała szczególnie po zwycięstwie rewolucji socjalistycznej w Chinach. Do rządów we Francji i Włoszech weszli w charakterze wicepremierów przywódcy partii komunistycznych tych krajów.
Ze strachu przed «zarazą komunizmu», celem ratowania Europy Zachodniej przed komunizmem, pojawił się plan Marshalla, a więc pomoc materialna Stanów Zjednoczonych w odbudowie gospodarki ze zniszczeń wojennych. Na tej samej fali nastrojów buntowniczych klasy robotniczej narodził się program tzw. «społecznej gospodarki rynkowej» w RFN. Przewidywał on pokrycie z obowiązkowych składek ubezpieczeniowych przedsiębiorstw i z budżetu państwa wydatków na służbę zdrowia, szkolnictwo, opiekę społeczną i zasiłków dla bezrobotnych. Pojawiły się również skromne płatne urlopy oraz prawo do emerytury. Kapitalizm zdecydował się na pokrycie tych wydatków socjalnych, aby w pewnym stopniu zneutralizować nastroje rewolucyjne w społeczeństwie. Oto w jakim celu zostało powołane do życia tzw. «państwo opiekuńcze» pod szyldem «społecznej gospodarki rynkowej». Nie był to przejaw burżuazyjnego miłosierdzia, lecz zimne przymusowe ustępstwo, poczynione celem uspokojenia buntujących się mas pracujących, szczególnie klasy robotniczej. Było to zwycięstwo – jak mówił Marks – «wywalczone siłą słabych». Jeżeli więc obecnie jakaś partia, mieniąca się partią komunistyczną, stawia w swoim programie jako cel: «w ekonomice społeczną gospodarkę rynkową», a «w polityce demokrację parlamentarną», to robotnicy winni wiedzieć, że celem tym jest restauracja kapitalizmu, który wprawdzie różni się od «dzikiego kapitalizmu», lecz nadal nie ma nic wspólnego ani z polityką rewolucyjną, ani z komunizmem, jest to ideał współczesnego rewizjonizmu – «kapitalizm, który da się lubić».
Prezydent RFN von Weizsaecker podczas dyskusji w Berlinie w 1991 r. w taki oto sposób uzasadnił zastosowanie w konstytucji RFN terminu «soziale Marktwirtschaft» (tzn. społeczna gospodarka rynkowa – KM) stwierdzając, że jest to nie tylko wyraz «naszego sumienia socjalnego, lecz także wyraz świadomości, że bez możliwości dokonania korekty socjalnej […] nasz system [kapitalistyczny – KM] nie ma możliwości funkcjonowania».
Nic dodać, nic ująć! Obecnie bez tego rodzaju nakładów socjalnych ze składek obowiązkowych i z budżetu państwa burżuazyjnego, «kapitalistyczny system nie ma możliwości funkcjonowania».
Jednak po upadku realnego socjalizmu, szczególnie po likwidacji ZSRR pojawiły się na Zachodzie brutalne próby ograniczania tych skromnych nakładów socjalnych do możliwie najniższego poziomu, pod pretekstem koniecznego obniżenia rzekomo «nieuzasadnionych kosztów pracy» w stosunku do niskiej ceny siły roboczej w krajach Trzeciego Świata.
Socjalistyczna gospodarka rynkowa
Nienawiść burżuazji i reakcji do komunizmu, stała się matką «teorii», że chińska «socjalistyczna gospodarka rynkowa», uwzględniając specyfikę chińską, jest rzekomo zawoalowaną drogą wiodącą do restauracji kapitalizmu w Chinach. Jest to wyraz pobożnych życzeń, lecz ze względu na wagę sprawy, należy wyjaśnić, że chodzi tu nie tyle o nieznajomość abecadła marksizmu, co świadome fałszowanie rzeczywistości.1
Planowanie i wolny rynek istnieje w państwach kapitalistycznych i w państwach socjalistycznych w okresie przejściowym od kapitalizmu do komunizmu, lecz w każdym z tych okresów dziejowych ma inną wagę historyczną i zmienny zakres działania.
Duszą kapitalizmu jest wolny rynek, prawo wartości i konkurencja, a więc żywiołowe działanie prawa podaży i popytu. Nie należy mówić, że kapitalizm nie zna planu, albo że jest wrogiem planowania. Engels dawno temu powiedział: gdy mowa jest o trustach, nie można już mówić o braku tam planowania. Obecnie koncerny narodowe i międzynarodowe produkują w oparciu o najwyższy poziom organizacji produkcji i planowania. Jest to fakt bezsporny, jednak dlaczego mimo wspaniałych menedżerów, naukowej organizacji procesów produkcyjnych i mistrzowskiego planowania, pojawiają się okresy stagnacji i kryzysów, a więc nadprodukcji i masowy wzrost bezrobocia, czego wyrazem są, fantastyczne w dolarach, miliardowe straty tychże wspaniałych nie tylko amerykańskich koncernów? Na przykład w 1992 r. w pierwszej dwudziestce największych firm świata, jak podaje tygodnik «Fortune», ujemny wynik finansowy miało osiem koncernów. Największe straty w 1992 r. poniosły: General Motors, Ford Motors oraz IBM. Firma z Detroit – mimo zwolnienia kilku tysięcy pracowników – zanotowała straty w wysokości 23.5 miliarda dolarów. Drugi w kolejności Ford stracił 7.4 mld dolarów, a komputerowy potentat IBM prawie 5 mld dolarów. Straty niektórych polskich wielkich przedsiębiorstw uspołecznionych w PRL, to kropla w morzu wobec strat tych gigantów. Dlaczego tak się dzieje w Stanach Zjednoczonych, tym wzorowym państwie wielkiego kapitału? Podstawy planowania koncernów, nie tylko amerykańskich są niemożliwe do naukowego uzgodnienia w zakresie wielkości wykorzystania mocy produkcyjnych z potrzebami wolnego rynku, bowiem żywiołowe działanie prawa podaży i popytu oraz konkurencja, a więc wielkości stale zmieniające się, są absolutnie niestabilne w skali kraju i świata. Poza tym istnieje parę kapitalistycznych centrów światowych, np. Ameryka Północna (NAFTA), Europa Zachodnia (UNIA EUROPEJSKA) i Strefa Azji i Pacyfiku (SAP) oraz kilkadziesiąt wielkich koncernów międzynarodowych, spośród których, w każdej gałęzi gospodarki, znajdują się 3 lub 4 koncerny, z których każdy jest w stanie zaspokoić w pełni zapotrzebowanie rynku światowego i wobec tego planują produkcję na tzw. wyczucie, z reguły na wyrost, co wskutek zażartej konkurencji jest nierealne, wobec tego w koncernach narasta w sposób żywiołowy wielka nadprodukcja, wielkie, liczone w miliardach dolarów, marnotrawstwo. Wielkie zadłużenie ukrywa w pewnym stopniu tę nadprodukcję, Planowanie produkcji przy obecnej polityce globalnej ma charakter księżycowy. Żywiołowa podaż i popyt oraz zażarta konkurencja w świecie kapitalistycznym nie da się ustabilizować na stałe, ani naukowo planować, może i musi się ten proces rozwoju kapitalizmu zakończyć tylko rewolucyjnym wstrząsem społeczno–politycznym w skali co najmniej jakiegoś kontynentu, najprawdopodobniej w Europie.
Duszą ekonomiki państwa socjalistycznego w okresie przejściowym od kapitalizmu do komunizmu jest gospodarka planowa uspołecznionych przedsiębiorstw państwowych. W uspołecznionych przedsiębiorstwach państwowych znika wolny rynek i prawo wartości, znika konkurencja, której podstawą jest żywiołowe działanie prawa podaży i popytu, ponieważ przedsiębiorstwo uspołecznione produkuje nie towar, lecz produkt społeczny. Konkurencję w poszczególnych gałęziach gospodarki uspołecznionej, zastępuje socjalistyczne współzawodnictwo w ramach planu obejmującego całą gospodarkę uspołecznioną. Jednak w pozostałej gospodarce prywatnej nadal działa prawo wartości i wolny rynek w ramach ogólnonarodowego planu. Przedsiębiorstwa uspołecznione, planując produkcję w sposób naukowy, na podstawie rzeczywiście istniejących mocy produkcyjnych i możliwości zaspokojenia najniezbędniejszych potrzeb społeczeństwa, po pierwsze konkurują z pozostałymi przedsiębiorstwami prywatnymi we własnym kraju, wiążąc ich produkcję i usługi z potrzebami gospodarki uspołecznionej w drodze kooperacji i kontraktacji; przedsiębiorstwa prywatne, które nie wytrzymują konkurencji z przemysłem uspołecznionym, ulegają likwidacji lub są wykupywane przez państwo. Stopniowe wywłaszczenie właścicieli prywatnych wielkich przedsiębiorstw – mówi Engels – «częściowo przez konkurencję przemysłu państwowego, częściowo w drodze wypłaty odszkodowań w asygnatach». Engels mówi wyraźnie o istnieniu konkurencji, a więc i działaniu wolnego rynku w państwie demokratycznej dyktatury proletariatu pomiędzy przemysłem państwowym a pozostałą jeszcze częścią gospodarki prywatnej; po drugie, przemysł uspołeczniony, produkuje zgodnie z planem i konkuruje nie tylko z pozostałymi jeszcze przedsiębiorstwami prywatnymi w kraju, ale również z zagranicą w drodze eksportu własnych nadwyżek produkcji, po zaspokojeniu potrzeb krajowych, i niezbędnym imporcie po światowych cenach produkcji, ewentualnie zwiększonych o pewien dodatek, gdy chodzi o artykuły konsumpcyjne, na przyspieszenie własnych inwestycji; po trzecie, produkcja przedsiębiorstw państwowych, w państwie socjalistycznym w okresie przejściowym od kapitalizmu do komunizmu, rozwija się w ramach planu ogólnonarodowego opracowanego z udziałem Akademii Nauk oraz jej instytutów naukowych działających we wszystkich gałęziach gospodarki. Gospodarka planowa przedsiębiorstw uspołecznionych stanowi kręgosłup całej ekonomiki państwa socjalistycznego. Konkurencja w państwie socjalistycznym zostaje w przedsiębiorstwach uspołecznionych zastąpiona przez socjalistyczne współzawodnictwo w poszczególnych gałęziach gospodarki, jego zaś zasady i metody działania winny być opracowane przez instytuty naukowe poszczególnych gałęzi gospodarki.
Rola inteligencji, szczególnie inżynierów i ekonomistów, ściśle współpracujących z awangardą klasy robotniczej, jest ogromna. «Inteligencja socjalistyczna – mówi Lenin – wtedy tylko może liczyć na owocną działalność, gdy wyzbędzie się złudzeń i zacznie szukać oparcia w rzeczywistym, a nie pożądanym rozwoju kraju i […] musi ona dać pełny obraz naszej rzeczywistości, jako określonego systemu stosunków produkcji, wykazać, że w tym [dotychczas funkcjonującym państwie – KM] systemie wyzysk i wywłaszczenie mas pracujących są nieuchronne, wskazać takie wyjście z tego [kapitalistycznego – KM] systemu, jakie wskazuje rozwój ekonomiczny».
«Im większą bezkompromisowość i niezależność przejawia nauka, tym bardziej – mówi Engels – jest zgodna z interesami i dążeniami robotników. Jeżeli technika, jak twierdzicie – kontynuuje Engels – zależy oczywiście w bardzo znacznym stopniu od stanu i potrzeb nauki, to nauka w daleko większym jeszcze stopniu zależy od stanu i potrzeb techniki. Gdy społeczeństwo potrzebuje czegoś z dziedziny nauki, posuwa to naukę bardziej niż dziesięć uniwersytetów. W przedsiębiorstwie uspołecznionym współzawodnictwo socjalistyczne zastępuje z powodzeniem konkurencję, szczególnie gdy rozwija się ono na podstawie założeń opracowanych przez pracowników instytutu naukowego tej gałęzi produkcji, gdy wiążą one potrzeby tej gałęzi produkcji z zainteresowaniami naukowymi. Poza tym wszelkiego rodzaju usprawnienia i wynalazki winny być dobrze wynagradzane.»
«Oba nasze kraje [Chiny i Polska – KM] – mówią niektórzy – znajdują się w procesie transformacji do gospodarki rynkowej». Nie odpowiada to rzeczywistości. W Polsce buduje się kapitalizm, w Chinach buduje i umacnia rewolucyjny socjalizm. W Chinach produkcja przedsiębiorstw państwowych stanowi ok. 85 proc. W Polsce prywatyzuje się w przyspieszonym tempie własność uspołecznioną i produkcja prywatna stanowi już ponad połowę ogólnej produkcji. Chiny, racjonalnie wykorzystując kredyty zagraniczne, umacniają bazę materialną rewolucyjnego socjalizmu. Duży zaś ich eksport i jego poważna przewaga nad importem gwarantuje spłacalność zadłużenia zagranicznego bez zakłócania normalnego rytmu pracy całej gospodarki. W Polsce wprost przeciwnie, rośnie zadłużenie zagraniczne i wewnętrzne oraz utrzymuje się z roku na rok wysoki, licząc w dolarach, wielomiliardowy deficyt w handlu zagranicznym. Z powyższego wynika, że «proces transformacji do gospodarki rynkowej» w Polsce i w Chinach zmierza w przeciwnych kierunkach, ponieważ bazą materialną kapitalizmu jest własność prywatna, komunizmu – uspołeczniona. «Własność uspołeczniona – mówi Marks – jest dla klasy robotniczej kwestią życia».
Twórcy marksizmu mówiąc, że w okresie przejściowym od społeczeństwa kapitalistycznego do komunistycznego istnieje jeszcze społeczeństwo klasowe, które tylko co wyrosło ze społeczeństwa burżuazyjnego, i że uspołecznienie środków produkcji będzie następować stopniowo, w miarę dojrzewania warunków, tym samym stwierdzają konieczność istnienia obok gospodarki planowej przedsiębiorstw uspołecznionych, również pozostałości gospodarki prywatnej starego społeczeństwa burżuazyjnego, a to właśnie oznacza konieczność istnienia socjalistycznej gospodarki rynkowej. Zasadnicza różnica polega na tym, że w państwie socjalistycznym w okresie przejściowym od kapitalizmu do komunizmu władza państwowa znajduje się w rękach demokratycznej dyktatury proletariatu, to jest najszerszych mas pracujących pod politycznym kierownictwem klasy robotniczej i jej rewolucyjnej partii.
Najwyższy czas przejść do sześciogodzinnego czasu dnia pracy
Początkowo czas dnia pracy nie podlegał żadnym ustawowym regulacjom, a siódmym dniem tygodnia, wolnym od pracy, nie zawsze była niedziela. Dla chrześcijan, np. do Soboru Nicejskiego w 325 r., dniem wolnym od pracy była sobota, razem z Żydami. Niedziela zaś była pierwszym dniem pracy w tygodniu. Stały postęp w rozwoju produkcji i usług oraz związany z tym wzrost wydajności pracy, jak i zasada ciągłości procesu produkcyjnego i usług stanowi bazę materialną dla wprowadzenia w życie powszechnego obowiązku pracy i tym samym, nie zmniejszanie ilości dni pracy w tygodniu, lecz skracanie czasu dnia pracy, przy siódmym dniu wolnym od pracy, co ostatecznie likwiduje bezrobocie.2
Technologiczny proces produkcji i usług zakłada z ekonomicznego punktu widzenia ciągłość pracy, a więc maksymalne wykorzystanie maszyn i urządzeń, nie zaś ludzi. Robotnicy mogą się zmieniać i pracować na dwie i trzy zmiany w ciągu dnia, «mogą się zmieniać – mówi Engels – nawet co dwie godziny», o ile pozwala na to zespół odpowiednio przygotowanych pracowników, natomiast maszyny i pewne rodzaje usług winny przerywać swój rytm pracy zgodnie z naukowo opracowanym procesem produkcji i usług. Siódmy dzień w tygodniu wolny od pracy może wypadać nie tylko w niedzielę. Takie działy gospodarki narodowej, jak np. hutnictwo, kołeje, transport lądowy i morski, komunikacja, radio, telewizja, teatry, komunikacja miejska, wodociągi i kanalizacja, szpitale itp. pracują już obecnie w świątek i piątek – zawsze. Papież, podróżując po świecie, korzysta z lotnictwa także w niedzielę.
Walka o skrócenie czasu dnia pracy rozpoczęła się w XVII wieku, lecz w okresie ostatnich stu lat, mimo ogromnego postępu technicznego w produkcji i usługach oraz narastającego bezrobocia, nawet w najbardziej rozwiniętych krajach kapitalistycznych ośmiogodzinny dzień pracy nigdzie nie został skrócony ustawowo w sposób powszechnie obowiązujący.
Jeżeli wprowadza się 4–dniowy tydzień pracy, to wcale nie oznacza, że zakład pracy będzie czynny tylko przez 4 dni w tygodniu, ponieważ byłoby to ogromne marnotrawstwo, niewykorzystanie istniejących mocy produkcyjnych. Jeżeli obecnie wiele nowoczesnych zakładów pracuje w ciągu jednego dnia na dwie lub więcej zmian, to przy czterech dniach pracy w tygodniu, aby zakład był czynny
Tablica 1. Skracanie dni pracy w tygodniu

przez pozostałe dwa dni, zostaje powołana do życia druga zmiana w tygodniu, i w ten sposób kapitał powołuje do życia nową armię półbezrobotnych i tym samym przedłuża 6–dniowy tydzień pracy w 60–godzinny czas pracy dwóch robotników (Austria). Jest to skok do tyłu w równe jubileuszowe 150–lecie wprowadzenia w 1847 r. we Francji i w Anglii 10–godzinnego dnia pracy.
Jednocześnie «Le Nouve Observateur» z 30.IV.1997 r. podaje, że podatek od dużych dochodów, a więc milionerów i wielkich koncernów, zostaje obniżony w Wielkiej Brytanii z 83 proc. do 40 proc., a w Stanach Zjednoczonych z 70 proc. do 39.6 proc. Natomiast Niemcy zamierzają obniżyć ten rodzaj podatku z 53 proc. do 39 proc., a Francja z 56.8 proc. do 47 proc. Są to dwa rodzaj «obniżek»: robotnikom skraca się tydzień pracy i zmniejsza płacę za godzinę w dolarach, a milionerom zmniejszając stopę podatkową od dużych dochodów, zwiększa się ich i tak już olbrzymie dochody.
Tablica 2. Rośnie armia półbezrobotnych (Gdyby w 1995 r. zatrudnieni 2 dni/tydz. stanowili tylko 20 proc: ogółu.)

Amerykańska «tajemnica» wysokiego tempa tworzenia nowych stanowisk pracy, polega nie na skróceniu 8–godzinego dnia pracy, np. do sześciu godzin lecz przeciwnie, na wprost nieludzkim dzieleniu sześciu dni pracy w tygodniu pomiędzy dwóch lub trzech robotników. Burżuazyjne szachrajstwo polega na tym, że nie tworzy niczego rzeczywiście nowego, a więc postępowego, lecz to co się zabiera jednemu robotnikowi, daje się innemu i wszystkim obniża się płacę podwójnie, po pierwsze płacę za godzinę w dolarach i po drugie skraca się ilość dni pracy W tygodniu do 4, 3, a nawet do 2 i jednego dnia pracy w tygodniu. Na ogół wzrost zatrudnienia pociąga za sobą wzrost kosztów. Tymczasem oszukańcza propaganda głosi, że tworzenie nowych stanowisk pracy «obniża koszt pracy». Tak, obniża, zdzieraniem siódmej skóry z całej klasy robotniczej i najszerszych mas pracujących, lecz o tym milczą uczeni, prasa, radio i telewizja
Technika cudownego tworzenia nowych stanowisk pracy jest taka sama: wymawiając pracę wysokopłatnemu robotnikowi, zatrudnionemu dotychczas przez sześć dni w tygodniu, i ewentualnie przyjmując go nawet, za jego zgodą, z powrotem do pracy, lecz tylko na cztery lub trzy dni w tygodniu i na nowych warunkach obniżenia dotychczasowej stawki płacy za godzinę pracy. Ilość nowych stanowisk pracy rzeczywiście rośnie, lecz łączna ilość dni pracy w tygodniu nie przekracza sześciu. Jest to system wprost nieludzkiego wyzysku, bowiem w ten sposób obniża się płacę wszystkim pracownikom, a więc i poziom życia ich rodzin. Jest to forma wyzysku paserskiego panującego w świecie złodziejskim. Jednak mimo rzekomo tak wspaniałego wzrostu nowych stanowisk pracy, stan bezrobocia w Stanach Zjednoczonych Ameryki w okresie ostatniego 20–lecia utrzymuje się w graniach 6 do 8 milionów. Na tak jawnym i nieludzkim wyzysku najszerszych mas pracujących rosną zawrotne zyski wielkiego kapitału, pogłębia się przepaść między wiekszością mas pracujących, a wąską warstwą rekinów gnijącego kapitalizmu.
Tablica 3. Dane statystyczne dotyczące USA (GUS 1996).

Tablica 3a. Przeciętne wynagrodzenie w 1994 r.

Amerykański ruch tzw. «tworzenie stanowisk pracy» pod pseudonaukowym szyldem «pracy w niepełnym wymiarze», «niestałego zatrudnienia i umów stażowych», usiłuje się zalegalizować podział sześciodniowego tygodnia pracy na dwie a nawet trzy zmiany w tygodniu, przy siódmym dniu wolnym od pracy.
Dotychczas przemysł, górnictwo, komunikacja i transport oraz niektóre rodzaje usług kontynuują pracę na dwie, trzy, a nawet cztery zmiany (w górnictwie) w ciągu dnia, aby maksymalnie wykorzystać istniejące moce produkcyjne, zgodnie z wymaganiami technologicznego procesu produkcji niektórych rodzajów usług. Jest to słuszne, po pierwsze, o ile rzeczywiście wymaga tego proces produkcji i rodzaj usług, i po drugie, o ile nie szkodzi zdrowiu, np. praca dzieci i młodzieży oraz kobiet zatrudnionych na zmianie nocnej w górnictwie. W zasadzie celem wykorzystania istniejących macy produkcyjnych usprawiedliwione są najwyżej dwie zmiany w ciągu dnia.3 Natomiast dzielenie dni tygodnia na dwie zmiany, a nawet trzy, ma charakter zdecydowanie reakcyjny i złodziejski, zmierza bowiem po pierwsze, do obniżenia płacy do pół–głodującego minimum, wielkości zasiłku dla bezrobotnych, i po drugie, jest to zwierzęcy atak zmierzający do obniżenia poziomu życia najszerszych mas pracujących, jest to akcja zmierzająca do obniżenia płac całej klasie robotniczej państw wysoko uprzemysłowionych do poziomu wynagrodzeń w krajach Trzeciego Świata. Temu ruchowi tworzenia nowych karłowatych stanowisk pracy klasa robotnicza winna stawić zdecydowany opór, podejmując walkę o skrócenie czasu dnia pracy do sześciu godzin.
Ten amerykański reakcyjny ruch tworzenia nowych stanowisk pracy, szerzy się również w Europie, szczególnie we Francji, RFN i w Austrii. Według profesora Sorbony Rogera Sue «zatrudnienie we Francji w niepełnym wymiarze czasu obejmuje 16 proc. pracowników», co świadczy, że obok trzymilionowej armii bezrobotnych, jest obecnie około 4.5 milionowa armia pół–bezrobotnych, którzy są zatrudnieni tylko przez dwa dni w tygodniu.
Tablica 4. Zdzieranie siódmej skóry z robotników w USA.

*/ – zysk wynika tylko ze zmiany ilości dni pracy w tygodniu i obniżki płacy za godzinę w dolarach.
Uwaga: W 1995 r. minimum płacy za godzinę pracy = 5,15 dol.
Prof. Sorbony Roger Sue mówi:
W gruncie rzeczy bezrobocie jest tylko odmianą niedostatecznego zatrudnienia. Wydaje mi się – kontynuuje Sue że tym, co ma o wiele większe znaczenie, jest fakt, iż formy niestałego zatrudnienia – praca w niepełnym wymiarze, umowy na czas ograniczony – rozwijają się nadzwyczaj szybko. We Francji te formy stanowią dziś 80 proc. ofert zatrudnienia, a w Stanach Zjednoczonych wkrótce będzie ich więcej niż propozycji pracy w pełnym wymiarze godzin. Krótko mówiąc zły pieniądz wypiera dobry […] Nie oszacowaliśmy rzeczywistych rozmiarów zmierzchu pracy4
Jeżeli dla prof. R. Sue bezrobocie jest tylko «odmianą niedostatecznego zatrudnienia», to zatrudnienie na dwa dni w tygodniu jest w gruncie rzeczy pół–bezrobociem, a więc tym złym pieniądzem, który wypiera dobry, i który należy potępić i odrzucić, czego prof. R. Sue nie czyni. Czy za dwudniowe wynagrodzenie w tygodniu można wyżywić rodzinę z dwojgiem dzieci? Jednak podane wyżej liczby szacunkowe pół–bezrobotnych wydają się zaniżone, ponieważ «według Biura Statystyki Pracy USA, od 1978 r. Stany Zjednoczone stworzyły nowych stanowisk pracy aż 30 milionów, a Japonia – 11 milionów, podczas gdy UE mająca znacznie więcej ludności – tylko 10 milionów, Europa po prostu nie tworzy stanowisk pracy tak szybko, jak reszta świata uprzemysłowionego»5.
W Stanach Zjednoczonych takich dwudniowych pół–bezrobotnych, poza liczącą ok. 8 mln armią stale bezrobotnych, jest ok. 25 mln.
W związku z tak wielkim zachwytem amerykańskim sposobem tworzenia «nowych stanowisk pracy» można zapytać: czy około połowa wszystkich zatrudnionych w USA przez 3 lub 4 dni w tygodniu może być szczęśliwa z obniżenia jej poziomu życia co najmniej o jedną trzecią?
W RFN koncern Volkswagen, po uzgodnieniu ze związkami zawodowymi skraca czas pracy do 4 dni w tygodniu. Koncern na tej operacji, rzekomo zbawiennej dla klasy robotniczej «zaoszczędził» 1.8 miliarda marek. Natomiast Austria pobiła rekord nie tylko pod względem podziału tygodnia na dwie zmiany, cztero– i dwudniowe, ale również dlatego że nowy kodeks pracy, uzgodniony ze związkami zawodowymi, ustala czas dnia pracy na 10 godzin, uznając niedziele i święta za dnie pracy, gdy wymaga tego proces produkcji lub rodzaj usług. Jest to prawdopodobnie jedyny wypadek pod sam koniec XX wieku, że zamiast uchwały o przejściu do 6–godzinnego dnia pracy, demonstruje się oficjalnie tak reakcyjną nowelizację kodeksu pracy o cofnięciu się do 10–godzinnego dnia pracy z 1847 r.
Imperializm amerykański, pod hasłem obrony praw człowieka, szczególnie prawa wolności, miesza się do wewnętrznych spraw innych krajów. Jednak najważniejszym prawem człowieka jest jego prawo do pracy, prawo do życia i rozwoju rodziny każdego człowieka. Cóż bowiem komuś z prawa do wolności, gdy nie ma on pracy, podstawowego warunku do wszechstronnego korzystania także i z prawa do wolności. Wobec około 800 milionów ludzi na świecie bez pracy, około półtora miliarda ludzi żyjących w ubóstwie i nędzy, nie ma sprawy pilniejszej, jak skrócenie czasu dnia pracy, tym samym poważne zwiększenie ilości zatrudnionych.
Takim obowiązkiem ludzkości jest obecnie przejście od ośmiogodzinnego dnia pracy do sześciogodzinnego, co może obecne zatrudnienie w świecie zwiększyć o jedną trzecią.
Skracanie czasu dnia pracy, przy siódmym dniu wolnym od pracy «zawsze wpływa na poważny wzrost wydajności pracy». Pozwala bowiem wszystkim pracującym na wykorzystanie czasu wolnego na podniesienie ogólnego poziomu wiedzy i kultury oraz wzmożenie wysiłku na rozwój tych rodzajów działalności, które cieszą się szczególnym zamiłowaniem danego człowieka. Jest to postęp zgodny z obiektywnymi prawami rozwoju ludzkości, który zmierza do zniesienia klas antagonistycznych i tym samym likwidacji przeciwieństwa między umysłową, a fizyczną.
W Polsce w 1995 r. zatrudnienie poza rolnictwem wynosiło 9360 tys. Przejście z obecnego ośmiogodzinnego dnia pracy na sześciogodzinny, dałoby wzrost zatrudnienia o jedną trzecią. Wprowadzenie tej reformy w życie w życie wkrótce zlikwidowałoby obecne bezrobocie.
Podjęcie walki rewolucyjnej o realizację tego wielkiego i historycznego zadania, jest nie cierpiącym zwłoki obowiązkiem klasy robotniczej i najszerszych mas pracujących w Polsce i nie tylko w naszym kraju, przede wszystkim zawodowych i rewolucyjnych komunistów.
«Koniec pracy» czy kapitalizmu?
Cóż warte są wypowiedzi pisarzy i ekonomistów na temat «końca pracy» (J. Rifkin) i «zmierzchu pracy» (R. Sue) lub dziennikarki E. Myzierskiej: «Czy klasa robotnicza w Wielkiej Brytanii umiera bądź już umarła?», skoro znajomość przedmiotu z dziedziny ekonomii politycznej uczy, że kapitalizm bez robotników, tych niewolników pracy najemnej, jest niemożliwy, natomiast praca będzie istnieć i po obaleniu kapitalizmu. Koniec pracy może oznaczać w skali globalnej tylko koniec ludzkości, a na to się jeszcze nie zanosi. Likwidacja kapitalizmu nie likwiduje pracy, zmienia tylko jej charakter. Przecież ludzkość po obaleniu kapitalizmu, aby mogła żyć, musi odżywiać się, ubierać, podróżować, uczyć leczyć, oraz realizować nowe inwestycje, dbać o środowisko naturalne, a więc nawet w komunizmie musi istnieć praca i pewna wartość dodatkowa, aby aby nie tylko mogła rozwijać się materialnie i żyć na wysokim poziomie kultury: lecz lecz również utrzymać w niezbędnych warunkach także ludzi upośledzonych i niedołężnych na skutek starości.
Jak można mówić, że w Wielkiej Brytanii prawie 10 milionów zatrudnionych, (Tablica nr 5) tylko w przemyśle, budownictwie i transporcie, którzy stanowią prawie 40 proc. ogółu zatrudnionych i wśród których 80 do 85 proc. stanowią robotnicy, «są postrzegani jako underclass lumpenproletariat» (E. Myzierska, «Wiadomości Kulturalne» 18.V.1997 r.). Natomiast we wszystkich siedmiu najbogatszych państwach świata, w których automatyzacja, robotyzacja i komputeryzacja stosowana jest w największej skali, pracuje, tylko w tych trzech gałęziach gospodarki, a więc około 80–85 milinoów, tzw. «underclass, lumpenproletariatu». Ta sama «kompetentna» dama domaga się również «definicji klasy robotniczej», ponieważ nie wie «czy sprzątaczka albo gospodyni domowa, to także klasa robotnicza?». Samo pytanie świadczy o nieznajomości abecadła marksizmu pytającej.
Niewolnik pracy najemnej, tj. robotnik, wytwarza wartość dodatkową, natomiast sprzątaczka czy gospodyni domowa jest pracownikiem, którzy nie wytwarza żadnej wartości dodatkowej i wynagradzany jest za dobrą i pożyteczną pracę z dochodów osobistych kapitalisty, profesora, lekarza itp.
Klasa robotnicza jest najważniejszym narzędziem produkcji i główną siłą polityczna, której interesy polityczne i społeczne są zbieżne z interesami najszerszych mas pracujących, stąd jej partia polityczna, w której zorganizowana jest awangarda najbardziej świadomych robotników, jest kierowniczą siłą polityczną najszerszych mas pracujących.
Tablica 5, zatrudnienie ogólne w 7 najbogatszych państwach świata w 1994

Demokracja dyktatury proletariatu polega na tym, że w demokratycznych wyborach do ciał przedstawicielskich, centralnych i terenowych, głosują wszyscy, prócz osób pozbawionych praw publicznych, lecz wybierani, do tych ciał przedstawicielskich, mogą być tylko ci, którzy w żadnej formie nie korzystają z wyzysku cudzej pracy, a więc spośród ogromnej większości całego społeczeństwa. Wybrani zaś, gdy utracą zaufanie wyborców, mogą być bez żadnych przeszkód natychmiast odwołani.
Sprzeczności antagonistyczne zaostrzają się w skali światowej. Ich rozwiązanie może osiągnąć w drodze rewolucji socjalistycznej, obalenia panowania burżuazji i zastąpienia kapitalizmu rewolucyjnym socjalizmem, tj. komunizmem. W tym kierunku zmierza w sposób nieubłagany polityka globalna burżuazji, wolny rynek i konkurencja w skali światowej.
Europa u progu nowej epoki
Ludzkość znajduje się w okresie burzliwych przemian politycznych i społecznych o historycznym znaczeniu. W kapitalizmie coraz bardziej umacnia się materialna baza nowej epoki – światowej formacji ekonomicznej komunizmu. Kapitalizm rodzi komunizm, jak dzień następuje po nocy. Powstaje pytanie, jaką rolę, w tym postępie ludzkości, mają do odegrania narody Europy, czy utrzymają się one nadal w awangardzie historycznych przeobrażeń ludzkości, czy też, wbrew swej dotychczasowej przodującej roli w świecie, będą się wlec w ogonie historycznych wydarzeń? Sprawa jest otwarta.
Upadek realnego socjalizmu stanowi wielką klęskę, lecz nie oznacza ani likwidacji rewolucyjnego socjalizmu, istnieją przecież nadal socjalistyczne Chiny Ludowe, liczące prawie jedną czwartą ludności świata, ani nie stanowi to jakiegoś rewolucyjnego umocnienia czy uzdrowienia chorego kapitalizmu. Wprost przeciwnie, upadek «realnego socjalizmu» obnażył, niewidoczne wyraźnie dotąd, wielkie słabości i wciąż narastające sprzeczności antagonistyczne światowego kapitalizmu. 45–letni pokój, dzięki zimnej wojnie, stał się obecnie bardziej niż wątpliwy. Wprawdzie formalny zakres wpływów Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, wskutek likwidacji Związku Radzieckiego, zwiększył się w tempie arytmetycznym, prawie dwukrotnie, lecz ich trudności polityczne i społeczne w skali globalnej wzrosły wielokrotnie, w tempie geometrycznym, których imperializm amerykański nie jest w stanie strawić. Proces gnilny pogłębia się w całej światowej formacji ekonomicznej kapitalizmu. Oficjalnie mówi się o polityce globalnej, jako konieczności dziejowej, lecz jednocześnie toczy się jawna i pod powierzchnią życia ostra walka klasowa.
Spór czy ma to być świat jednobiegunowy (amerykański) czy też wielobiegunowy, jest nie do uzgodnienia i nie do zlikwidowania w ramach kapitalizmu, ponieważ, po pierwsze, nie tylko socjalistyczne Chiny Ludowe są przeciwko jednobiegunowej, supermocarstwowej pozycji Stanów Zjednoczonych, i po drugie dlatego, że nadal narastają coraz większe sprzeczności antagonistyczne między trzema centrami światowego imperializmu: Ameryką Północną (NAFTA), Europą (UNIA EUROPEJSKA) i Strefą Azji i Pacyfiku (SAP).
Europa, główne ogniwo łańcucha światowego kapitalizmu, wybitne centrum kultury i cywilizacji, a poza tym kontynent wysoko uprzemysłowiony, posiadający klasę robotniczą o wielkich tradycjach wyzwoleńczych i rewolucyjnych i wysokim doświadczeniu. Jednak kraje i narody Europy są politycznie i gospodarczo podzielone, szerzy się korupcja i przestępczość oraz uzasadniony strach przed groźbą trwałego strukturalnego bezrobocia. Po likwidacji Związku Radzieckiego i «realnego socjalizmu» w innych krajach, pazerność polityczna i gospodarcza całej burżuazji europejskiej, w stosunku do najszerszych mas pracujących i wyzyskiwanych, budzi uzasadnione oburzenie i wzrastający opór, mobilizuje je do walki, w której burżuazja jest stroną społecznie słabszą i chwiejną, a więc i mało stabilną.
Wszystko wskazuje, że w całej Światowej formacji ekonomicznej kapitalizmu, Europa jest kontynentem najbardziej chorym i w poważnym stopniu zdemoralizowanym politycznie, w którym dojrzewa europejski wybuch społecznopolityczny i całkiem realna możliwość zwycięstwa rewolucji socjalistycznej w krajach od Atlantyku do Uralu w formie reakcji łańcuchowej pod marksistowskim hasłem «Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!»
Warszawa, 12 września 1997 roku Kazimierz Mijal
1Jako IM opublikowaliśmy wiele tekstów krytykujących «rynkowo–socjalistyczny» rewizjonizm Chin, Jugosławii i wielu innych krajów, więc nie będziemy się tu zbytnio rozwodzić nt błędnych poglądów Mijala. Dość przytoczyć np. ten tekst: https://instytut-marksa.org/doktryna-realnego-socjalizmu-bledna-kiedys-bledna-dzis/ i ciekawy w odniesieniu do niniejszego artykułu fakt, że w Chinach dość rozpowszechniony i promowany jest tak zwany «system 996», tzn. praca od 9 do 9 (21), 6 dni w tygodniu (razem 72 h tygodniowo). – przyp. red.
2Mijal wydaje się ignorować fakt, że obecnym standardem jest pięciodniowy tydzień pracy. Aby zrealizować w stu procentach przedstawianą przez niego wizję należałoby zlikwidować jeden wydzielony dzień wolny, co nie byłoby pożądane. – przyp. red.
3Praca na różne zmiany jest bardzo szkodliwa dla zdrowia. http://archiwum.ciop.pl/15707.html – przyp. red.
4«FORUM» 22.VI.1997 r.
5«FORUM» 4.VII.1993 r.