W marksistowskiej analizie ekonomii teorie kryzysu zajmują wyjątkowe miejsce. Z tego powodu każdej z nich należy się przedstawienie.
Dlaczego? Z pewnością o wiele bardziej podstawowe kwestie jak charakter pracy w kapitalizmie, zjawisko wyzysku czy istnienie imperializmu są o wiele bardziej ważne. Czytelnik, który tak pomyślał jest jednak w błędzie. Pytanie o charakter kapitalistycznego kryzysu, to pytanie o poprawną taktykę w naszej polityce. Można powiedzieć, że teoria kryzysu jest klejnotem w koronie całej teorii politycznej, którą się zajmujemy. Odpowiadając na pytanie na to jak kapitalizm działa w ramach cyklu koniunkturalnego można powiedzieć, że «rozwiązaliśmy zagadkę», zrozumieliśmy jak działa ten konkretny system ekonomiczny i mamy możliwość jego pełnego opisu. Ale od początku.
Kapitalizm to system ekonomiczny w którym mają miejsce okresowe kryzysy dziejące się co 7-10 lat. W powszechnym zrozumieniu cykl koniunkturalny kończy się recesją, czyli spadkiem produkcji przemysłowej oraz zatrudnienia. Po tej recesji ma miejsce początek kolejnego cyklu, produkcja spada – coraz wolniej – tak samo jak spada zatrudnienie. Jesteśmy w dołku, czyli w okresie stagnacji, Po stagnacji ma miejsce «boom», w którym przemysł szybko odradza się i zaczyna pracować tak blisko swoich pełnych zdolności jak się da. Bezrobocie spada do najniższego poziomu w danym cyklu, a warunki dla osób sprzedających swoją siłę roboczą co najkorzystniejsze. Niestety, system pada niejako ofiarą własnego sukcesu, bo rozrasta się wtedy znacznie system pożyczkowy, który służy już nie inwestycjom, a spekulacji, co w efekcie powoduje, że zyski nie biorą się już ze sprzedaży konkretnych towarów według ich wartości, ale wydmuszek tych towarów (ceny wyższej niż ich wartość) albo nawet towarów, których jeszcze nie ma. Taki stan rzeczy jest utrzymywany tylko dzięki kolejnym pożyczkom. W pewnym momencie boomu nawet banki tracą pieniądze, więc przestają udzielać kolejnych pożyczek, co powoduje, że stare długi nie mogą zostać spłacone. W magazynach zaczynają zalegać towary, bo kapitaliści nie mają możliwości ich sprzedania. Firmy upadają, a my wracamy do naszego starego przyjaciela – recesji.
W powszechnej teorii marksistowskiej istnieją dwie główne oraz sprzeczne ze sobą szkoły kryzysu oraz trzecia szkoła kryzysu, która jest kompatybilna z każdą z nich, ale która z przyczyn historycznych nie jest aż tak popularna. Pierwsza z nich identyfikuje problem kryzysu w realizacji wartości dodatkowej po jej wytworzeniu. Dokładniej mówiąc, nie ma żadnego problemu w inwestycjach, problem jest w tym, że szerokie grupy ludzi pracy są, z powodu obniżania się ich zarobków realnych, zbyt biedne, aby kupować olbrzymią ilość towarów, które zostały wytworzone przez ich ręce. Skoro towary zalegają na rynku, nie ma kto ich kupić, co powoduje, że inwestycje spadają, a fabryki są zamykane i pracownicy są zwalniani, etc.
Druga szkoła natomiast identyfikuje problem w wytwarzaniu wartości dodatkowej i uznaje, że powodem powstawania kryzysów jest fakt, że okresowo stopa zysku jest zbyt niska, aby utrzymać poziom kapitalistycznych inwestycji, który jest niezbędny do utrzymania dobrobytu burżuazji. Mówiąc prościej, stopa zysku jest zbyt niska, aby utrzymać odtwarzanie się gospodarki kapitalistycznej z nadwyżką, która pozwala na przeżycie burżuazji. Z tego powodu inwestycje spadają, a fabryki są zamykane i pracownicy są zwalniani, etc.
W końcu szkoła trzecia wychodzi z założenia, że powodem kryzysów w gospodarce kapitalistycznej jest anarchia produkcji w ogóle (dajmy na to, surowe materiały są produkowane w zbyt małej ilości, przez co nie nadążają za rozrastającą się produkcją przemysłową) lub dysproporcji między departamentem I (który tworzy środki produkcji), a departamentem II (który tworzy środki konsumpcji).
Teoria niedostatecznej konsumpcji
W tej części tego artykułu skupimy się na teoriach kryzysu opartych o niedostateczną konsumpcję. Bardzo możliwe, że z tym wyjaśnieniem kryzysów spotkał się już wcześniej, ponieważ takie wyjaśnienia są dużo starsze niż sam Marks.
Przenieśmy się do pierwszej połowy XIX wieku, do Szwajcarii, do mieszkania niejakiego Sismondiego de Sismondi – ekonomisty. Ten oto badacz burżuazyjny wsławił się złotymi zgłoskami w historii ekonomii tym, że zaobserwował fakt, iż rozrost produkcji przemysłowej powodował pogłębienie się biedy wśród robotników, rzemieślników czy chłopów. W jego ocenie bieda ta brała się z tego, że maszyny – zwiększając produktywność – zmniejszały liczbę osób niezbędnych do ich obsługi. Ta nowo-powstała armia bezrobotnych natomiast obniżała pensje zatrudnionych przez co ci nie mogli kupować już więcej towarów. Co więcej, Sismondi zauważył konflikt w samym sercu produkcji. Fakt, że kapitalista, ze względu na rynek, musi (bo inaczej sam zostanie pokonany) rozszerzać stale swoją produkcję i czynić ją coraz bardziej wydajną. Z drugiej strony, ta sama konkurencja, która zmusza go do rozszerzania produkcji powoduje, że cena towaru musi oscylować wokół jego wartości (a społecznie niezbędny czas pracy obniża się dzięki maszynom), w efekcie musi sprzedawać coraz więcej, ale coraz taniej. Jak w takim przypadku utrzymać pensje na takim samym poziomie? Należy uciąć pensje. Za co się kupuje towary? Za pensje. I ot, nasz «kochany» kapitalista właśnie naprodukował rękami robotników setki tysiące towarów, których nie może sprzedać.
Nawiasem, ta konkretna teoria Sismondiego znalazła, jak się nam zdaje, potwierdzenie w 1825 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie kryzys gospodarczy przez który przechodziła nie mógł zostać wyjaśniony szokami surowcowymi, wojną, sankcjami czy nieurodzajem.
Zwolennicy niedostatecznej konsumpcji słusznie zauważają, że gdyby kapitalistyczna produkcja była produkcją na potrzeby pracowników, nie byłoby żadnych kryzysów nadprodukcji. Kapitalistyczna nadprodukcja to nadprodukcja wartości wymiennych, a nie nadprodukcja wartości użytkowych. Kryzys nadprodukcji wartości wymiennych wybucha, gdy nadal istnieje bardzo duża niedostateczna produkcja wartości użytkowych, a zwłaszcza wartości użytkowych, których potrzebują sami pracownicy.
Sprawa zamknięta? Niestety nie, nadprodukcja nie opowiada całej historii.
Najprostszy przykład. Nie tylko osoby tworzące towary kupują towary. Kapitaliści również konsumują i choć jest ich stosunkowo niewielu, nie są oni beztroscy, jeśli chodzi o obowiązki konsumpcyjne. Oprócz bardzo bogatych kapitalistów, którzy stoją na samym szczycie piramidy bogactwa, istnieje znacznie większa liczba drobnych kapitalistów, którzy pomagają w konsumpcji. Im większy wyzysk pracowników, im bardziej ich warunki zbliżają się do biologicznego minimum, tym większa jest masa wartości dodatkowej dostępnej do utrzymania stosunkowo dużej masy drobnych kapitalistów. Nie możemy również zapomnieć o tych pracownikach, którzy nie wytwarzają bezpośrednio wartości dodatkowej. Co za nauczycielami, policjantami, wojskiem, strażakami, lekarzami, pracownikami banków, kasjerami, i tak dalej, i tak dalej?
Pragniemy na marginesie zwrócić uwagę na to, że wraz z rozwojem skomplikowania gospodarki kapitalistycznej, produktywność rośnie, a przez to rośnie również liczba osób zatrudnionych tam, gdzie nie następuje produkcja wartości dodatkowej. Masa wartości dodatkowej rośnie zarówno wraz z liczbą wyzyskiwanych pracowników produkcyjnych, jak i wraz ze wzrostem względnej wartości dodatkowej. Ponadto dana ilość wartości dodatkowej mierzona w godzinach pracy reprezentuje większą ilość wartości użytkowej wraz ze wzrostem produktywności pracy. Umożliwia to utrzymanie większej liczby nieproduktywnych pracowników przy danej ilości wartości dodatkowej.
Oprócz nieproduktywnych pracowników, samo państwo kupuje i konsumuje towary, takie jak superkomputery, broń, czołgi, pociski, samoloty i bomby. Wielu ekonomistów, niektórzy prokapitalistyczni, niektórzy marksistowscy, postrzegało tę nieproduktywną konsumpcję jako główny środek, za pomocą którego społeczeństwo kapitalistyczne powstrzymuje nadprodukcję.
Co szczególnie ważne, tą wczesną teorię kryzysów odrzucili nawet ekonomiści burżuazyjni. Oczywiście ich wytłumaczenia pozostawiają wiele do życzenia, ale z konieczności należy je omówić (choćby tylko po to, aby potem zręcznie pokazać czemu te też nie są prawidłowe). Najpopularniejszym i dalej snującym się na ogonie ortodoksji wyjaśnieniem jest prawo rynków po raz pierwszy sformowane przez Jean-Baptiste Saya. Według tego ekonomisty, pieniądze może i ułatwiają wymianę, ale nie są w niej niezbędne. Pieniądz można wyabstrahować, tak że realnie wymieniamy jednak towar za towar. Idąc tym rozumowaniem, nadprodukcja jednego typu towaru istnieje tylko w relacji do innego. Dla przykładu na rynku istnieje za dużo płócien lnu w stosunku do ilości płaszczy. Albo odwrotnie. Ale czy da się powiedzieć, że na rynku istnieje nadprodukcja lnu i płaszczy? Z tego wynika, że w przypadku podwojenia podaży, podwaja się również popyt. Jak ujął to Keynes (w swojej krytyce konceptu) «podaż tworzy swój własny popyt». Ta forma prawa rynków – forma silna – jest ulubionym narzędziem neoklasyków, austriaków i tak dalej i tak dalej. W takim ujęciu gospodarka kapitalistyczna zawsze działa blisko swojego fizycznego limitu.
Prawo rynków jednak tworzy jedno fundamentalne pytanie. A co jak będzie za mało pieniędzy w obiegu? Żaden problem! Jak twierdzi Ricardo, zbyt mała ilość pieniędzy w obiegu powoduje jedynie, że przy aktualnych cenach całość towarów nie może wchodzić w obieg. Z tego powodu pensje i ceny nominalne muszą spać. Przy okazji, przemycamy tutaj trzecią kwestię – neutralność pieniądza – przekonanie, że zmiana ilości pieniędzy w obiegu zmienia jedynie wartości nominalne, ale nie wpływa kompletnie na wartości realne. Stanowi to do dziś niezbity aksjomat wielu ekonomistów burżuazyjnych.
Na marginesie, obok formy silnej prawa rynków, istnieje również forma słaba tego prawa, która utrzymuje że tak, nadprodukcja jest możliwa wtedy i tylko wtedy, gdy rząd lub bank centralny zrobi coś bardzo, ale to bardzo głupiego. Taka forma prawa rynku jest podtrzymywana przez niektórych ekonomistów heterodoksyjnych.
Powyższe akapity tłumaczą nie tylko dlaczego według ekonomistów burżuazyjnych generalna nadprodukcja towarów jest niemożliwa, ale również wprowadzają trzy główne filary współczesnej ekonomii burżuazyjnej. Prawo rynków, ilościową teorię pieniądza i jego neutralność.
W trumnę Sismondiego ostatniego gwoździa nie wbili jednak liberałowie, a ojciec ekonomii robotniczej – Marks.
Ale od początku. Zanim Marks wszedł na scenę ekonomiczną, ekonomiści tacy jak Adam Smith zakładali, że kapitał w postaci maszyn i surowych materiałów może zostać zredukowany do pensji. W największym skrócie produkcja maszyn opiera się częściowo o inne maszyny i częściowo o pracę ludzką. Te maszyny użyte w procesie produkcji, również zostały stworzone za pomocą prostszych maszyn i pracy ludzkiej. Zakładając powrót do początku procesu, cały kapitał na świecie znajduje swój początek w pracy, a wartość tej pracy oddana jest w pensji.
Wszyscy ekonomiści do Marksa doszli więc do wniosku, że wszystkie towary są kupowane z pomocą zysków z cudzej pracy, czynszów lub z własnej pensji. To rozumowanie jest niepoprawne.
W rzeczywistości jedynie drobna część towarów wytworzona przez przemysł zostaje kupiona za pomocą zysków z cudzej pracy, czynszów lub pensji. O wiele większa część rocznej produkcji towarowej zostaje kupiona z funduszy, które w powstają w wyniku tego, że maszyny zużywając się przenoszą część wartości na końcowy produkt. W efekcie produkcja towarowa może, a nawet musi być większa niż całkowity zysk zdefiniowany przez ekonomistów klasycznych jako suma zysków z cudzej pracy, czynszu lub pensji w danym okresie. Z tego powodu kapitaliści przemysłowi nie odtwarzają jedynie swojego aktualnego kapitału, ale wykorzystując fakt, że część pracy maszyny zawiera się w cenie towaru, aby kupić potrzebne im towary. Natomiast ta część zysku, która powstała z pracy ludzkiej zostaje przekształcona ponownie w kapitał i rozszerza całość produkcji.
Interesujące, jednak jak to ma się do niedostatecznej konsumpcji skoro właśnie opisaliśmy podstawę kapitalistycznej produkcji rozszerzonej? Otóż, Marks wprowadził pojęcie produktywnej konsumpcji do naszego słownika.
Z powyższego rozumowania wynika, że kapitaliści przemysłowi nie tylko konsumują swój obecny kapitał – to znaczy reprodukują go – ale także konsumują dodatkową wartość, która przypada im w formie zysku. Część z nich jest wydawana na dobra konsumpcyjne, zarówno te pierwszej potrzeby, jak i luksusowe. Reszta zysku – wartość dodatkowa zrealizowana w formie pieniężnej – jest przekształcana w dodatkowy kapitał, zarówno zmienny, jak i stały. Rozmiar zatrudnionej klasy robotniczej rozszerza się – podobnie jak masa kapitału stałego.
Niedostateczna konsumpcja jest niemożliwa.
W następnym tygodniu zajmiemy się drugą z «wielkich szkół» teorii kryzysu, która rozważa powody kryzysu na gruncie produkcji, a nie konsumpcji.