Część 1, część 2, cześć 3, część 4, część 5, część 6, źródło.
3.4 Pułapka związków zawodowych
Inną właściwą praktyką organizacyjną, którą można podjąć w oczekiwaniu na komunistyczny horyzont – i która może być równoczesna (a nawet równa) reformizmowi i refundacjonizmowi – jest organizowanie się w związki zawodowe. Będąc starą praktyką, na długo poprzedzającą mowmentyzm i dzisiejszy odzyskany komunizm, aktywizm związkowy jest często wybierany z czystego lenistwa, gdy nie ma się nic lepszego do roboty. Istniejąca tradycja związkowa. Założenie, że forma organizacji w związki musi być rewolucyjna w oparciu o swoją historię i już istniejącą organizację. Nie musimy myśleć o tym, co to znaczy realizować szersze kwestie konieczności, gdy zanurzamy się w codziennych zmaganiach ekonomicznych pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych, a nawet gdy poświęcamy naszą energię na walkę o założenie związku. Wszystko, o czym musimy myśleć, to związek zawodowy i jego konkretne cele, a nie to, co czai się poza granicami tej logiki.
Mowmentyzm znajduje swój dom w dzisiejszych ruchach związkowych, ponieważ związki są ruchami społecznymi, które wraz z innymi ruchami społecznymi mogą uczestniczyć w nadchodzącym powstaniu, komunistycznym horyzoncie. Granice świadomości związków zawodowych, opisane przez Lenina, i jedna z podstawowych koncepcji stojących za jakąkolwiek koniecznością istnienia partii rewolucyjnej, mogą zostać odrzucone w ten sam beztroski sposób, w jaki odrzucane są wszystkie przeszłe teorie komunistyczne – wybierając hołdowanie innym przeszłym teoriom komunistycznym, z których niektóre są starsze niż Lenin, aby usprawiedliwić naszą praktykę. Wszystkie te stare teorie dotyczące związków zawodowych jako podstawy rewolucyjnej walki mogą zostać przemianowane na komunizm oparty o mowmentyzm.
Dlatego właśnie, bardziej niż cokolwiek innego, Draperyzm został ożywiony. Nie ma potrzeby budowania organizacji komunistycznej, ponieważ klasy pracujące są już zorganizowane w związkach zawodowych, argumentował Draper, a ta wcześniejsza forma organizacyjna może rzeczywiście stanowić «socjalizm od dołu». Zanurz się więc w związkach zawodowych, najbardziej zorganizowanych instytucjach klasy robotniczej, i zbuduj komunistyczny projekt poprzez związkowców. Nie trzeba zbytnio przejmować się Draperem (w końcu był on tak oderwany od walk społecznych w swoich czasach, że jego przemyślenia na temat rewolucyjnej praktyki należy traktować jako śmieszne), aby zaakceptować coś podobnego do praktyki, którą zalecał. Związki społeczne jako część niekwestionowanej strategii insurekcyjnej, choć zazwyczaj opartej o mowmentyzm, są jedną z ważnych praktyk komunistycznych w centrach kapitalizmu – a przynajmniej o wiele ważniejszą niż jakikolwiek leninowski nonsens budowania partii!
Faktem jest, że likwidacja praktyk komunistycznych wśród działaczy związkowych historycznie doprowadziła do zjawiska, które kiedyś nazywano «ekonomizmem», gdzie konieczność komunizmu została zastąpiona aktywizmem zdeterminowanym potrzebą promowania zdolności związku do zapewnienia swoim członkom stabilności ekonomicznej. Rewolucyjna konieczność hamowana przez bezpośrednią konieczność ekonomiczną. Późna Action Socialiste, rewolucyjny projekt Quebecois, który pojawił się w latach 90-tych, ocenił swoje własne doświadczenia z ekonomizmem w następujący sposób:
Cała organizacja została głęboko dotknięta tym, co nazwaliśmy «ekonomizmem». Spontaniczną interwencją w ramach bezpośrednich (ekonomicznych) walk, porzucając agitację, propagandę i komunistyczną organizację. Ekonomizm jest formą prawicowego oportunizmu. Dla jego zwolenników ruch reprezentuje wszystko, podczas gdy ostateczny cel (komunizm) nic już nie znaczy. W [dążeniu do ekonomizmu] zaniedbujemy rozwój obozu rewolucyjnego i zaczynamy porzucać nasze najbardziej podstawowe zasady w celu osiągnięcia bardziej doraźnych korzyści. […] Kilku towarzyszy zajmowało wówczas stanowiska kierownicze w związkach studenckich, grupach społecznych lub związkach zawodowych. Ważnym celem dla nas w tamtym czasie było zdobycie organizacyjnego przywództwa ruchów masowych. Czasami udawało nam się to, w niektórych przypadkach z łatwością, dzięki naszym talentom organizacyjnym. Ale rzadko oznaczało to przywództwo ideologiczne lub polityczne. Sprzeczność między naszą «komunistyczną» orientacją a dominującym burżuazyjnym punktem widzenia, nawet w ramach mas, stawała się coraz bardziej oczywista w miarę eskalacji w hierarchii ruchów masowych. […] To, co zwykle dzieje się w tych czasach, to albo odkładamy na bok i «ukrywamy» nasze prawdziwe punkty widzenia (lub nawet bronimy punktów widzenia, w które nie wierzymy), albo zaczynamy rozwijać biurokratyczne praktyki, aby narzucić nasze mniejszościowe punkty widzenia i utrzymać pozycje, które osiągnęliśmy w tym czy innym ruchu1.
Opisane powyżej doświadczenie jest paradygmatem aktywizmu związkowego ze strony komunistów. Tego ekonomizmu doświadcza, w mniejszym lub większym stopniu, każdy komunista, który starał się uczynić aktywizm związkowy podstawą swojej rewolucyjnej praktyki. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej, już dawno spełnilibyśmy obietnicę Draperyzmu. Liczne czerwone związki zawodowe stworzyłyby naszą rewolucyjną partię. Zamiast tego ci z nas, którzy próbowali znaleźć naszą komunistyczną drogę w przestrzeniach związkowych, powinni być w stanie rozpoznać niektóre z twierdzeń zawartych w powyższym cytacie. Ugrzęźliśmy w układach zbiorowych, przez co nasz aktywizm stał się zarządzaniem związkowym przetrwaniem. Walczyliśmy o przywództwo związkowe, które w istocie jest tylko marginalnie lewicowe. Znaleźliśmy się w zarządzie lub związkowej grupie roboczej, która jest politycznie podzielona. Utknęliśmy w związku z ludźmi, których polityką gardziliśmy, a którzy byli naszymi «towarzyszami» tylko dlatego, że dzielili to samo miejsce pracy.
Każdy strajk, nieważne jak radykalny, powinien przypominać nam o ekonomicznych ograniczeniach. Kiedy nasze bezpośrednie żądania ekonomiczne zostaną spełnione, niezależnie od tych żądań, które stanowią wyzwanie dla całego systemu gospodarczego, zamykamy linie i wracamy do pracy – czasami kończymy strajk nawet wcześniej, uznając siłę pracodawcy w tych czasach «oszczędności» i dlatego, że w każdym razie musimy utrzymać związek przy życiu!
Natychmiastowe żądania ekonomiczne nie są oczywiście powodem do śmiechu. Musimy położyć jedzenie na stole i zapłacić rachunki. Chcemy bezpieczeństwa zatrudnienia i świadczeń. Solidarność między pracownikami jest godna pochwały i błędem byłoby sprzeciwianie się związkom zawodowym i dążeniom związkowym, ponieważ nie są one tak rewolucyjne jak partia komunistyczna. Opcją nigdy nie powinien być jednak fałszywy dylemat «zlikwidować komunistyczne praktyki w związkach zawodowych lub sprzeciwić się uzwiązkowieniu z zasady!». Odrzucenie ekonomizmu, uznanie, że związki zawodowe, zwłaszcza w centrach kapitalizmu, mogą nie być naszymi głównymi przestrzeniami organizacyjnymi, nie powinno prowadzić nas do traktowania tych przestrzeni jako identycznych z cynicznym reformizmem, który często prowadzi nas do pułapki wyborczej.
Błędem jest więc uznawanie tych bezpośrednich żądań, które nie wychodzą niewiele ponad poziom przetrwania, który jest możliwy dzięki zorganizowanemu miejscu pracy, elementami komunizmu. Świadomość rewolucyjna wymaga czegoś więcej niż tylko świadomości zdeterminowanej przez doraźne żądania, dlatego dziś częściej można ją znaleźć wśród pracowników niezrzeszonych w związkach zawodowych, którzy nie zostali zintegrowani z systemem przez związkowy ekonomizm. W centrach kapitalizmu pracownicy zrzeszeni w związkach mają wiele do stracenia, w sensie bezpośrednich przywilejów ekonomicznych, gdyby kiedykolwiek udało im się, choć to nieprawdopodobne, pomalować swój związek na czerwono… dlatego oczywiście tak się nie dzieje. Nie teraz, nie w centrach kapitalizmu.
3.5 Kreatywny brak kreatywności
W poprzednim rozdziale skonfrontowaliśmy się z tymi «nowymi» teoriami, które próbowały odzyskać miano komunizmu, a które były jedynie kolaboracją z obecnym stanem rzeczy z powodu ich niechęci do myślenia o konkretach. Uciekanie się do fantazji, oderwanie się od walki i udawanie, że sama wyobraźnia jest walką… w rzeczywistości jest to ironiczna demonstracja ograniczonej wyobraźni. W końcu, niezależnie od czyichś twórczych wyczynów w teoretycznej fantazji, sprowadzenie kwestii organizacji i strategii do możliwości spontaniczności jest raczej mało twórcze. Twierdzenie, że komunizm po prostu się wydarzy w odległym punkcie X w oparciu o nasze wspaniałe twierdzenia i połączenie ruchów społecznych, jest raczej nijakim założeniem.
Co zatem te twierdzenia, wszystkie oparte na hipotezach i horyzontach, mówią nam o ożywieniu antyrewizjonistycznej i rewolucyjnej tradycji, jeśli nie mamy popierać pułapek burżuazyjnych wyborów, refundacjonalizmu czy ekonomizmu? Być może niezbyt wiele, ale w ich porażce w twórczym zmaganiu się z koniecznością możemy się czegoś nauczyć – a mianowicie, jak nie myśleć.
Teoria Blooma Tiqquna jest paradygmatycznym przykładem tego braku wyobraźni. Po wirze teoretycznego eklektyzmu – od Deborda przez Baudrillarda po Agambena i przez Joycea! – podają nazwę kolektywu, pod którym napiszą swój kolejny bestseller:
Niewidzialny Komitet (ang. Invisible Committee): jawnie tajne stowarzyszenie, publiczny spisek, przykład anonimowej subiektywizacji, którego nazwa jest wszędzie, a siedziba nigdzie, eksperymentalno-rewolucyjna biegunowość Partii Wyimaginowanej. Niewidzialny Komitet: nie rewolucyjna organizacja, ale wyższym poziomem rzeczywistości, metafizyczne terytorium secesji z całą wielkością całego własnego świata, obszar gry, w którym sama pozytywna kreacja może dokonać wielkiej emigracji gospodarki ze świata2.
Bardzo pomysłowy język, aby po prostu dojść do wniosku, że nie ma sensu budować bojowego i zorganizowanego ruchu w prawdziwym świecie. W końcu, jak można zbudować mistyczne blankistowskie społeczeństwo, które działa głównie na metafizycznym terenie? Rozwiązaniem jest nadzieja, że taka chimera może wyłonić się spontanicznie, poprzez naszą twórczą grę, co oczywiście oznacza, że naszym jedynym obowiązkiem jest pisanie i czytanie teorii, a przynajmniej podejmowanie wielkich aktów literackiej i artystycznej produkcji.
A jednak ktoś (lub jacyś ludzie) uznał, że warto przemawiać w imieniu tej mistycznej organizacji, mimo niemożności jej faktycznego istnienia, bo pięć lat później otrzymaliśmy The Coming Insurrection autorstwa tego Komitetu. Chociaż jest coś bardziej konkretnego w niezachwianej reklamacji nazwy komunizm przez Niewidzialny Komitet, jest ona odzyskana tylko w takim stopniu, w jakim przywłaszcza ją sobie z tradycji ideologicznej, którą gardzi – w rzeczywistości odnosi się do tych marksistów-leninistów, którzy historycznie rozwinęli ten termin jako jego wrogów3. Ważniejszy jest jednak fakt, że Niewidzialny Komitet opiera się na leniwym rozumieniu teorii powstania, strategii, która poniosła porażkę dopiero po Rewolucji Październikowej, ale oczyszczonej z leninizmu. Spontaniczne powstania bez nieszczęsnej wojny domowej i założenie, że siły wojskowe i policyjne zostaną pokonane przez braterstwo powstańców – ponieważ «militaryzacja wojny domowej jest klęską powstania»4. Konieczności zaprzecza się wyłącznie w oparciu o założenie, że państwowe uzbrojone oddziały kobiet i mężczyzn nie stłumią przemocą niewyszkolonych powstańców, że zostaną politycznie pokonane przez samo powstanie… Ale państwo tłumiło i będzie tłumić powstania, a każde powstanie od 1917 r. zostało rzeczywiście brutalnie stłumione – dlaczego udawać, że jest inaczej? Ponieważ nie chcemy przemyśleć trudnych pytań, których wymaga konieczność.
The Uprising (pl. Powstanie) Franco Berardiego wręcz drży, próbując ukryć się przed faktem rewolucyjnej konieczności. Tutaj rewolucja nie jest nawet czymś, co dzieje się w konkretnym sensie, co ma związek z nieuniknionymi prawdami społecznymi (tj. istnieją armie wyszkolone do kontrolowania populacji, broń zmonopolizowana przez klasę rządzącą, przymusowy aparat państwowy, który nie zrezygnuje z uniknięcia krwawej łaźni, gdy zostanie zakwestionowany), ale raczej czymś, co dzieje się w wyobraźni, zjawiskami językowymi, działalnością poezji!5. Ponieważ najlepsza satyra jest wygłaszana z wprost, można próbować spekulować, czy Berardi mówi poważnie, czy też ośmiesza inne szykowne teorie społeczne. W końcu w obliczu całych populacji, które nawet teraz są bombardowane i okupowane – te codzienne masakry, które są częścią normalnego funkcjonowania kapitału finansowego – poważne sugerowanie językowej i poetyckiej rewolucji, która nie jest ani przemocowa, ani pokojowa, jest równoznaczne z pluciem w twarz wyklętemu ludowi ziemi i mówieniem im, że powinni stawiać opór, pisząc poezję.
Równie dobrze można być rewizjonistą i otwartym kolaborantem z kapitalizmem i imperializmem, aby przestrzegać logiki tych teoretycznych reklamacji nazwy komunizm. Nawet jeśli ci, którzy ograniczają swoją rekultywację do niejasnego mówienia o «hipotezach» i «horyzontach», odmawiają pójścia tak daleko drogą rzekomo «nowego» komunistycznego imaginarium, jest to teren, na który wpada ich trajektoria. W przeszłości te spekulacje były utopijne, ale bycie utopijnym teraz, po tak wielu wstrząsających ziemią rewolucjach, w których masy wygrały prawie tyle samo, co przegrały, oznacza zagubienie się w rewizjonistycznej otchłani – czekanie w nadziei na spontaniczność, a w międzyczasie praktykowanie pokojowego współistnienia z tą brutalną rzeczywistością.
Rozwiązaniem jest jednak wyobraźnia i kreatywność. Ale nie bezpodstawna wyobraźnia i kreatywność, która nie jest w stanie przemyśleć konkretnych problemów, nietwórczo reifikując obecny stan rzeczy. Nie. Ten rodzaj wyobraźni i kreatywności, który znajdujemy w innych naukach – wyobrażanie sobie przyszłości i twórcze budowanie tej przyszłości w oparciu o prawdy zdobyte w poprzednich walkach. Wszystkie udane lub prawie udane rewolucje i wojny ludowe, sposoby, w jakie rewolucyjna jedność, jakkolwiek tymczasowa, została faktycznie zbudowana… ta przeszłość promieniuje wieloma potrzebami, z których najważniejszym jest komunizm.
Możemy jednak przewidzieć, w jaki sposób teoretycy ci zareagują na analogię prawdy naukowej. Przypomną nam o niebezpieczeństwach techno-naukowej racjonalności i totalizującym koszmarze postępu naukowego. Ponieważ odnieśliśmy się do tego zarzutu w pierwszym rozdziale, nie ma powodu, by bronić tutaj naukowej konieczności. Zamiast tego zajmijmy się brakiem wyobraźni w tych teoriach zgodnie z historią wyobraźni i samej kreatywności – historią literatury, muzyki i sztuki, którą na przykład grupa Tiqqun traktuje jako znaczącą.
Rzeczywiście, we wszechświecie kreatywności bezrefleksyjne powtarzanie wcześniejszej produkcji artystycznej jest zwykle traktowane jako coś niezwykłego. Gdybyśmy napotkali artystę, nieświadomego historii swojego rzemiosła, pozującego na «oryginalnego» podczas odtwarzania prac Duchampa na początku XX wieku, potraktowalibyśmy go jako aroganckiego i ledwo wartego rozważenia. Wiemy, że istnieje historia literatury i sztuki, która może nas czegoś nauczyć, i jest to podstawa każdego przemyślanego osądu dokonanego w obszarze wyobraźni. Nawet Tiqqun wierzy, że tego rodzaju osąd jest słuszny, choćby pośrednio. Istnieje powód, dla którego odwołuje się do Jamesa Joycea, a nie Dana Browna, Paula Valérego, a nie Roberta Frosta, który nie sprowadza się do literackiego elitaryzmu.
Co zatem oferują te teorie, nawet zgodnie z ogólnymi standardami jakości twórczej? Tę samą mowmentową spontaniczność, to samo niejasne powstanie, ten sam odległy horyzont. Eklektyzm nie jest tak pomysłowy. Jest tak kreatywny jak kolaż w podstawówce. I w tym eklektyzmie, w tej mobilizacji teorii, która tylko pozornie jest pomysłowa, następuje powrót do wszystkich utopijnych błędów przeszłości.
3.6 Nowe Powroty
Mówienie o komunistycznej konieczności oznacza również mówienie, w każdej konkretnej sytuacji, w której można wyartykułować uniwersalną teorię komunistyczną, o konkretnej praktyce. A skoro cała ta gadanina o hipotezach, możliwościach, horyzontach nie produkuje nic poza powrotem do nieudanego ruchu, jak możemy rozpoznać nowy powrót jako zorganizowaną i totalną rewolucję, którą mamy zakładać jako jeszcze gorszą porażkę? Jest to niestety pytanie, które zawsze pojawia się w centrach kapitalizmu, gdzie słowo komunizm, po dziesięcioleciach tłumienia, w końcu pojawia się ponownie.
Wbrew tej akademickiej modzie na odzyskiwanie nazwy, do której dołączono wątpliwą koncepcję, twierdzimy, że pojedynczy rewolucyjny program, który wyłania się z konkretnej analizy konkretnej sytuacji w imieniu dynamicznego ruchu, jest wart więcej niż tysiąc akademickich marksistowskich książek, niezależnie od referencji autorów, o komunistycznych hipotezach i horyzontach. Jeśli komunizm jest koniecznością, to nie możemy akceptować abstrakcyjnych deklaracji komunizmu, które ignorują potrzebę jego urzeczywistnienia. Musimy domagać się konkretów, musimy skupić się na literaturze tworzonej przez ruchy, które są aktywne w walce klasowej i dzięki tej aktywności stworzyły teorię, która sama jest generowana przez konieczność walki
Nie możemy również ignorować faktu, że rewolucyjny komunizm został już odzyskany, w momencie porażki, w wojnie ludowej w Peru, w narodzinach Rewolucyjnego Ruchu Międzynarodowego, w rozpoczęciu wojny ludowej w Nepalu, w obecnej wojnie ludowej w Indiach… Wszystkie ruchy, które wypowiedziały imię komunizmu, pomimo niepowodzeń i niepowodzeń, istniały bez taplania się w jakimś nieokreślonym ruchu. Warto zastanowić się, dlaczego wszystko to zostało w większości zignorowane przez obecną intelektualną modę na odzyskiwanie niegdyś zakazanej nazwy. Dlaczego samozwańczy «komuniści» denerwują się, gdy niektórzy z nas mówią o tych rzeczywistych ruchach rewolucyjnych, narzekając, że słyszeli wystarczająco dużo o wojnach ludowych, a mimo to ekscytują się każdym skazanym na porażkę powstaniem lub konającym populizmem, powinno nas zastanawiać.
Pod wieloma względami ta ekscytacja banalnymi strategiami różnorakich ruchów stanowi bowiem powrót do utopijnych komunistów, których zwalczaniu Marks i Engels poświęcili niegdyś tyle energii, by praktykę dokonywania rewolucji oprzeć na naukowych podstawach. Rzeczywiście, skupienie się Engelsa na konieczności reprezentuje tę próbę zerwania z utopijnym idealizmem, tak aby dążenie do rewolucji było czymś więcej niż tylko próżnym marzeniem, postpolityczną halucynacją. Ale błędów historii nie da się tak łatwo uciszyć i zawsze będą nowe powroty do utopijnego antykapitalizmu tak długo, jak kapitalizm pozostanie hegemoniczny. W przeciwieństwie do «twardych» nauk, gdzie poprzednie paradygmaty są popierane tylko przez mniejszość ludzi, którzy są ogólnie rozumiani jako zacofani obskuranci, nauka o rewolucji jest niechlujną sprawą, w której niezliczone ślepe zaułki są zachowane jako szczątkowe filozofie, które udają naukę.
Tak więc w obliczu koszmaru kapitalizmu często kuszące jest opieranie się na jałowych marzeniach o utopijnym horyzoncie i udawanie, że te marzenia, tak filozoficznie atrakcyjne, jak czasem mogą się wydawać, są podobne do rewolucyjnej nauki. Często jeszcze bardziej kuszące jest całkowite odrzucenie terminologii naukowej i przyjęcie filozoficznego sceptycyzmu, ponieważ dla tych, którzy chcą uniknąć problemów konieczności, zaakceptowanie, że rewolucja i historia mogą być traktowane naukowo, jest dość niebezpieczne. Rzeczywiście, w dzisiejszych czasach, w których totalność jest postrzegana jako podejrzana, a kontyngencja stała się standardem pracy teoretycznej, mówienie o nauce jest często traktowane jako akt złej wiary. Lepiej mówić tylko o filozofii oderwanej od totalizujących ograniczeń nauki i, mówiąc w ten sposób, zanurzyć się z powrotem w filozoficzny socjalizm XIX wieku – utopizm.
Problem z tym nowym powrotem do utopii polega na tym, że ci, którzy są najbardziej zainteresowani tym podejściem do komunizmu, często wierzą, że rzeczywiście angażują się w coś nowego. Amnezja nieodłącznie związana z tym idealizmem uniemożliwia im uświadomienie sobie, że jest to również powrót. Och, są całkiem gotowi zaakceptować fakt, że powracają do nazwy komunizmu, ale nie chcą zaakceptować, że ich sposób wypowiadania tej nazwy – fetyszystyczne poszukiwanie nowej rewolucyjnej strategii – jest powrotem do gatunku komunizmu, który, jak uznali Marks i Engels, nie jest zdolny do zamanifestowania rewolucji, ponieważ nie jest w stanie rozpoznać własnej konieczności.
Tak więc nie może być absolutnego «śmietnika historii», dopóki nie wyłoni się komunizm, ponieważ zawsze będziemy powracać, często na nowe sposoby, do wadliwych idei z przeszłości, tak jak nasz wróg również remobilizuje i reartykuluje reakcyjne ideologie z przeszłości. Jak zauważył Marks, właśnie wtedy, gdy zakładamy, że jesteśmy zaangażowani w rewolucjonizowanie samych siebie, «w tworzenie czegoś, co nigdy jeszcze nie istniało, właśnie w takich okresach rewolucyjnego kryzysu [z] niepokojem przywołujemy duchy przeszłości»6. Sztuczka polega jednak na odkryciu, jakie historyczne duchy przywołujemy, jakie maski zakładamy i że w ogóle je zakładamy. W przeciwnym razie ryzykujemy historyczne powtórzenie, które jest albo tragedią, albo farsą. Te powtórzenia już się wydarzyły i wydarzają się ponownie.
Ale podczas gdy stary komunistyczny utopizm mówił o «królestwach rozumu» i wyobrażał sobie emancypacyjne systemy społeczne, które, oderwane od materialnych i społecznych relacji, «im bardziej były całkowicie dopracowane, tym bardziej nie mogły uniknąć odpłynięcia w czyste fantazje»7, ten nowy utopizm jeszcze bardziej popadł w fantazję, stawiając hipotezę odległego horyzontu, który moglibyśmy ewentualnie i mgliście osiągnąć pewnego apokaliptycznego dnia. Obecnie mamy do czynienia z utopizmem, który pozostaje utopijny w kwestii praktycznych środków realizacji swoich fantazji, a jednocześnie od czasu do czasu deklaruje wierność Marksowi, a nawet Leninowi – wojownikom, którzy nie mieli nic poza pogardą dla utopizmu.
I ten utopizm jest nowym powrotem, ponieważ jego przejawy można zaobserwować we wszystkich spontanicznych nurtach z początku XX wieku, które próbowały odróżnić się od teorii bojowej i awangardowej partii rewolucyjnej, opowiadając się za «samoorganizacją» klasy robotniczej. Chociaż dzisiejsi utopijni komuniści mogą twierdzić, że wiedzą, dokąd prowadzi leninowski model organizacji (do Stalina, do gułagów, do totalitaryzmu), dość często nie zastanawiają się nad modelem, który nawet nie umieścił nas na drodze do rewolucyjnego przewrotu. Pierwszy model, bez względu na jego ostateczną porażkę, przybliżył nas do rzekomego horyzontu komunizmu. Drugi był większą porażką, która skończyła się niczym innym, jak tylko wymówką dla ciągnących się na ogonie ruchów masowych w imię horyzontu, którego te ruchy nawet nie próbowały osiągnąć. Jeśli więc musimy na nowo powrócić do procesów rewolucyjnych z przeszłości, to powinniśmy być świadomi tego, który proces był większą porażką. Utopijne teorie samoorganizacji, które prowadziły donikąd, czy konkretne teorie zorganizowanej rewolucyjnej konieczności, które doprowadziły do światowych rewolucji historycznych, które, przy wszystkich swoich niepowodzeniach, wciąż wstrząsały fundamentami burżuazyjnej rzeczywistości? Zastanawiając się nad tym pytaniem, powinniśmy uznać, jak wspomniano wcześniej, że dzisiejszy utopizm sprowadza się do zawarcia pokoju społecznego z kapitalizmem.
Niestety, ci, którzy chcieliby, abyśmy skupili się na hipotezach i horyzontach, zaangażowani w odradzający się utopizm, argumentowaliby, że nowy powrót do komunizmu, który rozwinął się na drodze konieczności, jest również i może być tylko tragiczny i farsowy. Pomimo powrotu do nazwy komunizmu, ten nowy utopizm, ze względu na jego pojawienie się w sercu lewicowych środowisk akademickich i drobnomieszczańskich ruchów studenckich, wchłonął postmodernistyczny strach tych, którzy mówią o komunistycznej konieczności, są rewolucyjną nauką, która może być tylko totalizująca, a zatem totalitarna. Brak wypracowania jakiejkolwiek konkretnej strategii obalenia kapitalizmu, zamiast być traktowany jako poważny brak, jest postrzegany jako siła. Ruch może być wszystkim dla wszystkich, wszystkim dla wszystkich, wszędzie i nigdzie, «bo kiedy 'my’ będziemy naprawdę wszędzie, nie będziemy nigdzie – bo będziemy wszystkimi»8. Oczywiście donikąd, co nie było tym samym, co wszędzie. Te mgliste propozycje brzmią ładnie, mogą nawet być przyjemniejsze w czytaniu niż program partii opracowany przez spójny ruch rewolucyjny, ale są pozbawione strategii niezbędnej do urzeczywistnienia trwałej egzystencji poza granicami kapitalizmu.
Interesujące w tym nowym powrocie do utopijnego komunizmu jest jednak to, że w jakiś sposób udało mu się ukryć w praxis (lub, ze względu na spontaniczność ruchu, brak praktyki), która do lat 90. była uważana za prowincję anarchizmu i antykapitalizmu, który postrzegał komunizm jako wielki błąd. W dniach poprzedzających Seattle, w sercu globalnego imperializmu, ci, którzy mówili o odmowie przejęcia władzy, o jakimś nowym ruchu, który mógłby spontanicznie zakończyć kapitalizm po osiągnięciu masy krytycznej, oraz o politycznej fantazji opisanej (ale oczywiście nie zalecanej) w We Are Everywhere, uniknęliby słowa «komunizm», ponieważ cuchnęło ono porażką i totalitaryzmem oraz wszystkim, czym nauczono ich gardzić w podręcznikach szkolnych. Teraz słowo komunizm jest wypowiadane w tych przestrzeniach i, choć ubiera się w imię tej porażki, próbuje na nowo wymyślić się jako coś nowego. Tak zwany «Niewidzialny Komitet», który wyobraża sobie swój własny fantastyczny horyzont nadchodzącego powstania bez partii leninowskiej, ponownie zmobilizował słowo komunizm, podczas gdy zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej ci sami ludzie prawdopodobnie byliby zaniepokojeni, gdy tylko zostało wypowiedziane.
Właśnie dlatego, w obliczu tego utopizmu, ważne jest, aby zamiast tego argumentować za nowym powrotem do rewolucyjnej tradycji, która traktowała komunizm jako konieczność. Nie jest to po prostu dogmatyczne powtórzenie czegoś, co Lenin powiedział w 1917 r. lub czegoś, co Marks powiedział w 1848 r., ale powrót do żywej nauki o tym komunizmie, który wywodzi się od Marksa i Engelsa, zapętla się przez Lenina, skręca przez Mao i wciąż jest otwarta na przyszłość. Wszystkie powroty są zawsze nowe, czego nauczył się Lenin, gdy twórczo zastosował marksizm do swojego kontekstu społecznego, czego nauczył się Mao, gdy twórczo zastosował marksizm-leninizm do swojego kontekstu społecznego, czego ci z nas, którzy rozumieją, że komunizm musi być rozumiany jako konieczność, próbują się nauczyć, gdy powracamy do tych przeszłych wydarzeń z konieczności z perspektywą, która jest zawsze nowa, ponieważ społeczeństwo się zmienia… ale także powrót, ponieważ społeczeństwo jest obciążone ciężarem martwych pokoleń.
Taki powrót musi być konkretny, musi być w stanie wypowiedzieć historię powszechnej rewolucyjnej konieczności w każdym konkretnym kontekście, w którym żyjemy i walczymy. Nie ma sensu powracać tylko do nazwy – do bezkrytycznie odziedziczonej metody walki, która wywodzi się z koncentracji na mglistych hipotezach i horyzontach – jeśli nie jesteśmy gotowi dążyć do wszystkiego, co ta nazwa zaczęła oznaczać w trakcie rewolucyjnej walki od czasów Marksa. Gdy bowiem wciąż na nowo powracamy do konieczności stworzenia komunizmu, stajemy w obliczu wielkich trudności i zawsze immanentnego potencjału porażki… Tak wiele pozostaje jeszcze do zrobienia:
Nawet na poziomie międzynarodowym nasza klasa wystrzeliła dopiero pierwsze kule walki z burżuazją, aby zbudować i rządzić nowym społeczeństwem. Mimo że proletariat wiele osiągnął, podstawy wciąż pozostają do zrobienia, przede wszystkim zniszczenie starego kapitalistycznego sposobu produkcji i sprawienie, by na zawsze zniknął z powierzchni ziemi. […] Walka rewolucyjna odradza się, a ponieważ opiera się na osiągnięciach poprzednich walk, jest silniejsza niż kiedykolwiek. Kiedy wielcy przywódcy NATO przewidywali… że «pierwsze 30 lat XXI wieku będzie okresem rewolucyjnych powstań», wyznawali, jak bardzo wciąż obawiają się widma komunizmu i rewolucji uciskanych mas9.
Wystrzelmy więc więcej pocisków, posuńmy naprzód walkę o uczynienie komunizmu konkretną rzeczywistością i zaprzestańmy tej paplaniny o jakimś idealnym komunizmie, który istnieje poza czasem i przestrzenią, a zamiast tego, z całym bałaganem, jaki by to implikowało, powróćmy do uznania, że jego konieczność wymaga nowego powrotu do rewolucyjnych teorii komunistycznych i doświadczeń wyniesionych z historii.
4. Zakończenie
Rzeczywistość jest taka, jaka jest, więc pytania postawione w tym traktacie mogą nie zostać rozwiązane w najbliższym czasie. Jeśli nastąpi nowy powrót do problematyki konieczności, a nowa antyrewizjonistyczna epoka walki zastąpi dzisiejszy zmęczony mowmentyzm, wciąż istnieje szansa, że w trakcie ustanawiania nowych sukcesów napotkamy tylko nowe porażki. Może nam się udać tymczasowo przekroczyć odległy komunistyczny horyzont tylko po to, by zostać katastrofalnie wepchniętym z powrotem w koszmar teraźniejszości. Znaczenie konieczności może zostać ponownie zapomniane, komunizm ponownie zdegradowany do sfery porażki, tylko po to, by zostać ponownie odzyskanym przez inną nową lewicę, która jest jeszcze bardziej nieufna wobec myślenia o komunizmie jako czymś więcej niż hipotezą lub odległym horyzontem.
Powinniśmy się zastanawiać, ile powtórzeń jest w ogóle możliwych. Okno, w którym możemy dokonać rewolucji, zamyka się, gdy świat zbliża się do armagedonu obiecanego przez logikę kapitału. Fakt historycznej konieczności jest dziś bardziej namacalny niż kiedykolwiek wcześniej. Nie możemy czekać na spontaniczne nadejście komunistycznego horyzontu, gdy kapitalizm zbliża się do swojego własnego horyzontu – załamania środowiska, nowej epoki lodowcowej, dewastacji ludzkiej egzystencji, jaką znamy – obiecanego przez jego niezbędne i codzienne operacje. Nie możemy sobie pozwolić na majstrowanie przy jego ramach w nadziei, że kwestie rewolucji zostaną rozwiązane w jakimś nieznanym momencie w przyszłości. Nie możemy pozwolić sobie na marnowanie czasu w przestrzeniach i praktykach opartych na kontynuacji systemu wyzysku, utowarowienia i wiecznej wojny.
Tutaj, w centrach kapitalizmu, czasami łatwo jest odesłać współczesny koszmar w otchłań myśli. Chociaż możemy zrozumieć logikę kapitalizmu w teorii, przepaść między teorią a praktyką często uniemożliwia nam podjęcie działań napędzanych logiką rewolucyjnej konieczności. Sprzeczności systemu są bardziej widoczne na peryferiach. Tutaj są wyciszane przez «przemysł kulturowy», który utrzymuje się tylko z powodu najbardziej brutalnego wyzysku i ucisku w innych miejscach. Czy można się dziwić, że najdłuższa wojna obozu imperialistycznego – Wojna z Terrorem – nie jest nawet doświadczana jako wojna przez masy żyjące w centrach kapitalizmu? Niektórzy z nas dorastali z tą wojną jako wspomnieniem wczesnego dzieciństwa, a jednak, w przeciwieństwie do tych, którzy dorastali w regionach takich jak Afganistan, byli w stanie żyć bez doświadczania najbardziej bezpośrednich i brutalnych skutków tego «zadania, które nigdy się nie kończy».
Od samego swego powstania kapitalizm prowadził wojnę z ludzkością i ziemią. Komunistyczna konieczność promieniuje z tej wiecznej wojny. Wewnętrzna brutalność kapitalizmu rodzi zrozumienie, że jego granice muszą zostać przekroczone, tak jak produkuje on własnych grabarzy. Jak jednak możemy być jego grabarzami, skoro odmawiamy uznania konieczności urzeczywistnienia komunizmu, odkładając jego nadejście na odległą przyszłość? Być może jedną z odpowiedzi jest to, że ci z nas, którzy znajdują się w centrach kapitalizmu, nie są już głównymi kopaczami grobów.
W rzeczy samej, permanentna wojna, jaką kapitalizm toczy z całymi populacjami, jest wojną, której na własnej skórze doświadczają ci, którzy żyją na globalnych peryferiach. Lenin argumentował kiedyś, że rewolucje mają tendencję do wybuchania w «najsłabszych ogniwach», tych nadmiernie eksploatowanych regionach, w których sprzeczności kapitalizmu są wyraźne. Nie powinno więc dziwić, że komunizm pozostaje koniecznością w tych przestrzeniach – to właśnie na peryferiach odkrywamy wojny ludowe. I odwrotnie, oportunizm ropieje w globalnych centrach, tych imperialistycznych metropoliach, gdzie duże części klasy robotniczej zostały spacyfikowane, wyciszając sprzeczności i uniemożliwiając całym populacjom zrozumienie konieczności zakończenia kapitalizmu. To nie jest koszmar, to delirium, gorączkowy sen.
Samo uznanie tego faktu nie jest jednak wystarczające. Często takie uznanie obejmuje sam oportunizm, który rzekomo krytykuje. Uznanie oportunizmu, który sam jest oportunizmem. Nie możemy tu zrobić rewolucji, nie ma pęknięć, w których można by zbudować bojową organizację zdolną do walki z kapitalizmem w globalnych centrach, równie dobrze możemy czekać na rewolucyjną pracę tych towarzyszy w trzecim świecie, aby uratowali świat za nas… będziemy hołdować oportunizmowi, ogłaszając go niezmiennym faktem! Ponownie, horyzont jest poza naszym zasięgiem. Przekroczenie jego granic jest sprawą innych.
Tymczasem czas ucieka.
Komunizm nie jest już historyczną koniecznością, jeśli i kiedy nie uda nam się przekroczyć granic wyznaczonych przez kapitalizm i zamiast tego zostaniemy katapultowani w postapokaliptyczny koszmar obiecany przez wewnętrzną logikę tego ostatniego. W takim strasznym wydarzeniu, jeśli ludzkość przetrwa tylko po to, by znaleźć się w kolejnej epoce lodowcowej lub zdewastowanym pustkowiu, napotka inne potrzeby, które są podobne do tych napotykanych w przedkapitalistycznej przeszłości: jak przetrwać jako gatunek, jak budować zrównoważone społeczeństwa, jak tworzyć pamięć historyczną. Nie będzie wiecznej hipotezy komunistycznej, gdy nasza egzystencja zostanie zdeterminowana przez bardziej bezpośrednie kwestie przetrwania.
Ze względu na możliwość armagedonu, konieczność komunizmu jest teraz natychmiastowa. Aby jednak wprowadzić tę konieczność w życie, musimy nauczyć się akceptować to, co zostało ustalone przez każdą przeszłą, wstrząsającą ziemią rewolucję, która również próbowała przekroczyć granice wyznaczone przez kapitalizm. Może być tak, że w pewnym sensie komunizm jest stałym marzeniem każdego, kto żyje w świecie opanowanym przez kapitalizm, choć jest koszmarem dla klas rządzących. W innym sensie powinniśmy jednak przestać myśleć o komunizmie wyłącznie jako o marzeniu, fantastycznym horyzoncie, a zamiast tego zrozumieć sposoby, w jakie przeszłe ruchy tymczasowo skonkretyzowały to marzenie, odnosząc krótkotrwały, ale znaczący sukces, ponieważ odwróciły warunki śnienia. Kapitalizm jest koszmarem, komunizm przebudzeniem. Często wolimy śnić, ponieważ jest to łatwiejsze. Przebudzenie nigdy nie jest przyjemne, zwłaszcza wczesnym rankiem, kiedy po otwarciu oczu zdajemy sobie sprawę, że musimy iść do pracy, posprzątać nasze domy, wychować dzieci i poradzić sobie z wieloma konkretnymi obowiązkami – koniecznościami – o których mogliśmy zapomnieć, gdy śniliśmy.
Dlatego do komunizmu należy podchodzić jak do brutalnego przebudzenia. Otrząsając się z koszmaru kapitalizmu, marzyciele będą również wstrząśnięci wszystkimi żmudnymi zadaniami, które muszą wykonać. Jak przypomina nam Mao, rewolucja nie jest przyjęciem – nie jest też marzeniem, utopią, wieczną hipotezą, odległym horyzontem. Jest jednak koniecznością, która staje się coraz bardziej paląca z każdym rokiem trwania kapitalizmu, koniecznością, która może zniknąć, jeśli i kiedy śmiercionośne ryki kapitalizmu zatrą istnienie.
W opowiadaniu Borgesa Pierre Menard Autor Kichota poznajemy fikcyjnego autora, Pierre’a Menarda, który postawił sobie za zadanie odtworzenie Don Kichota Cervantesa, nie «innego Kichota – co jest łatwe – ale samego Kichota»10. Zamiast przepisywać tę samą historię w czasach współczesnych, wymyślając na nowo przysłowiowe kichotowskie koło, Menard tworzy fragmenty identyczne z fragmentami oryginału Cervantesa. A jednak, jak informuje nas narrator, reprodukcja jest niemożliwa pomimo powielania słowo w słowo. Różne konteksty historyczne, w których te same fragmenty zostały skomponowane, zmieniają znaczenie zarówno formy, jak i treści. Dochodzi do wniosku, że wersja Kichota autorstwa Menarda, choć na pierwszy rzut oka stanowi reprodukcję oryginału, jest lepsza.
Podobnie, podczas gdy mowmentyzm domaga się nowoczesnego przepisania historii komunizmu, powinniśmy domagać się reprodukcji, która jednocześnie nie jest reprodukcją. Poprzez ponowne sformułowanie teoretycznej broni przeszłości teraz, poprzez twórcze ponowne potwierdzenie uniwersalności w dzisiejszych szczególnych przypadkach, przypomnimy sobie wszystko, o czym nauczono nas zapominać. I w tym pamiętaniu, choć może być ono bolesne, znajdziemy się na brzegu konieczności.
1Action Socialiste (1986-2000): An Unforgettable Experience (Montreal: Maison Norman Bethune, 2009), 5.
2Tiqqun, Theory of Bloom, 52. http://theanarchistlibrary.org/library/tiqqun-bloom- theory.pdf
3Niewidzialny Komitet, The Coming Insurrection, 18.
4Ibid., 129.
5Franco “Bifo” Berardi, The Uprising: on poetry and finance (Los Angeles: Semiotext(e), 2012), 21-22.
6Karl Marx, The 18th Brumaire of Louis Bonaparte (New York: International Publishers, 1969), 15.
7Friedrich Engels, Socialism: Utopian and Scientific (New York: International Publishers, 1998), 36.
8We Are Everywhere, 511.
9PCR-RCP, Party Programme, chapter 14.
10Jorge Luis Borges, Labyrinths: Selected Stories & Other Writings (New York: New Directions, 1964), 39.