Część 1, część 2, cześć 3, część 4, źródło.
2.3 Kolaboracja
Opisana wcześniej ślepa uliczka radykalnej teorii rzuca cień na wszelkie próby ożywienia antykapitalistycznej praktyki. W tym kontekście nic dziwnego, że akademicy niejasno mówią o horyzontach i ideałach, że grupy intelektualne wymyślają fantazyjne terminy i wyimaginowane powstania, a mowmentyzm staje się domyślną praktyką. Nie powinniśmy być zaskoczeni, że te «nowe» radykalizmy, które ośmielają się wymawiać nazwę komunizm, są zawsze modne wśród akademickiej lewicy. To całkiem normalne, a nawet pożądane, by oceniać przeszłą teorię rewolucyjną jako nudną, przewidywalną i niegodną odnowy.
Kiedy niektórzy z nas mówią o «rewizjonizmie» lub «oportunizmie», lub o którejkolwiek z tych pojęciowych nazw, które były rozumiane i wielokrotnie potwierdzane przez rewolucjonistów z przeszłości, jesteśmy oskarżani o ortodoksję. W porównaniu z tymi teoretykami, którzy nieustannie wymyślają nowe terminologie (tutaj to, co jest ekscytujące, jest często definiowane przez to, co jest najbardziej mgliste pojęciowo), wydajemy się anachroniczni, staromodni, nieprzystający do rzeczywistości. Od czasu do czasu można usłyszeć, że alienujemy ludzi za pomocą tych starych pojęć, tak jakby nowe pojęcia były mniej alienujące, a osoby odpowiedzialne za takie zarzuty zapominają, że zaledwie kilkadziesiąt lat temu zostalibyśmy oskarżeni o tę samą alienującą praktykę, po prostu używając staromodnego słowa komunizm.
(Odłóżmy na chwilę na bok fakt, że masowe rewolucyjne walki na peryferiach, od końca lat 80. do chwili obecnej, czerpią z tej samej tradycji teoretycznej, ponieważ rezonuje ona z ich rozumieniem świata. Pomińmy fakt, że ten zarzut bycia staromodnym jest również zarzutem stawianym każdej znaczącej walce komunistycznej trzeciego świata do tej pory – niektóre z nich mają miejsce nawet teraz – i udawajmy, jak Tiqqun i Niewidzialny Komitet muszą rzeczywiście udawać, że nie ma żadnych walk, które mają znaczenie poza centrami globalnego kapitalizmu).
Oczywiście nie możemy lekceważyć prób pojmowania walki poprzez nowe koncepcje. Całkowicie dogmatyczne jest trzymanie się czystej teoretycznej konstelacji i odrzucanie wszelkich interwencji, które kwestionują statyczne sposoby postrzegania świata. Jednocześnie, jak już wspomnieliśmy, równie dogmatyczne jest odrzucanie tradycji teoretycznej, która wyłoniła się z konkretnej walki rewolucyjnej – może to być najgorsza forma dogmatyzmu, ponieważ odzwierciedla dokładnie to, czego nauczyła nas triumfalistyczna ideologia kapitalistyczna.
Pytanie, które musimy zadać, brzmi zatem. Co wyjaśnia obecną sytuację historyczną i, w ramach tego wyjaśnienia, uzbraja masy w ideologię zdolną do wywołania rewolucji. Prawda jest taka, że żaden z tych nowych manifestów, niezależnie od tego, jak ekscytująco wygląda i jak brzmi jego teoretyczne podejście, nie jest w stanie zapewnić nowych ram dla rewolucji. Jak wspomniano powyżej, te «nowe» podejścia po prostu potwierdzają te same zmęczone teoretyczne substytucje, które były proponowane od czasu pojawienia się socjalizmu naukowego – mogą brzmieć interesująco, ale nie robią nic poza powtarzaniem jak echo jego słów.
Innym pytaniem, które warto zadać, jest to. Czy szerokie pociągnięcia pędzlem teorii rewolucyjnej, które pojawiły się wraz z Marksem, przeszły najpierw przez Lenina, a następnie przez Mao, zapewniają prostsze i jaśniejsze wyjaśnienie teorii i praktyki niż którekolwiek z tych «nowych» podejść, które próbują zignorować ten teoretyczny rozwój, klasyfikując go jako ortodoksyjny i dogmatyczny? Nie oznacza to, że te szerokie pociągnięcia pędzlem powinny ignorować i odrzucać koncepcje równoległych tradycji. Pytanie dotyczy po prostu tego, jakie ramy są w stanie zapewnić jaśniejszy obraz rzeczywistości, a tym samym doprowadzić do rewolucyjnych działań.
W dzisiejszych cynicznych czasach wszelkie próby mobilizacji koncepcji przeszłych ruchów rewolucyjnych są traktowane jako niezgodne z intelektualną modą. Podczas gdy powrót do Marksa nie jest już niemodny, powrót do niektórych z tych teorii, które rozwinęły marksizm poprzez rewolucyjne działania, jest w złym guście. Na przykład Tiqqun i Niewidzialny Komitet kojarzą marksizm-leninizm z faszyzmem – z łatwością przyjmując prawicowy jingoizm i mądrość Orwella – jednocześnie celebrując szowinistów społecznych, takich jak Sade i Nietzsche1. Pomimo wyczarowywania nazwy komunizmu, jasne jest, że Niewidzialny Komitet postrzega tych, którym faktycznie udało się dokonać rewolucji, jako swoich wrogów. Lepiej więc zrekonstruować marksizm, jeśli nie mglisty komunizm tylko nieznacznie pod wpływem Marksa (ale tylko Marksa!), zgodnie z nowszymi i ekscytującymi koncepcjami, fantazyjnym bufetem żargonu, niż czerpać z tego zmęczonego konceptualnego terenu, który został uznany za pustkowie przez tak zwany koniec historii.
Ale dlaczego mielibyśmy zadowalać się intelektualnymi modami i dlaczego praktyka rewolucji miałaby być mylona z akademicką modą? Musimy przypomnieć, że Marks i Engels zerwali z akademicką modą i zamiast tego zdecydowali się rozwinąć i ugruntować swoją teorię w walce klasy robotniczej. W ten sposób osiągnęli coś znacznie bardziej znaczącego, niż gdyby pozostali w kręgach wież z kości słoniowej. Teorię, która rezonowała z tymi, którzy mieli konkretną potrzebę obalenia kapitalizmu. I choć mogli zostać uznani za niemodnych według ówczesnych standardów akademickich, stworzyli rewolucyjną spuściznę, która przyćmiewa wszelkie dziedzictwo pozostawione przez ich niegdyś popularnych w środowisku akademickim współczesnych, których nazwiska są teraz pamiętane głównie z powodu Marksa i Engelsa – Feuerbacha, Stirnera, Bauera, a nawet Duhringa…
Nie chcemy przez to powiedzieć, że powinniśmy ignorować fakt, iż słowo «komunizm» stało się raczej niemodne w centrach globalnego kapitalizmu – w końcu to jest powód wszystkich tych nowych prób jego odzyskania. Powinniśmy jednak wiedzieć, że komunizm jest niemodny w imperialistycznych centrach ze względu na dziesięciolecia antykomunistycznej propagandy połączonej z uprzywilejowaną arystokracją robotniczą i wspomnianym wcześniej dyskursem «końca historii». Być może więc pragnienie rebrandingu komunizmu za pomocą nowego języka i kostiumu jest próbą odtworzenia jego popularności wśród antykomunistycznej «klasy średniej» w centrach kapitalizmu – komunizmu, który brzmi inaczej, ale w rzeczywistości jest tym samym, co stary komunizm, który kiedyś odrzuciliśmy.
Ale rebranding komunizmu, pomijając komercyjną logikę nieodłącznie związaną z takim podejściem, może zawieść tylko wtedy, gdy jest skierowany wyłącznie do tej klasy ludzi, którzy mają przywilej tarzania się w teoretycznym obskurantyzmie oferowanym jako zastępcza teoria rewolucyjna. Jest to teoria, którą mogą docenić tylko ci drobnomieszczańscy intelektualiści, którzy wierzą, że pojęciowa nieprzejrzystość implikuje radykalizm. Jeśli te teoretyczne substytuty nie rezonują z warunkami życia najbardziej wyzyskiwanych i uciskanych, ale tylko przez tych, których klasowe poglądy są nieco elitarne, to musimy się zastanawiać nad ich rewolucyjnym statusem.
Nie oznacza to, że powinniśmy popierać banalny antyintelektualizm i fetyszyzować analfabetyzm jako proletariacki. W końcu nawet rewolucyjna teoria z przeszłości może początkowo wydawać się nieprzejrzysta teraz, gdy duża część mas została uspołeczniona w ramach dziesięcioleci antykomunizmu, aby zapomnieć o koncepcjach, które wyłoniły się z ich walk. Co więcej, istnieje teoria i towarzysząca jej filozofia, która, ze względu na złożoność terenu, z konieczności będzie wymagać znacznego wykształcenia i studiów, aby ją pojąć – czysta matematyka, fizyka teoretyczna, filozofia logiki, ontologia – ale żadna z tych dziedzin nauki nie udaje, przynajmniej nie regularnie, że jest teorią o dokonywaniu rewolucji. Dlatego powinniśmy zastanawiać się nad tymi nieprzejrzystymi teoriami, które nie wyłoniły się z rewolucyjnej walki, a które zostały wymyślone przez naukowców zwykle oderwanych od tych walk, ale twierdzą, że są odpowiedzią na pytanie mas o dokonanie rewolucji.
Nie chodzi tu o to, czy dana teoria jest trudna do zrozumienia. To problem, który można rozwiązać poprzez udostępnienie edukacji najbardziej uciskanym i wyzyskiwanym. Za każdym razem, gdy napotykamy nową teorię, która mówi o obaleniu istniejącego porządku społecznego i twierdzi, że oferuje konceptualne narzędzia do tego, powinniśmy zapytać, czy narzędzia te są w stanie zapewnić konkretną analizę konkretnych warunków i odzwierciedlają żywe doświadczenia najbardziej wyzyskiwanych i uciskanych na świecie. Jednak to, co często odkrywamy, gdy zadajemy to pytanie, to teorie, które przede wszystkim przemawiają do żywego doświadczenia bardzo małej i szczególnej populacji znajdującej się w centrach kapitalizmu. Akademików i intelektualistów, działaczy już nawróconych na socjalizm… właśnie żywego doświadczenia szykownego teoretyka, który próbuje uczynić to, co kiedyś rozumiano jako uprzywilejowaną i «drobnomieszczańską» pozycję społeczną, podstawą rewolucyjnych działań! Teoria wyalienowana z praktyki, która usiłuje przemawiać w imię praktyki, powinna być traktowana z podejrzliwością.
Istnieje co najmniej jedna odpowiedź na ten problem, sposób na uniknięcie zarzutu akademickiego obskurantyzmu. Więcej niż kilku z tych nowych teoretyków twierdziło, od lat 60. do chwili obecnej, że uprzywilejowani studenci i pracownicy akademiccy stali się nowym czynnikiem rewolucyjnym – nową awangardą, ale w spontanicznym sensie. Dzieci z klasy średniej buntujące się na ulicach uprzywilejowanego pierwszego świata, studenci zaznajomieni z obskuranckim żargonem rozbijający okna Starbucksa, przywódcy ruchów zaznajomieni z dyskursem teorii krytycznej. Wszystko po to, by zignorować fakt, że te eklektyczne próby przywrócenia komunizmu są najwyżej konające, oderwane od tego, co uczyniłoby je prawdziwie rewolucyjnymi. Czyli od zorganizowanego i bojowego ruchu masowego kierowanego przez grabarzy kapitalizmu.
Podczas gdy dla tych z nas, którzy są drobnomieszczańskimi intelektualistami i studentami, kuszące jest wierzyć, że będziemy dowodzić rewolucją – że nasz przywilej klasowy jest bardziej atutem niż przeszkodą – musimy uznać tę pustą fantazję za to, czym jest. Nasza klasa nigdy nie przewodziła ruchom rewolucyjnym i najczęściej kończyła na utrudnianiu tych ruchów. Teoria, którą czasami wymyślamy, aby uzasadnić założenie, że będziemy dowodzić kolejnym ruchem rewolucyjnym, może być próbą utrzymania naszego przywileju w ruchu, który powinien mieć na celu całkowite zniesienie przywilejów. Oto straszne pojęcie, którego unikamy za każdym razem, gdy przyjmujemy teorie usprawiedliwiające nasz przywilej klasowy. Najprawdopodobniej zostaniemy zesłani na wieś, czymkolwiek ta «wieś» będzie. Będziemy musieli zostać poddani reedukacji poprzez służenie masom. Większość z nas jest przerażona tą możliwością, obrzydzona koniecznością naprawy samych siebie, dlatego lubimy utożsamiać stary komunizm z faszyzmem.
Wolimy raczej wyobrażać sobie siebie jako bohaterskich teoretyków, walczących z dogmatyzmem o ustanowienie nowych sposobów postrzegania świata. A jeśli wyobrażamy sobie siebie jako heroicznych, jeśli nasza «praca» jest wkładem w nowe koncepcje teoretyczne, to możemy argumentować, że nie ma potrzeby poprawy – zbrodnią byłoby wysłanie nas na metaforyczną wieś, taka reedukacja jest pogwałceniem wolności! Ale największe rewolucje muszą zmusić tych, którzy zajmują uprzywilejowane pozycje, do zejścia do poziomu tych najbardziej upośledzonych, choćby po to, by ci, którym nigdy nie dano możliwości rozwoju intelektualnego, mieli kontakt z ludźmi, którzy mieli środki i czas, by być studentami i intelektualistami. Udawanie, że jest to pogwałcenie wolności, odczuwanie pogardy dla tych koniecznych ruchów „ciągnących ludzi w dół”, jest odrzuceniem podstawowej zasady komunizmu, a tym samym ujawnia naszą niezdolność do przestrzegania czegokolwiek poza jego nazwą.
Musimy uznać, że bycie «ściągniętym» do poziomu mas jest jednocześnie «ściągnięciem» mas do poziomu, który w obecnym stanie rzeczy tylko niektórzy są wystarczająco uprzywilejowani, by go zajmować. Odrzucenie tego radykalnego momentu zrównania oznacza reifikację klasy, przekonanie, że nawet po rewolucji jesteśmy lepsi od tych, którym nigdy nie dano naszych szans, zachowywanie się tak, jakby konieczność rewolucyjnego zrównania była równoznaczna z uciskiem. Ci, którzy utrzymują, że «zejście na wieś» jest opresyjne, muszą jednocześnie utrzymywać, że nie jest opresyjne dla ludzi z tej «wsi» pozostawanie w ignorancji i kontynuowanie pracy, abyśmy mogli czerpać korzyści z ich pracy.
Warto zauważyć, że najbardziej rozpowszechniony lewicowy antyintelektualizm – w którym sama krytyczna umiejętność czytania i pisania jest traktowana jako «burżuazyjna» – generalnie utrzymuje ten sam elitaryzm. Kładąc nacisk na jakąś wyobrażoną «autentyczną» proletariacką inteligencję i kulturę, argumentuje przeciwko konieczności masowej edukacji i masowej reedukacji. Twierdzi, że «ciągnięcie ludzi w górę» jest elitarne, ponieważ potajemnie obawia się bycia zaciągniętym w dół. Proletariat musi pozostać wierny tej wyimaginowanej istocie, swojej rzekomo niepiśmiennej świadomości, która jest rozumiana jako piękna w swojej ignorancji wobec wszystkiego poza spontanicznymi wartościami rewolucyjnymi. Intelektualny podział pracy pozostaje, zamaskowany po prostu niezdarną próbą argumentowania, że pewna niepiśmienna, ale autentyczna «kultura klasy robotniczej» (tak jakby proletariat posiadał jednorodną kulturę) powinna być ceniona i zachowana. Warto zauważyć, że ten klasowy kulturalizm jest zwykle promowany przez ludzi, którzy już posiadają intelektualny przywilej. Ta polityka jest próbą zastąpienia teorii deklasacji quasi-teorią patronatu.
W każdym razie nie chcemy przyznać, że nasze rzekomo «nowe» teorie są często niewiele więcej niż sprytnie ukrytymi uzasadnieniami naszego przywileju klasowego. Nie chcemy zastanawiać się nad naszą zdolnością do teoretyzowania w trakcie rzeczywistej rewolucji… Najlepiej jest objąć przywództwo nad rewolucją, najlepiej wymyślać teorie, które uzasadniają nasze prawo do przywództwa, najlepiej wyetykietować komunizm w etykietki, które nam się podobają
Ale zamiast oferować nowe teorie, nowe sposoby etykietowania komunizmu, które zawsze są skazane na porażkę, musimy stawić czoła naszej historycznej niezdolności do zajęcia się antykomunistyczną ideologią, która stała się powszechna w centrach kapitalizmu. Współpracowaliśmy z naszym milczeniem, zaakceptowaliśmy burżuazyjny dyskurs porażki, odmówiliśmy zorganizowania i podzielenia się naszą edukacją. Ukryliśmy się w otchłani akademickiego przywileju, wycofując się z walki, pozwalając komunizmowi stać się niemodnym terminem. Współpracowaliśmy i nadal współpracujemy z każdym kłamstwem promowanym na temat upadłego Związku Radzieckiego lub upadłych komunistycznych Chin i ich rzekomych zbrodni przeciwko ludzkości – fałszywie porównywanych do faszyzmu z powodu dyskursu «totalitaryzmu», który również, ze strachu i ignorancji, wspieraliśmy. Kolaborowaliśmy, gdy zdecydowaliśmy się na ogon rebelii, odmawiając zorganizowania ich w cokolwiek spójnego bojowo, ze strachu, że masy nie są gotowe na rewolucję. Współpracowaliśmy, gdy odmawialiśmy uznania trwających komunistycznych wojen ludowych na peryferiach globalnego kapitalizmu i nie udało nam się przełożyć tego doświadczenia na nasze własne konkretne okoliczności. Współpracujemy, gdy odrzucamy wymogi konieczności, przyjmujemy banalne pojęcie nieprzewidywalności i odmawiamy mówienia o komunizmie jako o czymś innym niż abstrakcyjny ideał.
2.4 Idealizm językowy
Współpraca akademicka osiąga swój nadir, gdy pogrąża się w niejasnym idealizmie językowym.
To tutaj koncepcja komunizmu jest błędnie rozumiana jako platońska forma. To tutaj konkretna polityka tej koncepcji zostaje zredukowana do gry językowej, a konieczność rewolucji zostaje porzucona.
Kiedy niektórzy teoretycy twierdzą, że komunizm jest pojęciem, które można rzutować w odległą przeszłość jako hipotezę, która zawsze była obecna, wówczas rewolucyjna artykulacja tej nazwy, która została po raz pierwszy dostarczona przez Marksa i Engelsa – a zatem oznaczała coś innego niż nazwa, która była używana, jeśli była używana, w poprzednich epokach – zostaje odrzucona. Nazwy są łączone z koncepcjami, a koncepcja, która mogła pojawić się dopiero pod koniec XIX wieku, niezależnie od etymologicznego szyfru użytego do oznaczenia tej koncepcji, jest nagle widziana jako istniejąca przed jedynym momentem, w którym mogła się pojawić.
W ten sposób słowo «komunizm» zostaje podzielone według niejasnego pojęcia, oderwanego od tego, co oznaczało, gdy było używane przez Marksa i Engelsa, i może być błędnie rozumiane jako transhistoryczne i a priori. Zawsze istniały ruchy, które wierzyły we wspólnotę, we wspólne posiadanie własności – dlaczego nie udawać, że surowe i utopijne socjalizmy pierwszych chrześcijan były koncepcyjnie takie same jak socjalizm naukowy objaśniony przez Marksa i Engelsa? Odpowiedź powinna być oczywista, choć jej prostota może na pierwszy rzut oka wydawać się zbyt wulgarna do zaakceptowania. Marks i Engels dołożyli wszelkich starań, aby wykazać odmienność swojego socjalizmu od utopijnych socjalizmów swoich czasów i dlatego nazwali go komunistycznym, aby nie używać słowa «socjalistyczny», które było również używane przez utopistów. Dlatego też nie byli w ogóle zainteresowani używaniem tego słowa tak, jak było ono używane w przeszłości, niezależnie od niejasnych podobieństw pojęciowych, które ta nazwa wywoływała.
A jednak akademiccy współpracownicy konsekwentnie mieli obsesję na punkcie nazwy i w tej obsesji mylili moment nazywania z momentem konceptualizacji. Esej Jeana-Luca Nancy’ego «Communism, the Word» jest paradygmatem tego idealizmu językowego. Oto przykład, w którym filozof wykorzystuje niejasne pojęcie etymologicznego przeznaczenia, aby pomylić nazwy z pojęciami. «Komunizm» jako słowo wywodzi się z XI i XIV wieku; ustala się pewne podobieństwa między współczesną koncepcją a mglistą koncepcją przednowoczesną («ludzie mający wspólną własność» i «wspólna własność», a ostatecznie «bycie we wspólnocie»), a następnie nowoczesne [i rewolucyjne] pojęcie zostaje odrzucone z powodu niemożności trzymania się rzekomych etymologicznych korzeni nazwy. Efekt końcowy? «Komunizm oznacza zatem wspólny stan wszystkich osobliwości podmiotów, czyli wszystkich wyjątków, wszystkich niecodziennych punktów, których sieć tworzy świat… Nie należy do polityki»2. Niejasna i mglista definicja, mająca na celu wykluczenie definicji rewolucyjnej, oparta na pewnej grze etymologicznej, która za punkt wyjścia przyjmuje łacińską communitas. Znaczenie znajduje się w etymologii; każda konceptualizacja słowa, która nie jest ściśle zgodna z jego etymologicznym pochodzeniem, jest błędna.
Ale Marks i Engels nie używali nazwy komunizm, ponieważ szukali wierności ezoterycznemu i etymologicznemu znaczeniu. Było to po prostu jedno słowo, wybrane spośród wielu, aby zdefiniować koncepcję naukową, która w ich czasach była całkowicie nowa i szukała nazwy. Mogli użyć innych słów, gdyby tak wybrali, a użyli słowa komunizm tylko dlatego, że wydawało się ono reprezentować to, co mieli na myśli. A to, co mieli na myśli, było koncepcją, nie tylko nazwą. Koncepcją, do której ta nazwa jest teraz nieodwołalnie przywiązana. Jak napisał Engels w 1885 roku:
Komunizm wśród Francuzów i Niemców, czartyzm wśród Anglików, nie jawił się już jako coś przypadkowego, co równie dobrze mogło się nie wydarzyć. Ruchy te przedstawiały się teraz jako ruch współczesnej klasy uciskanej, proletariatu, jako mniej lub bardziej rozwinięte formy jego historycznie koniecznej walki z klasą rządzącą, burżuazją; jako formy walki klasowej, ale różniące się od wszystkich wcześniejszych walk klasowych tą jedną rzeczą, że obecna klasa uciskana, proletariat, nie może osiągnąć swojej emancypacji bez jednoczesnej emancypacji społeczeństwa jako całości z podziału na klasy, a zatem z walki klasowej. A komunizm nie oznaczał już teraz wymyślania za pomocą wyobraźni idealnego społeczeństwa tak doskonałego, jak to tylko możliwe, ale wgląd w naturę, warunki i wynikające z tego ogólne cele walki prowadzonej przez proletariat3.
Mówienie o jakiejś wewnętrznej komunistycznej prawdzie opartej na odwoływaniu się do gier językowych jest więc ostatecznie nieszczere. Nie mówi nam nic o konceptualnym terenie otwartym przez teoretyków, którzy argumentowali za koniecznością rewolucyjnej nauki.
Chociaż zawsze można przyjąć znaczenia nazw przed pojawieniem się spójnej koncepcji, to odwołanie się do niespójnej hipotezy lub jakiejś etymologicznej esencji jest porzuceniem historii.
Jeśli bowiem etymologia determinuje pojęciowe przeznaczenie, to każda nauka jest bezsensowna. W końcu współczesna fizyka cząstek elementarnych wykorzystuje słowo atom i tylko antynaukowy ignorant odważyłby się twierdzić, że dzisiejsi fizycy popełniają poważny błąd, nie przestrzegając etymologicznych korzeni tego słowa. Rzeczywiście, sugerowanie, że współczesny naukowiec pozostaje wierny oryginalnej starożytnej helleńskiej konceptualizacji nazwy «atom», aby właściwie zrozumieć swoją naukę, jest w najlepszym przypadku śmieszne… W najgorszym jest reakcyjne.
Słowa w każdym języku są zawsze zapośredniczone przez moment historyczny. Słowa nie są substancjami. Nie posiadają wewnętrznej esencji. Koncepcje stoją ponad słowami, chociaż często używają konkretnych nazw, które przekazują pewne niejasne znaczenie koncepcji – takie znaczenie jest jednak ostatecznie demonstrowane w szeregu słów a posteriori zaprojektowanych w celu dalszego rozgraniczenia koncepcji. Rzeczywiście jesteśmy ograniczeni do naszego języka, ale ten język nie jest sam w sobie przeznaczeniem. Analiza etymologiczna jest przydatna do wyjaśnienia pochodzenia danego słowa, ale nie decyduje o znaczeniu pojęciowym. Jak twierdził kiedyś Wittgenstein, «znaczeniem słowa jest jego użycie w języku»4. A ponieważ marksiści wierzą, że dany język jest w ostatniej instancji produktem konkretnej historii i że język jest zawsze zapośredniczony przez społeczne i historyczne okoliczności, musimy pójść dalej i twierdzić, że znaczenie słowa jest ostatecznie zdeterminowane przez konkretne procesy społeczne.
W końcu ta próba zlokalizowania znaczenia słowa w jego historycznym punkcie pochodzenia natychmiast staje się bezsensowna, a nawet eurocentryczna, gdy weźmiemy pod uwagę społeczności, które nie mają tej samej historii gramatycznej. Komuniści w Indiach, Nepalu i Afganistanie, na przykład, nie mają etymologicznego pojęcia communitas – łacińskiego słowa – z którego mogliby wyprowadzić współczesną koncepcję komunizmu, która dla nich jest dokładnie koncepcją pierwotnie sformułowaną przez Marksa i Engelsa. Czy oznacza to, że nie udało im się właściwie zrozumieć tego pojęcia, ponieważ należy ono do tych społeczności językowych, które mają łacińskie i greckie korzenie gramatyczne? Oczywiście, że nie. Ale czy oznacza to, z drugiej strony, że importują koncepcję, która ze względu na łacińskie pochodzenie swojej nazwy, sama w sobie jest eurocentrycznym narzuceniem na ich własne walki – oczywiście Badiou’owska forma idealizmu językowego zaprzeczyłaby tej etymologicznej tendencji, ponieważ, całkiem oczywiście, możemy znaleźć utopijne «komunistyczne» praktyki również w tych pozaeuropejskich przestrzeniach. Jednak wbrew założeniu Badiou, te wczesne praktyki, podobnie jak te w innych miejscach, nie były wcale tymi samymi praktykami, co wyraźna koncepcja teoretyczna i naukowa pod koniec XIX wieku. Tak jak nie można przenieść kapitalizmu z powrotem do starożytnego świata, tak nie można też przenieść tego czym jest komunizm do przedkapitalistycznej przeszłości.
Jakakolwiek rekultywacja słowa komunizm nie może zatem polegać wyłącznie na tym mglistym akademickim ćwiczeniu, które próbuje zlokalizować znaczenie poza konkretnymi praktykami historycznymi, a zamiast tego obsesyjnie skupia się na nazwach i niejasnych utopijnych artykulacjach, które poprzedzały najbardziej spójny i współczesny wariant koncepcji. Koncepcje nie są transhistoryczne, ale są tworzone przez ludzi żyjących w rzeczywistych okolicznościach społecznych i historycznych.
Wracając do postulatu konieczności, musimy zatem zapytać, jakie praktyki wymusza ten rodzaj idealizmu językowego. Niczego konkretnego, ponieważ takie teorie odrzucają konkret na rzecz mglistych proklamacji… A jeśli te radykalne teorie nie wytwarzają niczego konkretnie rewolucyjnego, to ich radykalizm jest niewiele więcej niż teoretycznym gestem.
Przypisy
1The Invisible Committee, The Coming Insurrection, 93-94.
2Jean-Luc Nancy, Communism, the Word (http://www.lacan.com/essays/?page_id=126).
3Friedrich Engels, Historia Ligii Komunistycznej (http://www.marxists.org/archive/marx/works/1847/communist-league/1885hist.htm)
4Ludwig Wittgenstein, Philosophical Investigations, I § 43.