
Tak jak wielkie systemy filozoficzne rodzą się z niejednokrotnie od mętnego mistrza i systematycznych uczniów, tak skryte narodziny Października stały się początkiem wszechświatowej latarni «wyklętego ludu ziemi». Rewolucja w Rosji różni się tym od wszystkich innych, że uzyskała–zbudowała swoje znaczenie międzynarodowe. Przekroczyła granicę konkretnego systemu politycznego, konkretnego narodu i poszła w świat. Przekształciła zbiór konkretnej praktyki w ogólną teorię. Żaden wcześniejszy ruch rewolucyjny nie był tak samoświadomy jak bolszewicy pod przywództwem Lenina.
Każda klasa widzi historię i wydarzenia zgodnie z własnym światopoglądem. Dzisiaj Październik istnieje wyłącznie w kontekście swojej (rzeczywistej jak i fikcyjnej) przyszłości. Burżuazyjna banałologia rozstawiła już nam pionki: prawica – carat, lewica – bolszewizm. Złote centrum? Rząd Tymczasowy, który był gwarantem demokratyzacji i westernizacji Rosji – tak nam odpowiedzą, choć jest to pusta deklaracja. Bo z czego innego niż chcenia wynika gwarancja drogi «jak zachód» skoro to sam «zachód» zamiast «zachodniej drogi» stoczył się w faszyzm?
Ocena Października z perspektywy marksizmu nie powinna szukać odpowiedzi «czy powinno się wydarzyć», lecz «dlaczego się wydarzyło». Materialistycznej podstawy zjawiska, które staje się (w ruchu) rozwiązaniem historycznych sprzeczności. To sam imperializm zbudował podstawę rewolucji socjalnej, przez swoje dysproporcje i roszczenia do podporządkowywania. Od 1916 następuje rozkład caratu, głód, masowe strajki, powstanie w Kazachstanie. Ujawniły się sprzeczności: na tle relacji miasto–wieś, proletariat–burżuazja, mniejszości narodowe–kolonializm, których rozwiązaniem miał być Luty. Tak się nie stało mimo wielkich manifestacji, które mu towarzyszyły i pozornego sukcesu w postaci abdykacji cara.
Masy, które wystąpiły pod hasłem pokoju, ziemi, chleba i wolności napotkały mur polityki burżuazyjnej. Parlamentaryzmu plotkującego zamiast parlamentaryzmu pracującego. Mur z zobowiązań kredytowych, wierności własności obszarniczej, próby ukrycia tendencji partii burżuazji do walki z ustrojem rad delegatów pod hasłem jedności narodowej itd. Dlatego Kiereński stanął na drodze rewolucji, bo sama logika która powołała jego rząd to była logika «reorganizacji i kontynuacji». Próby omamienia chłopów i robotników, która nie wynikała z jakiejś złośliwości czy zmowy, ale z klasowego sensu jego istnienia.
Zdaje się, że to właśnie Lenin najostrzej zrozumiał, że nadchodzi w sytuacji rewolucyjnej moment, w którym człowiek musi podjąć tego rodzaju decyzję, która ma wpłynąć na cały przyszły bieg jego życia. Reforma jest wtedy bardzo kusząca. Ma atmosferę mądrości i roztropności, wydaje się unikać przelewania krwi. Ale dalekowzroczni ludzie, którzy rozumieją wielkie zasady logiki i arytmetyki społecznej – a w coraz większym stopniu również doświadczenie historyczne – wiedzą, że na ścieżce oportunistycznej rezygnacji i wasalstwa reformizmu leżą najpierw miraże, potem sidła, a na końcu zdrada.
Wiele zostało wylane atramentu na temat kwestii przemocy w rewolucji. Jednak czy ta sprawa pacyfizmu została postawiona w odpowiedni sposób? Pokojowe warunki rozwoju rewolucji są rzadkie, ale jednocześnie niezwykle cenne. Nie może być jednak pacyfizm twardą granicą. Kwestia przemocy przecież nie leży na dwóch przeciwnych końcach jako tak–nie. Zawsze są jakieś więzienia, jakaś policja, jakaś armia – w szczególności w trakcie wojny światowej. To zwykłe przymioty państwa. Problem, który jest pomijany – ponieważ jest polityczny, a nie moralizatorski – to kwestia: dlaczego przemoc jest stosowana? Jaka klasa prowadzi wojnę, w ramach jakiej polityki i jakie cele chce tym osiągnąć?
W latach 1914–1918 wszystkie wiodące kraje europejskie rzuciły pod lufy karabinów i ostrzał artylerii tysiące chłopów, robotników i mieszczan. Po co? Czy Kamerun będzie niemiecki, czy angielski… Walka o cele tak odległe, że musiały zostać przekute w abstrakcyjne hasła «obrony świata łacińskiego przed Hunami». Nie jest niczym dziwnym, że wielcy pacyfiści tamtego okresu tacy jak Henri Barbusse – autor pierwszego para–reportażu o walkach na froncie zachodnim – został sympatykiem Rosji radzieckiej. Jeśli miliony mają walczyć, niech walczą o najbardziej postępowy system polityczny.
Późniejsze wypadki rozrzuciły ruch rewolucyjny. To sprawia, że niezwykle trudno o objęcie tego okresu. Liczne orientacje polityczne i frakcyjne czynią z tego zagadnienie posiekane, jeśli nie pod względem teoretycznym, to na pewno biograficznym. Takie, w którym łatwo potwierdzać swoją agendę nie przez teorię, lecz przez życiorys. Stąd między innymi mnogość interpretacji. Dlatego łatwo popaść w bufonadę konserwatywnego frazesu o «rewolucji zjadającej własne dzieci», co jest bzdurą, bo nie chodzi tu o jakichś teoretyków–sympatyków, do których ruch mas i tracące władzę klasy panujące grzecznie się dostosowują, ale wręcz przeciwnie – stawiają opór, podgryzają, zmawiają się, ponieważ całe zagadnienie leży w samej walce między klasami. Walki, która trwa niezależnie od mądrych głów, bo jest zaczepiona w życiu.
Jest taki rodzaj prac, które chcą zbagatelizować międzynarodowe znaczenie Października. Określiłbym je mianem «teorii spisku». Starają się one zignorować rolę mas w dziejach, procesach historycznych i okopać się wokół teorii o kilku «genialnych i zdeterminowanych». W tych pracach Październik staje się spiskiem spisków, zarówno w negatywnym jak i pozytywnym znaczeniu.
Ta «teoria spiskowa» kroczy dziwnymi koleinami. Bo teraz zapytajmy: kto obalił cara? Teoria spiskowa musi oczywiście powiedzieć że car abdykował pod naciskiem kilku generałów (a gen. Ruzski podobno osobiście zastosował środki nacisku bezpośredniego). Mogę zaryzykować tezę, że cara w tym ujęciu «obalało» mniej ludzi niż w «październikowym spisku» zdobywało Pałac Zimowy.
Czy jednak takie postawienie sprawy jest słuszne? Taki ogląd wymaga założenia – popularnego co prawda – że car o wszystkim decyduje, że Luty miał miejsce dzięki niemu, a nie wbrew niemu, przeciwko starej Rosji. Żeby dojść absurdalnego wniosku, że w gruncie rzeczy bez cara nie mogłyby powstać rady. Dlatego też «zupełnym przypadkiem» teoria spisku ma zwyczaj ciążyć do «hojnego» obdarowania Lutego mianem ruchu naprawdę rewolucyjnego i masowego, a Października wyłącznie przewrotem. Oczywiste wpływy antykomunizmu są tutaj jasne.
«Teoria spiskowa» pomija też inny szczegół. Leninowcy nie pozbyli się składu Rządu Tymczasowego, żeby zwolnione stanowiska obsadzić «swoimi». Oni zmietli sens i aparat republiki burżuazyjnej, dając wyłączność najbardziej postępowym elementom poczętym w niej, do których zaliczyć trzeba rady. Dla zwolenników «teorii spiskowej» mam na tym tle jedno pytanie: czy kiedy tydzień po Październiku Kiereński i Krasnow szli na Piter po «swoje», to chcieli tylko wrócić na swoje stanowiska, czy może rozpędzić w diabły ustrój radziecki? Jeśli to drugie, to jakim sposobem była to walka «o stołki» przez grupy spiskowców, a nie walka dwóch władz, starego państwa z nowym, białej władzy z czerwoną?
Nie, nie był to spisek, bo ten nie pozwoliłby na tak lawinowe, szerokie, żywiołowe rozwinięcie się ustroju radzieckiego. Nie zniósłby aparatu starego państwa i nie budowałby republiki radzieckiej. Była to wojna ludowa, tj. likwidacja aparatu starego państwa i budowa aparatu nowego państwa. Budowa ta wymagała nowej ekonomiki, nowej polityki i nowej kultury. Były one nowe, dlatego że negowały sens starego państwa, włączając najszersze masy na warunkach proletariatu do pracy, do walki, do polityki i do kultury.
Na bazie Października nastąpił rozdźwięk i rozłam w ruchu socjalistycznym, co zbudowało marksizm III Międzynarodówki: Lenina, Łunczarskiego, Luksemburg, Lukacsa. Marksizm, który w ogólnym ruchu i sprzecznościach imperializmu widział zarodek rewolucji socjalnej. Był lekcją o tym jak «szturmować niebo».