
za: Myśl Współczesna. Czasopismo naukowe, Nr 1 (8), Łódź-Warszawa, styczeń 1947
Koledzy!
Drugi Zjazd Przemysłowy Ziem Zachodnich przeszedł głównie pod znakiem przeglądu tych wyników, które na tych ziemiach zostały osiągnięte. Wyników w dziedzinie związania Ziem Zachodnich w sposób trwały i nieodwołalny z resztą kraju. Dużo w tej sprawie zostało też powiedziane. Dużo podano wymownych faktów, wymownych cyfr i wymownych danych. Z tych faktów, z tych cyfr i z tych danych wynika jasno i niezbicie, że w ciągu tego ostatniego roku w dziejach narodu i państwa, dzięki pracy wykonanej na Ziemiach Zachodnich, dokonał się wielki przełom historyczny na skalę i w tempie nieznanym dotychczas nie tylko w historii Polski, ale śmiało można powiedzieć w historii powszechnej. Współczesnym wielkich wypadków historycznych, uczestnikom tych wypadków i nawet ich autorom zawsze zagraża niebezpieczeństwo niedoceniania skali rozmiarów wielkich wydarzeń, ale to co się stało na tych ziemiach jest tak jasne i wyraźne i tak bije w oczy, że nie podobna nie słyszeć spiżowego głosu dokonywującej się na naszych oczach na tych ziemiach historii.
Uprzytomnijmy sobie, co się stało w ciągu tego roku?
W ciągu tego roku, albo powiedzmy dokładniej w ciągu półtora roku, jeżeli liczyć od początku roku 1945, na te ziemie przesiedlono około 4 milionów ludzi. Co to znaczy? Na te ziemie zostało przesiedlone o milion więcej niż wynosi cała ludność Irlandii. Na te ziemie przesiedlono tyle, ile wynosi prawie ludność Szwajcarii.
Czy były w historii w ciągu półtora roku tego rodzaju migracje, tego rodzaju przemiany i tego rodzaju przewroty demograficzne? Czy były w historii Polski? Szedł naród polski na wschód, była kolonizacja na południu i wschodzie, ale tworzenie tych pewnych, stosunkowo nieznacznych zresztą wysp osadniczych trwało setki lat. Czy były tego rodzaju przewroty demograficzne w historii powszechnej? Z nauki szkolnej pamiętamy wielkie wędrówki ludów, ale to przecież setki lat przesączały się te ludy ze wschodu na zachód. Czy można, to porównać choćby z kolonizacją Ameryki? To trwało dziesiątki lat. Czy można to porównać z tą kolonizacją, której Niemcy dokonali na tych ziemiach? Od Henryka Ptasznika w ciągu stuleci szedł pochód germański na te ziemie. Półtora roku w radykalny i zdecydowany sposób zmieniło, odwróciło historię. Można i trzeba powiedzieć, że nie było dotychczas w historii tego rodzaju przemian. Nie o ilość zresztą tutaj tylko chodzi. Wiemy w jakich warunkach dokonywała się współczesna albo dziewiętnastowieczna kolonizacja — dokonywała się w warunkach urządzonego kraju, w warunkach -rozwiniętego i regularnie działającego transportu. Czy tutaj było też tak? Tu tak nie było. Tu przyszli osadnicy w pustkę, przyszli bez środków transportu, przyszli do kraju bez rezerw aprowizacyjnych. Czy było coś takiego w historii? Można i trzeba powiedzieć, że niczego takiego w historii dotychczas nie było. Idziemy dalej. To było nie tylko przeniesienie czterech milionów ludzi, to było nie tylko przeniesienie ich w warunkach braku transportu, braku rezerw aprowizacyjnych, ale to był jednocześnie wielki przewrót społeczny. Tu, na miejsce niemieckich magnatów kapitału przyszło Państwo Polskie, na miejsce niemieckich junkrów przyszedł polski chłop-osadnik.
Czy był gdzieś w historii tego rodzaju przewrót ma taką skalę i w takim tempie? Nie było nigdy w historii takiego rodzaju przewrotu na taką skalę i w takim tempie. A z tym przewrotem przecież związane jest zjawisko, którego my nie dostrzegamy, ale zjawisko niezmiernej wagi, zjawisko upowszechnienia własności, zjawisko rozpowszechnienia własności na miliony nowych posiadaczy, chłopów i rzemieślników. Prowadzi się wiele dyskusji o modelu gospodarczym Polski, wyraża się wiele wątpliwości czy ten model, który został przez nas narysowany, model polskiej gospodarki, model syntezy zorganizowanego działania państwa i milionów indywidualnych właściciel jest modelem propagandowym czy rzeczywistym. To są śmieszne rozważania. Przecież tu na tych Ziemiach Zachodnich nie było własności. Tu wszystko było państwowe i gdyby państwo nie chciało na serio, na długo i na poważnie budować modelu opartego na tej syntezie, to przecież nie upowszechniałoby na miliony chłopów i rzemieślników tej własności, która była własnością państwową na tych ziemiach. Czy był gdzieś w historii proces upowszechnienia własności w tej skali i w takim tempie? Nie, nie było takiego procesu. Mówimy o imigracji, mówimy o kolonizacji, ale przecież nam wiadomo z doświadczenia i migracyjnych ruchów, z doświadczeń kolonizacyjnych ruchów, że w pierwszych latach emigrant-kolonista nie produkuje, aklimatyzuje się, zapoznaje się, przyzwyczaja się, obznajamia się, a jednocześnie jest na utrzymaniu rodziny, czy też żyje z własnych oszczędności. A przecież tu ci ludzie, którzy przyszli, już produkują, oni nie utrzymują się z własnych oszczędności, bo ich nie mieli, a jeżeli mieli, to im Niemcy ukradli. Oni nie są na utrzymaniu gminy czy państwa, bo gmina i państwo są biedne. Oni produkują, orzą ziemię, oni wydobywają węgiel, dają materiały włókiennicze i nasz Zjazd zadokumentował, ile oni produkują. Czy było coś takiego w historii? Nie. Można i trzeba powiedzieć: nie było czegoś takiego w historii, nie było w historii przeniesienia czterech milionów ludzi w warunkach braku transportu i braku aprowizacji, nie było w historii przeniesienia 4 milionów ludzi, połączonego z wielką rewolucją społeczną, i upowszechnienia własności i nie było w historii przeniesienia 4 milionów ludzi, którzy nie tracą czasu na aklimatyzację i przyzwyczajanie się, a twardo stają do pracy i produkują. Nie, nie było niczego takiego w historii.
Dlaczego ten wielki przełom historyczny stał się możliwy? Dlaczego można go było urzeczywistnić i zrealizować? Jakie były tego przyczyny? Czy ziemie te były specjalnym eldoradem, rajem ziemskim, rajem łatwego życia? Nie, my jeszcze, czujemy dzisiaj swąd pożarów, któreśmy tutaj zastali. Nie, nie to było przyczyną możliwości dokonania tego wielkiego przełomu. Zresztą te ziemie, wtedy kiedy były w posiadaniu Niemców, były w ciągu dziesięcioleci ziemiami, na których odbywał się proces odpływu ludnościowego. W ciągu dziesięcioleci centralnym zagadnieniem Niemiec było, jak zapobiec odpływowi z tych ziem na zachód. Tysiące plakatów mówiło do Niemców: „Wschód cię wzywa“ . Miliony wydano i miliardy na zapomogi dla junkrów pruskich w Prusach Wschodnich. Polityka protestacyjna, to wszystko nie pomagało — odpływ trwał. Dlaczego na ziemiach, gdzie trwał odpływ niemiecki, na tych ziemiach w ciągu półtora roku dokonano przypływu 4-ch milionów Polaków? Dlatego, że otwarcie tych ziem dla polskiej kolonizacji odpowiadało naturalnym tendencjom rozwojowym narodu, tendencjom zwichniętym przez wieki nieszczęsnej historii.
Przed wojną mówiło się wiele o narodach proletariackich. Myśmy byli narodem może nie proletariackim, ale narodem o zwichniętej historii i zwichniętej geografii, narodem odepchniętym od morza, narodem odepchniętym od złóż surowcowych, narodem stłoczonym na ubogich ziemiach, narodem przeludnionym. Teraz otwarto tamę, nastawiono prawidłowo zwrotnicę, odwrócono bieg historii i dlatego ruszył ludzki pochód.
Był spór o wschodniej i zachodniej orientacji. Byli mali i śmieszni ludzie, którzy mówili, że nam te ziemie są niepotrzebne. Ten spór został rozstrzygnięty w sposób nieodwołalny. Został rozstrzygnięty przez naród, który ruszył na te ziemie. W mroźne dni, i w słotne dni, i w letni żar, w pociągu, i na dachu pociągu, w gratach zwanych automobilami, na połamanych furmankach i pieszo, goniąc przed sobą swój ubogi dobytek, szły tutaj te miliony. Naród rozstrzygnął ten spór o wschodniej i zachodniej orientacji.
Co to oznacza? To oznacza i trzeba sobie z tego ostro i jasno zdać sprawę, że zostało odniesione wielkie zwycięstwo; pełne prawa nasze do tych ziem są ugruntowane na zgodnej decyzji poczdamskiej trzech mocarstw, ale co by znaczyły te nasze prawa, gdybyśmy ten rok zmarnowali, gdybyśmy tego roku nie wykorzystali, gdybyśmy poczdamskiej umowy nie przypieczętowali naszą pracą i wynikami naszej pracy. Można powiedzieć, że po wygranej wojnie i w tym roku odnieśliśmy wielkie i historyczne zwycięstwo na drodze do wygrania pokoju.
I jeżeli w przemówieniach na tym Zjeździe, w raportach i składanych meldunkach przewijały się tutaj akcenty słusznej dumy z wykonanego zadania, to dlatego, że my, ludzie polskiego przemysłu, mamy prawo być dumni z tego, że do tej wielkiej historycznej pracy myśmy się także przyłożyli.
Mamy prawo być dumni z tego, żeśmy zobaczyli jej ogrom, żeśmy zobaczyli perspektywy, żeśmy nie stosowali małej skali i żeśmy nie ulękli się trudności. Odnieśliśmy wielkie historyczne zwycięstwo po wygranej wojnie na drodze do wygrania pokoju. A jednak czy można być pewnym, czy można być w sposób niezbity, w sposób nieodwołalny i niewątpliwy pewnym, że te ziemie są nasze i na zawsze nasze? Przecież my jesteśmy tylko średnim państwem i to w dodatku ciężko dotkniętym przez wojnę, a tam się podnoszą głosy mocarzy świata, którzy protestują przeciw tym naszym granicom. Czy w tych warunkach można być w sposób żelazny, w sposób niewątpliwy i nieodwołalny pewnym, że te ziemie są nasze? Czy nie zrodzi się w niejednej głowie taka myśl: „Kiedyś już tak było, kiedyś się już mówiło — nie oddamy ani guzika od sukni i co z tego wyszło?“ Można być w sposób żelazny, w sposób nieodwołalny, w sposób niewątpliwy pewnym, że te ziemie są na zawsze nasze.
Dlaczego? Dlatego, że wtedy, kiedy się mówiło „nie damy guzika od sukni“, wtedy robiło się wszystko, ażeby wobec ciężkiej sytuacji międzynarodowej zostać bez sprzymierzeńców, teraz robi się wszystko, ażeby na ciężką sytuację międzynarodową mieć żelazną oporę w sprzymierzeńcu.
Dlatego, że wtedy robiło się wszystko, aby rozbić naród wobec niebezpieczeństwa niemieckiego i niebezpieczeństwa opiekunów i przyjaciół Niemiec, a teraz robi się i skutecznie robi się wszystko, ażeby zmobilizować naród wobec niebezpieczeństwa Niemiec i wobec niebezpieczeństwa przyjaciół i opiekunów Niemiec.
Dlatego, że wtedy robiło się wszystko, ażeby zmarnować wysiłek narodu, rozproszkować go i rozdrobnić, a teraz robi się wszystko, ażeby ten wysiłek skoncentrować, zogniskować i pchnąć na tereny najbardziej ważne i najbardziej istotne. Wyniki tej pracy są i dlatego można być pewnym, że te ziemie są w sposób żelazny, w sposób niewątpliwy i nieodwołalny nasze.
A jednak mówi się w Polsce i na Ziemiach Odzyskanych, i w starym kraju o niebezpieczeństwach dla tych ziem. Mówi się w formie insynuacji, w formie plotki, w formie fałszywych wiadomości. My już mamy doświadczenie walk z tą plotką. Myśmy wtedy, kiedy zbierał się pierwszy Zjazd, słyszeli, plotkę o tym, że niedługo wypadnie pakować kuferki i w odpowiedzi na tę plotkę przyszło tu 4 miliony ludzi.
Taki był wynik pojedynku między insynuacją, plotką i fałszywą wiadomością, a zdrowym instynktem narodu. Teraz, kiedy zbiera się drugi Zjazd, już się nie mówi o tym, że trzeba będzie pakować kuferki, ale mówi się o tym, że będzie wojna. Trzeba stwierdzić, że jest pewien postęp w plotce. Najpierw mówiło się o opuszczeniu tych ziem bez wojny, a teraz mówi się o wojnie.
Stalin mówił, że wojny nie będzie. Najpoważniejsi mężowie stanu mówią, że wojny nie będzie. Narody wszystkich krajów mówią, że wojny nie będzie. Plotka od Kudowy do Wrocławia mówi, że wojna będzie. Jaki jest cel tej plotki? Czy to jest niewinne gadanie szkodliwych durniów, czy to jest coś poważniejszego i coś istotniejszego? Można nieomylnie powiedzieć, można nie omyliwszy się ani na jotę powiedzieć, że za tą plotką stoją dwa znane nam od dawna czynniki. Pierwszy czynnik – to obcy wywiad, który chciałby nas zastraszyć, zaniepokoić, zdenerwować i przez to sparaliżować nasze wysiłki, i drugi czynnik to spekulacja, która chciałaby wykorzystać niepokój i zdenerwowanie, dlatego, ażeby zarobić na tym niepokoju i na tym zdenerwowaniu, dlatego ażeby spróbować ograbić nas z rezultatów naszej ciężkiej pracy.
Sytuacja się tak układa, że rozmaite mowy zagranicznych mężów stanu, odbite przez złośliwą i przez obcy wywiad kierowaną plotkę, mogą jeszcze w Polsce spowodować wzrost ceny kilograma masła o 30 czy 50 złotych, ale sytuacja układa się tak, że żadne mowy nie potrafią już przesunąć naszej granicy na zachodzie o 30 czy 50 metrów.
Powiadam „mogą jeszcze” dlatego, że stan naszej produkcji, ilość naszych rezerw jest już właściwie dostateczna do tego, ażebyśmy przy odpowiednich posunięciach organizacyjnych panowali na rynku i jeżeli dotychczas nie robimy tego i nie panujemy, to wina nie leży w czynnikach gospodarczych, w ilości naszej produkcji, w osiągniętych przez nas wynikach produkcyjnych, ale leży w naszych niedociągnięciach organizacyjnych, w naszych spóźnieniach i naszych brakach. My te spóźnienia nadrobimy i nawet ta pociecha, ażeby w braku możliwości zmiany granic zmienić ceny masła, nawet ta pociecha zostanie odebrana.
Trzeba jednak— i trzeba, ażeby to Zjazd zrozumiał — stworzyć system prewencji moralnej przeciw plotce. Trzeba wiedzieć, że jeżeli słyszymy plotkę, to mówi ją albo obcy agent, albo spekulant, albo złośliwy dureń. Demokracja nie obowiązuje, jeżeli chodzi o nieograniczoną wolność słowa dla złośliwych durniów. Trzeba stworzyć system prewencji moralnej, gdzie, w przyzwoitym towarzystwie, wśród uczciwych ludzi, w wagonie, w pociągu, w tramwaju, na ulicy, na przystanku nie wolno będzie mówić tych plotek. Trzeba stworzyć system prewencji moralnej, trzeba stworzyć atmosferę, w której taka plotka będzie niemożliwa. Taka atmosfera może być i musi być stworzona. Walka z obcym wywiadem, spekulacją i liczeniem na to ażeby nas wytrącić z równowagi i twórczej pracy musi być podjęta i będzie wygrana.
Co z tego wynika? Wynika z tego, że jeżeli chodzi o sytuację polityczną, budujemy nie na piasku, a na mocnym fundamencie. Wynika z tego, że możemy planować, że mamy bazę polityczną do planowania, wynika z tego, że spotkamy się za rok na trzecim Zjeździe Przemysłowym, za dwa lata — na czwartym Zjeździe Przemysłowym i za trzy lata na piątym Zjeździe Przemysłowym Ziem Odzyskanych, a przestaniemy się spotykać na Zj. Przem. Ziem Odzyskanych tylko wtedy, kiedy te ziemie gospodarczo nie rozłączone już będą ze starą Polską.
Możemy planować i wysuwać zadania, tak jak słuszne było, że na zeszłym Zjeździe planowaliśmy i wysuwaliśmy zadania. Jakie powinny być te zadania, które możemy i powinniśmy wysuwać obecnie?
Powinny być realne i jednocześnie śmiałe. Powinny odpowiadać rzeczywistemu układowi sił i odpowiadać jednocześnie wielkiej skali rozgrywających się wydarzeń historycznych. Na pierwszym Zjeździe udało się nam utrafić na właściwą skalę. Pewnie, gdybyśmy sobie postawili nierealne zadania przesiedlenia 300 tysięcy ludzi w ciągu roku, to sprawa by się zakończyła krachem, rozgoryczeniem i opadnięciem rąk. Pewnie, gdybyśmy sobie postawili zadanie przesiedlenia tylko 50 tysięcy ludzi, to może z biedą i przewyższeniem planu osiągnęlibyśmy 70 tysięcy.
Układając plan uwzględniliśmy konieczność najwyższego wysiłku ale nie odbiegliśmy od rzeczywistości, od realnego stosunku i układu sil. Utrafiliśmy i dlatego wygraliśmy. Trzeba, ażebyśmy postarali się utrafić i wygrać także obecnie. Jakie będą realne, moim zdaniem, zadania, które trzeba sobie postawie w przyszłorocznym planowaniu dla tych ziem? Analiza możliwości nasycenia ich siłą roboczą, analiza możliwości zaopatrzenia ich w surowiec, analiza naszych możliwości organizacyjnych wykazuje, że realne będzie postawienie zadań przyrostu produkcji w przemyśle Ziem Zachodnich w wysokości 50 %. Będą przemysły, które w poważny sposób i na pewno przekroczą te 50 procent.
Dwa najważniejsze z tych przemysłów – to będzie węgiel i cukier. Trzeba — i to jest realne zadanie, ażeby przemysł węglowy Ziem Zachodnich osiągnął w przyszłym roku produkcję 19 milionów ton, to znaczy osiągnął prawie podwojenie produkcji w stosunku do tego roku. I trzeba, ażeby przemysł cukrowniczy osiągnął w przyszłym roku na tych ziemiach produkcję 150 tysięcy ton cukru, to znaczy prawie podwojenie produkcji z ubiegłego roku.
Takie są realne zadania, które mogą być, które powinny być i które będą wykonane. W zeszłym roku mówiliśmy o symbolicznym obiekcie, na którym należy zogniskować całą uwagę i który ma wzmocnić wysiłek na Ziemiach Odzyskanych. Takim obiektem była Państwowa Fabryka Wagonów we Wrocławiu. W tym roku sytuacja jest bardziej skomplikowana. Trzeba znacznie większej ilości symboli, nie można już operować jednym symbolem. Rozrośliśmy się i chcemy się dalej rozrastać. Dlatego nie mówimy już o symbolach, a powiedzmy sobie o paru sztandarowych budowach, na których trzeba skoncentrować uwagę w naszej pracy w roku przyszłym na Ziemiach Zachodnich.
Jakie do będą obiekty. W przemyśle metalowym winna to być fabryka ciężkich obrabiarek, a w szczególności fabryka ciężkich obrabiarek dla kolei. Fabryka, która powinna osiągnąć pod koniec roku zatrudnienie 1 500 ludzi. Drugim obiektem w przemyśle metalowym powinna być Państwowa Fabryka Silników w Psim Polu, która powinna osiągnąć zatrudnienie około 1000 ludzi. Trzeci obiekt, na którym będziemy koncentrować uwagę, to huta szczecińska, czwarty to odbudowa fabryki związków organicznych „Rokita“ , dawn. Anargana, która powinna dać podstawowe półprodukty o wartości 35-40 milionów złotych przedwojennych rocznie dla wyrobu perlonu, mas plastycznych, barwników i wyrobów farmaceutycznych, piąty – to wielki kombinat wełniany „Polska Wełna” w Zielonej Górze, który powinien dać miesięcznie produkcję 60 000 m wełny, szósty obiekty to Zjednoczone Zakłady Hutnicze w Płońsku o produkcji w 1947 roku ponad 30 milionów butelek; siódmy obiekt – dla nas tym ważniejszy, że znajdujący się dotychczas na upośledzonych Mazurach – to odbudowa fabryki sklejek i płytek stolarskich o zatrudnieniu około 1 000 ludzi. To są te nowe nasze Pa-Fa-Wagu, nie symbole, a siedem głównych i sztandarowych obiektów budownictwa przemysłowego w roku 1947 na Ziemiach Zachodnich. Nie wystarczy, rzecz jasna, podać zadania planowe.
Trzeba także i przede wszystkim określić drogi wiodące do wykonania tych zadań planowych, warunki umożliwiające ich wykonanie. Obywatel wicepremier Gomułka w swoim przemówieniu mówił na tym Zjeździe, że w końcowym rezultacie o wyniku całej naszej działalności na tych ziemiach decydować będą ludzie, ludzkie kadry, słuszny stosunek do ludzi i do kadr, decydować będą o rozstrzygnięciu wielkiej batalii przemysłowej na Ziemiach Zachodnich w roku 1947. Jakie są najważniejsze zadania w tej dziedzinie, w dziedzinie ludzi, w dziedzinie kadr, w dziedzinie słusznego stosunku do kadr. Ja widzę następujące najważniejsze zadania w tej dziedzinie.
W roku 1947, uwzględniając wzrost produkcji i uwzględniając dalsze wysiedlanie pracowników niemieckich, trzeba będzie nam w przemyśle na Ziemiach Zachodnich przyrostu w wysokości 60 tysięcy ludzi. Czy to jest możliwe do zrealizowania? Niewątpliwie to jest możliwe do zrealizowania; można tych ludzi dostać z reemigracji, można ich dostać z ludności niezatrudnionej wewnątrz kraju, można ich dostać przez przefiltrowanie zbędnych załóg w zakładach w starym kraju. Ta cyfra 60 tysięcy ludzi, jako cyfra przyrostu przemysłowego w roku 1947 na Ziemiach Zachodnich, jest cyfrą realną i cyfrą możliwą. Ale byłoby największymi błędem, gdybyśmy liczyli tylko i jedynie na żywiołowe przyjście tych ludzi. Jak przed sobą postawiliśmy w zeszłymi roku zadanie zorganizowania przesiedlenia 150 tysięcy ludzi, tak dzisiaj stawiamy zadanie jeszcze bardziej zorganizowanego, jeszcze bardziej planowego, jeszcze bardziej przemyślanego i jeszcze bardziej precyzyjnego planu w zakresie dostarczenia na teren Ziem Zachodnich, do fabryk tych ziem, nowych 60 tysięcy robotników, zorganizowanie, zaplanowanie, zwerbowanie oraz przyjęcie i zasymilowanie 60 tys. nowych robotników w przemyśle na Ziemiach Zachodnich — to jest nasze pierwsze zadanie. Ta liczba nowych robotników, którą my przed sobą stawiamy, jako zadanie dla 1947 roku, jest liczbą względnie małą. Dlaczego? Dlatego, że nasze zakłady przemysłowe na Ziemiach Zachodnich posiadają wielkie i poważne rezerwy siły roboczej. Skąd się biorą te wielkie i poważnie rezerwy siły roboczej? Biorą się one z tego, że nasz robotnik na Ziemiach Zachodnich jest albo niewykwalifikowany, albo niedostatecznie wykwalifikowany i że podniesienie poziomu jego kwalifikacji zwolni do nowej produkcji dziesiątki tysięcy nowych ludzi. Dlatego trzeba przed sobą postawić w roku 1947 zadanie masowego szkolenia, nie przypadkowego, nie dorywczego, ale planowego, przemyślanego i masowego szkolenia — zadanie zamienienia każdej fabryki w wielką szkolę, w wielką kuźnię nowych wykwalifikowanych robotników. Trzeba zaszczepić ludziom ideę szkolenia się, trzeba napiąć wysiłki w tym kierunku, ażeby ludzie chcieli się uczyć, szkolić, podnosić kwalifikacje. Jeżeli mówiłem na pierwszym Zjeździe Ziem Zachodnich, że nie będzie takiego dyrektora Centralnego Zarządu, nie będzie takiego dyrektora Zjednoczenia, takiego dyrektora czy kierownika, którego bym się nie zapytał, jeżeli do mnie przyjdzie — coście zrobili dla Ziem Zachodnich, to dzisiaj na drugim Zjeździe mówię: nie będzie takiego dyrektora Centralnego Zarządu, nie będzie takiego dyrektora Zjednoczenia, nie będzie takiego dyrektora fabryki, takiego kierownika, którego się nie zapytam — coście zrobili dla szkolenia masowego, zorganizowania szkolenia i podwyższenia kwalifikacji robotników na Ziemiach Zachodnich.
Masowe, zorganizowane, planowe szkolenie i masowe, zorganizowane podnoszenie kwalifikacji to jest drugie zadanie, które stawiamy dzisiaj na Zjeździe Przemysłowym Ziem Zachodnich. Trzecie zadanie, to jest zadanie, które moglibyśmy streścić w jednym powiedzeniu: „dbałość o człowieka“. Jest rzeczą niewątpliwą, że te wyniki, które osiągnęliśmy na Ziemiach Zachodnich, osiągnęliśmy jednocześnie i równolegle z bardzo poważną poprawą stanu materialnego ludzi na tych Ziemiach Zachodnich zatrudnionych. To jest bezsporne i oczywiste dla każdego, kto porówna stan zaopatrzenia, stan płac, stan sytuacji materialnej sprzed roku i teraz i kto by próbował nie widzieć takich rzeczy, byłby albo ślepy, albo — można było by powiedzieć — że ma złą intencję. Ale to nie zdejmuje z nas, kierowników życia gospodarczego i przemysłowego, wielkiego zadania dbałości o człowieka. A ja chcę powiedzieć, że tutaj jest wiele złych rzeczy, że dba się czasem o maszyny, a zapomina się o ludziach. Nie byłem w Wałbrzychu, ale mówiono mi, że w Wałbrzychu są ogonki za chlebem nie dlatego, że nie ma chleba, ale dlatego, że sieć rozdzielcza jest za mała. Pytam się kierowników przemysłu, co wyście zrobili, ażeby walczyć o rozszerzenie tych sieci rozdzielczych. Może niektórzy z was mi powiedzą, że to jest nasze zadanie, że to jest zadanie Ministerstwa Aprowizacji, że to jest zadanie spółdzielczości, a my mamy produkować. Ale my z wami pamiętamy przecież, jak to było w zeszłym roku. Że jak nie przywieźć kartofli, nie zorganizować stołówki, nie postawić paru świniaków, ażeby się żywiły odpadkami, to produkcja nie pójdzie. Cóż więc znaczą te wątpliwości kompetencyjne. Nie ma sieci rozdzielczej, to nacisnąć, żeby była, a jak nie pomoże naciskanie, to pomóc ją zrobić.
Trzeba dobrze pamiętać,a kto tego nie pamięta, to niech sobie przypomni, jaki to jest smak stania w ogonku. Nie wolno zapominać w gabinecie dyrektora, jak to się stoi w ogonku na zimnie, albo na deszczu. Trzeba to zawsze pamiętać i wtedy będzie łatwiej zauważyć rzeczy, które trzeba zauważyć. Wreszcie drugi przykład: świerzb w fabrykach; można powiedzieć: to nie jest nasza kompetencja, my jesteśmy od tego, ażeby wydobywać węgiel, żeby produkować stal, produkować wełnę, a nie ze świerzbem walczyć; to Ministerstwo Zdrowia, to Ubezpieczalnia Społeczna. Ale nic nie jest wart taki kierownik fabryki, który nie widzi tego, że trzeba walczyć o zdrowie robotników, bo bez walki nie będzie produkcji. Trzecie zadanie, które trzeba wysunąć jako zadanie centralne, to jest zadanie dbałości o człowieka. I wreszcie czwarte zadanie, które uważam za najważniejsze bodaj. Nie można myśleć tylko o dniu dzisiejszym. Trzeba zawsze myśleć o dniu jutrzejszym i jeżeli się potrafi, to i o dniu pojutrzejszym. Kierować i rządzić, to jest przewidywać. W przyszłym roku nam potrzeba na tych ziemiach 60 tys. robotników i dostaniemy ich z wewnątrz kraju, z reemigracji, z rezerw istniejących w zakładach starego kraju. Ale do roku 1949 nam potrzeba na tych ziemiach 200 tysięcy robotników i my ich już nie dostaniemy z reemigracji, nie dostaniemy z rezerw w starych zakładach przemysłowych, bo i one będą rosły, nie dostaniemy z żywiołowego napływu, bo ręce robotnicze będą potrzebne i w spółdzielczości, i w handlu, i na kolejach, i w budownictwie dróg, i w budownictwie portów i będzie walka i konkurencja o siłę roboczą. I trzeba abyśmy my, przemysł, myśląc nie tylko o dzisiejszym dniu, myśląc o jutrzejszym, a może i pojutrzejszym, zapewnili sobie odpowiednie rezerwy siły roboczej. Czy nie ma rezerw siły roboczej w kraju. Niedawno wpadł mi w ręce list chłopa z Rzeszowskiego, napisany do tygodnika „Chłopska Prawda“ . Chłop dziękuje Rządowi Jedności Narodowej za reformę rolną, która powiększyła jego obszar gospodarstwa zdaje się z dwóch do trzech i pół ha. Powiada, że to mu ulżyło, ale jednocześnie chłop pisze: „Mam dwóch dorosłych synów, oni mi są w mojej małej gospodarce niepotrzebni. Piszecie tyle w swoim tygodniku, że się rozwija przemysł, napiszcie do Ministra Przemysłu, żeby zabrał mi moich synów i ulokował gdzieś w fabryce”. Myśmy ich wzięli i myśmy ich ulokowali. Ale to zadanie, które dziś stoi przed nami, to jest nie wzięcie dwóch synów chłopa z Rzeszowskiego, ale to jest rozpoczęcie zorganizowanej akcji, mającej na celu stopniowe, planowe przenoszenie nadwyżek siły roboczej ze wsi do miast. Jak to można i należy robić?
Można i trzeba będzie w roku 1947 tworzyć przy wielkich zakładach przemysłowych wzorowo zorganizowane internaty. Trzeba do tych internatów brać młodzież wiejską i miejską, trzeba jej zapewnić ubranie, obuwie, wyżywienie, pościel, opał, kąpiel, higienę i rozrywkę. Trzeba ją wiązać z tym zakładem fabrycznym, trzeba ją uczyć fachu i jednocześnie uzupełniać jej ogólne wykształcenie obywatelskie, nazwijcie to jak chcecie, nazwijcie to młodą armią przemysłową, nazwijcie to przemysłowym przysposobieniem młodzieżowym, ale jakbyście to nie nazwali, musicie rozumieć jedną rzecz: bez zapewnienia takich rezerw dzisiaj nie będziecie mięli produkcji, za dwa lata — jej rozszerzenia i wykonania planu. To jest kosztowne ubrać, obuć, nakarmić, kształcić, to dużo kosztuje, ale to jest nieodzowne z punktu widzenia przemysłowego, to jest nieodzowne także z bardziej ogólnego gospodarczego punktu widzenia. Trzeba, żeby chłop zrozumiał, że istnieją realne możliwości poprawy struktury rolnej nie tylko przez reformę rolną, ale przez stopniowe zabieranie zbędnych ludzi i my to zrozumienie musimy mu umożliwić i uprzystępnić.
Co będzie realne w tej dziedzinie na rok 1947? Trzeba sobie postawić na początek skromne zadanie: 25 — 30 tysięcy ludzi w internatach przemysłowych, jako młodzież przysposobienia przemysłowego, jako młodą armię przemysłową, a z tego połowa na Ziemiach Zachodnich. Takie jest moim zdaniem czwarte i najważniejsze zadanie z zakresu polityki kadr, polityki zapewnienia siły roboczej na Ziemiach Zachodnich. Chciałbym poruszyć jeszcze dwa socjalne zagadnienia: pierwsze to jest zagadnienie stosunku między kadrami technicznymi i administracyjnymi i załogami robotniczymi. Pamiętamy wszyscy, że na początku naszej odzyskanej państwowości był w tej dziedzinie kryzys. Była nieufność robotnika do starego dyrektora i inżyniera, była nieufność inżyniera do nowych ludzi, do nowych warunków ustrojowych, do nowego ustroju, do nowego reżimu.
Kryzys został przełamany, zostały rozgraniczone kompetencje między radami zakładowymi i dyrekcjami, zostały utorowane drogi i możliwości uczciwej i rzetelnej współpracy. Byłoby błędem myśleć, że ten kryzys został przełamany tylko dlatego, że została napisana słuszna instrukcja.
Ten kryzys został przełamany oczywiście nie tytko dlatego i nie głównie dlatego, ale ten kryzys został przełamany dlatego, że klasa robotnicza wykazała wielkie zrozumienie konieczności dyscypliny, mocnej władzy w fabryce, wagi wiedzy technicznej, wagi doświadczenia technicznego i administracyjnego. Ten kryzys został także przełamany dlatego, że inteligencja techniczna i personel administracyjny wykazały głęboki patriotyzm i szybkie zrozumienie nowych warunków gospodarczych i społecznych. Trzeba powiedzieć to jasno i wyraźnie, tak, żeby nie było pod tym względem żadnych wątpliwości, że jeżeli zrobiliśmy to, cośmy zrobili w zakresie przemysłu w Polsce w ogóle, a na Ziemiach Zachodnich w szczególności, to zrobiliśmy to dlatego, że mieliśmy taką klasę robotniczą jaką mamy, i zrobiliśmy dlatego, że mieliśmy taką inteligencję techniczną, jaką mamy. Trzeba zrozumieć, że to nie było łatwe dla inteligencji technicznej. Trzeba było zrozumieć, że ten nowy reżim, nowy ustrój, był dla niej najeżony tysiącami znaków zapytania. No, ale co było, to było i można powiedzieć, że między czynnikami, które rządzą przemysłami, między inteligencją techniczną i między klasą robotniczą nastąpiło bardzo poważne zcementowanie. Nic nie łączy tak, jak wspólnie przeżyte bitwy, wspólnie przeżyte niebezpieczeństwa. Myśmy razem myśleli, jak puścić w ruch to, co stało, myśmy razem myśleli, jak nakarmić ludzi, razem myśleliśmy, jak zdobyć brakujące pasy, brakujący opał, brakujący surowiec i razem przeżywaliśmy radość uruchomienia nowych zakładów i nowej produkcji. To jest wielka rzecz — wspólnie przeżyte bitwy, wspólnie przeżyte niebezpieczeństwa, wspólnie odparte niebezpieczeństw a i wspólnie wygrana bitwa. Trzeba tę jedność czynników rządowych, klasy robotniczej, inteligencji technicznej, administracji dalej cementować. Po to, żeby można było dalej cementować tę jedność, osiągniętą w bitwach i niebezpieczeństwach, trzeba wytężyć energię w dwóch kierunkach. Pierwszy kierunek to zagadnienie walki z korupcją i tak zwanymi przerostami. Ten, kto by chciał uogólnić dość częste fakty korupcji, nadużyć, przerostów materialnych, chęci wygodnego i łatwego życia na całą inteligencję techniczną, na całą administrację, ten nie miałby — rzecz jasna — racji. Faktem jest, ze odbudowa gospodarki polskiej i odbudowa Ziem Zachodnich wykazały dla nas wielki i pozytywny fakt, że rdzeń inteligencji technicznej, jej olbrzymia większość jest patriotyczna, rozumna i uczciwa.
Dlatego tym bardziej należy wzmóc walkę, zaostrzyć nieubłaganą nietolerancyjność w stosunku do wszelkich wykroczeń przeciwko uczciwości. Dlatego tym hardziej trzeba jak najszybciej otrząsnąć się z tych przyzwyczajeń okupacyjnych, kiedy pewne formy kradzieży, pewne formy nadużyć nie były czymś nieprzyzwoitym. Trzeba walczyć o higienę moralną w naszym środowisku. Nie tylko o to, żebyśmy sami byli uczciwi, ale żebyśmy nie tolerowali nieuczciwych ludzi i ludzi łatwego życia w swoim środowisku. To pomoże nam zcementować jedność czynników rządowych, klasy robotniczej i inteligencji technicznej. I drugi kierunek, w którym powinny być wytężone nasze wysiłki, to jest kierunek stworzenia takich warunków, w których inicjatywa klasy robotniczej w zakładzie będzie się mogła przejawiać szerzej i wydatniej niż przejawia się obecnie. Rok temu, a na pewno półtora roku temu był czas, że stanowisko inżyniera w fabryce, czy stanowisko dyrektora w fabryce, było zagrożone. Był czas, kiedy mogło się zdawać inżynierowi i dyrektorowi, że on nie będzie gospodarzem w fabryce. Ten czas należy już do przeszłości i to nie dlatego, że wyszły odpowiednie papierki, a dlatego, że inżynierowie, dyrektorzy, inteligencja techniczna i administracyjna powtórnie w tych nowych warunkach, nieznanych jej dotychczas, zdobyła sobie szlify oficerskie. Dziś ten etap, kiedy władza inżynierska i dyrektorska była zagrożona jest w dużym stopniu przekreślony. Dziś trzeba stworzyć warunki, kiedy przez narady wytwórcze, przez współpracę ze związkami zawodowymi, przez wciągnięcie szerokiego aktywu fabrycznego, przez radzenie się z doświadczonymi robotnikami będzie można wydobyć z mas nowy nabój energii, inicjatywy i pomysłowości. A w tej sprawie nie wszystko jest w porządku. Zastanówmy się na przykład jak jest wykonywany przepis dekretu o radach załogowych, o okresowych sprawozdaniach dyrekcji przez rady zakładowe. Źle. Bo i dyrekcji się nie chce i rada zakładowa o tym nie pamięta . Trzeba stworzyć warunki dla szerokiej aktywności mas, a wtedy jeszcze bardziej zostanie zcementowana jedność czynników rządowych, inteligencji technicznej i klasy robotniczej. Następne zagadnienie stosunków między nami, przemysłem, a nauką. Były artykuły w gazetach, uchwały o pomocy przemysłu, materialnej, pieniężnej pomocy przemysłu dla uniwersytetu i politechniki na Ziemiach Zachodnich. To jest słuszna inicjatywa. Nam jest ciężko finansowo i trudno, ale pomoc damy, bo musimy dać. Ale to nie jest najważniejsza część zagadnienia. My damy pomoc, ale chcemy też pomocy, na wielką skalę chcemy pomocy, my chcemy, żebyście kształcili studentów tak, żeby oni żyli trzyletnim planem. Jaki może być lepszy materiał dla studentów niż plan. My chcemy, żeby wasze katedry żyły zagadnieniami technicznymi naszych zakładów przemysłowych. Myśmy się uczyli i musimy uczyć, my musimy osiągnąć ten poziom, który miała technika niemiecka na tych terenach i przewyższyć ten poziom. Tu trzeba amalgamatu pracy inżyniera i uczonego. My damy pomoc, ale chcemy i od was pomocy i nie wątpimy, że tę pomoc od was otrzymamy.
Mógłbym już skończyć, ale trzeba powiedzieć jeszcze jedną rzecz: na pierwszym Zjeździe mówiliśmy o niebezpieczeństwie małej skali i o małych ludziach. To niebezpieczeństwo zostaje w dalszym ciągu, ale zostaje jeszcze bardziej zaostrzone o nowe i bardziej poważne niebezpieczeństwo, o niebezpieczeństwo spoczęcia na laurach i zadowolenia się osiągniętymi dotychczas wynikami. To jest bardzo łatwo tak sobie pomyśleć, to jest bardzo po ludzku: rok byłem pionierem — dość — fabryczka idzie, produkcja idzie. Jaka taka stołóweczka jest, mająteczek jest, ludzie jakoś jedzą, no, co ode mnie chcą jeszcze. To jest śmiertelne niebezpieczeństwo wobec tych zadań, które teraz przed nami stoją. Nam nie wolno rezygnować z tego napięcia energii, woli i myśli, które były osiągnięte w roku między pierwszym i drugim Zjazdem Przemysłowym, nam trzeba to napięcie wzmóc i wtedy już na trzeci Zjazd Przemysłowy przyjdziemy z wynikami jeszcze mocniejszymi i jeszcze bardziej bijącymi naszych wrogów, niż w okresie drugiego Zjazdu Przemysłowego.