
Nader pouczająca jest jeszcze następująca okoliczność.
Kiedy dyskutowaliśmy w CIK z towarzyszem Bucharinem, zauważył on między innymi: w sprawie wysokich pensji dla specjalistów «my» «jesteśmy bardziej prawicowi niż Lenin», nie widzimy tu bowiem żadnego odstępstwa od zasad, pamiętając słowa Marksa, że w pewnych warunkach dla klasy robotniczej rzeczą najbardziej celową byłoby «wykupić się od tej bandy» (mianowicie od bandy kapitalistów, tzn. wykupić od burżuazji ziemię, fabryki, zakłady przemysłowe i inne środki produkcji).
Nadzwyczaj ciekawa uwaga…
…Wniknijmy w myśl Marksa.
Sprawa dotyczyła Anglii lat 70-ych ubiegłego wieku, kulminacyjnego okresu kapitalizmu przedmonopolistycznego, kraju, w którym wówczas najmniej było militaryzmu i biurokracji, kraju, w którym wówczas było najwięcej możliwości pokojowego zwycięstwa socjalizmu w sensie «zapłacenia» burżuazji wykupnego przez robotników. I Marks mówił: w pewnych warunkach robotnicy wcale nie będą przeciwni temu, aby zapłacić wykupne burżuazji. Marks nie wiązał sobie – ani przyszłym działaczom rewolucji socjalistycznej – rąk co do form, metod, sposobów dokonania przewrotu, doskonale rozumiejąc, jakie mnóstwo nowych problemów wtedy się wyłoni, jak zmieni się w trakcie przewrotu cała sytuacja, jak często i jak bardzo będzie się ona w trakcie przewrotu zmieniała.
No, a w Rosji Radzieckiej po ujęciu władzy przez proletariat, po zdławieniu zbrojnego oporu wyzyskiwaczy, po złamaniu ich sabotażu – czyż nie jest rzeczą oczywistą, że niektóre warunki ukształtowały się na modłę tych, jakie mogłyby się ukształtować pół wieku temu w Anglii, gdyby zaczęła ona wtedy w drodze pokojowej przechodzić do socjalizmu? Następujące okoliczności mogłyby wówczas zapewnić podporządkowanie kapitalistów robotnikom w Anglii: 1) całkowita przewaga robotników, proletariuszy, w składzie ludności – wskutek braku chłopstwa (w Anglii w latach 70-ych istniały oznaki pozwalające spodziewać się nadzwyczaj szybkich sukcesów socjalizmu wśród robotników rolnych); 2) doskonałe zorganizowanie proletariatu w związkach zawodowych (Anglia była wówczas pod tym względem pierwszym krajem na świecie); 3) stosunkowo wysoki poziom kultury proletariatu, który przeszedł szkołę wieloletniego rozwoju wolności politycznej; 4) długotrwałe przyzwyczajenie doskonale zorganizowanych kapitalistów Anglii byli oni wtedy najlepiej zorganizowanymi kapitalistami ze wszystkich krajów świata (obecnie pierwszeństwo to przeszło do Niemiec) – do kompromisowego rozstrzygania zagadnień politycznych i ekonomicznych. Oto wskutek jakich okoliczności mogła wtedy powstać myśl o możliwości pokojowego podporządkowania kapitalistów Anglii jej robotnikom.
U nas podporządkowanie to zapewniają w danej chwili pewne konkretne przesłanki (zwycięstwo w październiku i zdławienie od października do lutego zbrojnego oporu kapitalistów oraz oporu występującego w postaci sabotażu). U nas, zamiast całkowitej przewagi robotników, proletariuszy, w składzie ludności oraz wysokiego stopnia ich zorganizowania, czynnikiem zwycięstwa stało się poparcie proletariuszy przez biedotę chłopską, która w szybkim tempie została zrujnowana. U nas, wreszcie, nie ma ani wysokiego poziomu kulturalnego, ani przyzwyczajenia do kompromisów. Jeśli się przemyśli te konkretne warunki, stanie się rzeczą jasną, że może my i musimy uciekać się obecnie do jednoczesnego stosowania metod bezwzględnego rozprawiania się z kapitalistami niekulturalnymi, którzy nie godzą się na żaden «kapitalizm państwowy», nie myślą o żadnym kompromisie i w dalszym ciągu podważają spekulacją, przekupywaniem biedoty itd. zarządzenia Władzy Radzieckiej oraz metod kompromisu lub wykupu w stosunku do kapitalistów kulturalnych, którzy godzą się na «kapitalizm państwowy», zdolni są do wcielania go w życie, pożyteczni są dla proletariatu w charakterze mądrych i do świadczonych organizatorów największych przedsiębiorstw, rzeczywiście obejmujących zaopatrywanie w pro dukty dziesiątków milionów ludzi.
Bucharin jest świetnie wykształconym marksistą ekonomistą. Dlatego przypomniał sobie, że Marks miał absolutną rację, gdy pouczał robotników o doniosłości zachowania organizacji wielkiej produkcji właśnie w imię ułatwienia przejścia do socjalizmu i o całkowitej dopuszczalności myśli, by dobrze zapłacić kapitalistom, by zapłacić im wykupne, jeżeli (w postaci wyjątku: Anglia była wtedy wyjątkiem) okoliczności ułożą się w ten sposób, że zmuszą kapitalistów do pokojowego podporządkowania się i kulturalnego, zorganizowanego przejścia do socjalizmu na warunkach wykupu.
Ale Bucharin popełnił błąd, nie wniknął bowiem w konkretną specyfikę chwili obecnej w Rosji – chwili właśnie wyjątkowej, kiedy my, proletariat Rosji, wyprzedzamy wszelkie Anglie i wszelkie Niemcy pod względem naszego ustroju politycznego, pod względem siły władzy politycznej robotników, a zarazem jesteśmy w tyle za najbardziej zacofanym spośród państw zachodnio-europejskich, jeśli chodzi o organizację solidnego kapitalizmu państwowego, jeśli chodzi o poziom kultury, o stopień przygotowania do materialno-produkcyjnego wprowadzenia socjalizmu. Czyż nie jest jasne, że jeśli idzie o chwilę obecną, to z tej swoistej sytuacji wynika właśnie konieczność swoistego «wykupu», który robotnicy powinni zaproponować najbardziej kulturalnym, najbardziej utalentowanym i pod względem organizacyjnym najzdolniejszym kapitalistom, gotowym pójść na służbę do Władzy Radzieckiej i rzetelnie pomagać jej w organizowaniu wielkiej i największej produkcji państwowej? Czyż nie jest jasne, że w tak swoistej sytuacji musimy starać się uniknąć dwojakiego rodzaju błędów, z których każdy jest na swój sposób drobnomieszczański? Z jednej strony, błędem nie do naprawienia byłoby oświadczenie, że skoro uznano niezgodność naszych «sił» ekonomicznych z siłą polityczną, to «wobec tego» nie należało brać władzy. Tak rozumują «ludzie w futerałach», którzy zapominają, że «zgodności» nie będzie nigdy, że nie może jej być zarówno w rozwoju społeczeństwa, jak w rozwoju przyrody, że jedynie poprzez szereg prób z których każda, wzięta oddzielnie, będzie jednostronna, będzie zawierała pewną niezgodność kształtuje się z rewolucyjnej współpracy proletariuszy wszystkich krajów zwycięski socjalizm.
Z drugiej strony, oczywistym błędem byłoby popuszczanie cugli krzykaczom i frazesowiczom, którzy dają się porwać «efektownej» rewolucyjności, ale do wytrwałej, przemyślanej, rozważnej działalności rewolucyjnej, obliczonej na najtrudniejsze nawet przejścia nie są zdolni.
Na szczęście historia rozwoju partii rewolucyjnych i walki bolszewizmu z nimi pozostawiła nam w spadku ostro zarysowane typy, spośród których lewicowi eserowcy i anarchiści stanowią dość dobitną ilustrację typu marniutkich rewolucjonistów. Podnoszą oni teraz krzyk – aż do histerii, zachłystują się, krzyczą wniebogłosy – przeciwko «ugodowości» «prawicowych bolszewików». Nie potrafią jednak wniknąć w to, dlaczego zła była ugodowość i za co słusznie potępiła ją historia i bieg rewolucji. Ugodowość czasów Kiereńskiego oddawała władzę w ręce burżuazji imperialistycznej, zagadnienie zaś władzy jest fundamentalnym zagadnieniem każdej rewolucji. Ugodowość części bolszewików w październiku-listopadzie 1917 roku albo obawiała się ujęcia władzy przez proletariat, albo chciała dzielić władzę na równi nie tylko z niepewnymi chwilowymi sprzymierzeńcami w rodzaju lewicowych eserowców, lecz i z wrogami, czernowowcami, mieńszewikami, którzy niechybnie przeszkadzaliby nam w tym, co najważniejsze: w rozpędzeniu uczrediłki, w bezwzględnym rozgromieniu Bogajewskich, w całkowitej realizacji posunięć instytucji radzieckich, w dokonaniu jakiejkolwiek konfiskaty.
Obecnie władza została zdobyta, utrzymana, utrwalona w rękach jednej partii, partii proletariatu, nawet bez «niepewnych chwilowych sprzymierzeńców». Mówić o ugodowości teraz, kiedy nie może nawet być mowy o podziale władzy, o wyrzeczeniu się dyktatury proletariuszy przeciwko burżuazji, znaczy po prostu powtarzać jak papuga wyuczone, lecz nie zrozumiane słowa. Nazywać ugodowością to, że znalazłszy się w sytuacji, kiedy możemy i powinniśmy rządzić krajem, staramy się przyciągnąć do siebie, nie szczędząc pieniędzy, elementy najbardziej kulturalne spośród wyszkolonych przez kapitalizm, wziąć je na służbę dla walki z drobno-własnościowym rozkładem znaczy to zupełnie nie umieć myśleć o ekonomicznych zadaniach budownictwa socjalizmu.
O PODATKU ŻYWNOŚCIOWYM, O WOLNOŚCI HANDLU, O KONCESJACH
W przytoczonym rozumowaniu z 1918 roku jest szereg pomyłek co do terminów. Terminy okazały się dłuższe, niż przewidywano wówczas. Nie ma w tym nie dziwnego. Ale podstawowe elementy naszej ekonomiki pozostały te same. „Biedota” chłopska (proletariusze i półproletariusze) przeobraziła się w bardzo wielu wypadkach w średniaków. Wskutek tego „żywioł” drobno-własnościowy, drobnoburżuazyjny przybrał na sile. A wojna domowa lat 1918-1920 niezwykle spotęgowała ruinę kraju, zahamowała odbudowę jego sił wytwórczych, wykrwawiła najbardziej właśnie proletariat. Do tego dołączył się nieurodzaj 1920 roku, brak paszy, pomór bydła, co odbiło się między innymi na dowozie chłopskimi końmi drewna – naszego głównego paliwa i wskutek tego jeszcze bardziej zahamowało odbudowę transportu i przemysłu.
W rezultacie sytuacja polityczna pod wiosnę 1921 roku ukształtowała się w ten sposób, że natychmiastowe, najbardziej radykalne, nadzwyczajne środki zmierzające do poprawy sytuacji chłopstwa i podniesienia jego sił wytwórczych stały się palącą koniecznością.
Dlaczego właśnie chłopstwa, a nie robotników? Dlatego że dla poprawy sytuacji robotników potrzebne jest zboże i paliwo. W chwili obecnej – z punktu widzenia całokształtu gospodarki państwowej – to jest właśnie najważniejszą przyczyną „zahamowania”. A produkcję zboża i państwowe zasoby tego zboża oraz ilość pozyskanego i dostawionego paliwa zwiększyć można jedynie poprzez polepszenie sytuacji chłopstwa, poprzez podniesienie jego sił wytwórczych. Rozpocząć trzeba od chłopstwa. Kto tego nie rozumie, kto w tym wysuwaniu chłopów na pierwsze miejsce skłonny jest dopatrywać się „wyrzekania się” lub czegoś w rodzaju wyrzekania się dyktatury proletariatu, ten po prostu nie wnika w istotę sprawy, ulega frazesowi. Dyktatura proletariatu – to kierowanie polityką przez proletariat. Proletariat jako klasa kierująca, jako klasa panująca, powinien umieć nadać polityce taki kierunek, by rozwiązać w pierwszym rzędzie najpilniejsze, najbardziej „palące” zadanie. Najpilniejsze są obecnie posunięcia, które pozwolą podnieść niezwłocznie siły wytwórcze gospodarki chłopskiej. Tylko krocząc tą drogą można osiągnąć zarówno poprawę sytuacji robotników, jak i umocnienie sojuszu robotników i chłopstwa, umocnienie dyktatury proletariatu. Proletariusz lub przedstawiciel proletariatu, który by zechciał dążyć do poprawy sytuacji robotników nie tą drogą, okazałby się w praktyce pomocnikiem białogwardzistów i kapitalistów. Kroczyć bowiem nie tą drogą – znaczy: postawić interesy cechowe robotników ponad interesy klasowe, znaczy w imię bezpośredniej, chwilowej, częściowej korzyści robotników złożyć w ofierze interesy całej klasy robotniczej, jej dyktatury, jej sojuszu z chłopstwem wymierzonego przeciwko obszarnikom i kapitalistom, jej kierowniczej roli w walce o wyzwolenie pracy spod jarzma kapitału.
A zatem: w pierwszym rzędzie potrzebne są natychmiastowe i poważne posunięcia zmierzające do podniesienia sił wytwórczych chłopstwa.
Dokonać tego nie można bez poważnych zmian w polityce aprowizacyjnej. Taką zmianą było zastąpienie kontyngentów podatkiem żywnościowym, wprowadzenie po uiszczeniu podatku wolności handlu, przynajmniej w granicach miejscowego obrotu gospodarczego. Na czym polega istota zastąpienia kontyngentów podatkiem żywnościowym?
Co do tego szeroko rozpowszechnione są błędne poglądy. źródłem ich jest przeważnie to, że ludzie nie wnikają w istotę przejścia, nie zadają sobie pytania: od czego ku czemu dane przejście prowadzi? Wyobrażają oni sobie sprawę w ten sposób, jakoby następowało przejście od komunizmu w ogóle do stosunków burżuazyjnych w ogóle. Zwalczając ten błędny pogląd, trzeba siłą rzeczy wskazywać na to, co się mówiło w maju 1918 roku.
Podatek żywnościowy stanowi jedną z form przejścia od swoistego „komunizmu wojennego” – który musieliśmy wprowadzić wskutek skrajnej nędzy, zniszczeń i wojny do prawidłowej, socjalistycznej wymiany produktów. Ta zaś z kolei jest jedną z form przejścia od socjalizmu do komunizmu, któremu to przejściu liczebna przewaga drobnego chłopstwa wśród ludności nadała swoiste cechy.
Swoisty „komunizm wojenny” polegał na tym, że w praktyce braliśmy od chłopów wszystkie nadwyżki, a nawet niekiedy nie tylko nadwyżki, lecz również część żywności niezbędnej dla chłopa, braliśmy w celu pokrycia potrzeb armii i robotników. Braliśmy przeważnie na kredyt, za papierowe pieniądze. W inny sposób pokonać obszarników i kapitalistów w zrujnowanym kraju drobnochłopskim nie mogliśmy. I fakt, że odnieśliśmy zwycięstwo (pomimo poparcia naszych wyzyskiwaczy przez najpotężniejsze mocarstwa świata), świadczy nie tylko o tym, jakich cudów bohaterstwa potrafią dokazać robotnicy i chłopi w walce o swoje wyzwolenie. Fakt ten świadczy również o tym, w jakim stopniu mieńszewicy, eserowcy, Kautsky i ska odgrywali w praktyce rolę lokajów burżuazji, gdy ów „komunizm wojenny” uznawali za nasz błąd. Należy go uznać za naszą zasługę.
Niemniej jednak trzeba znać prawdziwą wartość tej zasługi. Do wprowadzenia „komunizmu wojennego” zmusiły nas wojna i zniszczenia. Nie był on i nie mógł być polityką odpowiadającą zadaniom gospodarczym proletariatu. Był on środkiem tymczasowym. Słuszna polityka proletariatu sprawującego swą dyktaturę w kraju drobnochłopskim – to wymiana zboża na nie zbędne dla chłopa artykuły przemysłowe. Jedynie taka polityka aprowizacyjna odpowiada zadaniom proletariatu, jedynie ona zdolna jest utrwalić podstawy socjalizmu i doprowadzić do jego całkowitego zwycięstwa.
Podatek żywnościowy – to przejście do tej polityki. Wciąż jeszcze jesteśmy tak zrujnowani, tak przytłoczeni brzemieniem wojny (tej, która toczyła się wczoraj, oraz tej, która wskutek zachłanności i zaciekłości kapitalistów może wybuchnąć jutro), że nie możemy dać chłopu artykułów przemysłowych w zamian za całą potrzebną nam ilość zboża. Wiedząc o tym wprowadzamy podatek żywnościowy, to znaczy, że niezbędne (dla armii i robotników) minimum zboża bierzemy w formie podatku, resztę zaś będziemy wymieniali na artykuły przemysłowe.
Nie należy przy tym zapominać jeszcze o następującej sprawie. Nędza i ruina są tak wielkie, że nie możemy odbudować od razu wielkiej, fabrycznej, państwowej. socjalistycznej produkcji. Do tego potrzebne są wielkie rezerwy zboża i paliwa w ośrodkach wielkiego przemysłu, potrzebne jest zastąpienie zużytych maszyn nowymi itp. Doświadczenie przekonało nas, że nie można tego zrobić od razu; wiemy, że po niszczycielskiej wojnie imperialistycznej nawet najbogatsze i najbardziej przodujące kraje zdołają wykonać takie zadanie dopiero po upływie pewnego, dość długiego, wieloletniego okresu. Trzeba zatem w określonym stopniu przyczyniać się do odbudowy przemysłu drobnego, który nie wymaga maszyn, nie wymaga ani państwowych, ani w ogóle wielkich rezerw surowca, paliwa, żywności – a który może niezwłocznie pomóc w określonej mierze gospodarce chłopskiej i podnieść jej siły wytwórcze.
Cóż z tego wynika?
Wynika z tego – na gruncie pewnej (chociażby tylko w skali lokalnej) wolności handlu odrodzenie drobnej burżuazji i kapitalizmu. To nie ulega wątpliwości. Byłoby śmieszne zamykać na to oczy.
Nasuwa się pytanie: czy jest to konieczne? Czy można to usprawiedliwić? Czy nie jest to niebezpieczne? Pytań tego rodzaju pada wiele i w większości wypadków ujawniają one tylko naiwność (mówiąc delikatnie) tego, kto takie pytania zadaje.
Przyjrzyjcie się, w jaki sposób określałem w maju 1918 roku istniejące w naszej ekonomice elementy (części składowe) rozmaitych układów społeczno-ekonomicznych. Nikt nie zdoła zakwestionować istnienia wszystkich tych pięciu szczebli (czy części składowych) wszystkich tych pięciu układów, od patriarchalnego, czyli na wpół dzikiego, aż do socjalistycznego, że w kraju drobnochłopskim przeważa „układ” drobnochłopski, czyli częściowo patriarchalny, częściowo drobnoburżuazyjny jest samo przez się oczywiste. Skoro istnieje wymiana, to rozwój drobnej gospodarki jest rozwojem drobnoburżuazyjnym, rozwojem kapitalistycznym; jest to bezsporna prawda, elementarna prawda ekonomii politycznej, potwierdzona ponadto przez codzienne do świadczenie i codzienne obserwacje nawet filistrów.
Jakąż politykę może prowadzić socjalistyczny proletariat w obliczu takiej rzeczywistości ekonomicznej? Czy w zamian za zboże i za surowce dać drobnemu chłopu wszystkie potrzebne mu artykuły, wytwarzane przez wielką fabrykę socjalistyczną? Byłaby to najbardziej pożądana, najbardziej „prawidłowa” polityka – właśnie zaczęliśmy ją stosować. Nie możemy jednak dostarczyć wszystkich artykułów, absolutnie nie możemy i niezbyt prędko będziemy mogli nie będziemy mogli przynajmniej dopóty, dopóki nie zakończymy choćby pierwszego etapu prac w zakresie elektryfikacji całego kraju. Cóż więc mamy robić? Albo próbować zakazać, zupełnie uniemożliwić wszelki rozwój prywatnej, niepaństwowej wymiany, tzn. handlu, tzn. kapitalizmu rozwój nieunikniony w warunkach istnienia milionów drobnych wy twórców. Tego rodzaju polityka byłaby głupotą oraz samobójstwem dla partii, która usiłowałaby ją stosować. Głupotą ponieważ polityka ta jest z punktu widzenia ekonomicznego niemożliwa; samobójstwem – ponieważ partie, które usiłują stosować taką politykę, nieuchronnie kończą bankructwem. Nie ma co ukrywać – nie którzy komuniści grzeszyli „myślą, mową i uczynkiem”, zbaczając na tory takiej właśnie polityki. Postaramy się wyzbyć tych błędów. Trzeba się ich koniecznie wy zbyć, w przeciwnym bowiem razie sprawa przyjmie zły obrót.
Albo (ostatnia możliwa i jedyna rozsądna polityka) nie próbować zakazać czy też uniemożliwić rozwoju kapitalizmu, lecz starać się skierować go w łożysko kapitalizmu państwowego. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to możliwe, albowiem kapitalizm państwo wy istnieje w tej czy innej formie, w tym czy innym stopniu wszędzie, gdzie istnieją elementy wolnego handlu i kapitalizmu w ogóle.
Czy możliwe jest skojarzenie, połączenie, powiązanie państwa radzieckiego, dyktatury proletariatu z kapitalizmem państwowym?
Oczywiście, że możliwe. Tego właśnie dowodziłem w maju 1918 roku. To właśnie, jak mi się zdaje, udowodniłem w maju 1918 roku. Co więcej: wtedy też udowodniłem, że kapitalizm państwowy stanowi krok naprzód w porównaniu z żywiołem drobno-własnościowym (zarówno drobno-patriarchalnym, jak i drobnoburżuazyjnym). Jeśli się zestawia lub porównuje kapitalizm państwowy jedynie z socjalizmem, popełnia się mnóstwo błędów, albowiem w obecnej sytuacji polityczno-ekonomicznej kapitalizm państwowy trzeba bezwzględnie porównywać również z produkcją drobnoburżuazyjną.
Całe zagadnienie zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycznym polega na tym, by znaleźć właściwe sposoby, jak mianowicie należy skierować nieuchronny (do pewnego stopnia i do pewnego czasu) rozwój kapitalizmu w łożysko kapitalizmu państwowego, jakimi warunkami to obwarować, jak zapewnić prze kształcenie w niedalekiej przyszłości kapitalizmu państwowego w socjalizm.
Ażeby znaleźć drogę do rozwiązania tego zagadnienia, trzeba przede wszystkim możliwie jak najdokładniej zdać sobie sprawę z tego, czym będzie i czym może być w praktyce kapitalizm państwowy w ramach naszego systemu radzieckiego, w ramach naszego Państwa Radzieckiego.
Najprostszym wypadkiem czy przykładem tego, w jaki sposób Władza Radziecka skierowuje rozwój kapitalizmu w łożysko kapitalizmu państwowego, w jaki sposób „zaszczepia” kapitalizm państwowy – są koncesje. Obecnie wszyscy się u nas zgadzają, że koncesje są nie zbędne, ale nie wszyscy zastanawiają się nad ich znaczeniem. Czym są koncesje w warunkach systemu radzieckiego, z punktu widzenia układów społeczno-ekonomicznych i ich stosunku wzajemnego? Jest to umowa, blok, sojusz radzieckiej, tzn. proletariackiej władzy państwowej z kapitalizmem państwowym, wymierzony przeciwko żywiołowi drobno-własnościowemu (patriarchalnemu i drobnoburżuazyjnemu). Koncesjonariusz to kapitalista. Prowadzi on interesy na modle kapitalistyczną, gwoli zysku, zgadza się na umowę z władzą proletariacką w celu otrzymania nadzwyczajnego zysku, wyższego niż zysk normalny, albo też w celu otrzymania takich surowców, których uzyskanie w inny sposób jest dla niego rzeczą niemożliwą lub bardzo trudną. Władza Radziecka wyciąga z tego korzyść wyrażającą się w tym, ze siły wytwórcze rozwijają się, a ilość produktów wzrasta natychmiast albo wzrośnie w najbliższym czasie. Mamy, dajmy na to, setkę określonych przedsiębiorstw, kopalń, działek leśnych. Nie możemy ich wszystkich eksploatować nie wystarcza maszyn, żywności, tran sportu. Z tych samych powodów źle eksploatujemy pozostałe obiekty. Na skutek złego i niedostatecznego eksploatowania wielkich przedsiębiorstw umacnia się żywioł drobno-własnościowy we wszelkich swych przejawach: następuje osłabienie okolicznej (a następnie i całej) gospodarki chłopskiej, podważenie jej sił wytwórczych, podważenie zaufania chłopstwa do Władzy Radzieckiej, kradzieże i masowa drobna (najniebezpieczniejsza) spekulacja itp. „Zaszczepiając” kapitalizm państwowy w postaci koncesyj, Władza Radziecka wzmacnia wielką produkcję w stosunku do drobnej, przodującą w stosunku do zacofanej, maszynową w stosunku do ręcznej, zwiększa zasoby pozostających w jej rękach wytworów wielkiego przemysłu (przez udział w zyskach przedsiębiorstw koncesyjnych), utrwala stosunki ekonomiczne ustanowione przez państwo w przeciwstawieniu do drobnoburżuazyjno-anarchicznych stosunków ekonomicznych. Polityka koncesyjna, stosowana w określonych ramach i w sposób ostrożny, niewątpliwie pomoże nam polepszyć szybko (w pewnym, nieznacznym stopniu) stan produkcji, pozwoli poprawić sytuację robotników i chłopów oczywiście kosztem pewnych ofiar, kosztem oddania kapitaliście wielu dziesiątków milionów pudów niezwykle cennych produktów. Ustalenie ram i warunków, w których koncesje przynoszą nam korzyści i nie stanowią dla nas niebezpieczeństwa, zależy od układu sil i rozstrzyga się w drodze walki, koncesja bowiem tak że jest odmianą walki, dalszym ciągiem walki klasowej toczonej w innej formie w żadnym zaś wypadku nie oznacza zastąpienia walki klasowej pokojem klasowym. Jakie będą metody walki -to wykaże praktyka.
Kapitalizm państwowy w postaci koncesji – w po równaniu z innymi formami kapitalizmu państwowego w ramach systemu radzieckiego jest formą bodajże najprostszą, najwyraźniejszą, najbardziej przejrzystą, najściślej określoną. Mamy tu po prostu formalną, za wartą na piśmie umowę z najbardziej kulturalnym, przodującym, zachodnio-europejskim kapitalizmem. Zna my dokładnie wynikające stąd korzyści i straty, swe prawa i obowiązki, wiemy dokładnie, na jaki okres udzielamy koncesji, znamy warunki przedterminowego wykupu jeżeli umowa przewiduje prawo takiego wykupu. Płacimy określoną „daninę” kapitalizmowi światowemu, „wykupujemy się” odeń pod takim a takim względem, uzyskując niezwłocznie pewne utrwalenia sytuacji Władzy Radzieckiej, poprawę warunków, w ja kich gospodarujemy. Jeśli idzie o koncesje, to cała trudność zadania sprowadza się do tego, ażeby przy zawieraniu umowy koncesyjnej obmyślić i rozważyć wszystkie szczegóły, a następnie umieć dopilnować wykonania tej umowy. Nastręcza to niewątpliwie trudności, a bied są zapewne w początkowym okresie nieuniknione, lecz są to trudności minimalne w porównaniu z innymi za daniami rewolucji socjalnej, szczególnie w porównani z innymi formami kapitalizmu państwowego, które rozwijamy, dopuszczamy, zaszczepiamy.
W związku z wprowadzeniem podatku żywnościowego najważniejsze zadanie wszystkich pracowników partyjnych i radzieckich sprowadza się do tego, by umieć zastosować zasady, założenia, podstawy polityki „koncesyjnej” (tj. podobnej do „koncesyjnego” kapitalizm państwowego) do pozostałych form kapitalizmu, wolne go handlu, obrotu miejscowego itp.
Weźmy spółdzielczość. Nie bez powodu dekret o pa datku żywnościowym spowodował natychmiastowe zrewidowanie ustawy o spółdzielczości i pewne rozszerzeni jej „wolności” i jej praw. Spółdzielczość jest równie odmianą kapitalizmu państwowego, ale nie tak prostą nie tak wyraźnie zarysowaną, bardziej zagmatwaną i wskutek tego w praktyce przysparza ona naszej władzy większych trudności. Spółdzielczość drobnych wytwórców towarów (o niej bowiem, jako o zjawisku przeważającym, typowym w kraju drobnochłopskim, jest tu mowa, nie zaś o spółdzielczości robotniczej) nieuchronnie stwarza drobnoburżuazyjne, kapitalistyczne stosunki sprzyja ich rozwojowi, wysuwa na pierwszy plan drobnych kapitalistów, im przynosi największe korzyści. Nie może zresztą być inaczej, skoro istnieje przewaga drobnych posiadaczy i możliwość, a także konieczność wymiany. Wolność i prawa dla spółdzielczości oznaczają w obecnych warunkach rosyjskich wolność i prawa dla kapitalizmu. Zamykanie oczu na tę oczywistą prawdę byłoby głupotą lub przestępstwem.
Ale kapitalizm „spółdzielczy” w odróżnieniu od kapitalizmu prywatnego stanowi w warunkach Władzy Radzieckiej odmianę kapitalizmu państwowego i jako taki jest dla nas obecnie korzystny i pożyteczny – oczywiście do pewnego stopnia. Ponieważ podatek żywnościowy oznacza wolność sprzedaży pozostałych (nie ściąganych w postaci podatku) nadwyżek, przeto musimy dołożyć starań, ażeby ten rozwój kapitalizmu – albowiem wolność sprzedaży, wolność handlu jest rozwojem kapitalizmu skierować w łożysko kapitalizmu spółdzielczego. Kapitalizm spółdzielczy podobny jest do kapitalizmu państwowego pod tym względem, że ułatwia ewidencję, kontrolę, nadzór oraz zawieranie umów między państwem (w danym wypadku Radzieckim) a kapitalistą. Spółdzielczość jako forma handlu jest korzystniejsza i pożyteczniejsza niż handel prywatny nie tylko ze wspomnianych wyżej przyczyn, lecz również dlatego, że ułatwia ona zrzeszanie, organizowanie milionów ludności, a następnie całej bez wyjątku ludności, ta zaś okoliczność stanowi z kolei ogromny plus z punktu widzenia dalszego przejścia od kapitalizmu państwowego do socjalizmu.
Porównajmy koncesje i spółdzielczość jako formy kapitalizmu państwowego. Koncesja opiera się na wielkim przemyśle maszynowym, a spółdzielczość na drobnej, rękodzielniczej, po części nawet patriarchalnej produkcji. W każdej poszczególnej umowie koncesyjnej koncesja dotyczy jednego kapitalisty lub jednej firmy, jednego syndykatu, kartelu, trustu. Spółdzielczość obejmuje wiele tysięcy, nawet miliony drobnych właścicieli. Koncesja przewiduje, a nawet zakłada ścisłą umowę i ścisły termin. Spółdzielczość nie przewiduje ani całkowicie ścisłej umowy, ani całkowicie ścisłego terminu. Uchylić ustawę o spółdzielczości jest znacznie łatwiej, aniżeli zerwać umowę koncesyjną, lecz zerwanie umowy oznacza bezzwłoczne, bezpośrednie, natychmiastowe zerwanie faktycznych stosunków w zakresie ekonomicznego powiązania czy ekonomicznego „współżycia” z kapitalistą, gdy natomiast żadne uchylenie ustawy o spółdzielczości i w ogóle żadne ustawy nie tylko nie zerwą od razu faktycznego „współżycia” Władzy Radzieckiej z drobnymi kapitalistami, ale w ogóle nie mogą zerwać faktycznych stosunków ekonomicznych. Przypilnować koncesjonariusza jest łatwo, spółdzielców – trudno. Przejście od koncesyj do socjalizmu – to przejście od jednej formy wielkiej produkcji do innej formy wielkiej produkcji. Przejście od spółdzielczości drobnych posiadaczy do socjalizmu – to przejście od produkcji drobnej do wielkiej, tzn. przejście bardziej skomplikowane, lecz za to, w razie powodzenia, może ono ogarnąć szersze masy ludności, może wyrwać głębiej tkwiące i bardziej trwałe korzenie dawnych, przedsocjalistycznych, a nawet przedkapitalistycznych stosunków, najbardziej opornych w sensie przeciwstawiania się wszelkiemu „nowatorstwu”. Polityka koncesyj, w razie powodzenia, da nam niewielką liczbę wzorowych w porównaniu z naszymi – wielkich przedsiębiorstw, znajdujących się na poziomie współczesnego przodującego kapitalizmu; za kilkadziesiąt lat przedsiębiorstwa te przejdą całkowicie w nasze ręce. Polityka spółdzielcza, w razie powodzenia, da nam podźwignięcie się drobnej gospodarki i ułatwi przejście jej w terminie bliżej nie określonym do wielkiej produkcji opartej na zasadach dobrowolnego zrzeszania się. Weźmy trzecią odmianę kapitalizmu państwowego. Państwo przyciąga kapitalistę jako kupca, płacąc mu określony procent komisowego za sprzedaż produktów państwowych oraz za skup produktów drobnego wy twórcy. Czwarta odmiana: państwo wydzierżawia przedsiębiorcy-kapitaliście należący do państwa zakład czy przedsiębiorstwo, czy działkę lasu, ziemi itp., przy czym umowa dzierżawna przypomina najbardziej umowę koncesyjną. O tych dwóch ostatnich odmianach kapitalizmu państwowego zupełnie się u nas nie mówi, zupełnie się nie myśli, zupełnie się ich nie zauważa. Ale dzieje się to nie dlatego, że jesteśmy silni i mądrzy, lecz dlatego, że jesteśmy słabi i głupi. Boimy się spojrzeć prosto w oczy „przyziemnej prawdzie” i zbyt często ulegamy „kłamstwu, co wznosi nas, choć mami”. Powtarzamy w kółko, że „my” przechodzimy od kapitalizmu do socjalizmu, zapominając zdać sobie dokładnie i wyraźnie sprawę z tego, co to właściwie znaczy „my”. Podane przeze mnie w artykule z 5 maja 1918 roku wyszczególnienie wszystkich koniecznie wszystkich bez wyjątku – części składowych, wszystkich różnorodnych układów gospodarki społecznej istniejących w naszej ekonomice trzeba mieć przed oczami, aby ten wyraźny obraz nie zacierał się w pamięci. „My”, awangarda, czołowy oddział proletariatu, przechodzimy bezpośrednio do socjalizmu, ale czołowy oddział to zaledwie nieznaczna część całego proletariatu, a proletariat z kolei stanowi zaledwie nieznaczną część całej ludności. I abyśmy „my” mogli pomyślnie wykonać zadanie naszego bezpośredniego przejścia do socjalizmu, musimy zrozumieć, jakie pośrednie drogi, metody, posunięcia, środki pomocnicze potrzebne są dla przejścia od stosunków przedkapitalistycznych do socjalizmu. W tym tkwi sedno sprawy.
Spójrzcie na mapę RFSRR. Na północ od Wołogdy, na południowy wschód od Rostowa nad Donem i od Saratowa, na południe od Orenburga i od Omska, na północ od Tomska rozpościerają się niezmierzone obszary, na których zmieściłyby się dziesiątki wielkich kulturalnych państw. I na wszystkich tych obszarach panują stosunki patriarchalne, na wpół dzikie i wręcz dzikie. A w zapadłych kątach wiejskich całej pozostałej Rosji? Wszędzie, gdzie dziesiątki wiorst dróg polnych a raczej: dziesiątki wiorst bezdroża – dzielą wieś od kolei, to znaczy od materialnej więzi z kulturą, z kapitalizmem, z wielkim przemysłem, z wielkim miastem. Czyż wszędzie w tych miejscowościach nie przeważają również stosunki patriarchalne, obłomowszczyzna, stosunki na wpół dzikie?
Czy jest do pomyślenia, aby od tego stanu, który w Rosji przeważa, można było przejść bezpośrednio do socjalizmu? Owszem, w pewnej mierze jest to do pomyślenia, ale tylko pod jednym warunkiem, który znamy teraz dokładnie dzięki pewnej wielkiej i zakończonej już pracy naukowej. Warunkiem tym jest elektryfikacja.
Jeśli zbudujemy dziesiątki rejonowych elektrowni (wiemy obecnie, gdzie i w jaki sposób można i należy je zbudować), jeśli będą one dostarczać energię do każdej wsi, jeśli wystaramy się o dostateczną ilość silników elektrycznych i innych maszyn, wówczas nie będą potrzebne szczeble przejściowe, ogniwa pośrednie od stosunków patriarchalnych do socjalizmu, albo też nie będą one prawie potrzebne. Wiemy jednak doskonale, że ten „jeden” warunek wymaga co najmniej dziesięciu lat, niezbędnych do wykonania samych tylko prac pierwsze go etapu, a skrócenie tego terminu jest z kolei do pomyślenia jedynie w razie zwycięstwa rewolucji proletariackiej w takich krajach, jak Anglia, Niemcy, Ameryka.
Jeśli zaś idzie o lata najbliższe, to trzeba umieć myśleć o ogniwach pośrednich, które mogą ułatwić przejście od stosunków patriarchalnych, od drobnej produkcji do socjalizmu. „My” wciąż jeszcze rozumujemy często w sposób następujący: „kapitalizm – to zło, socjalizm – to dobro”. Rozumowanie to jest jednak niesłuszne, nie uwzględnia bowiem całego zespołu istniejących układów społeczno-ekonomicznych, wyrywa tylko dwa spośród nich.
Kapitalizm jest złem w stosunku do socjalizmu. Kapitalizm jest dobrem w stosunku do średniowiecza, w stosunku do drobnej produkcji, w stosunku do biurokratyzmu związanego z rozproszeniem drobnych wytwórców. O ile nie jesteśmy jeszcze w stanie dokonać bezpośredniego przejścia od drobnej produkcji do socjalizmu, o tyle kapitalizm jest do pewnego stopnia nieunikniony jako żywiołowy twór drobnej produkcji i wymiany, i o tyle powinniśmy wykorzystać kapitalizm (w szczególności skierowując go w łożysko kapitalizmu państwowego) jako ogniwo pośrednie między drobną a socjalizmem, jako środek, drogę, metodę, sposób podniesienia sił wytwórczych.
Weźcie kwestię biurokratyzmu i spójrzcie na nią od strony ekonomicznej. 5 maja 1918 roku biurokratyzm nie znajduje się jeszcze w polu naszego widzenia. W pół roku po Rewolucji Październikowej, po zburzeniu przez nas od góry do dołu starego aparatu biurokratycznego, nie odczuwamy jeszcze tego zła.
Mija jeszcze rok. VIII Zjazd RKP (18-23 marca 1919 roku) uchwala nowy program partii i w programie tym mówimy wprost, nie bojąc się przyznać, że zło istnieje, lecz pragnąc je wykryć, ujawnić, postawić pod pręgierzem, pobudzić myśl i wolę, energię, czyn do walki ze złem – mówimy o „częściowym odrodzeniu się biurokratyzmu w ustroju radzieckim”.
Minęły jeszcze dwa lata. Wiosną 1921 roku, po VIII Zjeździe Rad, który omawiał (grudzień 1920 r.) kwestię biurokratyzmu, po X Zjeździe RKP (marzec 1921 r.), który podsumował wyniki sporów, związanych jak najściślej z analizą biurokratyzmu – owo zło ukazuje się nam jeszcze jaśniej, jeszcze wyraźniej, w jeszcze większej grozie. Jakie są ekonomiczne korzenie biurokratyzmu? Są to głównie korzenie dwojakie: z jednej strony- współczesnej burżuazji, właśnie dla przeciwstawienia się rewolucyjnemu ruchowi robotników (a po części i chłopów), potrzebny jest aparat biurokratyczny, przede wszystkim wojskowy, następnie sądowniczy itd. Tego u nas nie ma. Sądy nasze są klasowe – anty-burżuazyjne. Armia nasza jest klasowa – anty-burżuazyjna. Biurokratyzm istnieje nie w armii, lecz w obsługujących ją instytucjach. Inne są u nas ekonomiczne korzenie biurokratyzmu: rozproszenie, rozpylenie drobnych wytwórców, ich nędza, brak kultury, brak dróg, analfabetyzm, brak obrotu między rolnictwem a przemysłem, brak łączności i współdziałania między nimi. W ogromnym stopniu jest to rezultat wojny domowej. Kiedy za stosowano wobec nas blokadę, osaczono ze wszystkich stron, odcięto od całego świata, potem od bogatego w zboże Południa, od Syberii, od węgla – nie mogliśmy odbudowywać przemysłu. Nie wolno nam było cofnąć się przed wprowadzeniem „komunizmu wojennego” ani przestraszyć się najrozpaczliwszej skrajności: wytrzymamy na wpół głodową i gorzej niż na wpół głodową egzystencję, lecz obronimy za wszelką cenę, mimo nie słychanej zaiste ruiny i braku obrotu – obronimy władzę robotniczo-chłopską. I nie daliśmy się zastraszyć tym, czym zastraszono eserowców i mieńszewików (którzy w istocie rzeczy szli za burżuazją w znacznej mierze ze strachu, z powodu zastraszenia). Ale to, co było warunkiem zwycięstwa w kraju otoczonym blokadą, w oblężonej twierdzy, ujawniło swoją stronę ujemną właśnie z początkiem wiosny 1921 roku, kiedy ostatnie oddziały wojsk białogwardyjskich zostały ostatecznie wypędzone z terytorium RFSRR. „Zamknąć” wszelki obrót w oblężonej twierdzy można i trzeba; przy szczególnym bohaterstwie mas można było taki stan rzeczy znosić trzy lata. Potem ruina drobnego wytwórcy jeszcze bardziej się wzmogła, odbudowa wielkiego przemysłu znowu uległa dalszej zwłoce, odroczeniu. Biurokratyzm jako następstwo „oblężenia”, jako nadbudowa nad rozproszonością i przytłoczeniem drobnego wytwórcy, ujawnił się w całej pełni.
Trzeba umieć odważnie uznać istnienie zła, ażeby wydać mu bardziej stanowczą walkę, ażeby rozpoczynać wciąż i wciąż od nowa; wypadnie nam jeszcze wiele razy, we wszystkich dziedzinach naszego budownictwa, po wtórnie rozpoczynać od nowa, poprawiając to, czegośmy nie doprowadzili do końca, próbując różnorakich sposobów podejścia do naszego zadania. Okazało się, że od budowa wielkiego przemysłu ulega odroczeniu, okazało się, że „zamknięcie” obrotu między przemysłem a rolnictwem staje się nie do zniesienia a zatem trzeba skoncentrować wysiłek na tym, co jest bardziej osiągalne: na odbudowie przemysłu drobnego. Dopomóc sprawie od tej strony, podeprzeć tę ścianę na wpół rozwalonej przez wojnę i blokadę budowli. Wszelkimi sposobami i za wszelką cenę rozwinąć obrót, nie lękając się kapitalizmu, albowiem ramy, jakieśmy mu zakreślili (w ekonomice – przez wywłaszczenie obszarników i burżuazji, w polityce-przez utworzenie władzy robotniczo-chłopskiej), są dostatecznie wąskie, dostatecznie „umiarkowane”. Taki jest podstawowy sens podatku żywnościowego, takie jest jego znaczenie ekonomiczne.
Wszyscy pracownicy, partyjni i radzieccy, powinni cały swój wysiłek, całą uwagę skierować na wyzwolenie, pobudzenie większej inicjatywy terenu (gubernij; jeszcze bardziej powiatów; jeszcze bardziej gmin i wsi) w dziedzinie budownictwa gospodarczego, mając właśnie na względzie niezwłoczne podźwignięcie, chociażby „małymi” środkami, w niewielkim zakresie, gospodarki chłopskiej, udzielenie jej pomocy przez rozwinięcie drobnego, okolicznego przemysłu. Ogólnopaństwowy jednolity plan gospodarczy wymaga, by właśnie to stało się ośrodkiem uwagi i troski, centralnym punktem prac „szturmowych”. Pewne polepszenie, osiągnięte tutaj, najbliżej „fundamentu”, fundamentu najszerszego i najgłębszego, pozwoli przejść w jak najkrótszym czasie do bardziej energicznej i skutecznej odbudowy wielkiego przemysłu.
Pracownik aprowizacyjny znał dotychczas jedną tylko podstawową dyrektywę: ściągnij 100% kontyngentów. Obecnie dyrektywa jest inna: ściągnij 100% podatku w jak najkrótszym terminie, następnie ściągnij jeszcze 100% w drodze wymiany na produkty wielkiego i drobnego przemysłu. Kto ściągnie 75% podatku i 75% (z drugiej setki) w drodze wymiany na produkty wielkiego i drobnego przemysłu, spełni bardziej pożyteczne zadanie państwowe niż ten, kto ściągnie 100% podatku i 55% (z drugiej setki) w drodze wymiany. Zadanie pracownika aprowizacyjnego staje się bardziej złożone. Z jednej strony jest to zadanie natury fiskalnej. Ściągnij podatek możliwie najszybciej, możliwie najracjonalniej. Z drugiej strony jest to zadanie natury ogólnoekonomicznej. Postaraj się tak pokierować spółdzielczością, tak dopomóc drobnemu przemysłowi, tak rozwinąć inicjatywę, przedsiębiorczość terenu, ażeby zwiększył się i okrzepł obrót między rolnictwem i przemysłem. Robimy to jeszcze bardzo a bardzo kiepsko; dowód – biurokratyzm. Nie trzeba się bać przyznać, że tutaj jeszcze wiele można i trzeba nauczyć się od kapitalisty. Porównajmy wyniki doświadczenia praktycznego według gubernij, według powiatów, według gmin, według wsi: w jednej miejscowości prywatni kapitaliści – więksi i ci najmniejsi osiągnęli to a to. Zysk ich wynosi mniej więcej tyle a tyle. Jest to danina, zapłata za naukę. Za naukę zapłacić nie szkoda, byleby tylko był z niej pożytek. A oto w miejscowości sąsiedniej osiągnięto w drodze spółdzielczej to a to. Zysk owych spółdzielni wynosi tyle a tyle. W trzeciej zaś miejscowości, w drodze wyłącznie państwowej, wyłącznie komunistycznej, osiągnięto to a to (ten trzeci wypadek stanowi obecnie rzadki wyjątek).
Zadanie winno polegać na tym, by każdy obwodowy ośrodek gospodarczy, każda gubernialna narada ekonomiczna przy komitecie wykonawczym przystąpiły niezwłocznie traktując to jako zadanie pierwszoplanowe – do natychmiastowego organizowania różnego rodzaju prób czy też systemów „obrotu” tych nadwyżek, które pozostają po spłaceniu podatku żywnościowego. Po kilku miesiącach powinno się już mieć konkretne wyniki, ażeby móc je porównywać i analizować. Sól miejscowa czy też przywieziona z innych miejscowości; nafta z centrum; chałupniczy przemysł drzewny; rzemiosło, które z miejscowego surowca wytwarza pewne, niechby i mniej ważne, ale niezbędne i pożyteczne dla chłopa artykuły; „zielony węgiel” (wykorzystanie dla elektryfikacji miejscowej energii wodnej o niewielkim znaczeniu) i tak dalej, i temu podobne – wszystko to należy uruchomić, aby za wszelką cenę ożywić obrót między przemysłem a rolnictwem. Kto osiągnie w tej dziedzinie najpoważniejsze rezultaty, chociażby za pośrednictwem prywatnej gospodarki kapitalistycznej, choćby nawet bez spółdzielczości, bez bezpośredniego przekształcenia tej gospodarki kapitalistycznej w kapitalizm państwowy, ten więcej pożytku przyniesie sprawie ogólnorosyjskiego budownictwa socjalistycznego niż ten, kto będzie „myślał” o czystości komunizmu, pisał regulaminy, przepisy, instrukcje dla kapitalizmu państwowego i spółdzielczości, a w praktyce obrotu nie rozwinie. Może się to wydać paradoksem: kapitalizm prywatny w roli pomocnika socjalizmu? Nie jest to jednak bynajmniej paradoks, lecz pod względem ekonomicznym absolutnie bezsporny fakt. Skoro mamy do czynienia z krajem drobnochłopskim ze szczególnie zrujnowanym transportem, z krajem, który dopiero wychodzi z wojny i blokady, z krajem, którego polityką kieruje proletariat posiadający w swoich rękach transport i wielki przemysł, to z przesłanek tych z absolutną koniecznością wynika, po pierwsze – olbrzymie znaczenie w chwili obecnej obrotu lokalnego, po drugie zaś możliwość udzielenia pomocy socjalizmowi poprzez kapitalizm prywatny (nie mówiąc już o kapitalizmie państwowym).
Mniej sporów o słowa. Dotąd jeszcze bezmiernie pod tym względem grzeszymy. Więcej różnorodności w dziedzinie doświadczenia praktycznego i więcej analizowania tego doświadczenia. W pewnych warunkach wzorowe zorganizowanie pracy w terenie, w najmniejszej nawet skali, posiada donioślejsze znaczenie państwowe niż wiele dziedzin centralnej pracy państwowej. Otóż u nas akurat w chwili obecnej jeśli idzie o gospodarkę chłopską w ogóle, a o wymianę nadwyżek produkcji rolnej na produkty przemysłowe w szczególności – istnieją właśnie takie warunki. Wzorowe zorganizowanie pracy pod tym względem, chociażby w jednej gminie, posiada większe znaczenie ogólnopaństwowe niż „wzorowe” usprawnienie aparatu centralnego tego czy innego komisariatu ludowego. Albowiem nasz aparat centralny w ciągu trzech i pół lat na tyle się już uformował, że zdołał nabrać pewnej szkodliwej rutyny; nie możemy go poważnie i szybko usprawnić, nie wiemy, jak to uczynić. Pomoc dla aparatu centralnego, która by doprowadziła do radykalniejszego usprawnienia jego pracy, do nowego przypływu świeżych sił, do skutecznej walki z biurokratyzmem, do przezwyciężenia szkodliwej rutyny, powinna przychodzić z terenu, od dołu, w postaci wzorowego zorganizowania niewielkiej „całości”, ale właśnie „całości”, tj. nie jednego gospodarstwa, nie jednej gałęzi gospodarki, nie jednego przedsiębiorstwa, lecz sumy wszystkich stosunków gospodarczych, sumy całego obrotu gospodarczego chociażby niewielkiej miejscowości.
Ci spośród nas, którzy skazani są na pozostanie w aparacie centralnym, będą kontynuowali dzieło usprawnienia aparatu i oczyszczenia go od biurokratyzmu, chociażby w skromnych, bezpośrednio osiągalnych rozmiarach. Ale tutaj główna pomoc przychodzi i nadejdzie z terenu. W terenie o ile mogę sądzić sprawa wygląda u nas na ogół lepiej niż w centrum, co jest zresztą zrozumiałe, gdyż zło biurokratyzmu jest oczywiście ze środkowane w centrum; Moskwa nie może nie być pod tym względem najgorszym miastem i w ogóle najgorszym w republice „terenem”. W terenie odchylenia od przeciętnej idą w obu kierunkach; odchylenia w kierunku gorszym są rzadsze niż w kierunku lepszym. Odchylenia w gorszym kierunku to nadużycia podszywających się pod komunistów byłych czynowników, obszarników, burżujów i innej kanalii, która niekiedy dopuszcza się ohydnych bezeceństw i łajdactw, znęca się nad chłopstwem. Tu potrzebna jest czystka z zastosowaniem terroru: sąd doraźny i bezwzględne rozstrzelanie. Niechaj Martowowie, Czernowowie i im podobne bezpartyjne mieszczuchy biją się w piersi i wykrzykują: „dzięki ci, panie, że nie jestem podobny do «nich», że nie uznawałem i nie uznaję terroru”. Ci durnie „nie uznają terroru”, obrali sobie bowiem lokajską rolę pomagierów bandy białogwardzistów w oszukiwaniu robotników i chłopów. Eserowcy i mieńszewicy „nie uznają terroru”, rola ich bowiem sprowadza się do tego, by osłaniając się flagą „socjalizmu” oddać masy pod terror białogwardzistów. Dowiodła tego kiereńszczyzna i korniłowszczyzna w Rosji, kołczakowszczyzna na Syberii, mieńszewizm w Gruzji, dowiedli tego bohaterowie Drugiej Międzynarodówki i Międzynarodówki „dwa i pół” w Finlandii, na Węgrzech, w Austrii, Niemczech, Włoszech, Anglii itd. Niechaj ci lokaje, którzy współuczestniczą w biało gwardyjskim terrorze, chełpią się tym, że odrzucają wszelki terror. My zaś będziemy głosili gorzką, lecz nie wątpliwą prawdę: w krajach przeżywających niesłychany kryzys, rwanie się dawnych więzi, zaostrzanie się walki klasowej po wojnie imperialistycznej lat 1914 1918 – a tak się dzieje we wszystkich krajach świata – bez terroru obejść się nie można, wbrew temu, co twierdzą obłudnicy i frazesowicze. Albo białogwardyjski, burżuazyjny terror pokroju amerykańskiego, angielskiego (Irlandia), włoskiego (faszyści), niemieckiego, węgierskiego i innych, albo terror czerwony, proletariacki. Czegoś pośredniego nie ma, czegoś „trzeciego” nie ma i być nie może.
Odchylenia w kierunku lepszym: skuteczna walka z biurokratyzmem, jak najbardziej wnikliwy stosunek do potrzeb robotników i chłopów, jak największa troska o podźwignięcie gospodarki, podniesienie wydajności pracy, rozwinięcie lokalnego obrotu między rolnictwem a przemysłem. Te odchylenia w kierunku lepszym, chociaż występują częściej niż odchylenia w kierunku gorszym, są mimo wszystko rzadkie. Jednakże istnieją. Teren rodzi wszędzie nowe, młode, świeże kadry komunistyczne, zahartowane w wojnie domowej i nędzy. Ciągle jeszcze czynimy stanowczo za mało, by systematycznie i stale ludzi tych awansować. Można i trzeba robić to szerzej i bardziej zdecydowanie. Niektórych pracowników można i należy zdejmować z pracy w aparacie centralnym i powierzać im pracę w terenie: jako kierownicy powiatów i gmin, organizując tam wzorowo pracę gospodarczą w jej całokształcie, przyniosą ogromny pożytek i wykonają pracę ogólnopaństwową, donioślejszą od niejednej funkcji w aparacie centralnym. Wzorowe bowiem zorganizowanie pracy stanie się kuźnią pracowników i przykładem do naśladowania, który przejąć będzie już stosunkowo łatwo, my zaś z centrum potrafimy pomóc w tym, by „przejmowanie” wzorów miało wszędzie szeroki zasięg i stawało się obowiązujące.
Sprawa rozwinięcia „obrotu” między rolnictwem a przemysłem w zakresie nadwyżek, pozostających po spłaceniu podatku żywnościowego, oraz w zakresie drobnego, przeważnie chałupniczego przemysłu z samej swojej istoty wymaga samodzielnej, świadomej, rozsądnej inicjatywy terenu, dlatego też wzorowe zorganizowanie pracy w powiatach i gminach nabiera obecnie zupełnie wyjątkowej wagi z ogólnopaństwowego punktu widzenia. W dziedzinie wojskowej, na przykład podczas ostatniej wojny z Polską, nie baliśmy się czynić odstępstw od biurokratycznych hierarchii, nie baliśmy się „obniżać rangi”, przenosić członków Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki (przy pozostawieniu im tej wysokiej, centralnej godności) na niższe stanowiska. Czemu by obecnie nie przenieść niektórych członków WCIK czy członków kolegiów lub też innych towarzyszy, zajmujących wysokie stanowiska, do pracy nawet w skali powiatowej, nawet gminnej? Przecież nie „zbiurokratyzowaliśmy się” chyba tak dalece, by się tym „przejmować”. I znajdą się u nas dziesiątki pracowników aparatu centralnego, którzy chętnie na to przystaną. A sprawa budownictwa gospodarczego całej republiki wygra na tym nadzwyczaj i wzorowe gminy czy też wzorowe powiaty odegrają nie tylko wielką, lecz wręcz decydującą, historyczną rolę.
Nawiasem mówiąc. Jako okoliczność drobną, lecz mimo to nie pozbawioną znaczenia, należy wymienić niezbędną zmianę w zasadniczym ujęciu sprawy walki ze spekulacją. „Prawidłowy” handel, nie uchylający się od kontroli państwowej, powinniśmy poprzeć, jesteśmy zainteresowani w tym, by handel ten rozwinąć. Spekulacji zaś nie można odróżnić od „prawidłowego” handlu, jeżeli pojmować spekulację w sensie polityczno-ekonomicznym. Wolność handlu – to kapitalizm; kapitalizm – to spekulacja; zamykanie na to oczu jest śmieszne.
Cóż więc robić? Czy ogłosić, że za spekulację nie wymierza się kary?
Nie. Trzeba przejrzeć i opracować od nowa wszystkie ustawy dotyczące spekulacji, uznając za karalne (i w praktyce ścigając trzy razy surowiej niż poprzednio) wszelkie złodziejstwo i wszelkie uchylanie się bezpośrednie lub pośrednie, jawne lub ukryte – od państwowej kontroli, nadzoru, ewidencji. Takim właśnie ujęciem sprawy (w Radzie Komisarzy Ludowych rozpoczęto już pracę, tzn. Rada Komisarzy Ludowych już zarządziła rozpoczęcie pracy nad ponownym przejrzeniem ustaw dotyczących spekulacji) dopniemy tego, by skierować nieunikniony w pewnej mierze i niezbędny dla nas rozwój kapitalizmu w łożysko kapitalizmu państwowego.