NOTA: Poniższy tekst pochodzi z książki pt. „Czerwony Pułk Warszawy” autora Andrzeja Koskowskiego.
Rozdział 1
-Władek, lepiej połóż się… Odpocząć trzeba, nie uważasz? Jutro będziemy mieli robotę, oj, będziemy mieli…
-Ale jeszcze karabin oczyszczę odpowiedział Władek spoglądając na Walczaka, który szczelniej otulił się wojskowym szynelem. Od jeziora Siwasz ciągnął chłód. Chociaż byli na południu Rosji, chociaż znajdowali się tuż u wejścia na Krym jesień owego roku, a byl to rok 1920, dawała się dotkliwie we znaki. Władek popatrzył przez chwilę, jak na zachodzie rumieniło się bezchmurne niebo i również poczuł chłód. Chwytał wyraźnie mróz.
-Zresztą- dodał po chwili- nie bardzo chce mi się spać. Już i tak trochę odpoczywamy, a jak pomyślę o tym, co nas czeka…
-To co, strach cię bierze? Oj, synku, chyba się nie boisz?
-Nie, ale sami rozumiecie… Chciałbym już po raz drugi zobaczyć Morze Czarne.
-Po raz drugi? A kiedy je widziałeś?
-Przecież już raz byliśmy nad morzem, już walczyliśmy na wybrzeżu, zanim cofnięto nas na północ, w stronę Kachowki…
– Racja! Ale to było w innym miejscu. Walczak
Podniósł się nieco i oparł na łokciu- A gdzie stąd do Morza Czarnego! Przed nami Perekop… Myślisz, że jeżeli nawet ten Perekop zdobędziemy jutro, to zaraz znajdziemy się nad morzem? E, bracie, jeszcze kawałek drogi przed nami: trzeba będzie przejść cały Krym, a to nie taki znowu maleńki półwysep… A i wrogów na nim pełno, armia generała Wrangla dobrze się tu ufortyfikowała i nie pozwoli nam na wygodny spacer.
-Ale rozbijemy wranglowców?
-Oczywiście! Tylu już wrogów w różnych stronach Rosji pokonaliśmy w ciągu tych paru lat… I Wrangla pokonamy, i Krym zdobędziemy. Zwyciężymy! Rewolucja zwycięży, na pewno.
-Wy byliście już tutaj?
-Na Krymie? Tak, raz…
Walczak zamyślił się. Przypomniało mu się jego życie, dotychczasowe koleje jego losu, tak podobnego do losu wielu innych Polaków- bojowników o sprawiedliwość społeczną i wyzwolenie narodowe. Tysiące przecież ludzi w Warszawie, Siedlcach, Łomży, Płocku, Łodzi i innych miastach i osiedlach walczyło w konspiracji przeciwko władzy carskiej i jednocześnie przeciwko władzy obszarników, bankierów, fabrykantów, przeciwko wyzyskowi ludzi pracy. Byli to członkowie działających w Polsce partii robotniczych: SDKPiL i PPS- szeregi ich rosły, bo z każdym rokiem powszechniejsze stawały się idee wyzwolenia społecznego. Walczak za działalność w SDKPIL czyli Socjaldemokracji Królestwa
Polskiego i Litwy – został aresztowany przez carskich żandarmów i zesłany na Syberię. Tak samo jak wielu, wielu innych lewicowych działaczy z Polski, rządzonej przez władze carskie.
Z zesłania syberyjskiego uwolniła Walczaka rewolucja lutowa 1917 roku. Obalono wtedy w Rosji rządy cara i wypuszczono na wolność dawnych więźniów politycznych. W całej Europie szalała wówczas pierwsza wojna światowa a lud rosyjski miał jej dość, tak samo, jak coraz bardziej miał dość nędzy i rządów opartych na policji i wojsku. W wyniku rewolucji lutowo-marcowej runął tron carski. W Rosji powstała republika burżuazyjna – a więc państwo, w którym władzę sprawuje nie car lub król, lecz przedstawiciele klas posiadających, głównie kapitalistów. Rządy objął teraz burżuazyjny Rząd Tymczasowy, ale równocześnie zaczęły się tworzyć Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich – zalążek władzy ludowej. Rząd Tymczasowy poparła prawica społeczna. Zwolennicy dawnego porządku mieli nadzieję, że po obaleniu cara będą mogli nadal utrzymać się przy władzy i wyzyskiwać lud Rosji.
Chcieli też, by Rosja w dalszym ciągu brała udział w wojnie. Natomiast zwolennicy władzy Rad, a przede wszystkim partia bolszewicka, walczyli o pełnię swobód dla robotników i chłopów, o zwycięstwo nad burżuazją i obszarnikami, o zakończenie krwawej wojny.
Wydostawszy się z Syberii nie mógł Walczak wracać do Warszawy, bo tam rządzili wówczas Niemcy i trudno było przedostać się przez front rosyjsko-niemiecki przecież trwała jeszcze wojna… Zatrzymał się więc w Moskwie, gdzie znalazł wielu Polaków, podobnie jak on wywiezionych do Rosji i jak on po uwolnieniu z carskich więzień pragnących walczyć o zwycięstwo rewolucji. Tu włączył się szybko do pracy rewolucyjnej. Tu wreszcie zastała go druga rewolucja Październikowa, czyli Wielka Rewolucja Socjalistyczna. Na ulicach Moskwy został ranny podczas walk z przeciwnikami rewolucji, a potem wyjechał na kurację na Krym.
Na Krymie rządziła już wtedy władza radziecka, był to bowiem czas, kiedy rewolucja bolszewicka ogarnęła znaczne obszary Rosji i wyzwoliła je spod panowania, ,białych”, czyli zwolenników dawnej władzy. Krym był więc w rękach Armii Czerwonej. Jednakże przeciwnicy rewolucji, kontrrewolucjoniści -a wśród nich było wielu dawnych generałów carskich i atamanów kozackich -organizowali przy pomocy innych krajów kapitalistycznych swoje wojska i rozpoczęli walkę z Armią Czerwoną, pragnąc zgnieść rewolucję socjalistyczną i przywrócić w Rosji dawny porządek. W wyniku tych walk kontrrewolucjoniści zajęli znowu Krym. Bolszewików i ich sympatyków, którzy się tam znajdowali, chwytano, osadzano w więzieniach, mordowano.
Tak zginęli między innymi Polacy: Jan Tarwacki, warszawski metalowiec, zasłużony działacz rewolucji, Nowosielski z Lubelszczyzny… Walczak pamięta ich dobrze. Pamięta rozmowy, jakie godzinami prowadzili o wydarzeniach na świecie, o planach na przyszłość, a przede wszystkim o tym, co się dzieje w Rosji. Mówili, że zwycięstwo rewolucji jest już pewne, ale trzeba jeszcze zniszczyć opór wrogów wewnętrznych, trzeba jeszcze długo walczyć. A później… później… marzyli rewolucja obejmie i inne kraje. Wrócą do swojej Ojczyzny, Polski, gdzie również zniesie się władzę obszarników i fabrykantów i gdzie budować się będzie nowy, sprawiedliwy ustrój…
Gdy tamtych aresztowano, Walczakowi udało się ukryć i przedostać z Krymu w głąb Rosji. Trafił wtedy do Zachodniej Dywizji Strzelców i do swojego pułku Czerwonego Pułku Rewolucyjnej Warszawy (zwanego również Czerwonym Pułkiem Warszawy). Pułk ten składał się z Polaków, których jak i jego losy rzuciły do Rosji i którzy opowiedzieli się po stronie rewolucji i władzy radzieckiej. Od dawna też brali oni udział w wielu walkach na wielu frontach, wszędzie tam, gdzie trzeba było bronić nowego, rewolucyjnego ustroju.
Nie panom wysługiwać się,
nie tron ich wspierać krwawy
wolności ludu bronić chce
Czerwony Pułk Warszawy….
mówiła pieśń tego pułku, napisana przez jednego z jego żołnierzy, Koziarskiego a teraz Zachodnia Dywizja Strzelców i z nią jej najsławniejszy Czerwony Pułk Warszawy dotarły w ciągłych walkach aż tu, na Południową Ukrainie i stanęły u wrót Półwyspu Krymskiego, na którym broni się „biały” generał Wrangel i jego oddziały. Krwawe i ciężkie było przejście z Białorusi tu, na południe Rosji. Był to już czwarty rok rewolucji, a walki ciągle jeszcze trwały. Zachodnia Dywizja Strzelców Armii Czerwonej, składająca się w dużym stopniu z Polaków, nie mogła jeszcze odpoczywać.
Walczak wspomina te wszystkie boje, nazwiska pokonanych przywódców kontrrewolucji, różnych carskich generałów i atamanów. Tak, ma rację Władek: byli już raz nad Morzem Czarnym. Rozbili tu desanty wroga, a potem cofnięto ich na północ, bo Wrangel zajął Kachowkę – miasteczko nad Dnieprem i trzeba je było odbić z jego rąk.
-Pamiętasz Władek te czołgi?
-W Kachowce? No, jakżeby nie!
Pewno, Władek musi to dobrze pamiętać. Dzielny chłopak myśli o nim Walczak. Ile on ma lat? Przyłączył się do nich jeszcze w Mińsku i przez cały czas świetnie się spisuje. A w Kachowce istotnie pokazał, co umie.
… Już w pierwszych bojach bataliony Czerwonego Pułku Warszawy wyparły wranglowców z miasteczka. Ofiar było stosunkowo niedużo: Polacy działali przez zaskoczenie, ich szturm był nagły i brawurowy. Białogwardziści nie wytrzymali impetu -może nie byli zresztą przygotowani na taki atak -i opuścili swoje stanowiska po dosyć krótkiej walce. Ale nie wycofali się daleko. Zresztą było ich pełno w okolicach Kachowki i pułk warszawski musiał bronić przed nimi dość dużego obszaru.
Noc minęła względnie spokojnie, ale na drugi dzień oddziały białogwardzistów Wrangla ruszyły do dobrze przygotowanego kontrataku, aby odebrać Kachowkę z rąk Armii Czerwonej, w której szeregach walczył Czerwony Pułk Warszawy. W tym czasie w miasteczku stacjonowała jedna kompania pułku i na nią zwaliło się gwałtowne uderzenie wranglowców. Zagrała broń maszynowa, rozległy się wybuchy granatów, do ataku ruszyły nawet czołgi, których w owych latach nie było jeszcze dużo. Za czołgami – żołnierze. Zawrzała walka wręcz. Pierwszy atak odrzucono, lecz za chwilę nastąpił drugi. Czołgi wranglowców szerzyły lęk wśród piechoty, lecz mimo to postanowiono je pokonać. I oto pierwszy z nich zakręcił się w pewnym momencie na skrzyżowaniu uliczek- po chwili buchnął z niego dym. To zaczajony za węgłem domu Władek rzucił z odległości paru metrów celną wiązkę granatów, których wybuch rozerwał gąsienicę czołgu i zapalił jego zbiorniki benzyny. Po kilku godzinach ataki wranglowców odparto. Zniszczono cztery czołgi, wzięto do niewoli wielu żołnierzy, z pola walki zabrano duże ilości broni i amunicji porzucanej w pośpiechu przez pobitego i uciekającego nieprzyjaciela. Tym razem wróg zrezygnował już ze zdobycia Kachowki otwartym atakiem Ale nie zrezygnował z walki w tym rejonie. Ledwo umilkły strzały na przedmieściach miasteczka, gdy dowództwo pułku zaalarmowano niepokojącym, meldunkiem. Oto w niedużej odległości od Kachowki, koło wsi Bolszaja Le pieticha, oddziały wroga przeprawiają się na lewy brzeg Dniepru. Trzeba zatrzymać je za wszelką cenę i odrzucić!
Polskie oddziały zostają zatem przesunięte na nowy odcinek frontu. Walki nad dnieprzańską przeprawą były za cięte i krwawe, ale przyniosły wreszcie warszawskiemu pułkowi zwycięstwo. Oddziały Wrangla odrzucono na prawy brzeg Dniepru, a potem dalej, aż do Melitopola, który również został zdobyty przez pułk polski.
Dalszy pochód na południe, w kierunku Krymu, był nadzwyczaj ciężki. Zaminowane pola, zasieki z drutów kolezastych, głębokie rowy strzeleckie i bunkry zagradzały drogę Zachodniej Dywizji. Artyleria wciąż musiała niszczyć te przeszkody, a piechota odpierać stałe ataki na bagnety, ponawiane wciąż przez wranglowców.
Wreszcie dotarli tu, nad jezioro Siwasz, przez które przeprawy broni silnie ufortyfikowany Perekop. Niegdyś było to ważne miasto na szlaku handlowym wiodącym z głębi Rosji do państwa chanów krymskich. Jego fortyfikacje broniły dostępu do tatarskiego kraju, jakim przez wieki był Krym. Stąd w różne strony -aż po Wisłę -kierowały się tatarskie zagony, szybkie, spragnione zdobyczy i okrutne.
Teraz miasteczko straciło swoje handlowe znaczenie, ale zachowało charakter obronny. Tym bardziej że Wrangel zadbał o umocnienie dawnych fortyfikacji i starannie obsadził je swym wojskiem. …
Na przedpola wyszli niedawno zwiadowcy Zachodniej Dywizji. Wypatrują dogodnych przejść, badają siły wroga oraz ich rozmieszczenie. Gdy wrócą i złożą meldunki, rozpocznie się generalny atak na tę „bramę Krymu”.
– Cóż porabiacie, towarzysze? zawołał nagle ktoś obok nich.
-Jakubczak! Witaj chłopie! – Walczak zerwał się na równe nogi i chwycił przybysza w objęcia. No, nareszcie przypomniałeś sobie o przyjaciołach z piechoty, ty artylezysto! Jesteś także z nami?
-A gdzie mam być? Mało się nastrzelałem przez ostatnie tygodnie, żebyście tylko mogli odbyć spokojnie ten spacerek z Melitopola do Perekopu? Co, może nie słyszeliście moich armatek?
-A tak, coś tam pukało, owszem, owszem. Byli tacy, co podobno słyszeli.
-Pukało, powiadasz, hm, pukało?! – Jakubczak odsunął się od Walczaka, ujął pod boki i przybrał wyraz twarzy, który miał ostrzegać, że absolutnie nikomu i pod żadnym pozorem nie pozwoli lekceważyć swojej artylerii i jej strzelania nazwać „pukaniem”.
-Nie wiem dokładnie- Walczak machnął ręką z miną zupełnie lekceważącą- Widzisz kochany, my byliśmy troszeczkę zajęci. Wiesz, tym, spacerkiem”. Troszkę wyczerpujący to był spacerek…
-Ech, ty, ty! -Jakubczak roześmiał się serdecznie, trzepnął Walczaka po ramieniu i usiadł – Macie może coś do palenia? Poczęstujcie gościa. Dzięki. A co tam towarzysz taki zajęty? -zwrócił spojrzenie na Władka- Aha, widzę, karabinek się czyści. No tak, tak, przyda się niedługo, to pewne. Wiecie- spoważniał nagle – zwiadowcy już wracają. Nie wiem jeszcze, co tam wykryli, to sprawa dowództwa, ale wiem jedno: Bolek Kwiatkowski -wiecie, ten z naszego regimentu – który poszedł na przedpole, już nie wróci…
-Zabili go?- zapytał Władek cicho. Pamiętał Kwiatkowskiego, mówili o nim, że przedtem był w polskim wojsku, które na Białorusi i Ukrainie tworzył generał Dowbór-Muśnicki, i stamtąd uciekł do czerwonych oddziałów polskich, walczących po stronie rewolucji. A teraz nie ma go już…
-Jak to z nim było, towarzyszu Jakubczak? – zapytał artylerzystę. To on nie od początku był z nami?
-I był, i nie był. Sercem cały czas był po naszej stronie, ale początkowo trafił do innych oddziałów, do tych, które na początku… Ale powiedz mi najpierw, czy wiesz, jaki był początek twego pułku? Skąd myśmy się tu wzięli, skąd wzięły się w Rosji inne polskie oddziały, które występują przeciwko rewolucji?
-No… -Władek zawahał się. -Słyszałem trochę… Trochę sam widziałem, przecież też jestem żołnierzem i wiem, o co się biję. Ale jak to było kilka lat temu… to tak dokładnie…
Rozdział 2
Początki były takie…
Jakubczak zamilkł na chwilę, zaciągnął się papierosem, plecami oparł się o pień drzewa.
-Pamiętacie, że w lutym 1917 roku wybuchła rewolucja, która obaliła carat i podczas której Rosja stała się republiką? Tak zwana rewolucja lutowa. Ale to nie była jeszcze bolszewicka, nasza rewolucja. Cara wprawdzie już nie było, ale ani robotnicy, ani chłopi nie zdobyli wolności, nadal musieli pracować na kapitalistów i obszarników, a Rząd Tymczasowy z Kiereńskim na czele nie dążył do socjalizmu ani do zakończenia wojny. A lud miał tej wojny dosyć o, zupełnie dosyć!
-Widzisz Władek -wtrącił się Walczak -jak wyniszczone są wsie? Jaki głód w wielu okolicach? To w pierwszym rzędzie skutek wojny. No, a ilu ludzi zginęło na frontach -niemieckim i austriackim! Ile tysięcy mężczyzn dostało się do niewoli, ile tysięcy kalek… I o co ta wojna? zastanawiał się naród. Za co giniemy? Za cara? Za jego podboje? A co nam daje car? Nędzę! A jego policja krwawo tłumi każde dążenie do swobody!
-Tak, to prawda- podjął Jakubczak. -O tym wszystkim mówili też społeczeństwu komuniści – bolszewicy, którym przewodził towarzysz Lenin. A ponieważ rząd Kiereńskiego pragnął utrzymać w Rosji władzę kapitalistów, lud zaczął się burzyć i organizować. Przede wszystkim powstawały wszędzie Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, na których rewolucyjną działalność Rząd Tymczasowy patrzył krzywym okiem.
Jednocześnie zaczęli organizować się i Polacy. Tylu ich przecież znalazło się w Rosji! Jedni wyemigrowali tu w poszukiwaniu zarobków, tysiące robotników wywieziono z Polski do Rosji, gdy wybuchła wojna, dziesiątki tysięcy ludzi wcielono do armii carskiej. Zaczęły więc powstawać
Związki Wojskowych Polaków- a wraz z tym zaczęły ujawniać się różnice polityczne między ich członkami. Gdy zaczęto tworzyć Naczelny Polski Komitet Wojskowy, zwany popularnie Naczpolem, który miał być władzą tych związków polskich w Rosji, okazało się, że większość w nim stanowią zwolennicy dawnego porządku, przeciwni rewolucji socjalistycznej. Wobec tego postępowi działa to znaczy przedstawiciele PPS-Lewicy i SDKPIL wycofali się i utworzyli odrębny Komitet Główny.
-Dlaczego? zapytał Władek.
-Bo nie zgadzali się z polityką Naczpolu.
I słusznie! -dorzucił Walczak.
I słusznie -powtórzył Jakubczak. -Naczpol dążył do zachowania burżuazyjnego ustroju. A lewica chciała walczyć o postęp społeczny, o władzę proletariatu. Wreszcie po długich dyskusjach zaczęto tworzyć w Rosji I korpus polski, którego dowództwo -za zgodą Rządu Tymczaso-wego -Naczpol powierzył generałowi Dowbor-Muśnickiemu. Nie jest to generał sympatyzujący z rewolucją, to- też starał się separować swoich żołnierzy od Rosjan, żeby nie zarazili się” ideami rewolucyjnymi, zlikwidował w swoim korpusie te przywileje, które już uzyskały rosyjskie formacje wojskowe, zaczął rozwiązywać w polskich oddziałach Rady Żołnierskie….
Natomiast po stronie komunistów: SDKPIL, lewicowego Komitetu Głównego opowiedziały się proletariackie ośrodki polskie. Wśród nich wiele oddziałów wojskowych- bo przecież tysiące Polaków służyło w rosyjskiej armii carskiej a najważniejszy wśród tych oddziałów, największy liczebnie i najbardziej chyba zdecydowany walczyć po stronie rewolucji był polski pułk rezerwowy stacjonujący w Bielgorodzie. Wprawdzie pułk ten wcielono do korpusu generała Dowbór-Muśnickiego, ale ani ten reakcyjny generał nie miał do „zbuntowanych” żołnierzy w Biełgorodzie zaufania, ani oni nie mieli zamiaru słuchać Dowbora i występować przeciwko rewolucji.
Pułk, jako rezerwowy, nie miał broni, ale ludzi zgłaszało się doń coraz więcej.
Wreszcie wybuchło powstanie rosyjskiego generała Korniłowa, który pragnął ująć władzę w swoje ręce i zaprowadzić wojskową dyktaturę. Był on zdecydowanym wrogiem rewolucji. Po jego stronie opowiedział się Naczpol i generał Dowbór-Muśnicki
Tymczasem do pułku biełgorodzkiego zgłaszały się całe oddziały polskie, te oczywiście, które sympatyzowały z rewolucją. Zgłaszali się też ludzie, którzy po prostu nie chcieli iść na front. Przychodzili i tacy, którzy szukali polskiego otoczenia, a nie mieli zaufania do Dowbora-Muśnickiego Zdarzało się wreszcie, że przychodzili ludzie z jego oddziałów. Do takich należał właśnie Bolek Kwiatkowski…
Przyszła wreszcie 7 listopada Rewolucja Październikowa, zwana tak, ponieważ według obowiązującego wówczas w Rosji kalendarza był to dzień 24 października. Słyszeliście przecież o sławnym krążowniku „Aurora”, z którego armat oddano pierwszą salwę do Pałacu Zimowego, siedzi- by rządu Kiereńskiego. Wkrótce rewolucja obaliła ten rząd, a nowa władza radziecka z Leninem na czele zaczęła wydawać dekrety, które mówiły o tym, do czego rewolucja dąży, jakie prawa i przywileje daje ludziom pracy i narodom podbitym przez carską Rosję, a w tym również i Polsce. Już w grudniu 1917 roku Lenin utworzył specjalny Komisariat do Spraw Polskich, na którego czele stanął działacz SDKPIL, Julian Leszczyński (Leński).
No, cóż… Hasła braterstwa, równości i pokoju, głoszone przez partię bolszewicką, stały się od razu bliskie wszystkim ludziom pracy, a więc i tysiącom polskich robotników i chłopów, którzy przedtem byli wywiezieni do Rosji przez władze carskie. Nic więc dziwnego, że do walki z burżuazją, z obszarnikami ruszył i polski proletariat pod wodzą Feliksa Dzierżyńskiego. Czekajcie, zaraz wam przeczytam, co mówił Dzierżyński… Powinienem mieć gdzieś ten wycinek…
Jakubczak zaczął szukać w wewnętrznej kieszeni bluzy i po chwili wydobył kawałek gazety, od częstego widać wyjmowania przetarty już na zgięciach.
-O, jest. Uważajcie: „Proletariat polski stał zawsze w jednym szeregu z proletariatem rosyjskim… Wiemy, że jedyną siłą mogącą wyzwolić świat, jest proletariat walczący o socjalizm. Gdy socjalizm zatriumfuje, zgnieciony zostanie kapitalizm i zniesiony ucisk narodowy … Stanowić będziemy jedną braterską rodzinę narodów, nie znającą zatargów i waśni”.
Tak myśleli od początku polscy rewolucjoniści, tak myślała nasza lewica. Dlatego postanowiliśmy walczyć w obronie rewolucji tu, po stronie Armii Czerwonej.
Ale byli także ludzie myślący inaczej. Rewolucji boją się. kapitaliści: właściciele folwarków, fabryk, bankierzy, wszyscy, którzy wyzyskują robotników i chłopów, którzy rządzą przy pomocy siły, nędzy i ciemnoty. Boją się, że rewolucja zwycięży w Rosji, a wtedy podobna rewolucja wybuchnie i w innych krajach. Polskich kapitalistów ogarnął strach, że my, pomagając władzy radzieckiej, damy przykład polskim masom pracującym, jak również i w Polsce odebrać władzę panom.
-No i o to nam przecież chodzi –dodał Walczak.
-Tak. Dlatego też korpus polski pod dowództwem Dowbora-Muśnickiego wystąpił otwarcie przeciwko bolszewikom, natomiast lewicowe ugrupowania polskie opowiedziały się za nimi. Wtedy właśnie pułk biełgorodzki został uzbrojony i rozpoczął walkę z oddziałami Kaledina jednego z wrogów rewolucji…
-A niemało było tych wrogów… westchnął Walczak.
-To prawda!… I za udział w tych walkach otrzymał nazwę Pierwszego Polskiego Pułku Rewolucyjnego.
Nie wszyscy w pułku mieli jednakowe poglądy, no, ale to zrozumiałe, bo w jego szeregi wstąpiło wielu różnych ludzi, toteż po pewnym czasie pułk gruntownie zreorganizowano. Pozostali w nim tylko ci, którzy dobrowolnie zgodzili się na walkę po stronie rewolucji.
Tak powstał -pod nową już nazwą- Czerwony Pułk Warszawy. Jego dowódcą został Stefan Zbikowski, późniejszy komisarz Zachodniej Dywizji Strzelców. Pułk znalazł się- jako polska jednostka wojskowa- w szeregach Armii Czerwonej.
-Tam właśnie, w Moskwie, zostałem ranny -odezwał się Walczak – Jeden z klasztorów zajęli anarchiści, którzy nie uznawali żadnej władzy, wystąpili więc i przeciwko władzy radzieckiej. Nasz pułk otrzymał rozkaz rozbrojenia ich. Wyruszył tam oddział pod dowództwem porucznika Gadomskiego. Opór anarchistów trwał krótko, ale zdążyli oni postrzelić kilku naszych. Właśnie i mnie… Co gorsza jednak, zginęło dwóch ludzi z mojego oddziału: właśnie porucznik Aleksander Gadomski i podoficer Feliks Borasiewicz. Na polecenie Lenina obaj zostali pochowani z honorami wojskowymi na Placu Czerwonym na Kremlu, gdzie jeszcze nie był pochowany żaden wojskowy. Ten pogrzeb był prawdziwą manifestacją! Wtedy wszyscy mieszkańcy Moskwy dowiedzieli się, że Polacy też walczą w szeregach Armii Czerwonej…
-A pamiętasz – zwrócił się Jakubczak do Walczaka zapalając nowego papierosa – jak Lenin nas odwiedził?
-Też pytasz!
-Opowiedzcie, towarzyszu Jakubczak -prosił Władek. Złożył wyczyszczony karabin i nic już nie odrywało jego uwagi od opowiadań starszych towarzyszy.
-To było, pamiętam dokładnie, 1 sierpnia 1918 roku, w Moskwie. Byłem wówczas żołnierzem waszego pułku. Pułk miał wyruszyć na front -a frontów było wtedy wiele: kto mógł, starał się stłumić rewolucję… No, więc odbywał się wiec pożegnalny w Instytucie Politechnicznym, o jedenastej przed południem. Na wiec przyjechał towarzysz Julian Marchlewski – i sam Lenin. Gdy wszedł na salę, zerwała się burza oklasków. Ułani utworzyli szpaler od drzwi do estrady i skrzyżowali obnażone szable. Lenin przeszedł pod tymi szablami i potem żartował, że Polacy nigdy nie zapominają o efektach.
-A co mówił do żołnierzy?- dopytywał Władek.
– Mówił, że chociaż wojna zbliża się ku końcowi, to jednak nie imperialiści ją skończą, tylko masy robotnicze które mają już dosyć przelewu krwi. Mówił, że wprawdzie otacza nas coraz ciaśniejszy pierścień imperialistów, którzy chcą zdławić rewolucję, ale my też mamy sprzymierzeńców: masy robotnicze całego świata. I że właśnie teraz nadszedł czas decydującego egzaminu, od którego zależy, kto będzie rządził w Rosji: car i kapitaliści czy proletariat. Że musimy wytężyć wszystkie siły, aby zdać ten egzamin, aby zwyciężyła rewolucja.
– I tego samego dnia wyjechaliśmy z Moskwy – dorzucił Walczak.
-Tak. Warto też dodać, że z waszego pułku utworzono wiele innych formacji. Najpierw pod dowództwem Piotra Borewicza odeszło 600 jeźdźców; z tego oddziału powstał wkrótce sławny pułk, a następnie brygada jazdy pod jego dowództwem. Odjeżdżając z Moskwy Czerwony Pułk pozostawił tam jedną drużynę, z której następnie powstał 2 lubelski pułk piechoty. W Tambowie, w drodze na front, również odłączono od nas jeden oddział -i po uzupełnieniu go utworzono 9 pułk siedlecki. W Witebsku odłączono dywizjon artylerii ciężkiej i na tej podstawie utworzono 4 pułk warszawski. Z tych i paru innych jeszcze pułków uformowano wreszcie Zachodnią Dywizję Strzelców, w której -jak wiecie -jestem zastępcą dowódcy baterii w drugim regimencie artyleryjskim.
Potem walczyliśmy na wielu frontach. Na pograniczu Litwy i Białorusi, broniliśmy Mińska, walczyliśmy z atamanem Krasnowem, z Petlurą, z interwentami z zagranicy…
No, ale robi się już ciemno. Muszę wracać do swoich. Kto wie, czy jeszcze dzisiejszej nocy nie zaczniemy natarcia…
Rozdział 3
Najpierw zagrzmiała artyleria. W nocnych ciemnościach rozbłysły smugi ognia z luf armatnich. Na lewym i prawym skrzydle warszawskiego pułku huczały baterie artylerii ciężkiej. Gdy na sekundę milkł ich bas, słyszało się wystrzały mniejszych działek polowych, wycelowanych w bliższe i łatwiejsze do zburzenia cele. A zniszczyć trzeba było dużo, aby móc wejść do Perekopu, aby zdobyć przeprawę przez jezioro Siwasz.
Zamaskowane bunkry, zasieki z drutów kolczastych, powyginane krętymi liniami rowy strzeleckie, różnorodne fortyfikacje dawne i nowe broniły miasta i przeprawy. ,,Brama Krymu” była starannie zamknięta i dobrze strzeżona przez wranglowców.
Strzegły jej wyborowe oddziały generałów Markowa i Drozdowa- najlepsze w armii Wrangla.
Zaczajeni w głębokich okopach, w trudnych do rozbicia bunkrach, uzbrojeni w broń ręczną i maszynową, wspierani przez własną artylerię wranglowcy przygotowani byli do długotrwałego odpierania ataków Armii Czerwonej.
Nie mogły jednak oprzeć się nawale artyleryjskiej ich umocnienia. W huku i błyskach pękających pocisków ze świstem darły się -niczym koronki- zasieki drutu kolczastego.
Eksplodowały miny na przedpolach okopów. Pociski ryły wały ziemi osłaniające rowy strzeleckie, wpadały między zaczajonych tam żołnierzy, eksplodowały, siejąc śmierć i zniszczenie. Bombardowane przez najcięższą artylerię waliły się jeden po drugim wranglowskie bunkry, grzebiąc pod zwałami ziemi, kamieni i drewnianych bali żołnierzy, którzy nie zdążyli oddać jeszcze ani jednego strzału. Bo piechoty, z którą mieli walczyć ze swoich zasadzek, wciąż nie było widać. Bez przerwy tylko grzmiała artyleria, niszcząc wszystko przed sobą. Piechota czekała
Nie wytrzymały wreszcie wojska broniące Perekopu. Najpierw pojedynczo, z rowów położonych najbliżej oddziałów Armii Czerwonej, potem grupkami z okopów bliższych i dalszych – zaczęli uciekać wranglowcy. Biegli na oślep w niemilknącym huku wystrzałów, w nieustających błyskach eksplozji -byle dalej od piekła, które się wokół nich rozpętało.
I wtedy do szturmu ruszyły zastępy żołnierzy Czerwonego Pułku Warszawy.
-Urra! – rozległo się przez huk wystrzałów. -Urra! -okrzyk z tysięcy płuc wzmagał się na całym polu bitwy.
Tu i ówdzie rozległy się serie z karabinów maszynowych. Gdzieniegdzie wśród biegnących postaci pękał z hukiem granat. W kilkudziesięciu miejscach ciemne sylwetki w ponurym milczeniu zwarły się na chwilę ze sobą w śmiertelnej walce na bagnety.
…I już Polacy są w pierwszej linii nieprzyjacielskich okopów. Prawie nikt ich nie broni. Artyleria częściowo milknie, tylko ciężkie działa przenoszą swój ogień bardziej do przodu, aby nie razić własnych żołnierzy. Za to częściej słychać strzały karabinowe i więcej ręcznych granatów wybucha w miejscu, gdzie spotykają się żołnierze „biali” i czerwoni”. Już walka -nieregularna, chaotyczna- wre o dalsze linie strzeleckich rowów. I tu wróg został zdziesiątkowany przez pociski armatnie, i stąd uciekło już wielu tych, którzy zostali przy życiu. Reszta broni się lub rzuca broń, niektórzy udają zabitych.
Naprzód! Naprzód! Do dalszych fortów, do zburzonych bunkrów, przez poszarpane zasieki drutów kolczastych! Nad głowami biegnących wyją pociski armatnie szybujące dalej ku miastu, ku odległym, nie zdobytym jeszcze fortom, strzelającym teraz gęsto w nadbiegających. Błyski wybuchów i łuny pożarów oświetlają poszarpane umocnienia, porozbijane zapory. Czasami zdarza się, że biegnący słyszą nagle za sobą strzały. To przeoczyli widocznie ukryte w cieniu nocnym gniazda oporu, których nie zniszczyła artyleria. Ale to nic! Tamtymi zajmą się dalsze szeregi nadciągającej piechoty, pierwsze szeregi dążą uparcie naprzód, uparcie zdobywają coraz dalsze linie obrony nieprzyjaciela, uparcie wgryzają się we wrogi teren.
Coraz trudniej jednak posuwać się naprzód. Świst kul rażących atakującą piechotę staje się coraz częstszy; coraz więcej postaci ugina się i pada na ziemię, aby już nigdy nie powstać. Zdyszanych witają wybuchy granatów rzucanych z nowych rowów, które są mniej zniszczone i które jeszcze się bronią. Z niektórych fortów odzywa się artyleria polowa strzelająca teraz na wprost ku nadbiegającej piechocie.
Zwycięski pochód piechoty staje się coraz wolniejszy, aż wreszcie zatrzymuje się. Nie- nie załamuje się: o tym, aby się cofać, nie ma mowy. Ale trzeba złapać oddech, trzeba poczekać na dalsze szeregi, trzeba schronić się przed coraz gęstszym ostrzałem, trzeba swymi karabinami i granatami zmusić przeciwnika do milczenia.
Walczak dyszy ciężko i ociera pot z czoła schylając się w zdobytym przed chwilą rowie strzeleckim. Dookoła gwiżdżą kule i słychać jęki rannych. Gdzieś z oddali dobiega okrzyk atakującej piechoty innych pułków. –Władek! Władek! woła Walczak, bo w ciemnościach nie widzi, kto jest koło niego.
-Tu jestem -odzywa się zdyszany głos chłopca. Jemu też nie stało się nic złego, chociaż całą twarz ma podrapaną aż do krwi o druty, przez które musieli się przeciskać ,o poszarpane kosze z ziemią osłaniające okopy
-Mało nas! -narzeka Walczak. Obok niego ustawiają karabin maszynowy, który po chwili wypuszcza pierwszą serię w ciemności, błyskające iskrami wystrzałów. Ktoś z jękiem osuwa się na dno rowu.
Najbardziej daje się we znaki fort czerniejący przed nimi, nieco na prawo. Stamtąd najgęściej padają granaty i słychać serie karabinów maszynowych, stamtąd odzywają się działka polowe, których pociski wybuchają w zdobytych dopiero co okopach. Polacy strzelają ku ciemnej bryle fortu, ale ich wystrzały nie robią wielkiego wrażenia na przeciwniku. Tam trzeba by z granatami… Ale jak podejść? Przed fortem otwarta płaszczyzna, każdego, kto się na niej znajdzie, zmiotą nieprzyjacielskie kule.
-Żeby tak artyleria pomogła!- Woła Władek przez zgiełk bitwy.
-Ale jak?- odpowiada Walczak.- Zastanów się: z takiej odległości, po nocy? W nas by rąbali tak samo, jak w nich…
-No co, dalej nie można?! -woła ktoś za nimi. Do okopu zsuwa się ciemna sylwetka. u was jest? -No, mówcie! Jak tu u was jest?
Władek uszom nie wierzy. Toż to głos Jakubczaka!
-Skąd się tu wziąłeś- pyta zdumiony Walczak.
-Z nieba nie spadłem! Moje armatki teraz milczą, bo nie wiemy, gdzie strzelać. Czort teraz wie, gdzie swoi, a gdzie obcy. Więc wybrałem się za wami, żeby się czegoś dowiedzieć.
-A niech cię! -Walczak na chwilę odrywa wzrok od przedpola i spogląda na ciemną sylwetkę artylerzysty- Zwiewaj stąd pókiś cały, dobrze ci radzę! I tak nam nie pomożesz… A niech go!
Ten ostatni okrzyk wyrzuca pod adresem pocisku armatniego, który eksploduje tuż przed ich okopem. Okruchy zmarzniętej ziemi bryzgają nad ich głowami.
-O!- głos Jakubczaka wyraża nie strach tylko zdziwienie. -To tak tu jest, powiadasz? To oni… Czekaj, skąd oni strzelają bezpośrednim ogniem? Diablo blisko mu- szą mieć swoją baterię.
-Tam. Ale nie wychylaj się zanadto…
-Tam… Aha! Już widzę! A to dranie! Nie podejdziecie tam… Ale popatrzcie: gdyby tak ustawić tu gdzieś baterię i z tej strony ich ostrzelać… Od tej strony nie są tak oko- pani, można by walić wprost do środka!
-Ba!
-Żadne ba! Poczekajcie! Ja tu ściągnę swoich!
-Oszalałeś?! Armaty do nas?. –Walczak uszom nie wierzy.
-Nie oszalałem.- Jakubczak zwinnie prześlizguje się do tyłu.- Wrócę z naszymi!- słychać jeszcze jego głos w ciemności.
-Zginie i tyle… – mruczy Walczak i strzela w stronę fortu ze swego karabinu, jakby pragnął osłonić tymi strzałami odwrót artylerzysty.
Mijają minuty, walka na całej linii frontu trwa z niesłabnącą siłą, w niektórych miejscach przenosi się do przodu, w głąb umocnień nieprzyjacielskich, ale na ich odcinku atak Polaków wyraźnie został zahamowany. Ten fort- przeklęty Ten fort!- zżyma się Walczak. Tak, ten fort trzyma ich na uwięzi i swym silnym ogniem coraz bardziej daje się we znaki.
Nadciągają ku nim nowe oddziałki piechoty- i przyduszone ogniem nieprzyjacielskim przypadają do ziemi.
Co chwila słychać jęki nowych rannych, co chwila pociski artyleryjskie rozrywają się wśród nich. Artyleria z wranglowskiego fortu wali teraz pełnym ogniem na wszystkie strony, skutecznie hamując na sporym odcinku atak polskiej piechoty.
I nagle wśród gwizdu kul i trzasku wystrzałów do uszu okopanych żołnierzy docierają spoza nich jakieś inne dźwięki. Słychać stłumione, ale pełne pasji głosy, ja- kieś szarpanie się z czymś opornym i ciężkim, dźwięk me- talu, skrzypienie pogniecionych koszy z ziemią…
Ten i ów odwraca głowę. Co to? Co się dzieje w ciemnościach za nimi?
To przez ciemne pobojowisko zryte lejami wybuchów i gmatwaniną rowów strzeleckich, pod nieprzyjacielskim ostrzałem dociera w ich pobliże bateria Jakubczaka! Jedyna bateria, która wraz z piechotą bierze udział w szturmie na okopy nieprzyjaciela, wysuwając się na pierwszą linię natarcia!
Kanonierzy w pośpiechu przetaczają działka przez rozkopane zapory, maskując je czym tylko można przed pociskami nieprzyjaciela i skierowując ich lufy w stronę groźnego fortu. Jakubczak dwoi się i troi między nimi. Sam z łopatą pomaga wkopywać działka w zagłębienia ziemi, sam szarpie koła i przestawia armatki na dogodniejsze pozycje, wreszcie określa cel, wydaje rozkazy dotyczące ognia – i celuje w głąb fortu z pierwszego działka.
Huk, błysk ale tym razem jakże miły dla ucha polskich żołnierzy: to przemówiły ich armatki ustawione tuż, tuż pod bokiem nieprzyjacielskiego fortu, strzelające nie tylko z bliska, ale i z bardzo dogodnej pozycji. Ich pociski eksplodują wewnątrz złowieszczego okopu, błyski wybu- chów widać wyraźnie no, teraz wranglowcy muszą się mieć z pyszna!
Zaczajeni w dalszych okopach żołnierze warszawskiego pułku nie mogą uwierzyć, że to ich własna artyleria dotarła tu, na najbardziej wysunięte stanowiska. I to po nocy, wśród bitwy, w tak trudnym do przebycia terenie! Tego jeszcze nie było!… Zdumiona musi być- chociaż w inny sposób- i załoga wrogiego fortu. Przycichły pod ostrzałem polskiej artylerii ich strzały karabinowe, które tak skutecznie omiatały dotąd najbliższą okolicę, zamilkła na chwilę ich artyleria. Po minucie jednak wszystkie lufy wroga odzywają się na nowo – i tym razem kierują swój ogień na to największe niebezpieczeństwo, które w postaci polskich armat ulokowało się pod ich bokiem. Ukryta w rowach piechota słyszy zdwojony świst kul, powietrzem i ziemią targają coraz częstsze, bliskie wybuchy. Wroga artyleria nie strzela już na bardziej odległe pozycje piechoty: praży teraz w baterię Jakubczaka, aby zmusić ją do milczenia.
-Uf, gorąco… mruczy do siebie Walczak.
-Ale oni poginą!- krzyczy Władek.
-Może nie… A tamtym na pewno zaszkodzą! Odpowiada Walczak i po chwili dodaje: – A widzisz, jaki jest Jakubczak? No? On wie, o co walczy i wie jak walczyć!
–Dawaj nazad! Dawaj puszku nazad!- rozlega się krzyk Jakubczaka, który każe cofać nieco jakieś działko, aby znalazło się pod mniejszym ostrzałem. Krzyczy po rosyjsku: wczoraj zabili mu dwóch kanonierów-Polaków i na ich miejsce dostał uzupełnienie z sąsiedniego regimentu- złożonego z Litwinów i Łotyszów. Z nimi porozumiewa się po rosyjsku- a przecież i tak wszyscy tutejsi Polacy ten język znają .
I znowu strzelają wszystkie armatki jego baterii.
Ale huk jest coraz mniejszy… To fort powoli milknie! Działka wranglowców nie strzelają już tak często, ich karabinów maszynowych prawie nie słychać. Z lewej i z prawej odzywa się gromkie Hurra!- bojowy okrzyk atakującej piechoty: to poderwały się do następnego ataku sąsiednie oddziały, dotychczas trzymane przy ziemi przez ogień z fortu. Jeszcze chwila i…
-Chłopaki! -woła Jakubczak z ciemności przerywanych nagłymi błyskami ognia armatniego. -Chłopaki: nic nie wołać, tylko milczkiem naprzód! Ja strzelam jesz- cze przez chwilę, żeby oni siedzieli cicho. Rozumiecie? Jazda!
-Naprzód!… woła półgłosem dowódca kompanii. Wyskakują z rowów. Schyleni, by kule własnych działek nie raziły w nich i aby nie było widać ich sylwetek na tle czerwonego od łun nieba, biegną ściskając w dłoniach karabiny. Paru z nich pada, niektórzy podnoszą się – a reszta biegnie dalej, ku fortowi, z którego wita ich już niewiele strzałów. Jeszcze raz rozrywają się polskie pociski armat- nie – i już dopadli. I nagle wybucha ogromny okrzyk – Hurra!!! okrzyk zwycięstwa nad wrogiem, który tamował ich pochód.
Rozdział 4
Zdobyli fort. Paszli dalej.
W ciągu godzin nocnych padł Perekop – stara forteca strzegąca wejścia na Krym. Pogoda jakby- sprzyjając zwycięzcom skuła lodem jezioro Siwasz. Pułki Zachodniej Dywizji przeszły po lodzie suchą nogą.
Za Perekopem był Krym. Za Perekopem była pierzchająca armia generała Wrangla -jednego z ostatnich walczących wrogów rewolucji. W pogoni ruszył zwycięski po- chód Armii Czerwonej, a w niej Zachodniej Dywizji Strzel- ców złożonej z Polaków, Litwinów, Białorusinów, Łotyszów, Ukraińców -i zwycięski pochód Czerwonego Pułku Warszawy. Pochód pełen chwały -lecz nie wolny i od strat.
Najpierw, w czasie krótkiego postoju, oddziały przeżyły radosną chwilę. Jeden z polskich żołnierzy…
-…za waleczność wykazaną w czasie walk z oddziałami kontrrewolucjonistów podczas zdobywania Perekopu -rozległ się głos generała stojącego przed szeregami- towarzysz Andrzej Jakubczak z drugiego regimentu artyleryjskiego Zachodniej Dywizji Strzelców odznaczony zostaje orderem Czerwonego Sztandaru!…
Moment ciszy. I nagle po dekoracji – oddziały Czerwonego Pułku Warszawy intonują swą pieśń, która od tak dawna towarzyszyła im w walkach:
Nie panom wysługiwać się nie tron ich wspierać krwawy wolności ludu bronić chce Czerwony Pułk Warszawy.
Nie otumanią słowa nas z pałacu czy ambony przewodni znak roboczych mas to sztandar nasz czerwony…
…Hej, towarzysze! Naprzód, marsz, za nędznych tych miliony! Wyzwoli braci w ogniu szarż Warszawski Pułk Czerwony.
Wysoko wzniesie sztandar swój, radosny sztandar krwawy gdy ruszy w bój, w śmiertelny bój Czerwony Pułk Warszawy!
A dalej…
Cóż, dalej było tak, jak w ostatniej zwrotce tej pieśni. Ruszył do boju Czerwony Pułk Warszawy. Przeszedł Półwysep Krymski. Rozgromiono wreszcie armię Wrangla w ciągu października 1920 roku Krym stał się wolny, bo wojska wrogie pobito, a garstka wyższych oficerów z armii Wrangla, garstka ukrywających się w jego szeregach książąt, hrabiów i kapitalistów wsiadła w popłochu na okręty i uciekła z Krymu i z Rosji za granicę. Ewakuowano również część armii Wrangla.
Ale i najbardziej zwycięskie pochody okupuje się ofiarami. W chwili zwycięstwa, od ostatniego strzału artylerii wranglowskiej padł bohaterski artylerzysta drugiego regimentu Zachodniej Dywizji Strzelców, Andrzej Jakubczak…
Po rozbiciu Wrangla i zajęciu Krymu chociaż wydawało się, że cała południowa Ukraina jest już wolna od wrogich sił- Czerwony Pułk Warszawy nie zaznał jeszcze spokoju. Musiał wraz z innymi oddziałami wiernymi rewolucji tłumić tu nowe powstanie, które przeciwko władzy radzieckiej wzniecił Nestor Machno.
Znowu rozległy się strzały, znowu ludzie oddawali swe życie, lecz po krótkiej walce oddziały Machny rozbito, a on sam uciekł za granicę. Krym ostatecznie był wolny, na Ukrainie wygasł ogień walk kontrrewolucyjnych. Władza radziecka w całej Rosji utrwalała się i krzepła.
Starganą bojami Zachodnią Dywizję Strzelców a w niej i Czerwony Pułk Rewolucyjnej Warszawy skierowano na południowe, nadmorskie tereny Ukrainy celem ochrony wybrzeży Morza Czarnego przed możliwą napaścią ze strony obcych krajów. Atakowali już przecież dawniej morskie granice Rosji Francuzi, Anglicy, Rumuni, Amerykanie…
Świat jednak uznał już, że zbyt niebezpieczna jest otwarta walka ze zwycięską rewolucją. Na brzegach Morza Czar- nego nie pojawiły się wrogie desanty.
Pułk warszawski pełnił służbę od miasta Oczakowa do Odessy nie zmuszany przez nikogo do walki.
-No, chciałeś być nad morzem, to i jesteś – mówił Walczak do Władka. Dobrze ci?
-Dobrze i niedobrze, sami wiecie… Dobrze, bo już chyba dadzą spokój z tą wojną, ale wolałbym, żeby ludzie tu byli przychylniejsi dla nas. Żeby nie głodzili nas, jak teraz. Czy oni nie rozumieją, że walczyliśmy o równe prawa dla wszystkich?
Nie denerwuj się – uspokajał go Walczak – Niektórzy są ciemni, przerażeni walkami i sami jeszcze nie wiedzą, co się stało w Rosji. A inni -ci, co mają najwięcej – boją się nas. Bogaci boją się rewolucji. I dla- tego głodno nas przyjmują. Ale to nic… Trzeba nieco czasu. Mamy już tylu zwolenników na wsi, inni też wkrótce się przekonają, zrozumieją. A garstka bogaczy nie jest najważniejsza. Wytrwaliśmy przez te lata walk, wytrzymamy na pewno i teraz, kiedy dopiero zaprowadza się porządek, kiedy nowe państwo od podstaw organizuje wewnętrzny ład. Młody jesteś -zobaczysz jeszcze wiele… Zobaczysz, jak powoli i gruntownie zmieni się ten wielki kraj, jacy staną się jego mieszkańcy…