NOTA: Nowe Drogi. Czasopismo społeczno-polityczne, styczeń 1947.
„Komunizm pozbawia człowieka wolności“.
Tak mówi papież w swej encyklice „O bezbożnym komunizmie“ z dnia 19.11.1937 r. Slogan papieski zdobył sobie wielką popularność, stał się ulubionym motywem antykomunistycznej propagandy.
Franciszek Mauriac na łamach „Figaro“ często roztacza gorliwie przed czytelnikiem obraz „więzienia materializmu, gdzie prawdziwie twórcze umysły napotykają na tyle trudności w swej walce przeciw ujarzmieniu myśli“. Również Leon Blum żali się pobożnie na „poniżenie ducha ludzkiego“ i dochodzi do wniosku, że trzeba skończyć raz na zawsze z materializmem filozoficznym. Obydwóm śpieszy na pomoc Jan Paweł Sartre. Zarzuca on Engelsowi, że w swym systemie „zniósł indywidualność ludzką“ ten „czynnik obcy przyrodzie“ i zabiera się z kolei żywo do obalenia tego wszystkiego, co nazywa „mitem materialistycznym“. Jakże dziwnie droga jest ta „wolność“ ludziom, którzy zawsze ją zwalczali i starali się unicestwić, jakże nieoczekiwanych znajduje dziś obrońców!
Partia, która zarówno co do swych źródeł społecznych i celów, jako też ze względu na swój skład osobowy najbliższa jest ideologii faszystowskiej, określą się właśnie mianem Republikańskiej Partii Wolności (PRL). A rzecznicy „wolności“ nauczania rekrutują się właśnie spośród tych, którzy trzymają się tradycyjnie dogmatycznych metod i autorytatywnych zasad. W tych okolicznościach staje się konieczne wyjaśnienie, że rzeczywistymi promotorami wyzwolenia ludzkości we wszystkich dziedzinach jej życia społecznego są właśnie komuniści. Trzeba wreszcie skończyć z tym, nie opartym na żadnych danych pogmatwaniem pojęć, jakie usiłują rozpowszechniać dziś wszyscy ci, którym zależy na ukryciu przed społeczeństwem tej niezbitej prawdy.
Rozważymy tu tylko trzy zagadnienia, którym podjęta niedawno dyskusja przywróciła świeżość i uczyniła je na nowo aktualnymi:
1. Czy materializm filozoficzny, który propagują marksiści, zamienia człowieka w niewolnika, czy też, przeciwnie, przynosi mu wolność?
2. Czy komunizm dąży do zaprowadzenia systemu totalistycznego?
3. Czy partia komunistyczna jest partią robotów?
Przekonamy się dalej, że te pytania są postawione niewłaściwie, ale w tej właśnie błędnej formie spotyka się je najczęściej. Trzeba więc na nie odpowiedzieć tak, by je zarazem postawić na nogach.
1. Czy materializm filozoficzny, który propagują marksiści, zamienia człowieka w niewolnika, czy też, przeciwnie, przynosi mu wolność?
Gdy teolodzy czynią zarzut materializmowi filozoficznemu, że unicestwia on wolność, to robią to na tej podstawie, że człowieka i wolność wyobrażają sobie w następujący sposób:
Człowiek jest tworem, składającym się z ducha i materii, czyli inaczej mówiąc, człowiek jest na wpół ciałem, mechanizmem funkcjonującym jak zegar, a na wpół duchem „na podobieństwo Boga“, zdolnym jak i On do robienia cudów, a szczególnie do zatrzymania, gdy zechce, mechanizmu przyrody. Jak widzimy więc, człowiek należy i do świata przyrody jako twór cielesny, obdarzony namiętnościami, potrzebami i odruchami — i do świata nadprzyrodzonego — czyli, że posiada również zdolność zmieniania przyrodzonego biegu rzeczy. Na tym ma właśnie polegać tajemnicza władza, ten „atrybut nadprzyrodzony“ (jak mówią teolodzy), który jest kwintesencją działania ludzkiego, który daje nam naszą „godność“ i czyni z nas prawdziwą „osobowość ludzką“.
„Wolność“ nasza ma polegać właśnie na wtargnięciu ducha w materię. Jest ona w człowieku odpowiednikiem cudu we wszechświecie. Wolność ta jest darem niebios.
Czym jest materializm dla ludzi głoszących tego rodzaju zasady? — Materializm — odpowiedzą nam teolodzy — jest to niegodziwa filozofia, która zaprzecza i kasuje połowę natury ludzkiej – tej „nadprzyrodzonej“, ze wszystkimi jej „atrybutami“: „wolnością“, „osobowością ludzką“ i „godnością moralną. Jest to nauka o człowieku bez duszy, nauka, która zamienia człowieka w mechanizm zegarowy, w maszynę lub, jak to wykwintnie rzekł wielebny Panici z ambony Notre Dame w 1942 r., „w goryla lub szympansa“. Nie bardzo różnią się od tego wszystkiego poglądy Leona Bluma, skoro powiada, że materializm filozoficzny prowadzi do „poniżenia ducha ludzkiego“.
Ta koncepcja teologiczna przybiera często niby to świeckie kontury: różnego rodzaju spirytualizmy są bowiem niczym innym, jak tylko jej odmianami; spirytualizm, który jest sam zamaskowaną teologią, zwykł od dawna występować w formie zakonspirowanej. Zmienia on często swoją nazwę: dziś np. nazywa się „humanizmem“ lub „egzystencjalizmem“.
W ostatnich swych numerach „Temps Modernes“1, panowie Alquie i Sartre prowadzą dalej dzieło papieża, gazety „Epoque” i Flandina, zwalczając materializm tymi samymi oklepanymi metodami.
Od papieża Klemensa XII i przewielebnego arcybiskupa Paryża, Krzysztofa de Beaumont, ciskających w wieku XVIII gromy na materializm Diderota, Helwecjusza i Encyklopedii, aż do naszych współczesnych rycerzy ducha, w ataku na pozycje materializmu odróżnić można dwie skale:
1. Wyśmiewanie materializmu i przypisywanie mu poglądu na materię, jakiego nigdy w rzeczywistości nie wyznawał, poglądu antynaukowego imputowanego mu jedynie przez jego oszczerców.
2. Przywrócenie, pod pozorem „godności człowieka“ pojęcia cudów w przyrodzie pod firmą „wolności“, a wraz z cudem przywrócenie zjawisk, których nie można pojąć rozumem, a wraz z tym – niezdolności, bezwładu, niewoli i wszystkich nieszczęść, które stąd wypływają.
Charakterystyczny jest ostatni przykład Sartre’a — „Nasi materialiści — pisze on – stworzyli bez przekonania śliskie i sprzeczne sobie pojęcie materii“. W założeniu swojej krytyki materializmu posługuje się Sartre następującym określeniem materii:
„Jej cechą charakterystyczna jest bezwład, tzn. że jest ona niezdolna wytworzyć cokolwiek sama przez się. Jest ona wehikułem ruchu i energii— wszelki ruch i energia docierają do niej jedynie z zewnątrz, a ona je tyko przejmuje i przekazuje“.
Nie podobna w tak niewielu słowach nagromadzić więcej niedorzeczności.
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć że z naukowego punktu widzenia ten pogląd na materię jest spóźniony przynajmniej o 300 do 400 lat.
„Dawniej uważano — pisze Paweł Langevin — („Współczesne tendencje nauk ścisłych“ , str. 34), że zasadniczą własnością materii jest to iż posiada ona jednocześnie ciężar i jest bezwładna w sposób niezmienny w każdej ilości poprzez wszystkie zmiany”.
I dodaje:
„Nowoczesna mechanika stwierdza bezwład energii, czyli proporcjonalność zmiany, masy danego ciała do zawartej w nim energii, łącząc w ten sposób dwa pojęcia masy i energii, które dawniej były pojęciami odrębnymi i stanowiły przedmiot dwóch naukowych praw zachowania (masy i energii), całkowicie od siebie niezależnych“.
A więc Sartre dopuszcza tu wulgarną sprzeczność i tworzy prawdziwy kalambur na temat pojęcia: „bezwładu“.
Czyż nigdy nie uczył on, chociażby swych uczniów w liceum, że materia w pojęciu fizyki dzisiejszej nie ma nic wspólnego z deszczem bezwładnych atomów, jakie opisywał Lukrecjusz dwa tysiące lat temu?
Czy nie wyczytał on nigdy z prac Pawła Langevina lub Jana Perrina lub nie słyszał wykładu jakiegokolwiek fizyka, że materia, jak się okazuje, składa się z ładunków elektrycznych dodatnich i ujemnych, protonów i elektronów i jest przeciwieństwem „bezwładu”, który odpowiada jedyne wyobrażeniu w skali naszych zmysłów, lecz nie ma sensu, gdy chodzi o atom. Nie ma bowiem bardziej ruchliwej i wybuchowej rzeczywistości, jak materia, która bez przerwy powstaje i rozpada się, wchłaniając i wysyłając promieniowanie.
Alquie zarzucał nam w poprzednim numerze „Temps Modernes“, że to tolerujemy istnienie filozofów, jedynie po to, by ich wyśmiewać. Nie ulega wątpliwości, że wtargnięcie na widownię historyczną w epoce uranium „filozofa”, któremu majaczy się obraz świata z epoki żelaza wywołuje wręcz groteskowe wrażenie. Sartrowskie pojęcie materii nie pasowałoby nawet do koronkowych kołnierzyków mechanistów XVIII w . — harmonizowałoby ono raczej ze stożkowatymi kapeluszami doktora Pankracego z molierowskiej komedii.
Nie można się więc dziwić, że cudaczny ubiór, w jaki się wystroili tego typu intelektualiści, pobudza widzów do wesołości.
Nie chcemy bynajmniej twierdzić, ze jesteśmy lepszymi fizykami, ale nie żywimy podobnej pogardy, jak Sartre dla nauk ścisłych. Jeszcze raz objawił się tu głęboki obskurantyzm egzystencjalizmu. My materialiści nie pozwolilibyśmy sobie na roztrząsanie zagadnienia budowy materii bez uprzedniego zapoznania się z tym, co mówią na ten temat fizycy. I to współcześni a nie średniowieczni! To właśnie nas różni od Sartre‘a: materialista to przede wszystkim taki człowiek, który zrozumiał, że filozofia pozostaje zawsze w orbicie nauki ścisłej i że rozwija się nie inaczej, jak z nią i dzięki niej.
Zresztą, jeśli z naukowego punktu widzenia (czyli wtedy, gdy stawia się zagadnienie: jak jest zbudowana materia, jaka jest jej struktura w świetle obecnego doświadczenia) Sartre pozostał o kilka wieków w tyle, to i z filozoficznego punktu widzenia (stawiając zagadnienie: co to jest materia?) — jest on nie mniejszym anachronizmem. Materializm rozwija się z każdym nowym doniosłym odkryciem nauk ścisłych, właśnie dlatego, że nie jest on związany z żadnym ostatecznym obrazem budowy materii.
Jakiekolwiek byłyby coraz to nowe aspekty budowy materii, które nam odkrywają uczeni — materialista rozumie przez materię po prostu wszystko, co istnieje niezależenie od jego myśli. Jest rzeczą oczywistą dla każdego zdrowo myślącego człowieka, że ziemia wraz ze swymi wulkanami, lasami i mamutami istniała — nie czekając ze swym istnieniem na „działalność konstytuującą“ jakiegoś egzystencjalisty.
To właśnie wywołuje zgorszenie Sartre‘a:
„Materialista — pisze on w tymże artykule — nie przyznaje, że świat jest wytworem naszej konstytuującej działalności, przeciwnie — my właśnie jesteśmy, jego zdaniem, wytworem wszechświata“.
Oczywiście! Jedyna „działalność konstytuująca“ człowieka to praca technika i uczonego, a nie metafizyka — idealisty i samotnika. Ale naiwna myśl Sartre‘a wskazuje nam jednocześnie, że jeżeli istnieje „kretynizm parlamentarny“, który polega na nieograniczonej wierze w potęgę „działalności konstytuującej“ stanowiącej prawa, to istnieje również bliźniaczo podobny do niego kretynizm metafizyczny; polega on na wierze, że filozof idealista może z myśli swych utkać świat, jak jedwabnik swój kokon.
Wystarczy „tylko“ zapomnieć w tym celu, że istnieje świat zewnętrzny, ludzie, historia, i że, co więcej, wszystko to istnieje poza nami i bez nas.
Szczerze materialistyczne stwierdzenie, że to wszystko istnieje obiektywnie, pociąga za sobą określoną postawę: jesteśmy niczym więcej, jak tylko „wytworem wszechświata“, podlegającym jego prawom, wraz z naszą przynależnością do świata rzeczy, naszym udziałem w procesie przekształcenia go i odpowiedzialnością za przyszłość tego wszystkiego.
Jest to rola wielka i porywająca, ale wykluczająca urojenia samotników i anarchistyczne miotania. Dlatego wszyscy ci, którzy wahają się przyłożyć rękę do pracy i wolą kulić się w swoim idealistycznym oprzędzie, jak i — dodajmy — wszelkiego rodzaju mistrzowie od zamętu umysłowego, jednym słowem wszyscy zainteresowani, by ludzie nie mieszali się do tego ustanowionego bezładu, są zawsze gotowi zachęcać filozofa, by oderwał się od zagadnień życia. Wówczas bowiem nie jest on groźny.
Taki jest wspólny sens wszystkich sprzeciwów przeciwko materializmowi. Sartre reprezentuje w pełni takie właśnie stanowisko: odrzucenie zasad materializmu skazuje z góry jego system na zupełną jałowość.
Z chwilą, gdy łączność z rzeczywistością, a materią zostaje zerwana (pamiętajmy, że materią jest to, co nie wymaga naszej „działalności konstytuującej” jako warunku dla swojego istnienia), znajdujemy się od razu w świecie oddalonym, gdzie myśl ludzka nie posiada praktycznej mocy. Jest to filozofia eunuchów. Nie może ona stworzyć nic więcej, jak mniej lub bardziej błyskotliwe mrzonki w mniej lub więcej zabójczych oparach opium: „socjalizm obfitości”, „rewolucja permanentna”, „wolność” egzystencjalistyczna , humanistyczna, czy chrześcijańska.
A oto dalszy etap operacji: to „niewielkie oddalenie” od świata rzeczywistego okazuje się rzekomym warunkiem wolności. W przedmowie do pracy o Kartezjuszu, w wydawnictwie „Nauczyciele wolności”, Sartre wyjaśnia, że:
„Takie właśnie pojęcie wolności, to niewielkie oddalenie niezbędne jest człowiekowi, by mógł panować nad determinizmem swojego życia”.
Otóż właśnie: „niewielkie oddalenie”, to nic innego jak tradycyjny cud chrześcijan. To Peguy zalecał „pozostawienie szczeliny dla łaski bożej”, która oznacza najwyższą formę wolności w pojęciu chrześcijan, „wtargnięcie Boga w jego życie osobiste”.
Żąda się doprawdy tak niewiele! „Niewielkie oddalenie”, niedostrzegalna szczelina! Ale nawet takie najmniejsze „niewielkie oddalenie” jest niczym innych, jak odstępstwem od praw rządzących przyrodą, odstępstwem od wszystkiego, co rozumne, a przez ową szczelinę przedostaje się wszelki obskurantyzm i irracjonalizm we wszystkich swych odmianach. To oddalenie – jest przecież niczym innym, jak wyrzeczeniem się rozumu, a więc w konsekwencji również przekreśleniem całej wiedzy. Albowiem jedyna droga dla uzyskania władzy nad rzeczami prowadzi przez ich poznanie. Tylko pod tym warunkiem, że znam się na silniku mojego samochodu mogę go naprawić, gdy się zepsuje, a nawet być może i dokonać pewnych ulepszeń. Tylko wtedy, gdy się posiada dobrą znajomość praw rozwoju społecznego, można wytyczać politykę. Krótko mówiąc, skoro tylko przestajemy się liczyć z wymogami rozumnego myślenia, stajemy się niezdolni do działania, czyli tracimy swą wolność. Osiągnięta już znaczna władza człowieka nad przyrodą i zapoczątkowanie jego władzy nad historią stanowią zdobycz wieków. Siły reakcji chciałyby nas tej władzy pozbawić w imię swobody kaprysu i odosobnienia.
Trzeba tu jasno powiedzieć: wszystkie te koncepcje wolności, które w ten czy inny sposób sprowadzają się ostatecznie do koncepcji idealistycznej, stanowią istotne niebezpieczeństwo dla prawdziwego wyzwolenia człowieka.
Wolność człowieka mierzy się stopniem jego władzy nad przyrodą i nad samym sobą (gdyż i on stanowi cząstkę przyrody). Ale ta władza jest ściśle zależna od stanu jego wiedzy.
„Nie włada się przyrodą inaczej, jak będąc posłusznym jej prawom”
– mówił już dawno filozof Bacon.
Podobnie formułuje to Engels:
„Wolność to świadomość konieczności” (Anty-Dühring, t. I)
Dostrzegał to samo zresztą już Spinoza.
Ale zasadniczą cechą materializmu jest to przede wszystkim, że nie przedstawia on sobą jakiegoś skostniałego systemu filozoficznego. Wielkie odkrycia XIX i XX wieku ukazały nam nowe bogatsze formy determinizmu; nie przypominają one w niczym tego mechanistycznego determinizmu, którego poglądy można streścić w następujący sposób: jeśli w danym momencie poznaliśmy doskonale istniejący stan rzeczy, to możemy wywnioskować stąd, jakie były wszystkie stany poprzednie, i przewidzieć wszystko, co nastąpi. Nauka współczesna, zupełnie przeciwnie, ukazuje nam obraz świata pełnego dramatów, gdzie toczy się nieustanna walka między siłami życia i śmierci pomiędzy tym, co przeżyte, i tym co twórcze. Z takiego właśnie pojmowania świata wyrósł materializm dialektyczny; dzięki niemu również może on się dalej rozwijać. Gdy chce się wypaczyć treść marksizmu, mówi się niekiedy: dla marksistów myśl nie jest niczym więcej, jak tylko odbiciem rzeczy; nie ma ona większego znaczenia, niż np. latarnia, którą się umieszcza na przodzie parowozu; nie jest ona czynnikiem wprowadzającym go w ruch, lecz po prostu oświetla jego drogę. Marksizm nie ma nic wspólnego z tego rodzaju mechanistycznym światopoglądem. Dla nas myśl jest częścią składową rzeczywistości; nie jest więc ona zwykłą transpozycją rzeczywistości, zbędną i ułudną, słowem, nie jest ona jedynie odbiciem rzeczywistości, lecz stanowi niezbędny jej czynnik.
Dla nas wolność nie jest darem niebios, lecz zdobyczą rozumu. Marksizm jest nauką, która, zdając sobie sprawę z istotnego sensu fideistycznych i idealistycznych mistyfikacyj wolności, ujawnia te mistyfikacje i wyzwala nas spod ich panowania, zaopatrując nas jednocześnie w środki poznania naukowego i w metody techniczne, które pozwalają nam swobodnie się rozwijać. Jedynie komunizm pozwala urzeczywistnić wielkie marzenie humanistów epoki Odrodzenia — uczynić człowieka twórcą swego losu.
II. Czy komunizm dąży do zaprowadzenia systemu to totalistycznego?
Wolność w przebiegu dziejów nigdy nie zjawiła się nagle, jako podarunek Boga lub „przyrody“, ofiarowany każdemu człowiekowi z chwilą przyjścia na świat. Nie jest ona ani łaską boską, ani prawem przyrody.
Zapoznając się z najdawniejszymi dążeniami ludzi, usiłujących nieco rozszerzyć zakres panowania nad przyrodą — możemy stwierdzić, że społeczeństwo było już wtedy podzielone na klasy, a pierwsze przeciwieństwo, z którym mamy do czynienia, to właśnie przeciwieństwo pomiędzy „ludźmi wolnymi“ i „niewolnikami“ . Inaczej mówiąc, warunkiem wolności tych „ludzi wolnych“ była niewola tysięcy innych. Wolność nie była więc od pierwszej chwili niczym innym, jak tylko przywilejem niewielu, zezwalającym na korzystanie z najróżniejszych dobrodziejstw materialnych (dostatek, czas wolny) i duchowych (sztuka i życie intelektualne), dzięki pracy innych ludzi, którzy im służyli jako niewolnicy. Stosunek liczbowy jednych i drugich zasługuje na przytoczenie: w ustroju, który historycy nazywają „demokracją ateńską“, spis ludności z roku 309 przed naszą erą stwierdza, że na 6.000 wolnych obywateli Attyki przypadało 400.000 niewolników. W „Republice rzymskiej“ w okresie około 90 roku przed naszą erą na parę lat przed powstaniem niewolników pod wodzą Spartakusa, obliczono, że w państwie liczącym 20 milionów ludności było tylko 200 tysięcy wolnych obywateli. Jest więc rzeczą jasną, że na przestrzeni dziejów wolność nie była nigdy prawem, które przysługuje żywiołowo każdemu człowiekowi, ale zawsze przywilejem nielicznych, którzy tylko dlatego mogą z niego korzystać, że znaczna większość ludzi jest tej wolności pozbawiona.
Oto poprawka, którą wypada nam wnieść do poglądów na wolność pojętą jako „prawo człowieka“, tak jak ją sobie wyobrażano w 1789 r.
Jeśli zresztą już w samym założeniu tej idei kryje się coś, co wprowadza w błąd, to i jej następstwa są niemniej niebezpieczne.
Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z okresu Wielkiej Rewolucji określa w ten sposób pojęcie wolności:
„Wolność jest prawem czynienia wszystkiego, co nie szkodzi drugiemu“.
Jest to twierdzenie wyłącznie negatywne, polega ono mianowicie na uznaniu w drugim człowieku granicy mojej wolności.
Jednym z zadań socjalistycznego budownictwa jest właśnie odwrócenie istniejącego porządku społecznego, w którym wolność innych jest granicą mojej wolności. Prawdziwej wolności ludzkiej nie można osiągnąć w egoistycznym odosobnieniu od społeczeństwa, w dżungli osobistych ambicyj i konkurencyjnych interesów, może ona stać się rzeczywistością jedynie w warunkach wzajemnej współpracy, w jednoczeniu wspólnego wysiłku w ramach takiego społeczeństwa, w którym wolność innych staje się nie granicą mojej własnej wolności, lecz przeciwnie jej niezbędnym warunkiem.
Trzeba jednakowoż być sprawiedliwym i przypomnieć sobie, że w okresie, gdy te zasady się gruntowały, a więc w r. 1789 niosły one wyzwolenie człowieka z więzów feudalnych. Były więc wspaniałym dorobkiem ludzkości. Ale ten indywidualizm żywcem przeniesiony w czasy obecne prowadzi jedynie do umożliwienia ucisku słabszych i gorzej uzbrojonych przez zaborczy egoizm silnych.
Tak np. Deklaracja Praw głosi „wolność handlu“. Ale kogo obdarza się tą wolnością. Tych jedynie, którzy mogą ten handel uprawiać. Jest to oczywista prawda, ale nie pozbawiona znaczenia, gdyż ogranicza w poważnym stopniu pole zasięgu tej wolności. Głosi się tam również prawo swobodnego posiadania własności; jest to prawo i wolność wyłącznie dla posiadaczy. W czasach dzisiejszych, gdy po półtorawiekowym okresie panowania systemu kapitalistycznego koncentracja bogactw zmniejszyła znacznie liczbę korzystających z dobrodziejstw tej „wolności“ i tego „prawa“ gdy wolna konkurencja przekształciła się w panowanie monopolów, karteli i trustów, są jeszcze ludzie, którzy bronią tak pojętej wolności. To ludzie z Republikańskiej Partii Wolności (P. R. L.)2. Czego pragnie PRL? Chce ona pozostawić całkowitą wolność monopolom kartelom i trustom. Do czego ma służyć ta wolność? Oczywiście do wyzucia z wolności i do wywłaszczenia innych. Wolność zapewniona panu de Wendel jakiemuś kartelowi stalowemu, występującemu pod nową firmą czy wreszcie kilku wielkim bankom — jest wolnością rugowania wszystkich swoich konkurentów, wolnością wyzucia ich z prawa własności, wolnością usunięcia ich z szeregów klasy ludzi wolnych i pchnięcia w jarzmo nędzy; „wolność prasy“ w tymże stylu jest wolnością podporządkowania trustom prasy niezależnej.
Żądając „wolności nauczania”, ci sami ludzie chcą z niej uczynić broń przeciwko nauczaniu wolności. Wolność pozostawiona w rękach oligarchii to pozbawienie ogromnej większości narodu wszelkiej własności i wszelkiej wolności. Ta teoria Republikańskiej Partii Wolności (PRL) jest teorią wolnego lisa w wolnym kurniku.
Mistyfikacja abstrakcyjnej wolności staje się tym bardziej widoczna, że liczba korzystających z jej dobrodziejstw staje się coraz mniejsza. W każdym społeczeństwie klasowym wolność jest przywilejem klasowym. W r. 1789, będąc wyrazem swobód burżuazyjnych w walce z feudalizmem, oznaczała ona równocześnie wyzwolenie ogromnej większości narodu, gdyż interesy rozwijającej się burżuazji były zbieżne z interesami narodu.
Ale gdy konkurencja kapitału dokonała swego dzieła, zaś burżuazja spod Valmy przerzuciła się do Wersalu, a następnie do Vichy, swobody tej oligarchii stają się kajdanami dla całego narodu.
Wolność, wywalczona dla całego narodu przez jedną klasę w okresie jej rozwoju, przekształca się dialektycznie w swoje przeciwieństwo i staje się tyranią w schyłkowym okresie istnienia tej klasy, gdy usiłuje ona zachować dla siebie wolność jako przywilej. Odtąd nie można walczyć o wolność razem z burżuazją, trzeba, przeciwnie, zdobywać ją w walce przeciw burżuazji.
Faszyzm, niszczyciel wszelkich swobód narodowych, nie jest w istocie niczym więcej jak tylko „zorganizowaną wolnością” trustów, reżimem który burzy wszelkie „przeszkody“ na drodze wolności trustów.
Nie jest również przypadkiem, że rozciągając swe podboje i na dziedzinę moralności, faszyzm Hitlera czy Mussoliniego wielbi „nadczłowieka” i jego wolność, która odbiera wolność innym. Cały naród, sprowadzony do roli niewolnika staje się narzędziem panowania kapitału finansowego i smutnym świadectwem jego zwycięstwa. Wszystko zostaje podporządkowane jego wszechwładzy i imperialistycznej polityce grabieży i podboju.
Oto jest istotny ustrój „totalistyczny”. W Encyklopedii włoskiej sam Mussolini w następujący sposób wyłożył doktrynę faszystowską:
„Państwo – powiada on – jest prawdziwą rzeczywistością dla jednostki. Wszystko jest w Państwie i poza państwem nic ludzkiego, ani duchowego nie istnieje, i nie ma «a fortiori» wartości”.
Jest to doskonałe określenie istoty ustroju totalistycznego. Mussolini zresztą dodaje jeszcze konkretniej:
„Człowiek jest nawozem historii”.
Wszystkie swobody, odebrane „obywatelom”, koncentrują się w osobie państwa, które jest ich depozytariuszem, inaczej mówiąc, wszystkie swobody posiada klasa, która rządzi tym państwem, a więc najbardziej imperialistyczny odłam kapitału finansowego. Tak się przestawia nieunikniony proces dialektyczny, który w ciągu 150 lat przeobraził kapitalizm liberalny w system totalistycznego faszyzmu.
Oligarchia finansowa w trosce o utrzymanie swoich przywilejów wyjaśnia w zupełnie fałszywy sposób pojęcie państwa i ogłasza je instytucją wieczną.
„Ustrój narodowo-socjalistyczny będzie trwał 10 000 lat”
pisze Hitler w „Mein Kampf”.
A teraz, wobec często powtarzanego, niedorzecznego frazesu, jakoby komunizm dążył do zaprowadzenia ustroju „totalistycznego”, nie od rzeczy będzie przypomnieć, że nasze pojęcie państwa jest całkowicie przeciwstawne poglądom totalistycznym.
Podstawową myślą teorii marksistowskiej o państwie jest twierdzenie, że państwo jest niczym innym, jak wyrazem przeciwieństw klas. Stąd nasuwa się jako pierwszy wniosek, że państwo istniało nie zawsze, nie istniało ono w pierwotnej gromadzie, która nie znała jeszcze podziału na klasy. Drugi wniosek: państwo nie zawsze będzie istniało i zniknie wraz ze zniknięciem przeciwieństw klasowych. Znajdujemy się więc na stanowisku wręcz przeciwstawnym stanowisku zwolenników doktryn totalistycznych, dla których państwo stanowi rzeczywistość wyższą ponad jednostki i zewnętrzną w stosunku do nich.
Podstawowe przeciwieństwo istniejące pomiędzy marksizmem a totalizmem faszystowskim przejawia się nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Przykład budownictwa socjalistycznego w ZSRR stanowi doświadczalny sprawdzian słuszności teorii państwa, wypracowanej przez Marksa, a późnej przez Lenina.
ZSRR posiada już drugą konstytucję. Pierwsza powstała nazajutrz po Rewolucji. Ustala ona państwo silne, będąc jednocześnie bezpośrednim urzeczywistnieniem marksistowskiej teorii o państwie: jeśli bowiem państwo jest wyrazem nieprzejednanych przeciwieństw klasowych, to nie może ulegać wątpliwości, że w okresie, gdy konflikty klasowe przybierają szczególnie gwałtowną formę, byłoby rzeczą utopijną, anarchistyczną, reakcyjną rozbrojenie klasy wyzwalającej się w warunkach istnienia jeszcze klasy antagonistycznej. Jeśli się szczerze pragnie obalić władzę państwową klasy, która się przeżyła, zwłaszcza gdy jej i panowanie jest tak brutalne jak to widzimy we współczesnym państwie kapitalistycznym epoki imperializmu, to trzeba koniecznie złamać opór klasy dotąd rządzącej i dla walki z nią powołać do życia silne państwo, pozostające w rękach klasy robotniczej. Ta „dyktatura“ proletariatu powstaje wprawdzie, jak wszelka władza państwowa na gruncie przeciwieństw klasowych, tym niemniej różni się ona zasadniczo od państwa, które przed nią istniało; władza państwowa bowiem nie znajduje się jak dotąd w ręku nielicznej oligarchii — przeciwnie, przechodzi ona w ręce klasy, która reprezentuje ogromną większość narodu; stawia sobie ona za ceł złamanie oporu garstki pasożytów, która dawniej trzymała w swoim ręku ster władzy państwowej, a dziś opierając się na wszystkich elementach rozkładu i na zagranicy, usiłuje ponownie zagarnąć władzę. Ta mniejszość, która dawniej rządziła i uciskała, powołuje się teraz na zasady „wolności“; wolność, której się ona domaga, to nic innego jak powrót do starego przywileju odbierającego wolność innym. W obliczu tej mniejszości i przeciw niej klasa robotnicza (klasa -rozwijająca się, której interesy są jednoznaczne z interesami narodu, gdyż nie dopuszczając do zagarnięcia władzy przez pasożytów wyzyskiwaczy i zdrajców uwalnia ona od nich cały naród) urzeczywistnia wolność całego narodu. Oto dlaczego pierwsza konstytucja radziecka maksymalnie ograniczała możliwości oporu, lub mówiąc prościej możliwości powrotu starych sił reakcji wyzysku rosyjskiego caratu: wielkich obszarników, kapitalistów i sługusów dawnego ustroju.
I my dzisiaj stoimy na podobnym stanowisku, gdy jako jedyni wierni duchowi powstania i wyzwolenia narodowego (1944 r.) żądamy ujarzmienia ciemnych morderczych sił, które nas w czasie wojny zaprzedały w pięcioletnią niewolę hitlerowską. Jest to niezbędny warunek prawdziwego wyzwolenia Francji, a klasa robotnicza odgrywa dzisiaj wobec ciemiężącej i zgniłej burżuazji podobną rolę wyzwolicielki narodu, jaką odegrała postępowa burżuazja w walce ze zdradziecką i despotyczną władzą feudalną w XVIII wieku, gdy ta burżuazja ustami St. Juste‘a głosiła „nie ma wolności dla morderców wolności“. Nie neoliberałowie, ci hipokryci, lecz my właśnie dzierżymy dziś sztandar swobód i podejmiemy na nowo tradycje historyczne 1789 r.
Jest godne uwagi, że w 15 lat po ogłoszeniu pierwszej konstytucji ZSRR mógł w 1936 r. uchwalić swoja Stalinowską konstytucję — najbardziej demokratyczną w świecie. Gdy ZSRR w dziele swego budownictwa socjalistycznego zapewnił swemu narodowi podstawy ekonomiczne dobrobytu, gdy zdobywał dla swojej ideologii i polityki sympatię coraz szerszych warstw społeczeństwa, gdy potrafił swą potęgą materialną i moralną wzbudzić respekt u wrogów, gdy wreszcie dokonał wielkiego dzieła wychowania dwustu milionów ludzi zamieszkujących jego terytorium, wówczas ujął w system praw i zawarł w formie konstytucji najważniejsze osiągnięcia socjalistyczne.
Dlatego konstytucję Stalinowską uważamy za najdemokratyczniejszą konstytucję świata. Dawne ograniczenia zniknęły, a maksimum praw zostało zapewnione każdemu obywatelowi łącznie z konkretnymi środkami gwarantującymi te prawa.
Wynika z tego jasno, że totalistyczne państwo faszystowskie i państwo socjalistyczne rozwijają się w zupełnie przeciwnym kierunku. W ustroju kapitalistycznym machinę państwa – aparat represji i ucisku, narzędzie walki w rękach klasy rządzącej – trzeba było rozbudować i wzmacniać, tym więcej, że klasa panująca stawała się coraz słabszą, jak to się dzieje z oligarchią kapitalistyczną. Przejście od tradycyjnej demokracji burżuazyjnej do faszystowskiego terroru nie jest bynajmniej oznaką siły kapitalizmu. Jest ono, przeciwnie, oznaką jego słabości, zesztywnieniem zwiastującym agonię. Im dalej postępuje upadek danej klasy, tym bardziej wzmacnia ona i rozbudowuje swój aparat państwowy: monarchia francuska w przeddzień 1789 r., podobnie zresztą jak państwo Petaina, rozbudowała i uczyniła jeszcze bardziej despotycznymi poszczególne koła biurokratycznej machiny państwowej. Demokracje „zachodnie” czyli demokracje, w których istnieje ukryta dyktatura trustów dostarczają nam inne przykłady tego przerostu machiny represyjnej.
„Wolność” trustów wymaga tyranii coraz agresywniejszej. Odwrotnie, gdy w jakimś państwie klasa rządząca rozwija się, jak się to dzieje w ZSRR, gdy ta klasa (robotnicza) „staje się sama narodem”, ujawnia ona wówczas swą siłę, ograniczając środki przymusu państwa i jego konstytucji. Proste porównanie dwóch radzieckich konstytucyj dowodzi, że staje się aktualne to, co przewidzieli Marks i Lenin: „obumieranie państwa”.
Jest rzeczą oczywistą, że zagrożenie zewnętrzne wraz z możliwością przenikania „piątej kolumny”, którą ono potencjalnie zawiera, opóźnia ten proces. Ale prawo historyczne które rządzi tymi zjawiskami, jest niemniej jednak widoczne: podczas gdy totalizm faszystowski zmierza w kierunku wzmocnienia nacisku państwa na jednostkę, państwo socjalistyczne dąży, przeciwnie, do wyzwolenia jednostki od ograniczeń, jakie jej stawia państwo klasowe.
U kresu tej ewolucji, gdy w okresie komunizmu, czyli społeczeństwa bez klas, a więc i bez państwa, zrealizują się tradycyjne marzenia socjalizmu francuskiego od czasów Saint – Simona, gdy „rządzenie ludźmi zostanie zastąpione przez zarząd rzeczami”, wówczas człowiek osiągnie prawdziwą wolność, która go uczyni panem swojego losu.
„Od owej chwili dopiero można będzie, w pewnym sensie powiedzieć że człowiek ostatecznie wyszedł z państwa zwierzęcego i od zwierzęcych warunków bytu przechodzi do rzeczywiście ludzkich. Cały zespół warunków życiowych, który panował dotychczas nad nimi, poddany teraz zostaje kontroli ludzi. Stając się panami własnej organizacji społecznej staną się przez to samo po raz pierwszy, rzeczywistymi i świadomymi panami przyrody.
Prawa ich własnej działalności społecznej, które dotychczas przeciwstawiały się im jako niemiłosierne, obce i panujące nad nimi prawa natury, będą teraz stosowane z całą znajomością rzeczy przez ludzi a tym samym będą przez nich opanowane. Forma bytu społecznego, która przeciwstawiała się dotychczas ludziom jako coś narzuconego przez przyrodę i historię staje się odtąd ich wolnym czynem. Potęgi obiektywne, które panowały dotąd nad historią, poddane zostają kontroli samych ludzi. Odtąd dopiero będą oni sami tworzyli z pełną świadomością historię, odtąd dopiero uruchamiane przez nich przyczyny społeczne będą przeważnie, w coraz większej mierze, powodować skutki przez nich zamierzone. Jest to skok ludzkości z państwa konieczności w państwo wolności“ (Engels: Rozwój socjalizmu od utopii do nauki).
III. Czy partia komunistyczna jest partią robotów?
Nie ośmielając się już dziś zaprzeczyć wzniosłości naszego celu – przeciwnik poddaje w wątpliwość „czystość naszych środków”. Potrzeby walki – powiada – doprowadzają komunistów do poświęcenia człowieka i jego wolności na ołtarzu interesów partyjnych. Zgadzamy się z wami – mówią ci „delikatni” – ale wstępując do partii komunistycznej bylibyśmy zmuszeni zrezygnować z naszej wolności myśli, wykonywać ślepo rozkazy narzucone z góry, stawiać partię wyżej niż samą prawdę słowem stać się robotami.
By obalić tę idiotyczną legendę, trzeba przypomnieć podstawy teoretyczne naszej dyscypliny, naszego „centralizmu demokratycznego“.
Przede wszystkim, skąd biorą się „hasła“ w naszej partii i jak wypracowuje się linię polityczną.
Komunizm od czasów Karola Marksa nie opiera już swojej działalności na upodobaniach uczuciowych lub na utopijnych marzeniach — podstawą naszych poglądów jest wiedza, znajomość praw rozwoju społecznego. Podobnie jak Kartezjusz stworzył zasady i metody naukowe fizyki, Lavoisier — chemii, a Claude Bernard — biologii, Marks odkrył zasady i metody naukowego pojmowania historii. Historia stając się nauką dostarczyła jednocześnie podstawy swej techniki polityki, podobnie jak nauka biologii stworzyła technikę lekarską, a nauka fizyki — technikę inżyniera.
Obawiać się takiej historii nie mamy najmniejszego powodu. Lecz klasa upadająca lub ginący ustrój społeczny lęka się prawdy naukowej, rozumu ducha krytycznego, gdyż swobodna myśl ludzka może wykryć wewnętrzne sprzeczności tego ustroju, wyjawić upadek tej klasy. Dlatego właśnie ginący feudalizm zabraniał w Sorbonie naukę Kartezjusza, kazał palić książki Encyklopedystów i więził ich autorów. Dlatego też burżuazja w okresie swojego upadku urąga rozumowi, głosząc, że historia nie może być nauką, bądź nawet że nauka w ogóle zbankrutowała. Ustroje i klasy społeczne oraz partie polityczne, które muszą ukrywać lub fałszować prawdę, by wzbudzić wiarę w swoją długotrwałość, muszą również ograniczać wolność myśli swoich członków, zabraniać nieskrępowanej wymiany poglądów, palić książki, jak Hitler i jego wielbiciele, umieszczać pisarzy na „indeksie“, jak to czyni kościół, lub żądać posłuszeństwa wobec wodzów i wobec „nieomylnych“ kapłanów, którzy „mają zawsze rację“.
Lecz klasa wznosząca się, klasa, do której należy przyszłość, nie chce bynajmniej nakreślać jakichkolwiek granic wolności myśli; bowiem myśl nieskrępowana i krytyczna może jedynie ujawniać jeszcze bardziej sprzeczności ustroju i klas ginących, a więc silą rzeczy służy klasie postępowej, która się rozwija. Myśl wolna i konstruktywna może jedynie poprzeć postęp historyczny, a więc w konsekwencji dopomaga wznoszącym się siłom społecznym. Oto dlaczego sięgająca w XVIII wieku po władzę burżuazja wielbiła w przeddzień swej zwycięskiej rewolucji postęp, rozum, wiedzę i radość życia. Dlatego również — zwycięska klasa robotnicza ZSRR z tak wielkim rozmachem rozwija kulturę narodową i wysuwa się na czoło narodów świata, poświęcając największą spośród wszystkich krajów część swego budżetu (26 proc.) na cele oświaty. Oto dlaczego również partia komunistyczna dokonuje ogromnych wysiłków, by dać wykształcenie swoim członkom i walczy bezlitośnie z „gnuśnością umysłu“.
W zespole matematyków, przy rozwiązaniu konkretnego zagadnienia, osiąga się jednomyślność. Myśl ujęcia wyniku badań w formie „kompromisowego wniosku“ była by na tym terenie po prostu niedorzecznością.
Natomiast w zagadnieniach naukowych bliższych tematyką sprawom życia społecznego zaznaczają się nieraz rozbieżności nie do przezwyciężenia. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że do tych zagadnień przenikają względy obce duchowi nauki. Jak już mówiliśmy, klasa upadająca musi w swoim interesie starać się o przedstawienie prawdy w fałszywym świetle. Ten sam Kościół, który potępił niegdyś Galileusza, prowadzi od trzech czwartych wieku zajadły spór z ewolucjonistami; ekonomiści burżuazyjni zmuszeni do zacierania sprzeczności kapitalizmu nie mają innego wyjścia, jak tylko fałszować naukę lub w ogóle zaprzeczyć jej istnieniu. Leon Blum, który ciągle usiłuje obalić naukowe prawo walki klas i materialistyczne podstawy socjalizmu naukowego, jest typowym przykładem przenikania ideologii bankrutującej klasy w szeregi klasy robotniczej, której interesy jako klasy wznoszącej się są identyczne z interesami nauki.
Jedność myśli w naszej partii opiera się na dwu uzasadnionych przestankach.
1. Posiadamy metodę naukową, służącą do badania zagadnień historycznych i politycznych.
2. Jesteśmy wierni klasie robotniczej, której interesy, podobnie zresztą jak i interesy każdej rozwijającej się klasy, są zbieżne z interesami nauki.
Na czym polega dyscyplina naszego działania? Gdy zostaje wytyczona linia polityczna, stosujemy ją tak jeden mąż.
Nie jest to w żadnym wypadku niewolnicze posłuszeństwo, lecz jedynie dyscyplina ludzi myślących naukowo. Inżynier nie może zbudować mostu tak „jak mu się podoba”. Musi on go wykonać, posługując się określonym materiałem, postawić go na określonym miejscu, tak by mógł służyć potrzebom, które winien zaspokoić. To są właśnie te ścisłe dane, które trzeba uwzględnić w dokładnym wykonaniu. Nie może być dowolności i w wykonaniu. Oto warunek jego skuteczności.
Dla marksisty, jak już dowodziliśmy, wolność oznacza zdolność działania i to skutecznego działania. Dla nas wolność równa się potędze. A ponieważ mamy tym więcej mocy oddziaływania na rzeczy, im lepiej je znamy – przeto twierdzimy, że zakres naszej wolności odpowiada zakresowi naszej wiedzy. Nasi przeciwnicy plączą bardzo często wolność z kaprysami.
Spośród dwóch matematyków nie tego uważamy za bardziej wolnego, który się myli, lecz przeciwnie – tego, który rozumuje słusznie. A przecież istnieje tysiąc dróg robienia omyłek, a tylko jedna, aby mieć rację. Lecz matematyk, który się myli, to inżynier nie umiejący owładnąć rzeczami, jest on bezsilny – to znaczy jest niewolnikiem.
Krótko mówiąc, marksizm jest nauką, która daje nam środki poznania naukowego i metody techniczne, pozwalające nam swobodnie kontynuować historię.
Partia komunistyczna czyni z nas ludzi wolnych, gdyż daje nam metodę myślenia naukowego. Odwoływać się do wolności przeciw tej metodzie, znaczy żądać „wolności“ lub raczej kaprysu mówienia bzdur.
Partia komunistyczna czyni z nas ludzi wolnych, gdyż naszym słusznym myślom nadaje skuteczność. Chcieć wolności bezpłodnego myślenia, znaczy to chcieć „wolności” pozostawania na marginesie historii, wolności dezerterów – wolności impotentów.
Partia komunistyczna czyni z nas ludzi wolnych, gdyż jest ona partią klasy robotniczej, klasy postępowej, która nie ma potrzeby żadnego fałszowania nauk ani ograniczenia swobody myśli. Dla klasy postępowej wszelka wiedza jest przyjaciółką, a wszelka prawda – siłą twórczą. Dlatego też dzień wstąpienia do Partii jest dla nas jednocześnie dniem, w którym rozpoczyna się nasza wolność.
1Pismo egzystencjalistów.
2Partia skrajnej prawicy francuskiej.