
Czasami w różnego rodzaju debatach, dyskusjach, a nawet pogawędkach między nami – lewicowcami – przewija się jedno drobne słowo. Niby niepozorne, jednak całkiem potężne. Jest w stanie przykuć kajdanami osobę najbardziej oddaną rewolucji socjalnej, zmusić ją do wołania o przebaczenie, do kajania się. Z drugiej strony, jest bardzo potężne w naszych rękach, jest w stanie od razu ujawnić czym byt nas – osób sprzedających siłę roboczą – różni się od bytu ich – osób ją skupujących.
To słowo to «przywilej».
Ale czym jest ów «przywilej»? Definicja słownikowa mówi nam: przywilej to «prawo do korzystania ze szczególnych względów w jakimś zakresie». Na podstawie takiej definicji od razu widać, że słowo to ma podwójny charakter; z jednej strony jest to narzędzie, przy pomocy którego można pokazać – wynikające z klasy – nierówności społeczne związane z pozycją danej grupy w społeczeństwie. Z drugiej, aby oskarżyć jednostkę o to, że jej byt znajduje się w lepszym położeniu niż byt innej jednostki.
Na pierwszy rzut oka, obydwa te zastosowania wydają się równie poprawne. Przecież jak my, mieszkańcy krajów imperialistycznych, możemy porównywać nasze problemy z trudami ludzi globalnego południa? Albo jak osoba sprzedająca własną siłę roboczą za 5 tys. złotych miesięcznie może porównywać swoją stopę życia do osoby, która sprzedaje ją za 2 tys. złotych?
Jeśli jednak spojrzymy na tę kwestię bliżej, zobaczymy że niezależnie od tego, czy sprzedaje ją za 2 czy 5 tys. złotych miesięcznie dalej istnieje ktoś wyżej, ktoś na pozycji bardziej uprzywilejowanej, który ją od nas kupuje. A mimo tego drzemy szaty przed sobą, a nie on drze szaty przed nami. Czemu tak się dzieje? Co więcej, czemu ten który robi to za 5 tys. złotych miesięcznie czuje się lepszy od drugiego?
Zauważmy, że rozważania nasze sprowadziły nas nie w kierunku obiektywności, jak dana klasa istnieje w społeczeństwie, ale subiektywności, jak dany przedstawiciel tej klasy czuje się w społeczeństwie. Wykraczamy poza zwyczajną, wulgarną analizę ekonomiczną, wchodzimy bezpośrednio w kwestię nadbudowy. Tego jak jednostka się czuje/reaguje na istniejące nierówności ekonomiczne. I z tą wiedzą możemy wkroczyć na temat rzadko omawiany przez marksistów, temat trybu myślenia jednostki w systemie klasowym.
Ci bardziej zaznajomieni z marksizmem od razu zakrzykną gromko «Fałszywa świadomość!», jakby to słowo miało być jakimś gwizdkiem, które od razu generuje zrozumienie. To nie wystarczy, musimy omówić sobie skąd bierze się taki tryb myślenia, jakie są jego rzeczywiste – materialistyczne – przyczyny, oraz jak służy on bardziej posiadaczom niż nam – pracownikom.
Omówiliśmy już jak taki tryb myślenia dzieli osoby pracujące. I tu pojawia się sprzeczność, bo skoro w społeczeństwie klasowym każdy człowiek znajduje się w określonej sytuacji klasowej, nie może być ideologii, która by nie nosiła piętna klasowego. Skąd więc w klasie pracującej te «pozaklasowe» pomysły?
Sprawa jest dość prosta, jeśli pomyślimy o gospodarce w której żyjemy i nie będziemy zapominać o tym, że skład osobowy danej klasy nie jest stały. Aktualny system ekonomiczny ma spore tendencje do koncentracji kapitału, co za tym idzie «grubych szych» na samej górze jest coraz mniej i mniej, a drobne/świeże firmy mają problemy z pokonaniem tych kolosów kapitału. W efekcie następuje ich proletaryzacja, przejście do poziomu osób sprzedających swoją siłę roboczą. Jednak chyba tylko najbardziej wulgarny materialista stwierdziłby, że osoba zmieniająca klasę od razu odrzuca sposób myślenia charakterystyczny dla swojej poprzedniej klasy.
Wydaje się, że sprawa jest zamknięta. Ale przecież to tylko opis zjawiska przejścia z «wyższej» klasy do «niższej»! Co z odwrotnym procesem? Co z intelektualistami?
Mówiąc konkretniej, jakie cechy muszą być dobrze rozwinięte w danej osobie, aby możliwy był dla niej skok z jednej klasy do drugiej1. Słowem, jaki jest tryb myślenia jednostki, która z jednej strony właśnie spadła ze szczebli kariery, bo została wykoszona oraz jednostki, która dopiero będzie się po nich pięła?
- Lęk i obrzydzenie skierowane na tych, którzy znajdują się w gorszej pozycji. Zastosowanie tego jest dwojakie – z jednej strony ludzie w gorszej pozycji przypominają tej osobie kim może się stać, z drugiej łechcą jej ego, bo nie jest już ona przedstawicielem motłochu. Jest kimś ponad nim.
- Karieryzm, który powoli staje się wymogiem, by móc w ogóle utrzymać się na swojej aktualnej pozycji. Jednocześnie jest on również wymuszany przez trzecią cechę:
- potrzebę niezależności, indywidualizm. Nie jest to zaskoczenie biorąc pod uwagę, że praca, która dostarcza większych zarobków jest często pracą bardziej indywidualną, w której człowiek nie jest jedynie trybikiem w maszynie.
W kontekście tego eseju powyższe punkty brzmią jak oskarżenia. Pragnę zapewnić, że tak nie jest z tego prostego powodu, że wszystkie trzy są po prostu niezbędne by piąć się w górę. Cecha pierwsza to swego rodzaju tarcza, która pozwala racjonalizować brak sukcesu u innych. Cecha druga to ustalenie sobie w życiu priorytetu maksymalizacji swojej własnej wartości (jakby było się towarem). Cecha trzecia pozwala wdrożyć się w tryb pracy właściwy dla osób niezwiązanych bezpośrednio z procesem produkcji. Chcę podkreślić: to nie są trzy przypadkowe cechy, to są cechy absolutnie niezbędne, można powiedzieć są to trzy «przykazania wiary» bez których nie tylko sukces (jako jednostki), ale samo istnienie gospodarki kapitalistycznej byłoby niemożliwe. Skoro to rozumiemy, przejdźmy do intelektualistów.
Zacznijmy od prostej sprawy, inteligencja to cała klasa społeczna skupiona wokół zawodu myślenia2, co oznacza, że z przyczyn niejako «naturalnych» cała ta klasa jest maksymalnie oddalona od bezpośredniego procesu produkcji i nie dzieli z klasą pracującą większości niedoli. A jednak, intelektualistów ciągnie do nauki emancypacyjnej klasy pracującej, prawdopodobnie dlatego, że ze względu na swoje wykształcenie są w stanie dogłębnie zrozumieć procesy historyczne rządzące kapitalizmem i rolę proletariatu.
To miłe, ale nie zmienia to faktu, że ta grupa społeczna nie «żyje po proletariacku», dlatego przenosi ona – gdy wchodzi w interakcję z proletariatem – cechy charakterystyczne dla własnej klasy. Jakie to cechy?
- Zadufanie w sobie oraz arogancja. To podejście jest w pełni zrozumiałe, w końcu intelektualiści przez to, że nie biorą bezpośredniego udziału w procesie produkcji, myślą w kategoriach «ja, ja», a co za tym idzie spoglądają z góry na osoby mniej wykształcone lub niedostatecznie zaznajomione z nauką marksizmu.
- Z poprzedniego punktu wynika kolejna cecha, czyli poczucie konieczności znalezienia się na pozycjach przywódczych. W końcu to oni mieli czas, aby zgłębić dzieła klasyków! To oni poznali teorię od podszewki! To oni są w stanie pisać artykuły i decydować o najlepszej strategii!
- Podejście ultra–«demokratyczne», biorące się z przekonania, że rolą proletariatu jest zaprowadzenie absolutnej wolności. Brakuje dyscypliny, czy może praktyki wykonawczej charakterystycznej dla zawodów bezpośrednio związanych z wytwórstwem. Jest to również powód dla którego intelektualistę ciągnie do różnorakich projektów to obiecujących jak np. squaty lub komuny.
- Sekciarstwo i dogmatyzm. Z jednej strony intelektualiści dobrze rozumieją, że w marksizmie jako nauce emancypacyjnej nie ma miejsca na «nieprogresywne» elementy. Z tego wnioskują – błędnie – że rolą mas pracujących jest dostosować się do ich światłych ideałów. Zapominają w tym, że właśnie takie podejście – alienujące od nich znaczną część osób pracujących – powoduje, że nic nie osiągną3. To zachowanie idzie głębiej, przez to, że intelektualista nie jest połączony z innymi ludźmi, nie jest w stanie nic osiągnąć, powoduje, że budzi się w nim znana nam odraza do «roboli». Zamyka się w książkach, staje się dogmatykiem, a to napędza jeszcze bardziej jego samoizolację. W końcu to on czytał klasyków! To on zna księgi od podszewki! To on zrealizuje swój ultra–«demokratyczny» projekt całkowitej wolności!
Udało się, wydobyliśmy cechy intelektualistów i cechy drobnomieszczańskie. Czy z tego powodu powinniśmy skreślić kompletnie zarówno intelektualistów jak i drobnomieszczan zdegradowanych do pozycji robotników? Nie, nie i jeszcze raz nie. Jak powiedział w latach 60. pewien Francuz, intelektualistom brakuje «instynktu» klasowego, który naturalnie posiada każdy robotnik. Jednocześnie jednak, o ile robotnikom łatwiej dotrzeć do pełnej świadomości klasowej, nie oznacza to, że trzeba spisywać intelektualistów na straty. Świadomość intelektualisty może być łatwo zrewolucjonizowana, jeśli tylko postawi się ją w odpowiednich warunkach. Mamy na to dość obfite dowody historyczne. Czy Marks i Engels nie byi «z dobrych domów»? A Lenin? Syn rosyjskiej klasy średniej. Podobnie z Mao. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Zarówno drobnomieszczanie, jak i intelektualiści, o ile może nie są elementami produktywnymi, o tyle ich rola we współczesnej gospodarce jest równie ważna i będzie musiała zostać prędzej czy później wykorzystana przez proletariat. W końcu rolą klasy pracującej jest pełne wykorzystanie dostępnych im sił wytwórczych, po to aby służyły całemu społeczeństwu, a nie tylko generowały zyski. Do zwiększenia wydajności (a tym samym skrócenia czasu pracy) niezbędny jest współczesne R&D obsadzane właśnie przez intelektualistów4.
Ale to nie koniec. Nie skończyliśmy jeszcze z cechami drobnomieszczan i intelektualistów. Jeśli przeczytasz je raz jeszcze, na pewno zauważysz, że obydwie te grupy są blisko ze sobą związane, czasami wręcz przechodzą jedna w drugą.
Okazało się, że rozważając dwie pozornie niezwiązane grupy odkryliśmy i zdefiniowaliśmy to, od czego wyszliśmy. Drobnomieszczański tryb myślenia. Czy istnieje inna powszechna nazwa na ten zestaw cech? Tak, liberalizm5. Nie powinno to dziwić czytelnika, wielokrotnie podkreślaliśmy, że skoro byt materialny kształtuje sposób myślenia, to zestaw cech idealnie przystosowany do poradzenia sobie w danym nam świecie musi być odbiciem idei klasy panującej.
Mieliśmy rozmawiać o przywileju, dlaczego do tej pory w tekście pojawiło się strasznie dużo oskarżeń, wręcz obelg, wobec liberałów, intelektualistów czy drobnomieszczan? A czy te cechy nie tłumaczą dlaczego osoby w lepszej sytuacji finansowej są często ślepe na własne warunki, racjonalizują je, mówią, że zwyczajnie się im należą? Czyżby ten tryb myślenia blokował u nich przejście na rozumowanie klasowe? Zauważenie wspólnego wroga? Zdecydowanie tak.
Ale co zrobić? Osoba taka jest głęboko zakorzeniona w takim, a nie innym trybie myślenia i zwyczajne wykazanie jej, że znajduje się na pozycji uprzywilejowanej jest niemożliwe ze względu na głęboki dysonans poznawczy. Olać? Poczekać aż przyjdzie sama, gdy warunki materialne dadzą jej w kość wlokąc za sobą ten zgniły tryb pracy? Coś nam umyka. Przy okazji droga osobo czytająca, czy nie zauważyłaś, że gdy omawiamy sobie i perorujemy o tych wszystkich «trybach myślenia», «przywilejach» itp., itd., to możemy odnieść to jedynie do osób na granicy pomiędzy jedną klasą, a drugą? Czy może zjawisko jest jednak o wiele szersze? Wspomniało mi się o nieomylnym «instynkcie klasowym» osób pracujących, ale gdzie on jest? Gdyby ten «instynkt» był w stanie zawsze i bez wyjątku rozwinąć się w świadomość klasową, nie byłoby sensu pisać o tym wszystkim. A jednak tak nie jest. To, co udało mi się wyłożyć w tym króciutkim eseju to nie jest żadna wiedza tajemna, klasy wyższe doskonale to wiedzą. Doskonale to rozumieją. Dlatego tak ważne jest dla nich absolutnie nie dopuścić, by instynkt przerodził się w świadomość. Dlatego osoby pracujące, mimo tego, że gdzieś w środku czują, że to się kupy nie trzyma, odpowiadają w sposób niemal odruchowy (np. przez edukację) o tym, że ciężką pracą osiągną awans społeczny i to oni będą w końcu posiadaczami. Pragną obiecanego im w umowie społecznej przywileju. Co począć?
Ratunek przychodzi z zewnątrz, wspominaliśmy przecież o «przywileju» jako relacji międzyklasowej. W takiej pozycji nie atakujemy konkretnej osoby, a jedynie pośrednio cechy które również posiada. Dla przykładu, czy faktem jest, że klasa posiadająca to karierowicze, którzy jak Mark Zuckerberg zwolnią pracowników przez własne błędy6? Tak, ale niekoniecznie wynika to (jak już ustaliliśmy wcześniej) ze złej cechy charakteru, ale jest niezbędnym wymogiem, by przetrwać w tym świecie. Jednocześnie – nie oszukujmy się – nie ma po co ich wybielać. To co robią, to jak wyzyskują to coś strasznego i plugawego, ale podkreślę raz jeszcze, to niekoniecznie potwory. Mieli okazję urodzić się w konkretnej klasie społecznej, w tym konkretnym systemie ekonomicznym, który wymaga od nich takich, a nie innych działań. Naszą rolą – osób pracujących – jest zmienić ten stan rzeczy, zatrzymać cykl wykorzystywania człowieka przez człowieka raz, a dobrze.
Mówiąc krótko, zawstydzanie osoby uprzywilejowanej (ale z tej samej klasy społecznej), która siedzi głęboko w niewłaściwym dla siebie trybie myślenia, nie jest żadną ścieżką. To sekciarstwo, przywoływane na samym początku tego eseju likwidatorstwo, które stara się pokazać «ale mu dojebałem» zamiast budować wspólne zrozumienie wewnątrzklasowe. I – smutno to stwierdzić – czy nie jest to też przykład myślenia drobnomieszczańskiego? Przez nas wszystkich ciągle przenika kultura klasy rządzącej, oddychamy nią. Fakt, że wydaje się nam, że tak nie jest jest tylko kolejnym błędem.
Co poradzić? Wychodzi na to, że ścieżką jest konkretna praca – aktywizacja w codziennych bojach klasy pracującej – połączona nie tylko z krytyką, ale też samokrytyką za błędy wynikające z drobnomieszczańskiego trybu myślenia.
Przypisy:
1Dla zaznajomionych z marksizmem może to brzmieć dość dziwnie, bo to w końcu klasa określa tryb myślenia, ale musimy pamiętać, że to prawo «działa» tylko w skali klas/grup. W przypadku jednostki jednak muszą zaistnieć jakieś predyspozycje, aby zmienić swoją klasę społeczną.
2Pisaliśmy o tym w naszym tekście «O inteligencji». https://instytut-marksa.org/o-inteligencji/
3Nie oznacza to, że należy tolerować fakt, że w naszych szeregach jest osoba rasistowska lub homofobiczna. Należy jednak zwracać szczególną uwagę, że podejście tej osoby jest ukształtowane nie przez jej złą wolę, ale stanowi warstwę fałszywej świadomości, którą próbuje ona sobie wyjaśnić dlatego system nie działa tak jak trzeba.
4Por: Aleksiej Razłacki «Drugi Manifest Komunistyczny». https://instytut-marksa.org/wp-content/uploads/2022/10/razlacki_drugi_manifest.pdf
5Aż kusi aby zacząć wyliczać jak liberałowie, którzy początek swój mieli w rewolucji francuskiej wielokrotnie zdradzili swoje ideały. Ale to temat na osobną opowieść, szerzej o drobnomieszczaństwie jako klasie w książce M. Ossowskiej «Moralność Drobnomieszczańska».
6«Mark Zuckerberg przeprasza po tym jak Meta wyrzuca z pracy 11 tys. pracowników» https://www.hindustantimes.com/technology/mark-zuckerberg-s-meta-to-fire-over-11-000-employees-this-year-report-101667992653562.html