
17.01.2023 – Optymizm europejskich burżuazyjnych ekonomistów wobec spodziewanej recesji 2023
Burżuazja potężnych gospodarek imperialistycznych próbuje zagwarantować sobie miękkie lądowanie w obliczu spodziewanej recesji 2023 roku.
Przewidywania ekonomistów, to przewidywania inteligencji służącej interesom klasowym burżuazji.
Po pierwsze, jak to przewidywania – mogą się spełnić albo nie. O niskiej pewności wobec prognoz świadczyć może sam fakt ankiety Reutersa, w której ekonomiści mieli różne opinie na temat przyszłości. Czemu zamiast tego nie spytali się po prostu środowiska ekonomicznego o jednomyślny głos, na podstawie naukowych danych i statystyk? Bo mamy tu do czynienia jedynie z opiniami na temat przyszłości – i ekonomiści oczywiście sami nie wiedzą jak będzie. Sam światowy kapitalizm jest bardzo kruchy – kraje imperialistyczne są współzależne od siebie, co potwierdza fakt iż COVID w Chinach, czy wojna w Ukrainie była w stanie wpłynąć tak naprawdę na cały świat. Nowa pandemia lub wojna to coś, co – jak wiadomo – nie jest do przewidzenia. Każda opinia ankietowanego ekonomisty burżuazyjnego jest tak naprawdę jego osobistym wrażeniem, na podstawie własnej wiedzy, własnej interpretacji/wyznawanej wersji ekonomii burżuazyjnej (mamy neokeynsistów, mamy monetarystów, są również szkoły heterodoksyjne itp.). Wrażeniem, które wychodzi od założenia, że nie będziemy mieli kolejnych „incydentów” takich jak nowy konflikt. O co może być ciężko, jako że państwa imperialistyczne szukają sobie nowych rynków zbytu – możemy spodziewać się, niestety, prób nowego podziału świata, przynajmniej w lokalnej skali. Lokalna skala nie jest tu pocieszeniem, co pokazuje „lokalny” konflikt w Ukrainie, między imperializmem rosyjskim a blokiem zachodnich państw imperialistycznych.
Po drugie, kiedy ekonomiści (burżuazyjna inteligencja) mówią o „optymistycznych perspektywach na gospodarkę” czy „pozytywnych nastrojach inwestorów”,mówią o polepszeniu warunków do akumulacji kapitału przez burżuazję, a nie wzroście twojej stopy życiowej – osobo pracująca. Gospodarka kapitalistyczna – jak każdy system ekonomiczny – jest zorganizowany wokół interesu rządzącym nim klasy, w przypadku kapitalizmu – burżuazji. Na jej wzroście korzystają głównie kapitaliści, pracownicy jedynie pośrednio – i to tylko o tyle, o ile jest to w interesie burżujów. Na jej kryzysie cierpią w pierwszej kolejności pracownicy, gdyż kapitaliści koszta kryzysu przenoszą właśnie na pracowników. Kapitalista posiadający firmę w kryzysie obniża wynagrodzenia, zwalnia część załogi, przerzucając jej obowiązki na resztę towarzyszy niedoli – zwiększa więc stopę wyzysku by w sytuacji kryzysu zabezpieczyć swój własny zysk. W makroskali, całego kraju, odbywa się to np. przez politykę cięć budżetowych (państwo ogranicza wydatki na oświatę, służbę zdrowia, obniżając ich jakość, obniżając wydatki pracowników administracji itp.), cięciu wydatków socjalnych. Oszczędzając na pracownikach, państwo kapitalistyczne (narzędzie ucisku klasowego burżujów nad reszta klas – w tym drobnych burżujów/przedsiębiorców) jednocześnie nie oszczędza na dotacjach rządowych lub/i ulgach podatkowych dla „strategicznych przedsiębiorstw” („Wskaźnik ZEW przeczy pesymistycznym oczekiwaniom, ponieważ wsparcie fiskalne […] równoważy efekt wojny w Ukrainie”). Co to znaczy?
Otóż w erze imperializmu (kapitalizmu monopolistycznego) burżuazja danego kraju jest sprzężona ściśle z aparatem państwowym, który bezpośrednio realizuje interesy najpotężniejszych kapitalistów na rynku (zwykle monopolistów).
Przykładem takiego działania jest regresywny system podatkowy w naszym kraju ( państwo polskie utrzymywane jest przez procentowo bardziej opodatkowane niższe klasy, szczególnie najmniej zarabiających pracowników najemnych, podatek liniowy jest tym mniej „odczuwalny” im większe są dochody przedsiębiorcy, a wysoko dochodowe przedsiębiorstwa są opodatkowane stosunkowo nisko).
Innym przykładem są dotacje rządowe w dobie kryzysu. Państwo wypłaca subsydia (bezzwrotne świadczenie udzielane beneficjentowi, podlegające szczególnym zasadom rozliczania, które przekazywane jest ze środków publicznych na realizację zadań publicznych albo INNEJ DZIAŁALNOŚCI, KTÓREJ DZIAŁANIE UWAŻA SIĘ ZA CELOWE) „strategicznym przedsiębiorstwom” (czyli najpotężniejszym kapitalistom sprzężonym z państwem). W Polsce przykładowo mogliśmy to podziwiać w postaci Tarczy Antykryzysowej bądź w bardziej bezczelny sposób – w postaci dotacji od państwa dla firm powiązanych z Danielem Obajtkiem (https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/miliony-od-panstwa-dla-firm-powiazanych-z-danielem-obajtkiem/5n1f6gw) .
Odmiennym, działającym tak samo narzędziem są ulgi podatkowe – gdzie państwo w dobie kryzysu oprócz lub/i zamiast wypłacać dotacje po prostu zwalnia przedsiębiorstwa z części podatków, co stanowi zwiększenie ich dochodów.
Wreszcie, w dobie kapitalizmu monopolistycznego nie mamy już od dekad do czynienia z klasycznym, kapitalistycznym cyklem kryzysów (Fot.1 – źródło: Willi Dickhut, Crises and Class Struggle) – 1.trend wzrostowy, 2.kryzys, 3.stagnacja, 4.ożywienie gospodarcze.

Zamiast tego mamy następujący cykl (Fot.2 – źródło: Willi Dickhut, Crises and Class Struggle) – odpowiednio 1.fluktuująca stagnacja, 2.kryzys, 3.depresja gospodarcza, 4. ożywienie gospodarcze, fazom tym towarzyszy ogólny bardzo powolny, delikatny wzrost.

Niezależnie od przewidywań ekonomistów, gospodarka w długiej perspektywie będzie odbijać się od kryzysu do stagflacji. Dalszy rozwój społecznych sił wytwórczych jest tłamszony przez stosunki produkcji kapitalizmu monopolistycznego. Dopóki zysk z pracy całego społeczeństwa jest zagarniany przez kapitalistów, pogarszając tym samym sytuację większości tego społeczeństwa, społeczeństwo to zwyczajnie nie może rozwinąć się naprzód. Tylko kiedy produkty pracy całego społeczeństwa będą służyły polepszaniu bytu klas pracujących (które czy chcą czy nie chcą tego kapitaliści zawsze będą głównym motorem gospodarki, jako jednocześnie wytwórcy i konsumenci) – dopiero wtedy społeczne siły wytwórcze będą szły naprzód.
Póki co, strategią EBC na walkę z inflacją – podobnie jak naszego krajowego banku centralnego NBP – jest podnoszenie stóp procentowych.
„zwiększanie oprocentowania kredytów wydaje się działaniem szkodliwym ze społecznego punktu widzenia. W rzeczywistości jednak takie działanie jest konieczne, jeśli chodzi o walkę z inflacją. Zniechęca ono konsumentów do napędzania popytu poprzez zakupy „na kredyt”, co powinno przełożyć się na powstrzymanie tempa wzrostu cen przez sprzedawców. Podwyższanie stóp procentowych przyczynia się do „schłodzenia” gospodarki i powolnego powrotu do stanu sprzed wysokiej inflacji.”(https://wspieramrozwoj.pl/artykul/244/podwyzki-stop-procentowych-a-inflacja).
W tym dość precyzyjnie nakreślonym wytłumaczeniu ww. strategii chodzi przede wszystkim o spadek popytu na towary (spadek ilości towarów jaką może kupić przeciętny konsument). Pamiętajmy, że z kredytów korzystają przede wszystkim kapitaliści, i pewna część klas pracujących (które biednieją przez wrastające raty kredytów np. hipotecznych). Kapitaliści mogą w tym scenariuszu wyjść na swoje, ponieważ w reakcji na podniesienie stóp procentowych mogą windować ceny, klasy pracujące natomiast będą biednieć – jako że ceny energii i produktów codziennego spożycia rosną, a zatrudniający ich kapitaliści chroniąc własny zysk nie podnoszą wynagrodzeń zatrudnianych przez siebie pracowników. Dlatego też, popyt i konsumpcja spada – jako że spada siła nabywcza pracującej większości społeczeństwa. Natomiast kapitaliści są w stanie przetrwać bez szwanku, oczywiście poza najmniejszymi z nich, którzy mogą zbankrutować i spaść do pozycji pracownika.
Z zainteresowaniem obserwujemy sytuację w roku 2023. Czas pokaże na ile przewidywania burżuazyjnych ekonomistów okażą się trafione, i – co dla nas istotne – jaki będzie to miało wpływ na byt klas pracujących.
Źródło danych: https://www.ft.com/content/e20fda96-5b64-47fe-944f-0c09e0035ba7
19.01.2023 – Strajki we Francji przeciwko przedłużeniu wieku emerytalnego
Tymczasem we Francji powody do radości – pomysł Macrona, by wydłużyć o dwa lata wiek emerytalny spotkał się ze słusznym oporem pracowników. Ostatni, bardziej ambitny plan reform emerytalnych z 2019 roku, również spotkał się z oporem pracowników i został zaniechany z powodu pandemii. Odkąd prezydent Mitterand obniżył wiek emerytalny do 60 lat, francuskie klasy pracujące reagują oporem na jakiekolwiek próby jego podwyższenia.
Związkowcy różnych branż – w tym między innymi pracownicy metra, kolei, lotnisk, promów, a także pracownicy szkół, strajkowali dziś w całej Francji – a także protestowali na Place de la République w Paryżu na marszu prowadzonym przez związki zawodowe.
Jako że rząd planuje pracę nad ustawą i wprowadzenie jej w życie do końca marca, również i pracownicy nie zamierzają poprzestać na dzisiejszych protestach i strajkach. Wypowiedzi przypadkowych pracowników świadczą o silnie rozwiniętej wśród francuskich klas pracujących świadomości związkowej. „Masz rosnącą inflację, ludzie czują się [pod presją] z powodu cen energii, a na dodatek podnosisz wiek emerytalny – to wybuchowa kombinacja”. „Jeśli dziś podniesiemy wiek emerytalny do 64 lat, jakie mamy gwarancje, że za kilka lat nie zostanie on podniesiony jeszcze wyżej?”.
Inteligencja burżuazyjna, związana z ekonomią i administracją państwa najbardziej – słusznie zresztą – obawia się strajków robotników przemysłowych związanych z energetyką – elektrowniami i rafineriami benzynowymi. To właśnie robotnicy fizyczni są najbardziej dotykani przez wydłużający się wiek emerytalny, jako że bardziej od pracowników umysłowych narażeni są na problemy zdrowotne już przed emeryturą.
Oczywiście, budżet państwa nie jest z gumy (w przypadku Francji między innymi przez walutę Euro, a więc nie własną, generowaną przez suwerenny bank centralny). Pokrywa on wydatki zarówno na świadczenia obecnych emerytów (finansowanych przez obecnych pracowników), wynagrodzenia pracowników sektora publicznego, jak i również zbędne wydatki na bezpośrednio związaną z zarządzaniem państwa warstwą burżuazji (142 000 euro rocznie na „ledwo mogącego związać koniec z końcem Macrona”, którego jawny majątek jest wyceniany różnie – od setek tysięcy do dziesiątek milionów dolarów https://www.express.co.uk/life-style/life/847655/Emmanuel-Macron-news-president-net-worth, https://en.as.com/latest_news/how-much-does-macron-earn-as-president-of-the-france-and-what-is-his-salary-n/).
Celowo nazywamy to „ zbędnymi wydatkami” jako, że burżuazja jako klasa jest już obecnie zbędna do funkcjonowania gospodarki. Rzekomo wybitni geniusze nie pełnią żadnej roli „przewodniej”, jako że do zarządzania swoimi przedsiębiorstwami oddelegowują niższe od siebie klasy, od średniej i drobnej burżuazji na stanowiskach kierowniczych, po pracującą inteligencję na stołkach techników i administracji. Wybryki Musk’a związane z Twitterem, spadające akcje, tracony przez niego majątek, zadłużenie przedsiębiorstwa pokazało, że masowe zwolnienia odpowiedzialnych za wyżej wymienione zadania są najlepszym przykładem na poparcie tej tezy.
Odpowiedzią socjalistyczną na utrzymanie rentowności jest oczywiście dyktatura proletariatu – i pozbycie się burżuazji z rachuby. Odpowiedzią socjaldemokratyczną byłoby – jak wymieniło FT – podniesienie podatków, w najlepszym scenariuszu właśnie najbogatszym warstwom społeczeństwa. Biorąc jednak pod uwagę fikołki burżujów by tego uniknąć (chociażby Amazon na naszym europejskim poletku), ilość środków jakimi dysponują by za pomocą sztabu prawników unikać/minimalizować konsekwencję, wreszcie dodatki jakie oprócz pensji otrzymuje chociażby sam Macron – śmiało można rzec, że na dłuższą metę to i tak klasy pracujące, chociażby ze względu na swą liczebność, w głównej mierze utrzymują nawet tak progresywny system.
Ponadto, nie zapominajmy, że nawet w najbardziej progresywnym podatkowo państwie, burżuazja posiada swoich klasowych sojuszników przy sterach państwa – którzy będą rządzić w interesie własnej klasy. Możemy się raz jeszcze powołać na Macrona, który nazywany jest „prezydentem bogaczy”, na którego koncie znajduje się między innymi zlikwidowanie podatku od majątku (wprowadzonego przez socjalistów w latach 80-tych, która była nakładana na osoby z majątkiem powyżej 1,3 mln euro) zastępując go podatkiem od nieruchomości – dzięki czemu jachty, prywatne odrzutowce, konie wyścigowe, samochody wyścigowe, sztabki złota, biżuterie czy futra nie są już opodatkowane.
Miło jest widzieć, jak we Francji nawet najmniejsze próby wystąpienia przeciwko prawom pracowniczym – a takową (nie najmniejszą oczywiście) jest wydłużenie wieku emerytalnego, skutkuje natychmiastową odpowiedzią pracowników. My, osoby z klas pracujących w Polsce, powinniśmy zainspirować się w tej kwestii naszymi siostrami i braćmi klasowymi z Francji.
Źródło danych: https://www.ft.com/content/71b09437-af27-44fe-8307-caf20ade7a7b
23.01.2023 – słów kilka o towarach luksusowych
Nie ukrywamy, czytając dziś FT byliśmy zaskoczeni podjęciem przez autorów jednego artykułu tematyki – poniekąd, bo nieświadomie – klasowej. Poniekąd, bo oczywiście ogólnie o klasie (choć w tym przypadku ewidentnie chodzi o burżuazję, a przynajmniej o średnią burżuazję) oprócz statusu majątkowego decyduje pozycja w społecznych stosunkach produkcji. Nieświadomie, bo trudno posądzać FT o zainteresowanie marksizmem bądź lewicową myślą polityczną w ogóle.
Ale do rzeczy.
Być może zmierzamy w kierunku globalnej recesji, ale jest jedna grupa ludzi, którzy nie mogą przestać wydawać – najbogatsi na świecie. Podczas gdy sprzedaż detaliczna ogólnie spada, a giełda spadła w zeszłym roku o 20 procent, wydatki na dobra luksusowe i spożycie wzrosły w 2022 roku mniej więcej o taką samą kwotę, ponieważ bogacze uwolnili swoje zwierzęce instynkty.
Autorzy z mainstreamowej platformy – i to nie byle jakiej, bo Financial Times, pisma skierowanego do tzw. „elit” podejmującego tematy ekonomiczne, i to z perspektywy jawnie pro-burżuazyjnej – zauważyli uprzywilejowanie, a co najmniej odporność, górnej warstwy społeczeństwa na kryzysy kapitalizmu. Oczywiście burżuazja nazywana jest tu „bogaczami” czy „bogatymi”, a słowa kapitalizm nie wymieniono ani razu.
Nie raz i nie dwa pisaliśmy coś, co jest oczywiste – że kapitalizm jest systemem skrojonym pod interes rządzącej w nim klasy kapitalistów. Jej miejsce w systemie klasowym, stosunkach produkcji i stosunkach własności jest podstawą istnienia nie tylko ustroju prawnego i ekonomicznego, ale również ogółu instytucji państwowych w różnych krajach, a także ideologii i panującej narracji w mediach, takich jak FT.
Nawet autorzy platformy reprezentującą panującą, burżuazyjną ideologię, nie mogą dłużej udawać, że nie dostrzegają gigantycznej wręcz przepaści między większością społeczeństwa – wyzyskiwanymi klasami – a klasą rządzącą.
Na początek, zeszłoroczny boom na rynku o wartości 1,38 trylionów euro był napędzany niemal w całości przez pokolenie Z i Y, którzy zdominowali rynek dóbr osobistych (w tym luksusowych ubrań, torebek, biżuterii itp.). „Wydatki pokolenia Z, a nawet młodszego pokolenia Alpha, będą rosły trzy razy szybciej niż innych pokoleń – aż do 2030 roku” – podaje Bain. Tyle jeśli chodzi o obawy młodego pokolenia, dotyczące materializmu [w sensie potocznym – przyp. tłum] ich poprzedników.
Co więcej, ten luksusowy boom nie był napędzany przez Chiny, które przez większość ubiegłego roku były zamknięte, ale przez Stany Zjednoczone, które przewodziły temu rynkowi. W samym USA to Nowy Jork podwoił swój status luksusowej stolicy świata. Pomimo tego, że Wall Street i Dolina Krzemowa przenoszą się do takich miejsc jak Miami, LA czy Austin, to „Wielkie Jabłko” [Nowy York] wciąż jest miejscem, do którego ludzie udają się, by wydać duże pieniądze na takie rzeczy jak biżuteria, zegarki, torebki i luksusowa turystyka. (Nie musisz patrzeć dalej niż na otwarcie opulentnego nowego Aman New York, gdzie ceny pokoi mogą osiągnąć 15 000 dolarów za noc).
„OK, więc rynek jest w dołku – może jeśli mam biuro rodzinne, to czeki, które wysyłam w danym miesiącu będą na 80 tys. dolarów zamiast 100 tys. dolarów” – mówi Pedraza, który analizuje branżę dóbr i usług premium. Ale wiele rodzin nie mrugnęło okiem, mówi. „Tam jest wciąż dużo bogactwa”.
Jako pokolenie Y rozumiemy osoby urodzone między rokiem 1981 i 1994/6, pokolenie Z – osoby urodzone między połową lat 90 (niech będzie 1994/6) a ok. 2010 rokiem. Samo pokolenie Z to potomkowie pokolenia X (1965-1980), a pokolenie Y – pokolenia Baby Boomers (1946-1964). Mozna więc powiedzieć, że rynek dóbr osobistych był zdominowany przez potomków dzisiejszych 77 – 43 latków, czyli ludzi na tyle dojrzałych, by być dzisiejszą burżuazją w skali globalnej. Nie jest to zaskakujące, jako że potomkowie burżuazji sami oczywiście zajmują tożsamą pozycję klasową, upowazniającą do wydawania pieniędzy na towary luksusowe. Dla przykładu, Jeffa Bezosa umieścilibyśmy na przełomie pokolenia X i Baby Boomers, Mark Zuckerberg jest przedstawicielem pokolenia Y, Elon Musk jest przedstawicielem pokolenia X, Bernard Arnault jest z pokolenia baby boomer. Czy kogokolwiek zaskoczyłoby, że w czołówce kupców towarów luksusowych znajdują się ludzie pokroju Marka Zuckerberga, oraz potomkowie jednych z najbogatszych burżujów – Muska, Bezosa czy Arnault’a. Myślimy, że nikogo nie zaskoczyłoby również, że jeden z czołowych imperialistów USA oraz jedna z jego metropolii – Nowy York – przewodniczyły pościgowi za luksusem.
(https://en.wikipedia.org/wiki/Generation_X, https://study.com/learn/lesson/generation-y-characteristics-personality.html, https://en.wikipedia.org/wiki/Generation_Z, https://en.wikipedia.org/wiki/Baby_boomers)
A bogaci ludzie mają więcej czasu, w którym mogą wydawać swoje pieniądze, ponieważ obecnie żyją mniej więcej o dekadę dłużej niżosobyo niskich dochodach, dzięki lepszej opiece zdrowotnej, diecie, odżywianiu i odpoczynkowi. Pedraza uważa, że wyobrażenie o bogatych jako pracoholikach jest mitem. Dla nich, mówi, „to sprint, a nie maraton. Może ciężko pracują, aby zamknąć transakcję, a potem jadą na długie wakacje.” Szacuje, że osoby UHNW, z którymi przeprowadza wywiady, regularnie pracują około sześciu godzin dziennie, „więc są mniej zestresowane.”
Tak samo nie zaskakuje, że odpoczynek, czy zdrowa żywność, są lub stają się coraz bardziej luksusowe. Przy takich warunkach oczywiście osoby z klas wyzyskiwanych stają przed nie lada wyzywaniem chcąc dożyć sędziwego wieku lub chcąc prowadzić bardziej zdrowy styl życia. Żeby się o tym przekonać wystarczy spojrzeć na różnice cen między żywnością, a żywnością „BIO” w sklepach, czy różnice cen między żywnością w supermarketach a w sklepach z żywnością „ekologiczną”. Co do odpoczynku – praca 6 godzin dziennie (czyli 30g tygodniowo przy 5-dniowym dniu pracy) a to zdecydowanie mniej niż średnia UE (36.2 h) czy najkrótszy średni dzieńpracy (Szwecja 35.4h). (https://poradnikhr.blog/2022/07/11/czterodniowy-tydzien-pracy-czy-to-ma-szanse-dzialac-w-polsce/) W czołówce rankingu UE długości dnia pracy znajduje się oczywiscie Polska, Rumunia i Grecja. I oczywiście jest to średnia – są więc osoby pracujące więcej i mniej, do tego dochodzi sama metodologia badania, liczba ludności danego kraju, oparcie na „oficjalnych” czy realnych danych itp. W Polsce, teoretyczny maksymalny czas pracy powinien wynosić 40h – skoro średnia wynosi 39.7h, można rzec że istnieje spora ilość osób, które oficjalnie pracują więcej. Oczywiście, oprócz samej długości dnia pracy, mówimy o zdrowym odżywianiu, ilości stresu (którą pracownik ma zdecydowanie więcej niż burżuj z wyższym statutem majątkowym), oraz dostępie do opieki zdrowotnej
Bogaci nie tylko żyją dłużej, ale jest ich więcej niż kiedyś, ze względu na ciągły wzrost klasy posiadaczy aktywów w krajach rozwijających się. A po pół wieku turbodoładowanego wzrostu jest też więcej bogactwa wewnątrzpokoleniowego, zauważa partner Bain Claudia D’Arpizio. „Mamy teraz pięć pokoleń” luksusowych konsumentów kupujących marki takie jak Vuitton, Hermès czy Chanel, z którymi dosłownie dorastali.
Tutaj również dyskusyjna jest metodologia badania. W końcu liczba ludności świata też wzrasta. Czy „wzrost klasy posiadaczy aktywów w krajach rozwijających się” to to samo co wzrost liczebności burżuazji? Bardzo wątpliwe. Do aktywów zalicza się szeroki wachlarz własności, od papierów wartościowych, poprzez grunty i nieruchomości, skończywszy na inwestycjach długoterminowych. W myśl definicji nakreślonej przez autorów, polski pracownik, posiadający na własność mieszkanie w bloku również jest posiadaczem aktywów.
To właśnie takie marki radzą sobie najlepiej w ostatnim czasie. Udało im się to dzięki temu, że pozostały niezwykle ekskluzywne, a nie próbowały odwoływać się do większej, ale bardziej wrażliwej ekonomicznie części rynku – niższych 80 procent konsumentów. „Ich celem jest mentalność, a nie demografia”, mówi Pedraza. A ten sposób myślenia to „Babciu (lub prababciu), czy mogę pożyczyć tę torbę Kelly?”.
Oczywiście, marki takie jak Louis Vitton czy Rolex nie mają możliwości nawet udawać że odwołują się do tzw. „niższych 80% konsumentów”. Jak pokazują ostatnie dekady, marki te doskonale radzą sobie zresztą bez tego. Bardzo ciekawe jest zdanie „Ich celem jest mentalność nie demografia”. Bo choć oczywiście, produkty luksusowych marek są poza zasięgiem osób z klas pracujących, to nie przeszkadza w mediach burżuazyjnych reklamować w filmach, serialach, telewizji, prasie czy internecie (https://businessinsider.com.pl/biznes/media/rynek-reklamy-produktow-luksusowych/zvkkc6b) – choć, jak sami przyznają autorzy, marki te nie odwołują się do 80% konsumentów.
W ten sposób dochodzimy do kolejnej przyczyny luksusowego boomu – rozwoju rynku wtórnego. Wysokiej klasy dostawcy vintage są wszechobecni w miastach, w których mieszkają klienci i miejscach, w których spędzają wakacje. Istnieją również masowe sklepy internetowe, takie jak The RealReal, które oferują możliwość odsprzedaży używanych ubrań lub biżuterii.
Jedną z najciekawszych różnic pomiędzy boomem luksusowym po upadku komunizmu a rynkiem po 2008 roku jest to, że tym razem nie ma obaw o nadmierną konsumpcję. Być może jest to kac po erze Trumpa pt. „chciwość jest dobra”. A może odzwierciedla to różne reakcje polityczne na poszczególne kryzysy. Po globalnym kryzysie finansowym rządy ratowały firmy. Po pandemii amerykańscy konsumenci dostali 2 biliony dolarów stymulacji. Widać, że je wydali.
Czy to się utrzyma? Podejrzewam, że w miarę jak inflacja (która w 2022 r. powiększyła także rynek dóbr luksusowych poprzez wzrost cen towarów [dzięki czemu towary, które wcześniej nie były luksusowe, stały się takowymi z definicji – przyp. tłum]) zacznie dawać się we znaki, odpadnie dolne 80 proc. konsumentów dóbr luksusowych. Mogą oni być skłonni kupić raz w roku bransoletkę Chanel lub szalik Hermès, ale mają też długi, które stają się coraz bardziej kosztowne.
Jeśli chodzi o najbogatszych na świecie, ich pieniądze – i ich styl życia – naprawdę wydają się odzwierciedlać nową pozłacaną erę. Nie mogę przestać się zastanawiać, kiedy i jak to wszystko się skończy.
Pozłacaną erę? Dla burżuazji cała historia od początku istnienia kapitalizmu jest pozłacaną erą, w porównaniu do całości społeczeństwa. Według prognoz ubóstwo na świecie będzie się powiększać (nawet Bank Światowy w swych bardzo stronniczych przewidywaniach przyznaje spowolnienie w redukcji ubóstwa https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/10/06/bank-swiatowy-do-2030-r-prawie-600-mln-ludzi-zmagac-sie-bedzie-ze-skrajnym-ubostwem/ ) , na skutek nakładających się na siebie kryzysów (inflacyjny, wojenny, pandemiczny) – z czego zarówno inflacyjny (ekonomia kapitalizmu w ogólności), jak i wojenny (próby ponownego podziału świata przez imperialistów) oraz pandemiczny (dostępność do służby zdrowia malejąca wraz z przesuwaniem się niżej hierarchii kapitalistycznej można zaliczyć jako kryzysy przynajmniej spowinowacone z kapitalizmem. (https://www.forbes.pl/gospodarka/kryzys-goni-kryzys-ubostwo-na-swiecie-bedzie-sie-powiekszac/jspr1c1).
[…]kiedy i jak to wszystko się skończy ?
Nam przyznaje skwitować jednym – skończy się końcem kapitalizmu albo końcem ludzkości.
Źródło danych i cytatów: https://www.ft.com/content/3e30a1b4-6838-493e-8ad8-a0387f58a272
25.01.2023 – Korupcja wśród ukraińskich burżujów
Tym razem informację zza naszej wschodniej granicy. Polska i zagraniczna prasa donosi o rzekomej walce z korupcją, prowadzoną przez Zełenskiego, wśród wysoko postawionych urzędników państwowych.
Akcja jest w toku, informacje pochodzą z ostatnich 1-2 dni – dlatego ciężko jest wysnuwać wnioski oparte na dowodach. Zwykle w naszych analizach opieramy się na informacjach z ostatnich tygodni, miesięcy. Tym razem, w odmiennej sytuacji, staramy się znaleźć dostępne w tej chwili, istotne informacje i zadać niewygodne pytania.
Czy wobec dymisjonowanych urzędników podejrzanych o korupcję zastosowano jakiekolwiek sankcje prawne, w postaci np. pozbawienia wolności, konfiskaty majątku (tak jak kraje zachodnie konfiskują majątki rosyjskich burżujów)?
„Pierwszy poprosił o zwolnienie wiceszef Kancelarii Prezydenta Kyryło Tymoszenko. W zeszłym roku był przedmiotem śledztwa w sprawie używania luksusowych samochodów. Był też wśród urzędników powiązanych ze sprzeniewierzeniem pomocy humanitarnej o wartości 7 mln dolarów przeznaczonej dla Zaporoża. „ […] „Posadę stracił Wasyl Łozyński, wiceminister infrastruktury. Szefresortu Ołeksandr Kubrakow mówił, że Łożyńskiego zwolniono po tym, jak agencja antykorupcyjna zatrzymała go, gdy odbierał łapówkę w wysokości 400 tys. dolarów. W oświadczeniu Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy opisano go jako członka zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się defraudacją środków budżetowych„ (https://gazetalubuska.pl/czystki-wsrod-ukrainskich-wladz-po-wykrytych-przypadkach-korupcji-wielu-juz-rezygnuje-z-posady/ar/c1-17230387)
Czy Tymoszenko i Łozyński zostaną umieszczeni w więzieniu? Czy zostaną wobec nich wyciągnięte takie same konsekwencje prawne jakie byłyby wyciągnięte wobec większości społeczeństwa?
Oczywiście – należy zaznaczyć – że osoby z klas pracujących nie mają możliwości znaleźć się na tak „zaszczytnych” stanowiskach. W sferze zarządzania państwem mogą znaleźć się wyłącznie burżuje – by objąć stanowisko państwowe w ramach demokracji burżuazyjnej, musisz być wybrany – a do tego potrzebujesz zarówno przynajmniej przychylności klasy panującej, jak i ogromnego kapitału – by móc prowadzić kampanię wyborczą, by móc pokazywać się w mediach, by móc w nich promować swoją osobę. Wizja, że przecież „każdy kto chce” obywatel kraju, spełniający wymogi formalne (typu wiek) może startować, jest dosć utopijna – oczywiście, formalnie może, w praktyce ma nikłe szanse powodzenia. Zadajmy sobie pytanie, niezwiązane klasowo z powyższym wywodem – ilu polityków, startujących jako „bezpartyjni”, znacie w obecnym establishmencie III RP?
„Państwowe Biuro Śledcze 16 stycznia informowało o ponad 70 rewizjach i kilku zatrzymaniach związanych z aferą rozkradania przeznaczonej dla armii żywności. Jedna z firm w obwodzie dniepropietrowskim, która była dostawcą żywności do 45 jednostek wojskowych. celowo zaniżała ilość dostarczanych produktów, a resztę sprzedawała na rynku komercyjnym. Podczas rewizji służby znalazły 30 tys. ukrytych konserw, przygotowanych do „powtórnej sprzedaży”. „ […] Kolejny polityk z obozu prezydenckiego w poniedziałek został bohaterem śledztwa portalu Ukraińska Prawda. Dziennikarze ustalili, że wiceszef rządzącej frakcji Sługa Narodu Pawło Halimon w czasie wojny nabył luksusową posiadłość na peczerskim wzgórzu Kijowa, tuż przy centrum stolicy. Autorzy materiału twierdzą, że nieruchomość 39-latka formalnie należy do jego koleżanki. «
– Ze względów bezpieczeństwa z przestrzeni publicznej zostały usunięte deklaracje elektroniczne. I dlatego teraz, kto ile ukradł, wybaczcie, zarobił czy nabył, oficjalnie będzie można sprawdzić nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak» – pisze Ukraińska Prawda. Kilka godzin po publikacji Arachamia poinformował, że Halimon straci stanowisko we frakcji. Nie będzie też stał na czele Sługi Narodu w obwodzie czernihowskim. […] W listopadzie NABU rozpoczęło poszukiwanie listem gończym deputowanego „Batkiwszczyny” Mychajła Wołynca. Nie zadeklarował samochodu. W styczniu list gończy wystawiono za Marharytą Szol, deputowaną Sługi Narodu, również z powodu nieprawidłowości podatkowych.(Źródło:https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art37828431-jedni-walcza-za-ukraine-inni-kradna-korupcja-w-czasach-wojny-czesto-nawet-rozkwita)
„W stanie wojennym urzędnicy państwowi mogą podróżować poza Ukrainę tylko w celach służbowych” […] „Symonenko został zmuszony do rezygnacji po tym, gdy media opisały jego wakacje w Hiszpanii. Prokurator pojechał do Marbelli na 10 dni, aby świętować Nowy Rok z rodziną, korzystając z samochodu lwowskiego biznesmena i posła Hryhorija Kozłowskiego, a towarzyszył mu ochroniarz Kozłowskiego „ […] „odwołanie
wiceministra infrastruktury Wasyla Łozynskiegow związku z informacjami o przyjęciu przez niego łapówki. „ (Źródło:https://wiadomosci.onet.pl/swiat/seria-dymisji-na-wysokim-szczeblu-w-ukrainie-zelenski-zapowiedzial-walke-z-korupcja/he9zj1l)
Czy zastosowane sankcje prawne są dla ukraińskich burżujów takie same, jak byłyby dla osób z klas pracujących? Dla elit odwołanie ze stanowiska, zmuszenie do rezygnacji za jawne złamanie prawa – np. wyjazd za granicę na wakacje w czasie wojny i przyjęcie łapówki. Co państwo ukraińskie wyciąga wobec osób z innych (niższych niż burżuazja) klas – uciekających przed imperialistyczną wojną mężczyzn? Czy z taką samą pobłażliwością traktuje łapówki wśród niższych niż burżuazja klas?
„Ukraińska SBU miała zatrzymać pod koniec maja grupę pograniczników, którzy za łapówki od 3 do 5 tys. dolarów, przyjmowane na przejściach granicznych, pozwalali wyjechać obywatelom objętym zakazem opuszczania kraju. Chodzi o mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat, którzy według ukraińskiego prawa powinni bronić swojego kraju. „ […] „Komunikat o rozbiciu zorganizowanej grupy przestępczej SBU umieściła na komunikatorze Telegram, ale szybko go zdjęła. Dziś nie ma po nim śladu. „ […] „przeważająca większość Ukraińców […] broni swojego kraju […] Tych, którzy od tego obowiązku próbują uciec, ścigają tamtejsze służby. Nagłaśniają to ukraińskie media „ […] „W kwietniu Rada Najwyższa Ukrainy wprowadziła odpowiedzialność karną za nielegalne przekroczenie granicy przez mężczyzn w wieku poborowym podczas wojny. Osoby, które próbują nielegalnie opuścić terytorium Ukrainy, podlegają grzywnie w wysokości od 5 do 10 tys. dochodów minimalnych (od 85 do 170 tys. hrywien) lub karze pozbawienia wolności od 3 do 5 lat. „ (Źródło: https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art36486841-wbrew-zakazowi-z-ukrainy-do-polski-wjechalo-432-tys-mezczyzn-objetych-mobilizacja)
Czy osoby, które podały się do dymisji, miały sprzeczne interesy klasowe z Zełenskim i ukraińską burżuazją powiązaną z krajami zachodnimi?
„Jeżeli chcemy otrzymać miliardy dolarów na odbudowę Ukrainy oraz wsparcie wojskowe, które gwarantuje nasze zwycięstwo w tej wojnie, mamy gwarantować naszym zachodnim partnerom odpowiedzialność organów władzy państwowej – komentował sprawę Tymoszenki szef NAZK Ołeksandr Niwikow w wywiadzie dla censor.net„ (Źródło:https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art37828431-jedni-walcza-za-ukraine-inni-kradna-korupcja-w-czasach-wojny-czesto-nawet-rozkwita)
Czy „odpowiedzialność organów władzy państwowej gwarantowana zachodnim partnerom” nie jest przykrywką dla wykonania niezbędnych kroków by – wzorem Polski – w większym stopniu uzależnić Ukrainę od zachodnich imperialistów?
„W dyskusji o odbudowie Ukrainy, do której już teraz, za pośrednictwem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH), zgłosiło się ponad 1400 polskich przedsiębiorstw pada często pytanie, na ile nadzieje polskiego biznesu na udział w odbudowie Ukrainy są realne, a na ile rozdmuchane, choćby z uwagi na możliwości naszej gospodarki/firm w porównaniu z gospodarkami Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji, których przedstawiciele również zgłaszają chęć udziału w odbudowie.” […] „– Polskie firmy już przed wojną inwestowały w Ukrainie. W szczególności miało to miejsce w trzech branżach. Po pierwsze, to przetwórstwo przemysłowe, w którym chodziło częściowo o przenoszenie produkcji do Ukrainy. Po drugie, były to usługi finansowe, i po trzecie, handel. I te inwestycje mają znaczenie z punktu widzenia perspektywy odbudowy ukraińskiej gospodarki. Wydaje się, że polskie firmy będą w stanie konkurować z zachodnimi gigantami z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że nasza skala zaangażowania będzie inna. O ile w Ukrainie będą inwestować duże zachodnie koncerny, wchodząc w część branż tamtejszej gospodarki, o tyle polskie mniejsze i średnie firmy są dużo bardziej elastyczne i będą wypełniać brakujące luki. Ponadto dlatego, że my już tam inwestowaliśmy i mamy związki biznesowe z Ukrainą, na co dodatkowo nakłada się bliskość geograficzna i kulturowa – analizował Marcin Klucznik. Przypomniał też, że władze ukraińskie nadały ustawowo polskim obywatelom specjalny status, który pozwala im na łatwiejsze inwestowanie w Ukrainie. I ma to być nasz atut w okresie odbudowy Ukrainy i przy inwestycjach w tym kraju. „ (https://www.rp.pl/gospodarka/art37655361-odbudowa-ukrainy-szansa-dla-biznesu)
Polska bije się z zachodnimi imperialistami, takimi jak Francja, Niemcy, czy Wielka Brytania o możliwość eksportu kapitału do Ukrainy. Dla ukraińskich, rosyjskich – i również polskich – klas pracujących najbardziej korzystne byłoby jak najszybsze zakończenie obecnej wojny. Po niej nastąpi odbudowa Ukrainy – na czym chcą zbić zyski zarówno nasi krajowi burżuje, jak ich zagraniczni odpowiednicy. „ O ile w Ukrainie będą inwestować duże zachodnie koncerny, wchodząc w część branż tamtejszej gospodarki, o tyle polskie mniejsze i średnie firmy są dużo bardziej elastyczne i będą wypełniać brakujące luki”. Może państwo polskie, dzięki temu stanie się małym, lokalnym państwem imperialistycznym? Z jednej strony zależnym od większych imperialistów, takich jak Niemcy czy USA, z drugiej strony – samemu zatrudniając tańszą siłę roboczą ze wschodu oraz eksportując tam kapitał, w rejony rynku wolne od wpływu zachodnich mocarstw („ my już tam inwestowaliśmy i mamy związki biznesowe z Ukrainą”) ?
Źródło danych: https://www.ft.com/content/9b5da3fc-d408-4df2-84ca-48bdcbde594e
27.01.2023 – Konkurencja między imperializmami – gdzie dwóch się bije, tam trzeci i czwarty korzysta
Ciekawe informacje dot. konkurencji imperializmów wobec siebie. USA traci na rzecz Wielkiej Brytanii, Europy (zwłaszcza Niemiec), a także Japonii – oraz prawdopodobnie Chin.
Z jednej strony USA.
Rezerwa Federalna odpuściła podwyżki stóp procentowych. W zeszłym roku, przez pierwsze trzy kwartały RF prowadziła wielkie podwyżki stóp procentowych, co przyczyniło się do przyciągnięcia inwestorów i wzrostu wartości dolara. Po spowolnieniu tempa podwyżek stóp procentowych, dolar osłabł w stosunku do innych walut – jena, euro i funta szterlinga – co sprawiło, że inwestorzy zwrócili się w kierunku innych banków centralnych. Dolar zaliczył spadek o 1.5% w stosunku do 6 głównych walut, co zmierza w kierunku czwartego z rzędu spadku w tym miesiącu – w tej chwili obrót dolarem znajduje się na poziomie maja 2022. Wzrost kursu dolara w zeszłym roku – a więc waluty szczególnie istotnej dla światowego systemu kapitalistycznego – był odczuwalny przede wszystkim dla rozwijających się gospodarek, których import i pożyczki odbywają się właśnie w tej walucie. Jak się można było spodziewać, trend odwrotny – obecny spadek kursu dolara – poskutkował odwrotnymi rezultatami: wzrostem kursów walut krajów rozwijających się o 2.4%. Jak się można było spodziewać, kraje rozwijające się korzystają na słabnięciu waluty – do tej pory naczelnego – światowego imperialisty, USA.
Z drugiej strony – reszta świata.
Europejski Bank Centralny i Bank Japonii przejęły inicjatywę z rąk Rezerwy Federalnej. Biorąc pod uwagę politykę wobec stóp procentowych Rezerwy Federalnej, EBC raczej pozostanie przy dużych podwyżkach stóp procentowych, a Bank Japonii – który do tej pory prowadził luźną politykę pieniężną – pójdzie jego śladem. W przeciwieństwie do słabnącego dolara, Euro i Jen są najmocniejsze od czasu wiosny 2022 roku – który ogólnie był trudny dla tych krajów.

Dlaczego? Wysokie koszty gazy ziemnego i ropy naftowej, sprawiły, że uzależnione od importu towarów Europa, Wielka Brytania i Japonia traciły – inwestorzy opuszczali te kraje, osłabiając euro, funta i jena. Jednakże, jako że zima była dość ciepła, popyt na gaz ziemny utrzymywał się na stabilnym poziomie. Ceny surowców na tyle pozytywnie zaskoczyły ekonomistów, że Deutsche Bank skorygował swoją prognozę – zamiast spowolnienia europejskiego wzrostu gospodarczego o 0.5% przewidując przyspieszenie o 0.5% w 2023 roku.
Słabsze wobec imperializmu, USA imperializm niemiecki i japoński umacniają swoje pozycje. W przypadku emitowanego przez centralny Bank Japonii jena jest to oczywiste – umocnienie waluty Japonii (notabene, nawet w trudnym dla światowego kapitalizmu roku 2022, trzeciej – po dolarze i euro – waluty światowej) umacnia japoński imperializm.
(https://www.bankier.pl/waluty/kursy-walut/nbp/JPY)
W przypadku euro nie jest to tak oczywiste – wszak żaden narodowy bank centralny nie emituje euro. Robi to – teoretycznie niezależny – Europejski Bank Centralny. Ale to Niemcy zyskały zdecydowanie najwięcej na wprowadzeniu euro; prawie 1,9 bln euro w latach 1999-2017. Daje to około 23 000 euro na mieszkańca. W pozostałych przypadkach jedynie Holandia odniosła znaczne korzyści z wprowadzenia euro.
Tak jak Japonia – ma według przewidywań – odejść od luzowania ilościowego, tak Chiny rezygnują z tej polityki by wzmocnić wzrost gospodarczy po fatalnym 2022 roku, gdzie gospodarka chińska odnotowała jeden z najsłabszych wyników w historii. Prognozy są jednak mieszane, bo oprócz wzmocnienie wzrostu gospodarczego może zwiększyć popyt na towary, powodując wzrost globalnej inflacji. Na początku tego roku, Chinom przepowiadano pierwszy od 40 lat wzrost gospodarczy na poziomie lub poniżej globalnego poziomu wzrostu (co oznacza, że ma on spowolnić światową aktywność gospodarczą zamiast ją napędzać). Oczywiście, przewidywania te snuje inteligencja na usługach klas rządzących zachodnich imperialistów, trzeba więc – jak na wszystko – patrzeć przez „filtr” klasowy.
Na pierwszy plan do tej pory zdawała się wysuwać walka imperializmów amerykańskiego i chińskiego. Według Banku Światowego w zeszłym roku PKB USA wyniósł 22,9 bln dol., a zajmujących drugą lokatę Chin – 17,7 bln dol.
Chiński imperializm przoduje w Afryce. Z kolei w Europie trwa między imperializmem chińskim i amerykańskim walka o wpływy.
Według China Africa Research Initiative na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w latach 2000–2019 Chiny pożyczyły państwom afrykańskim 153 mld dolarów, głównie na realizację projektów infrastrukturalnych –co dla przynajmniej części z tych państw poskutkowało uzależnieniem i bankructwem.[…] Chiński koncern logistyczny Cosco posiada m.in. 100 proc. udziałów w terminalu kontenerowym w Pireusie (Grecja), 90 proc. w CSP Zeebrugge (Belgia) i 51 proc. w terminalu Noatum w Walencji (Hiszpania). […] Rok 2016, w którym Chińczycy przejęli Pireus, co dla wielu Europejczyków było szokiem, okazał się dotychczas tym, w którym wartość chińskich inwestycji w Europie osiągnęła szczyt – 47,4 mld euro. W kolejnych latach trend był spadkowy, w dużej mierze za sprawą wpływu USA, jednak w 2021 r. – jak podają w swoim raporcie Rhodium Group i Mercator Institute for China Studies – wartość inwestycji znowu wzrosła, i to skokowo, o 33 proc. rok do roku. W UE i Wielkiej Brytanii wyniosła 10,6 mld euro. (
https://www.forbes.pl/gospodarka/chiny-i-usa-rywalizacja-globalnych-poteg/h2xzb46)
Z drugiej strony, wygląda jednak na to, na walce dwóch potęg mogą skorzystać przodujące gospodarki strefy euro (a już na pewno Niemcy) i Japonia, co do których prognozy – na dzień dzisiejszy – wydają się o wiele bardziej korzystne, a raczej dla ich klas rządzących. Oczywiście, zmiana podziału świata między imperializmami dzieje się niejako nieustannie, na naszych oczach, w postaci walki o strefy wpływów. Wojna w Ukrainie świadczy jednak o zaostrzeniu i zintensyfikowaniu tej walki – a skoro chodzi o ponowny podział świata, to na tej wojnie się nie skończy. W tych wojnach, niezależnie między którymi imperializmami będą się toczyć, przegranymi będziemy my – osoby z klas pracujących. Dlatego nie możemy dopuścić do wojny imperializmów, i musimy zintensyfikować w jednych miejscach, a rozpocząć w innych walkę klasową, przeciwko burżujom w naszych krajach.
Źródło danych i grafiki: https://www.ft.com/content/84e98e21-0c89-486b-8ec9-b4c56c8af129
30.01.2023 – słów kilka o wydajności pracowników dzisiejszego kapitalizmu
Dzisiejsi ekonomiści zastanawiają się, dlaczego wydajność pracowników spada.
Jedną z domniemanych przyczyn jest spadek produktywności po Wielkiej Recesji 2007-2009

i jego analogia do spadku produktywności po światowej pandemii COVID-19.

Jak najbardziej jasne – spadek ogólnej działalności gospodarczej, (zwłaszcza produkcji) i zatrudnienia skutkuje spadkiem produktywności. Nie jest to zaskakujące i w zasadzie samo przez się się wyjaśnia.
Inną przyczyną jest sprzeczność nowoczesnego kapitalizmu – pomiędzy poziomem społecznej edukacji technologicznej, a samą technologią, co obniża produktywność. Państwo kapitalistyczne z różnych względów, nie dba o nadmierną edukację swoich obywateli. Typowy obywatel ma być wykształcony na tyle by móc pracować w kapitalistycznym przedsiębiorstwie, podporządkować się kapitalistycznej nadbudowie – a zwłaszcza burżuazyjnej ideologii. Wszystko ponadto jest niepożądane, a wręcz niedopuszczalne – dlatego też w szkołach uczą np. podstaw przedsiębiorczości, choć to mniejszość z absolwentów systemu edukacji będzie kapitalistami. O edukacji na temat praw pracowniczych i działalności w związkach zawodowych nie słyszałem. Wracając, nie dostarczając odpowiedniej edukacji obywatelom, do obsługi coraz bardziej wymagającego technologicznie systemu, państwo kapitalistyczne wchodzi w kolejną pętelkę własnych sprzeczności. Edukacja nie dotrzymująca kroku technologii, sprawi, ze usprawnienia technologiczne przyniosą mniejsze korzyści funkcjonowaniu systemu – oprócz negatywnych konsekwencji dla klas pracujących (bezrobocie strukturalne), będą miały negatywne konsekwencje dla samego kapitału – w postaci spadku produktywności i wzrostu gospodarczego.
Natomiast to nad tzw. shadow work – pracą w cieniu, pracą ukrytą – jako nad jedną z możliwych przyczyn najbardziej zastanawia się autorka artykułu.
Czym jest shadow work? To termin ukuty przez Ivana Illicha w 1981 roku, który obejmował nieopłacaną, wykonywaną w gospodarce pracę – taką jak zajmowanie się dzieckiem lub domem. Termin ten obecnie rozszerzany jest o pracę, którą kapitaliści – dzięki nowoczesnej technologii urządzeń przenośnych, aplikacji i internetu, przerzucają na konsumentów. Mowa tutaj o czynnościach takich jak zamawianie jedzenia w fast-foodach, kupowaniu biletów na pociąg przez aplikację, rozwiązywanie problemów technicznych, dzienniki elektroniczne, kasy samoobsługowe, bankowość itd.
Wg. autorki, około ¼ miejsc pracy w USA zostanie poważnie naruszona przez automatyzację do 2030 roku (a większość miejsc pracy w ogóle doświadczy z tego powodu problemów). Wg. badania Brookings z 2019 roku, automatyzacją są najbardziej zagrożone najniżej opłacane miejsca pracy – często właśnie te na najniższym poziomie sektora usługowego.
W tej chwili, nie raz i nie dwa spędzamy wolny czas po pracy, wykonując czynności dawniej wykonywane przez innych pracowników, zatrudnianych na specjalnie do tego przeznaczonych stanowiskach. W Polsce różnie to bywa, natomiast w oczy rzuca się na przestrzeni lat następujący schemat – początkowe „udogodnienie” dla klienta w postaci możliwości załatwienia sprawy przez internet/aplikację z biegiem czasu staje się coraz bardziej forsowane (np. poprzez ograniczanie okienek z ludźmi a poszerzanie możliwości załatwiania czegoś bez ich udziału, samemu, w aplikacji), aż w końcu totalnie wypiera konieczność zatrudnienia pracownika. Przykład? Supermarket, w którym z siedmiu kas, tylko jedna jest obsługiwana przez pracownicę, pośpiech kieruje nas do samoobsługowej kasy. Wszechobecne żabki, w których kasy samoobsługowe zaczęły na dobre wypierać kasjerów – do tego stopnia, że zaczynają pojawiać się żabki kompletnie „bezzałogowe”. Przewozy osób, gdzie biletu nie można kupić nigdzie poza internetem (chociażby PKS/PKP w mniejszych miejscowościach, gdzie od wielu lat nie widać obsługi w dawnym budynku dworca – bo bilety kupuje się przez internet).
I bezzasadny jest tu argument o obniżeniu cen konsumpcyjnych poprzez ograniczenie pracy ludzkiej zawartej w dostarczeniu dóbr/czy usług. Po pierwsze, bardziej prawdopodobne – a wręcz pewne – że kapitaliści oszczędzone w ten sposób pieniądze zaliczają na poczet zysków (osiąganie zysku jest w końcu celem funkcjonowania przedsiębiorstwa kapitalistycznego). Po drugie, zapewne nikt z nas – pracowników – nie pamięta, żeby wprowadzenie kas samoobsługowych w sklepach czy rezerwacji biletów PKS/PKP przez internet obniżyło ceny artykułów sklepowych czy biletów.
Co jeszcze ważniejsze – nie jest to społecznie korzystne dla klas pracujących. Z jednej strony, redukcja miejsc pracy, z drugiej strony – kapitaliści przerzucają koszty pracy na konsumentów, występujących jako krótkotrwale nieopłacani pracownicy. Oczywiście, nie jest to błąd w systemie kapitalistycznym, a jego naturalna konsekwencja – wynikająca z nadrzędnego celu tego systemu, jakim jest akumulacja kapitału. Wyżej naszkicowana strategia może być w końcu przez kapitalistę nazywana „racjonalizacją”, „optymalizacją” – w logikę których jest wpisane osiągnięcie jak największego zysku jak najmniejszym kosztem. Jeżeli pracę, za którą do tej pory musiałeś płacić pracownikowi wynagrodzenie, możesz przerzucić na konsumentów i zapewnić wykonanie tej pracy za darmo – to jest to, z punktu widzenia kapitalisty, konieczne usprawnienie działania przedsiębiorstwa.
Ponadto, pamiętajmy, że rezerwowa armia bezrobotnych jest ważnym elementem kapitalizmu. Bezrobotni poprzez swoją aktywną konkurencję na rynku pracy wywołują stały, zniżkowy wpływ na płace, „wywiera w okresach zastoju i średniego ożywienia nacisk na czynną armię robotniczą, a trzyma w ryzach jej żądania w okresach nadprodukcji” [K. Marks, Kapitał, t. I, s.690]. Wprowadzenie maszyn oszczędzających pracę – by obniżyć koszty – jest naturalnym, spodziewanym dążeniem kapitalistów (a zwłaszcza w reakcji na zwyżkową tendencję płac).
Źródło danych: https://www.ft.com/content/c2913c55-b9f5-44fa-b6dc-7cd7a2659925